Madowi ku pokrzepieniu (1)

„Literatura kona w dzikich krzykach
a tłum się śmieje, śmieje do rozpuku!
Kpy jakieś tango tańczą na pomnikach
I wieszczom wrzeszczą: terefere-kuku!”

Jak dokładałem do ognia, czyli rzecz o sprawach prostych i oczywistych. Amen.
Zaczynamy chocholi taniec. Nie będzie bruków, zatańczę na grubym dywanie, pod który różni tacy sprawy skrzętnie zamiatają. Dość rymów prostych, i myśli częstochowskich. Zatem do dzieła.
Mad ma zamiar, z tego co wynika, w pojedynkę zmierzyć się z systemem?
Mad ma pomysł, wiedzę i odpowiednie wykształcenie. Co niektórzy już odradzają Madowi, powiadają z trwogą w głosie: w pojedynkę nie dasz rady, przegrasz.

Postaram się, na własnym przykładzie, pokazać, że ci którzy twierdzą, że jakiekolwiek działanie w sferze społecznej/publicznej w pojedynkę z góry jest skazane na niepowodzenie, są w błędzie.

W marcu 2003 roku stworzyłem, od podstaw, portal internetowy Platforma Kociewie (można sprawdzić w Google). Wymyśliłem sposób samofinansowania – stworzyłem bazę i Katalog Firm Kociewia. Z reklamy zamieszczonej na PK finansowałem jego rozwój opłacałem:
1) serwery (pierwotnie był na „gościnnym” serwerze, na którym nagle po publikacji „Jak głęboko sięga korupcja” stała się rzecz niebywała: pękła nagle taśma streamera!

W taki sposób utraciłem efekt półrocznej pracy – choć w umowie jak byk stoi zapisane: backup sporządzany automatycznie dwa razy na dobę!
2) opłacałem przez sześć lat domenę
3) pracę kilku osób
4) utrzymywałem siebie i Rodzinę
5) finansowałem wydawany Biuletyn Informacyjny Platforma Kociewie

Wkrótce wszystko się wyjaśniło. Okazało się, że ta firma w ramach ‘wygranego przetargu’ świadczyła usługi (zaopatrzenie, konserwacja i utrzymywanie sprzętu i systemu komputerowego) na rzecz Urzędu Miasta, którego to urzędników akurat rzeczona publikacja dotyczyła.

Wkurzyłem się, ale nie załamałem. Wręcz przeciwnie – dodało mi to wiary w sens tego co robiłem.
Odkrywałem kawałek po kawałku zadziwiające działanie i funkcjonowanie lokalnego „układu”.
Publikacje o kantach i przekrętach pod parasolem lokalnej sitwy kolesi wypływały coraz szerzej.

Początkowo nikt z rządzących, działających w ramach koalicji SLD i Stowarzyszenia Kociewskiego (Stowarzyszenie Kociewskie, jak jemu podobne inicjatywy w całym kraju, powstało na dwa lata przed śmiercią nieboszczki PZPR – „sztandar wyprowadzić”; głównie – identycznie jak zarządy spółdzielni mieszkaniowych – składało się z zaufanych towarzyszy.) się nie przejmował tymi publikacjami.

- E tam, kto tam będzie czytał jakieś wwwplatformakociewie, coś tam coś – kpiąco powiadał w przerwach sesji rady, przewodniczący Rady Miasta, Stefan Milewski.

Wtedy owemu staremu towarzyszowi (były wicewojewoda gdański z nadania Kiszczaka) najwyraźniej wydawało się, że Internet to sprawa lokalna. A skoro lokalna, to ONI są w stanie zapanować nad trzymaniem wszystkiego pod swoim specjalnym kloszem, który był dodatkowo chroniony przez parasol ochronny*

Niestety, wyraźnie nie docenili prywatnej inicjatywy, co już wkrótce miało się okazać, że tkwią w poważnym błędzie. Obiegowo powtarzalny mit: z systemem nie wygrasz wpierw się potknął, a potem padł na twarz.

Ale jaki system, skoro wszyscy się wypierali i zaprzeczali o istnieniu takowego, o udziale w jakiejkolwiek grupie wzajemnego wspierania się?
Ja nie grałem z żadnym system, tym bardziej, że taki przecież nie istnieje…

Kiedy w kilku przypadkach moje publikacje trafiały do lokalnych gazet, ONI zaczęli działać nerwowo: popełniali błąd za błędem, popełnili ich cały szereg . Po tych przedrukach z Platformy Kociewie, składy redakcji tych gazet zostały w trybie natychmiastowym zmienione. Ot ‘wolna’ kociewska prasa.
Tym samym ujawnili czego w istocie się boją. Pokazali, że boją się prawdy.

Wtedy zapewne jeszcze nie znali moich standardów pracy i przyjętych metod działania: wymiana obiegu informacji.
Nie mieli pojęcia, że współpracowałem z wieloma ciekawymi osobami w kraju i za granicą. Że wielu z nich było funkcjonariuszami rozmaitych instytucji. Że liczne publikacje z PK trafiają do innej prasy, papierowej i internetowej. Że byłem jednym z inicjatorów i założycieli Stowarzyszenie Dziennikarzy i Mediów Internetowych

Kiedy liczba unikatowych gości przekroczyła grubo ponad tysiąc dziennie, wtedy było już troszkę jakby po obiedzie…
W tak zwanym międzyczasie zarejestrowałem tytuł prasowy dwutygodnika „Biuletyn Informacyjny Platforma Kociewie”. Jeśli ktoś mam zamiar poczytać odsyłam do Biblioteki Narodowej, lub ewentualnie mogę wszystkie numery dostarczyć w formacie PDF.

Kiedy okazało się, że w radzie miasta i w samym urzędzie dzieje się nie tak, że przewodniczący wykorzystywał piastowaną funkcję dla osiągnięcia korzyści osobistych, że firma jego żony, w której miał udziały „wygrała przetarg” na wymianę okien w magistracie, że wybudował swoją prywatną pocztę na gruntach spółdzielni mieszkaniowej, że … i że .., to wtedy radni SLD złożyli zawiadomienie do prokuratury, o to, że ich pomawiam i utrudniam wykonywanie mandatu radnego.
Żądali od prokuratury mojej głowy, życzyli sobie, aby ta spowodowała zamknięcie tytułów.

Ale starogardzka prokuratura też była z prawem na bakier.

Okazało się, co im wytknąłem w obszernej publikacji podpartej dokumentami, między innymi wyciągi z Księgi Wieczystej, że poświadcza nieprawdę.
Na stronach BIP Prokuratury Okręgowej podawali, że budynek, który zajmują przy ul. Kościuszki należy do banku, kiedy w rzeczywistości był/jest własnością osoby prywatnej, co było (jest?) nie tegez z prawem. No, ale to oni prawo stanowią, czyż nie?

Wszystkie zwierzęta są równe.

Taki zapis widnieje w „Folwarku zwierzęcym” Orwella, by potem się przeobrazić i przybrać ostatecznie formę: Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze.
Prokuratura mnie oskarżyła zgodnie z życzeniem, tych co mieli większość w radzie.
Ale sąd nie podzielił zdania prokuratury – nakazał w trybie pilnym zbadania wszystkich spraw podnoszonych w publikacjach, czego prokuratura zrobić nie chciała, lub wręcz nie mogła?

Nie ma przecież żadnego układu, to skąd ten lęk przed zbadaniem – jak to określali sami zawadniający – fałszywych oskarżeń?
W końcu sprawę umorzono.
Tematu jednak podjął się przewodniczący, który miał, jak się wydawało najwięcej do stracenia.
TUTAJ

Wyjmowałem IM, niczym wytrawny prestidigitator, królicza za króliczkiem z niewidzialnego magicznego kapelusza.

Madzie, jeśli na cokolwiek byłbym się nadał – masz moje wsparcie i pomoc.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Dziękuję.

Bardzo dziękuję.

Już wkrótce www.przemek.saracen.pl !


+

!


____________________________

Image Hosted by ImageShack.us

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Docencie

gdzieżże się tak daleko wstecz zapędził ;)
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Subskrybuj zawartość