Odpryski betonu minionej epoki

W rozmowie z kobietą, właścicielką spółdzielczego mieszkania w Nowym Porcie, naszły mnie dziwne myśli. Czy prawdziwe?
Otóż w ramach tzw. modernizacji łazienki w tym mieszkaniu (1,4 × 2,0 m) zadałem sobie pytanie: czy mam, znaczy się czy ona, ta kobieta ma prawo, dokonywać przeróbek w tym mieszkaniu. Czy ma prawo, za moim pośrednictwem, ingerować w inżynierską myśl tamtych czasów; dokonywać wyburzeń wiekopomnego działa wielkiej pyty(?).

Zresztą – pomyślałem sobie – na tak małej przestrzeni moje prace nie wpłyną znacząco na dokonania fachowców z tamtej epoki. I żeby sprawa była jasna dodać trzeba, że nad prawidłowością powstania dzieła, aż po jego uroczysty odbiór z nożyczkami w ręku i kwiatami, a potem wystawnym bankiecie w terenowym organie PZPR, czuwali magistrowie, inżynierowie, architekci, majstrowie, kierownicy, dyrektorzy – no i rzecz jasna – sekretarze jedynej i nieodżałowanej partii, polskiej zjednoczonej partii robotniczej.

Powstało dzieło, jak wiele innych temu podobnych. Dzieło, na które ludzie – spółdzielcy czekali naście lat, podobnie jak za telefonem, w którym – był taki czas – rozbrzmiewały beznamiętnie wypowiadane słowa: rozmowa kontrolowana; samochodem, który ledwo wyjechał za bramę a już trafiał do serwisu.

Oddano do użytku blok mieszkalny! Obwieszczały terenowe gazety, których mentorem, ba- organem założycielskim była znowu ta sama polska zjednoczona partia robotnicza. Celowo tyle razy wymieniam tę nazwę, abym nie zapomniał przez przypadek, a nazwę też ma taką bardzo ludyczną.

Wracając do rozmowy z tą kobietą. Krytykując wykonanie dzieła kobieta raczyła zauważyć, że to było wykonywane przez kompletnie pijanych robotników, którzy ukradli cement, wapno i wszystko co się dało…
Zatrzymałem ją w tej wyliczance. Pozwoliłem sobie na małą dygresję, i znów nie wiem czy mam rację, czy, niczym te dzieci we mgle, po prostu błądzę?

Zapytałem moją rozmówczynię – właścicielkę spółdzielczego M ileś tam – czy wie komu oni ten ukradziony towar zanieśli, co z nim zrobili inni? Zapytałem dlaczego przewinę za tamte szwindle zwala się na tych co to figurowali pod szyldem partii z użyciem nazwy – robotnicza?

Ciekawy byłem też, czy wie dlaczego w ten sposób przewalono odpowiedzialność tych, których wymieniłem wyżej, na tych, o których tylko się dziś mówi, że to oni spartolili robotę, że ukradli, że z ich winy planowe oddanie bloku(ów) odbyło się z poślizgiem lat kilku… Itd..

Wtedy też wyjaśniłem tej kobiecie, niczym Ben Akiba, że ten cały skradziony towar powędrował na place budów prywatnych inwestycji panów, którzy nie utożsamiali się z klasą robotniczą, choć akurat tych było najwięcej w partii robotniczej. Ciekawe, prawda?

Wmówiłem jej(?), że ci odbiorcy lewego towaru, który do nich trafił z polecenia sekretarza poprzez wiele innych ust (mylenie śladów) faktycznie byli pionierami polskich lombardów. Gdyż za zaniesiony do TAMTYCH worek cementu, społeczeństwo musiało wykupywać się sporym wyrzeczeniem. (sic)
I tak naprawdę za tamte „lombardy” płacimy do dziś.

A wracając do tematu dzieła – mieszkania spółdzielczego w bloku ( kierownictwo spółdzielni mieszkaniowych, to uwłaszczona nomenklatura tamtej starej przypadłości), to zastanawiałem się przez chwilę nad możliwością założenia pozwu z powództwa cywilnego: Kowalski przeciwko Skarb Państwa o zwrot poniesionych nakładów ( z łapówkami wręczonymi komisjom mieszkaniowym włącznie) , odszkodowanie za konieczność mieszkania w ‘cudzie’ gospodarczym – architektonicznym słusznie minionej epoki. Zainicjowanie procesu karnego na okoliczność powstanie zagrożenia dla zdrowia i życia, oraz strat znacznej wartości.

No ale co tam, póki co skuję stare tynki; w ten sposób na całym obwodzie (7 mb!) uzyska się pożądaną przestrzeń o całe 2 cm więcej!
Ludzie sobie przerabiają te swoje M ileś tam jak tylko potrafią, i na ile im pozwoli wyobraźnia. Tylko patrzeć jak się zaczną katastrofy budowlane spowodowane nadmierną eksploracją wcześniej ogołoconych z cementu ścian i posadzek.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Marku

Swoim tekstem przypomniał mi Pan o pewnym problemie, ktory niebawem wybuchnie z mocą wulkanu. I jak to z wulkanem nikt chyba nie myśli o tym, co zrobic z tym problemem, ktory dotknie setki tysięcy, jesli nie miliony ludzi w Polsce. Idzie mi własnie o tem bloki z wielkiej płyty, jakie budowano od lat kilkudziesięciu. Otóż wszystkie te bloki mają gwarancję na góra 50 lat.

A potem zaczna sie walić, albo będą zagrożeniem życia i mienia mieszkańców, mogąc zawalic się w kaźdej chwili. I nikt (przynajmniej nigdzie nic na ten temat nie czytałem, ani nie słyszałem) nic nie robi – oczywiście z osób odpowiedzialnych. A właściwie to kto jest odpowiedzialny za los mieszkańców bloków z wielkiej płyty?

We Francji powoli, od pewnego czasu wyburza się takie bloki przenosząc mieszkańców do innych budynków. A u nas? Skąd ci ludzie wezma pieniądze na nowe mieszkania? Etc. etc.

Pozdrawiam Pana serdecznie


Szanowny Panie Lorenzo

Tak to poważny problem i jak wiele innych bagatelizowany. Kiedy się już coś zacznie dziać to za to zapłacą najmniej winni, najbardziej bezbronni- ci o którym Pan pisze.
Prawdziwy szwindlem geszeftem w jedną stronę jest ustawa na mocy której spółdzielcy mają prawo wykupić dawno już zapłacone po kilka razy mieszkania. Szwindel, albowiem jak zacznie sie walić, a zacznie na bank, to odpowiedzialność spadnie na kogo? Na właścicieli, którzy stali się nimi stali tuż przed minięciem okresu gwarancji!!!

Teraz kilka słów z frontu robót:
od dawna mam problemy z odpowienim przebiciem się – nie wiem czym to jest spowodowane. Ale dziś się udało- wreszcie się przebiłem !!! Wpadłem ze ścianką działowa z łazienki do kuchni!? I to akurat w porę obiadu. To ci sukces.

Czego w tych ścianach nie ma, oprócz cementu i zbrojenia nie też właściwych przewodów elektrycznych, nie ma puszek- kable są po chamsku skręcone i dobrze jak daleko od rur z wodą; jeśli blisko to delikwent ma łazienkę z masażem- prawie ja u jednego takiego ministra. Nie ma belek nadprożnych, izolacji, cegieł nie ma tam gdzie być powinny. Ale są liczne ślady zmęczenia materiału! Ściany po zerwaniu tynku wyglądają masakrycznie. tylko patrzeć jak to wszystko się złoży niczym domki z kart.

Pozdrawiam


Szanowny Panie Marku

Rano Panu cos napiszę dla podniesienia ducha, bo dzis już pora trochę za późna.

Dobranoc z Panem, jak mawia nieoceniony Pan Yayco


Szanowny Panie Marku

Będzie to historia o tym, jak budowano mój dom. I chyba jedna z nielicznych, kiedy to inwestora, przynajmniej w pewnej częsci, nie zrobiono w bambuko.

Wybrałem sobie pod dom miejsce urokliwe, z widokiem na pasmo Małych Pienin, jak Pan się domyśla – w Szczawnicy.

Dom miał być z bali drewnianych potężnych, na podmurówce, w ktorej miały sie zmieścic różne takie nowoczesne urządzenia: kotłownia, garaż, sala fitness, piwnice i takie tam.

Do zbudowania domu właściwego wynalazłem ekipę z Małego Cichego, gdzie od kilku lat leżały sobie moje scięte odpowiednio wcześniej pnie. I przyjechali: 12 facetów w wieku od 18 do 65 lat. Był 20 listopada. Umówiliśmy się na płacenie etapami. Chłopcy byli ze soba spokrewnieni i spowinowaceni. Ponoć rodzina ta budowała domy od końca 17 w., jak udowadniali to merkiem na zdjęciach w książkach prof. Estreichera.

Tym starszym bałem się podawac rękę, bo chwyt mieli niczym śrubstagi, a sekate niczym dorodne konary. I zaczęli prace: od 6 rano do 21 wieczorem (mieli własne światło). Z przerwą tylko na Boźe Narodzenie i Nowy Rok. Wiechę na chałupie o wysokości 13 metrów zatknęli 16 stycznia. Dach z gontu położono do 22 stycznia.

Pracowano w ciekawym systemie, w milczeniu: wszyscy wiedzieli co maja robić. Z narzędzi używano tylko małych siekerek i ręcznych pił spalinowych. W chałupie nie ma ani jednego gwoździa!

Na wysokościach pracowało zawsze 11 ludzi, a 12. gotował dla reszty w dużym kotle gorącą zupę, przygotowywał potrzebne materiały, między innymi gotował w beczce z czyms tam gonty impregnując je. Przycięte bale przywozili raz na dwa dni z placu w Krościenku, gdzie składowali wszystko. I nie zdarzyło się, żeby czegoś zabrakło, albo było za dużo. Budowę obserwowały wycieczki zaciekawionych turystów, którzy – podejrzewam – jeszcze czegoś takiego nie widzieli.

Prawie nie używali przymiaru, jakby robili to wszystko na oko. Kiedy jednak w otwory okiennie włożono ramy z szybami, a nastepnie wybito kliny. Drewno sapnęło i osiadło dokładnie tyle, ile miało osiąść, by okna mogły sie otwierać bez kłopotu.

Po wykonaniu pracy ekipa spakowała się i wyjechała z powrotem do.. Szwajcarii, gdzie od lat buduje chalety dla Szwajcarów. A potem przyszed jeszcze pan optyk (to facet od kręcenia warkoczy ze słomy i wiór drewnianych odpowiednio wykonanych), ktory w ciągu miesiąca ukręcił i utkał niemal 5 km nieżących warkoczy. Sam!

Dodam, że od wewnątrz dom ma “boazerię” z kolejnych połówek bali, a między nimi jest specjalna folia higroskopijna, która powoduje, że w lecie mam w środku 18-20 stopni, a w zimie ile sobie zażyczę (kominek, ogrzewanie podłogowe w łazienkach i kuchni oraz kaloryfery).

Od momentu wykonania pierwszego wykopu do skończenia inwestycji minęło 8 miesięcy. W tym czasie położono kilka arów płytek ceramicznych, zrobiono boazerie wewnątrz i schody (to też ciekawostka, bo wiszą one w powietrzu i trzymają się niemal siłą woli, choć w ramach próby wlazł na nie robiący je stolarz (140 kg) i ja (110 tychże). I nic, cisza, ani jęknęły. Zrobiono instalacje sanitarne, łazienki i takie tam.

Pretensje miałem tylko do brudasów robiących podmurówkę pod dom i ogrodzenie, ale trudno ich było uznać za fachowców, chyba tylko w wyciaganiu pieniędzy przed wykonaniem pracy. Zresztą szybko się z nimi pożegnałem.

I jeszcze jedna ciekawostka: architekt, zresztą podpuszczony przeze mnie (boja się błem) zapytał, czy można wyciąć dodatkowe okno. Góralska ekipa odparła, że można, ale niech sobie Pan Architekt sam to robi, łącznie z dokończeniem domu, bo oni budują tylko tak, jak się u nich od 200 czy trzystu lat buduje.

Czyli jak ktoś ma tzw. etykę pracy i chęć do tejże, to można wszystko.

POozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że nie znudziłem


Lorenzo

rozreklamowałeś dobrze to i gratualcje zasłuzone zbieraj za wielce ciekawy głos.

Doadm od siebie ze US może dadza sobie spokój i “zaufają” przedsiębiorcom, żeby “cudów” Optimusa i JTT nie było http://www.bankier.pl/wiadomosc/Fiskus-nareszcie-poczeka-na-decyzje-sadu...

Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowny Maxie

Tu idzie nie tylko o US, ale także, a może przede wszystkim o to, co nazwałem etyka pracy. Z US nie miałem żadnych problemów, bo ze względu na odpisy od podatku wszystko było udokumentowane fakturami i umowa o dzieło.

Natomiast ten system pracy czyli dzieło jest bardzo mocno atakowany przez związkowców przyzwyczajonych do socjalistycznej maniery “dwa tysiące” (czy się stoi czy się leży).

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Lorenzo

Nie zanudził mnie Pan, a wręcz przeciwnie. Tak to mi sie podoba, tak jak nie podoba mi sie ten socjalistyczny przeżytek “czy sie stoi, czy….”
Już widzę siebie jak sobie w zaciszu tej Pańskiej chałupy piszę kolejne rozdziały swojej powieści…. Ech, pomarzyć rzecz dobra

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Marku

Wszystko jeszcze przed nami :-)))

Pozdrawiam serdecznie


Subskrybuj zawartość