Odpowiedź (przed)wigilijna

Kiedyś dawno, dawno temu dwóch smutnych panów, nazywali się Grimm, postanowiło zebrać w jedną całość ludowe opowiadania i wydać je jako zbiór…
No i się udało. Obok znanych bajek i baśni pojawiło się wiele innych, mniej znanych, które – choć nie złotymi zgłoskami, to jednak wpisały się na stałe do światowej literatury.

Nie będę tutaj konkurował z braćmi. Nie będę też dokonywał analizy ich twórczości – zrobili to inni, i dobrze.

Jako że za oknami zrobiło się biało, a z oknem tramwaju, którym przemierzam to wielkie miasto, świątecznie, to sobie pomarzyłem troszeczkę. A co tam, troszkę można.

Postanowiłem popaść w ten świąteczny nastrój, póki mam jeszcze ku temu jakieś powody, i zanim dopadną mnie takie przemyśliwania, które przedstawiał Karol Dickens w swoich licznych opowieściach…

Lubię święta, lubię radość ludzi. Zwłaszcza lubię patrzeć na dzieci przepełnione szczęściem, które z nich promienieje. Najbardziej kiedy ta radość, to szczęście są spontaniczne – wypływają z głębi serc i uczucia są krystalicznie czyste nie zabrudzone zazdrością, zawiścią..

Przy takich okazjach zawsze, na malutką chwilkę włączają się wspomnienia z mojego dzieciństwa, przypominają mi się moje marzenia… Czy się spełniły?
Niektóre tak, inne nie…

Z tych które się spełniły cieszyłem się bardzo: własna rodzina, własny ciepły, bezpieczny dom ze zdrowymi wesołymi dziećmi pod dachem, przy stole, przy choince, na wspólnym spacerze przy pierwszym śniegu..

Z tych niespełnionych …
No cóż, życie jest jak loteria. Nie każdemu szczęście sprzyja. Cholera.

Ktoś rzec może, że miłość jest najważniejsza. Zapytam przekornie – jaka, czyja i komu ma służyć?
Miłość ma czasem oblicze komuny, takiej ulicznej barykady, na którą co rusz każdy włazi: raz z jednej za chwilę z drugiej strony.
Lub, na co wpadłem niedawno: z miłością to troszkę jak z prochami, jeśli są zabrudzone szkodzą…

Ale, ale. Wracając do tego świątecznego nastroju jego aury, która już wielkim blaskiem odbija się w centrach handlowych: Galeria Dominikańska, a Pasaż Grunwaldzki zwłaszcza, kiedy spoglądam na liczną rzeszę młodych w przeważającej liczbie są to studenci, którzy wydawałoby się wiodą beztroskie życie, to mimowolnie zadaję sobie pytanie – Jak to właściwie jest, że na zewnątrz bardziej pokazujemy nie to co nas dręczy lecz stwarzamy pozory szczęścia? Czy nie aby po to by czuć się dobrze? Aby odgonić od siebie te nieprzyjemne uczucia?

Nieopodal rynku tuż przy jednej z jadłodajni, gdzie można zjeść naprawdę dobrze i tanio, niechcący podsłuchuję rozmowę. – Słuchaj mam wybór, albo zjeść albo wracać, na nic innego mi nie wystarczy…

Podsłuchanemu dobrze przyjrzałem się w witrynie wspomnianego baru. Fakt, co do pierwszego wyboru poleciłbym natychmiast aby cokolwiek zjadł. Wyglądał przeokropnie zagłodzony?!
Jego twarz przypomniała pergamin, taki w który za PRL-u zawijało się smalec.

Na sobie miał jakieś tam podniszczone markowe ciuchy , które wisiały na nim niczym strzępy na nie-markowym młodzieńcu.
Lat około… No, tu podjąć ryzyko określenia wieku to nie lada wyczyn. Wzrost niewielki, około 165 cm, waga jeszcze marniejsza; na pierwszy rzut oka ważył mniej niż zabiedzony dżokej.
Siły głosu żadnej, bardziej rezygnacja, taka totalna absolutna.
Taki całkiem szary, ledwie zauważalny, takie prawie nierzucające się w oczy nic, gdyby nie telefon przez który rozmawiał byłby całkiem z innej rzeczywistości.
Wydawał mi się wyimkiem z bycia którejś postaci z powieści Mistrza

Na jego widok zapytałem sam siebie w duchu: ludzie dlaczego nie nosicie żałoby po tym człowieku, który choć jeszcze tutaj stoi, i do kogoś mówi, to już tak naprawdę nie żyje…

Przez szybę baru „Miś” zauważyłem, że wszystkie stoliki są zajęte, spojrzałem na zegarek była piętnasta z minutami. To zapewne studenci z pobliskich uczelni.

Raz jeszcze przyjrzałem się temu młodzieńcowi o wyglądzie styranego życiem starca, bardziej ofiary największego z kryzysów narkotycznego głodu: i pomyślałem, że ów ktoś nie może mieć więcej niż 10 złotych, a może nawet nie ma tylu środków, jeśli dziesięć złotych można określić mianem środków, to znakiem tego musi mieszkać w promieniu nie większym niż 100 kilometrów od Wrocławia.

Kiedy po ułamku sekundy spojrzałem znów w szybę, tamtego już nie było. Obejrzałem się, spojrzałem na chodnik czy aby nie upadł, z lekkim niepokojem rzuciłem okiem na pobliską kratkę ściekową, czy aby tam nie spłynął lub nie wciągnął go jaki niewielki stwór silniejszy od niego. Nie było. Tak, od tego kogoś wszystko wydawało się być silniejsze.
Gdyby go ktoś przykleił omyłkowo na list polecony lub na paczkę jako znaczek zapewne nikt by się w ogóle nie zorientował…
Z odciśniętą pieczęcią nabrałby pewnej wartości, może nawet numizmatycznej?

Mijając jeden z licznych kościołów, jest ich tutaj chyba tyle samo co mostów, a może nawet więcej, znów włączyła mi się prawie świąteczna atmosfera…
Rozwinięty transparent na ścianie świątyni wydawał mi się jakiś niekompatybilny z wydarzeniami na gdańskim wybrzeżu, gdzie księża nawołują aby nie wspierać ludzi ubogich! (sic).

Oczyma wyobraźni widziałem inny napis, bardziej adekwatny niż ten który tam wywieszono:
Nie wspieraj żebraków, oni nam (purpuratom) robią konkurencję

Na nadchodzące święta już teraz życzę tym wszystkim, od których cokolwiek zależy, aby na tydzień przed wigilijną nocą doznali głębokiego doświadczenia i przemiany Ebenezera Scrooge’a.

Spełnienia tychże kieruję głównie do:
rządzących; polityków; hierarchów kościoła, zwłaszcza katolickiego; szefom fundacji, w których najlepiej żyje się fundatorom; wydawców największych gazet lub czasopism; właścicieli telewizji publicznej i niepublicznej; rozgłośni radiowych; 100 najbogatszych w Polsce, a też dwóch Kaczyńskich i jednego Tuska… i do tych wszystkich, którym pomógł stanąć na ‘własne’ nogi ukradziony pierwszy milion.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

+

zgadzam się właściwie.
A co do tych marzeń, to jeszcze zawsze niektóre się mogą spełnić.
A święta?
fakt, w dzieciństwie przeżywa się je najmocniej i pamięta (przynajmniej ja tak miałem), później to czasem raczej się czeka by się w końcu skończyły.Ja powiem tak, po kolacji wigilijnej, to już jakoś klimat mi przepada.(No chyba że na pasterkę pójdę_)

W sumie pewnie dużo bardziej wartościowe mogą być święta dla prawdziwie wierzących.

Pozdrówka.


Subskrybuj zawartość