Ja kloszard

ubiorę się najlepiej jak potrafię, założę na siebie tylko to co naturalne, żadnej syntetycznej bielizny co to raz zimna, gdy zimno, a raz gorąca, gdy na dworze ukrop.
w rękę wezmę jedną torbę do niej wrzucę coś na pogodę i niepogodę i udam się w drogę, ale wpierw z pokoju wyniosę wszystko co zostało – zrobię wystawkę, może komuś się przyda to i owo. żadnych kluczy, żadnych telefonów, dość zamknięcia w czasie, który stał się pułapką dla myśli.
czas się zebrać i wyjść, wędrować przed siebie gdzie wzrok poniesie. i tak iść, i zapomnieć o wszystkich i wszystkim. nie rozpamiętywać dobrych ani złych chwil. wsłuchać się w rytm życia drugiego obiegu, wczuć się w puls innego umierania.
nie wiem jak będzie. czy będę żebrał, czy może starczy mi sił na na pracę dorywczą za miskę strawy, a może zmuszony będę kraść, aby przetrwać kolejny dzień..
może, jeśli dane mi będzie, zdołam to opowiedzieć słowami kloszarda?

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Panie Marku

Czuję ten smutek. Trochę wiem.

Ale…

Wiele razy chciałam tak. Wziąć tylko naprawdę potrzebne rzeczy, zostawić niepotrzebne. Wyłączyć urządzenie rozmaite.

I iść przed siebie.

Nigdy tego nie zrobiłam dosłownie, ale teraz tak właśnie idę.

Nie zostawiając niczego i nikogo za sobą, choć tego i owego się pozbywając.

W takich sytuacjach sprawdzamy siebie. To wszystko co wiemy o sobie, albo na swój temat myślimy.

Jeśli trzeba zdawać ten egzamin, to się go zdaje.

A nigdy nie wiadomo co jest za następnym zakrętem.

Trzymam kciuki.


Szanowna Gretchen

dziękuję
dobrej nocy – spróbuję zasnąć bo rano trzeba na nogach jakoś stać...

Pozdrawiam


Tak się nie da

Jestem bażantem terytorialnym. I rakiem. Muszę mieć skorupkę.


Panie Marku

I wzajemnie.

Spokojnych snów.

Pozdrowienia.


Pino

Da się.
Ale rozumiem potrzebę posiadania terytorium i skorupki.

Mnie natomiast dogonić trudno.


Kloszardzi

Miałem przed laty z nimi do czynienia co nieco, sam wędrowałem namiętnie po Polsce i po Europie. Najlepszym miejscem do bezdomności wydaje się Paryż, dużo darmowych jadłodajni, sporo życzliwych ludzi, którzy nakarmią, no i w ogóle wesoło i klimat jest (był?). Widziałem kiedyś jak do wylegujących się na placyku w Dzielnicy Łacińskiej kloszardów podeszła piękna, subtelna dziewczyna, chwilę porozmawiała i poszła do sklepu, po czym wróciła z dwiema reklamówkami jedzenia i dobrych win. Spotykałem też w Paryżu kloszardów pochodzących z demoludów. Różni byli. Rumun np. narzekał, że kapitalizm niedobry, a komunizm ok, w odpowiedzi usłyszał od nas, zeby się fakował. Pewien Bułgar z kolei, który trzy lata w metrze przemieszkał, zachował pogodę ducha. Na dzikim kempingu w Lasku Bulońskim różni mieszkali. Francuzi stawiali im namioty, kuchenki i butle z gazem dawali. Najliczniejsi i najbardziej obrotni byli Polacy. Karpie w kanałach łowili i rabowali co się dało i kogo sie dało. W końcu swego szefa zamordowali i utopili w pobliskiej Sekwanie i tak się w zasadzie żywot dzikiego obozowiska i zbiorowiska wszelkiego bandyctwa zakończył. Mam trochę zdjęć z tamtych czasów. Zeskanuję kiedyś i wrzucę do swojego notatnika na blogspocie.

pozdr.


Panie Kisielu, a czemu tylko na blogspocie?

Na TXT o Prayżu trochę było i o ludziach z Paryża (tekst i zdjęcia Gre,) więc mógłby pan pokazać nam z innej strony ten Paryż.

No i Agawa by się odniosła profesjonalnie:)

Marku, tak jakoś mi się skojarzył klimat tej notki a i innych twoich:

Jak to było, autocytat stąd:“http://tekstowisko.com/tecumseh/60642.html”

Wsiadł do pociągu, co jechał na północ. Nie ważne dokąd, ważne, by jak najdalej.Nie wiedział, co będzie dalej. Nie obchodziło go to. Może wyląduje w Bieszczadach, może na dworcu jako kloszard, może zacznie pracować w hospicjum, może znajdzie prawdziwą miłość


Niestety..

Coraz mniej wolnej ziemi.. , dzikiego zachodu nie ma, dzikie pola pod kołchozy poszły a Kozacy pod miecz.

Widzę tylko, że luźnych ludzi nie brakuje.

Trzym się.


Subskrybuj zawartość