Skromnym wielce...

Skromnym wielce...

...i po rozmowie mondrych u Szeryfa bym nie śmiał – ot poczytałem, Kałużyńskiego wspomniałem z łezką (zawsze go lubiłem wielce), ale żeby się dopisać???

Ja zawsze odbierałem sztukę wszelaką przez trzewia. Zawsze ludycznie – się mi podoba – to lubię! A jak mi się nie podoba, to chowam się za gardą “ja się nie znam, nie jestem specjalistą”. Muzyki słucham od zawsze (czytaj – od gramofonu Bambino), ale nigdy się nie uczyłem gry na żadnym instrumencie, ani czytania nut. Czytywałem coś przypadkowego, co nie dało mi żadnego ogólnego instumentu oceny. Dlatego, mimo że przez przyjaciół uważany jestem za znawcę (jak widać przesadnie), melomana (z tym się mogę zgodzić) i zbieracza (to akurat prawda), to jestem tylko Amatorem. Miłośnikiem i laikiem w sprawach teoretycznych.

Vangelis to mój ulubieniec (z cholernie licznego grona) od czasów prehistorycznych, kiedy to jeszcze był podporą Aphrodithes Child, w którym to zespole grał na gitarze (!) i śpiewał (znakomicie) Demis Russos. Muzyka do “Łowcy Androidów” jest dla mnie idealnym soundrackiem i tu moja laicka ocena zbiegła się z tą Akademii, przyznającej Oskary. Pierwsza scena filmu, z ponuro futurystyczną panoramą Los Angeles, jest ilustrowana muzyką monumentalną i budzącą nieokreślony przestrach, obawę czegoś nieuchronnego…

Może jednak się skuszę do zaprezentowania paru moich ulubieńców, z zastrzeżeniem tytularnym – “Uchem laika”?
:)


Sątrak doskonały By: maddog (14 komentarzy) 8 styczeń, 2008 - 00:36