Czarodziejski świat

Ponieważ sztuczka ze znikaniem przedmiotów jest trochę nie tego, czyli niekoniecznie łatwa, najlepiej nauczyć się sztuczki znikania pieniędzy.

Oczywiście jest to praca zbiorowa, jak każda sztuka wymagająca ofiar.

Najlepiej udaje się w dzień wypłaty. Zwykle wygląda to tak.

Wracamy za pracy do domu szczęśliwi, że mamy pengo.

Otwieramy skrzynkę pocztową.

Wchodzimy do domu.

Siadamy.

Otwieramy koperty, wyjmujemy zawartość.

Czytamy.

Cały blok słyszy po chwili gromkie i powtarzane “Kurwa!”

Media, czynsz, znienacka podwyższona rata kredytu.

I tak znika nam tysiąc złotych na dzień dobry, a tu jeszcze święta idą, niech będzie pochwalony…

Do niedawna nie potrafiłem wczuć się w sytuację Kasi, która błyskawicznie podjęła decyzję o wyjeździe do Grimsby.

To znaczy docierało do mnie, ale słowo “błyskawicznie” jakoś nie. Traktowałem je jako przenośnię.

Teraz rozumiem.

Nie znaczy to, że za godzinę mam samolot.

Ale już rozumiem.

Zbliżają się święta. To dobry czas, by przemyśleć. By podjąć decyzję. Dobrą, złą, a skąd mi wiedzieć.

To znaczy widziałem tę akcję z Kaczyńskim, jasne. Ale jakoś to przeszło obok mnie, ja specjalnie uwagi na to nie zwróciłem.

Nawet nie to, że uodporniłem się, ile troszkę inaczej ustawiły mi się priorytety. Tak myślę.

Toż nawet Piotrek, który jest wyszczekany w każdym temacie- chodzi przygaszony.
A wziął z żoną kredyt. To znaczy wszystko wyglądało na to, że wziął, bo po podpisaniu umowy już prawie miesiąc czekają na przelew piętnastu tysięcy złotych. A bank zwleka. Pono jakieś przeszkody natury technicznej. No.
A do dwudziestego stycznia Piotrek ma wpłacić pierwszą ratę w wysokości 513 złotych.

Do tego dochodzi jeszcze utrzymanie wynajętego mieszkania i samochodu. Na szczęście dochodzą zarobki Pitera żony, co pozwoli żyć na styk.

No, to zacząłem myśleć o znalezieniu żony. Pracującej, rzecz jasna, bo praktycznym trza być.

Nie, no jasne, każdy wybiera sobie jakiś styl życia, dokonuje różnych wyborów, w danym momencie wydawałoby się, że najlepszych, albo przynajmniej nie pogarszających sytuacji. No i otoczenie. A potem? Potem stagnacja, choć na początku tak to nie wygląda. Ciężko jest ruszyć.

Piter szarpie się z sobą, nie wie, w którą stronę ruszyć. Pić zaczął, choć tego nie robił. To znaczy piwkośmy sobie wypili, ale wódki to on raczej nie.

A kiedy wuj jego dostał termin na rezonans magnetyczny na luty przyszłego roku, to cały dzień chodził podminowany.

Myślę, że akurat nie z tego konkretnego powodu, lecz sprawa rezonansu była jakby dodatkowym ciężarem, kroplą...

I kiedy słyszę, czytam, patrzę, jak ludzie przepowiadają masowy powrót z emigracji powodowani jeno niskim kursem ojro, to już nawet nie mam siły powiedzieć: pierdolnij się w łeb.

W ogóle nie mam siły.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mad

uwierzysz… wczoraj wszedłem do domu. otwieram kopertę, a tam – flaga Tybetu :D :D :D :D


he he he

no niestety nie rachunki dostaję z Bolandy. ale mam nadzieję że przyszłe będę płacił z Shambali ;-)


A w ogóle to nagle mi się źle zrobiło

Bo Magii nie ma, no.

i tak to jest…


fakt

i Gre gdzieś sie ulotniła :(


I Delilah też,

a i…

i tak to jest…


pamiętam jak w liceum upijaliśmy się

z kumplem w piwnicy i zawsze jak już byliśmy pijani na maxa to się kończyło na tym jakich lasek nam akurat tu i teraz brakuje.

i dlatego 100 razy bardzie wolę upijać ię w towarzystwie lasek bo przynajmniej nie ma takich żałosnych gadek ;P


He!

Jak tak popatrzyłem sobie nawet na nasząklasę, to zauważyłem, że jednak mam więcej znajomych płci damskiej, że tak powiem.

Myślę, że jak na damskiego boksera, to niezły wynik.

W ogóle bardziej lubię towarzystwo laseczek.

Nawet Pino:-D

i tak to jest…


Subskrybuj zawartość