Żyć i umrzeć w...szpitalu miejskim

Upadasz na chodnik. Leżysz. Coś się zadziało w twoim organizmie, ale jeszcze żyjesz. Nie bardzo wiesz co dzieje się wokoło. Jacyś ludzie, coś mówią. Nie znasz twarzy, które rozmywają się podobnie jak ich głos. Dziwne odgłosy, to kroki spieszących dokądś przechodniów mieszają się z piskiem opon. Ktoś dzwoni po pomoc; karateka jedzie na sygnale. Czy zdąży?

Ty jednak nie zastanawiasz się nad tym, już płyniesz niesiony na noszach – jakoś tak dziwnie nienaturalnie. Trzeźwy? – pyta ktoś w białym kitlu. – Tak, ten na noszach tak, ale pan wręcz przeciwnie. – Spokojnie, ja nie jestem lekarzem, jestem kierowcą, pacjentowi nic się nie stanie.

Karetka pędzi Piotrkowską. Pielęgniarz szuka w apteczce. Skończył się pawulon panie doktorze. Nie wiesz o co chodzi. Tracisz znowu świadomość

Szpital, wcale nie na peryferiach lecz w centrum miasta prawie. Izba przyjęć przez którą cię przenieśli dwaj rośli pielęgniarze i w pamięci diagnoza – rozległy zawał.
Biała sala kilka pustych łóżek i cisza. Kroplówka odmierza rytm twego życia; tak – nie , tak – nie

Po jakimś czasie, jakby ukradkiem przez salę przemknęła postać w białym kitlu. Niby tak od niechcenia rzuciła słowa: niech pana stąd zabierze rodzina. Strajk lekarzy, kasa pusta, sam pan rozumiesz. To jest ostania kroplówka. Postać podaje telefon z rozkazem – dzwoń! na co pan czekasz.
Po chwili znika w przestrzeni ciemnego korytarza, wtóruje jej puste echo kroków

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To jest koszmarna wizja

Lepiej, żeby nikt chory tego nie czytał, bo zejdzie z tego świata jeszcze szybciej . Jestem pacjentką Wojewódzkiego Centrum Onkologii od 5 i pół roku. Przeżyłam poważną operację , niestety odstąpiono od operacji radykalnej z powodu zaawansowanej choroby nowotworowej , pozszywano mnie byle jak – pewnie dawano małe szanse na dłuższe życie. Potem była chemioterapia : 5 cykli równocześnie z radioterapią – 27 naświetlań promieniami. Na koniec brachytarapia , dwie aplikacje ,10 i 9 godzin ( naświetlanie narządów wewnętrznych). Mam cały czas kontakt z onkologią – rutynowa kontrola- chciałabym jak najdłużej. Jak mówią: nadzieja umiera ostatnia.


Hm, życie wszak też bywa koszmarem

Szanownej Pani życzę zdrowia, wytrwałości i pozytywnego zakończenia terapii.
Wszystkim, którym szwankuje zdrowia życzę nadziei i wytrwałości oraz prawdziwej troskliwej opieki medycznej i wsparcia najbliższych
Pozdrawiam


Pani Bura

A ja pani zazdroszczę.
Tej chęci oczywiście.
Smutne. Ale ten wiatr tak wieje.
Igła


Subskrybuj zawartość