Te potworne diodki

Wszyscy wiedzą, co ma żołnierz pod łóżkiem? Jasne, że wszyscy: żołnierz ma pod łóżkiem porządek. OK, następne pytanie: co ma dziennikarz z mózgu czytelnika?

Moim skromnym zdaniem dziennikarz ma z mózgu czytelnika nie robić wody. Ale często robi – przykładem piątkowe wydanie gazety “Dziennik”. Pod dramatycznym tytułem Podstępny pożeracz prądu – alarmująca treść: 10 proc. energii w europejskich domach jest marnowane przez urządzenia pozostawione w trybie stand-by (czyli w stanie gotowości do pracy – KL).

Ten stanowczy sąd przedstawiciela nieomylnej, jak wiadomo, Komisji Europejskiej dziennikarz przyjmuje jako własny. Dalej pisze: Naukowcy dowiedli, że kuchenka mikrofalowa zużywa podczas swojego życia więcej energii na podtrzymywanie działania wyświetlacza niż na podgrzewanie potraw. Jacy naukowcy? Jak dowiedli? Jaka kuchenka? Diabli tam, grunt, że dobrze brzmi.

Artykuł zilustrowany jest rysunkiem, które autora nie zainteresowały, choć powinny. Zdają się być mocno zafałszowane w celu uprawdopodobnienia tezy artykułu – czyli zawyżają moc pobieraną w stand by, a zaniżają moc rzeczywistą. Jedynym wyjątkiem jest ładowarka telefonu.

Najbardziej bawi mnie czajnik elektryczny, pobierający rzekomo pół wata w stand by, a grzejąc wodę... 30 watów! Moc prawdziwego czajnika jest od 20 do 60 razy większa. Dlaczego wieża audio ma w stand by zużywać aż 8 watów? Wyświetlacz? Zapewniam, że pół wata starczy. Podobnie z mikrofalą.

Mam telefon, który świecąc non-stop całym, ponad dwucalowym ekranem (320×240 pikseli, 16 tys. kolorów) wytrzymuje ponad dobę. Jego bateria ma teoretycznie ok. 2.5 Wh (750 mAh przy napięciu 3.3V). Oznacza to pobór 0.1 wata – a w tym zmieścić się jeszcze musi obsługa radia, czyli meldowania się w sieci GSM. Wyświetlacze diodowe, a raczej takie trafiają się w sprzęcie AGD, są dużo oszczędniejsze.

Innymi słowy każde domowe urządzenie w stanie stand by powinno zadowolić się mocą grubo poniżej wata, jeśli ma tylko coś wyświetlać, czymś mrugać i obsługiwać odbiornik podczerwieni czekając na rozkaz z pilota. Jeśli jest źle skonstrowane, może być nieco bardziej energożerne, ale te dziesiątki wat to jakiś absurd.

Oczywiście inaczej jest np. ze skanerami lun drukarkami laserowymi stale gotowymi do natychmiastowej pracy, a więc wymagającymi stałego podgrzewania. Takie są jednak stosowane raczej tylko w systemach przemysłowych – domowe zaczynają grzać dopiero, gdy dostaną rozkaz druku czy skanowania.

Zatem strachy na lachy, ale wielu uwierzy i zacznie wyłaczać, co popadnie. Ładowarki telefonu trzymać w gniazdku się nie powinno, bo jej to szkodzi – ale odłaczanie pralki, mikrofali czy sprzętu RTV ma raczej sens tylko przy wyjeździe na dłuższy urlop.

Co gorsza, takie bzdurne artykuły odwracają uwagę od rzeczywistych problemów energetycznych, których nie brakuje. W domu nie mam gazu – gotujemy i pieczemy elektrycznie, a jednak oceniam, że 90% zużycia prądu pochłania nasza domowa sieć komputerowa. Zresztą, czy wiesz, ile potrzebuje sam procesor typu Intel Quad na dwóch gigaherzach? Zgadnij: a) 30 W, b) 70 W, c) 150 W…?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Odp.

c )

pozdr:)


Hm, ciekawie się czyta,

szczególnie, ze zupełnie się na tym nie znam, więc tym ciekawiej.

Pozdrówka


dobre

A najbardziej podobała mi się czołówka wczorajszego Dziennika.

Temat dnia wyczerniony dużymi literami — innych niusów zza niego nie widać:
Dlaczego dzisiejszy Dziennik jest zielony?
Odpowiedzi udzieliłem sobie od razu sam, patrząc na trzymaną w dłoniach stertę papieru (ciekawe czy z recyklingu, hehe):
Bo go wydrukowaliście na zielonym papierze.
Czemu? — pociągnąłem wirtualny dialog z gazetą
Żeby się kpy dziwowały — przypomniało mi się powiedzonko babci.

Takie to ważne tematy mają wolne media w wolnym świecie. Tak się robi niusa.

Co za szczęśliwy kraj, większych zmartwień nie ma — musi sobie gazety malować na zielono i sam siebie pytać po co…


Subskrybuj zawartość