Dziennikarstwo kreatywne, czyli rzecz o Janie Osieckim

Stwierdzenie, że media są czwartą władzą demokracji, jest już dość wyświechtane. W czasach, kiedy telewizja, radio i oczywiście internet weszły na stałe w krwiobieg życia społeczno – politycznego, media stały się nie tylko kontrolerem i recenzentem polityki, lecz również jej kreatorem. W Polsce na własnej skórze mógł się przekonać o tym dobitnie Leszek Miller, którego media “odstawiły” na boczny tor, a także Jarosław Kaczyński, którego “określone środowiska” medialne pomalowały w niezmywalny strój despoty i oszołoma. Tu akurat, pomimo przesady, miały dość dużo racji…
Media chcą kreować, wpływać, wręcz rozgrywać politykę. Powoli Polska, tak jak inne kraje, staje się ustrojem mediokracji. Media potrafią każdą sprawę przedstawić w krzywym zwierciadle, małemu dodać wzrostu i splendoru, wielkiemu ubrać kamienne buty. I potrafią to zrobić finezyjnie i dyskretnie. Choć nie zawsze.

Tygodnik “Newsweek” to na pewno pismo opinii. Takie, które powinno przekazywać rzecz w formie obrazu i opinii niezafałszowanych. Powinno być rzetelne, dociekliwe i zajmować się sprawami poważnymi. Niestety, okazuje się, że i takie czasopisma mogą pójść w stronę tabloidyzacji.

Po południu w niedzielę, 26 października, na jego stronach internetowych ukazała się notka autorstwa pana Jana Osieckiego, która w dość alarmistycznym tonie poinformowała, że w samolocie premiera Donalda Tuska zabrakło miejsca dla polskich biznesmenów, którzy mieli załatwiać kontrakty w Chinach. W zamian za to poleciało tym samolotem czterech dziennikarzy. Wymiana nastąpiła krótko przed odlotem samolotu, co pozwoliło Panu Osieckiemu na sformułowanie opinii, że znów dla urzędników KPRM ważniejszy niż biznes i rozwój gospodarki jest PR premiera. Czyli, jak możemy z tego zrozumieć, wszystko odbyło się kosztem polskiej gospodarki, polskiego interesu.

Czytając dalej, dowiadujemy się, że wylot polskich biznesmenów KPRM ustalała z Konfederacją Pracodawców Polskich oraz Krajową Izbą Gospodarczą. I to one decydowały o tym, kto i dlaczego ma polecieć. Obcięcie miejsc dla biznesmenów objęło dwie osoby – wiceprezesa firmy Wyborowa SA i szefa VIPOL SA – którzy działają na tamtym rynku od lat. Wyborowa SA zresztą nie prowadzi tam eksportu bezpośrednio, a spółka prywatna VIPOL ma tam swoje przedstawicielstwa od 10 lat. To taka spółka ” majteczkowa”, która interesy zaczęła robić od importu bawełnianych wyrobów z Chin. Obie firmy radzą sobie tam doskonale, pracuję poprzez swoich przedstawicieli chińskich albo poprzez pośredników. Chińczycy wprawdzie przywiązują dużą wagę do jakości, etyki i ceremoniału biznesu, ale odwołanie nagłe przyjazdu, z powodu ważnych okoliczności, nie jest ujmą na honorze – ani polskich, ani chińskich biznesmenów.

Na podstawie tych informacji można rzeczywiście wysnuć wniosek, że urzędnicy premiera Tuska, podobnie jak już to wielokrotnie uczynili, zapędzili się i w imię płaskiego interesu marketingowego brutalnie pozbyli się biznesmenów, na rzecz uległych i wybranych żurnalistów, którzy mieli tam opisać kolejne sukcesy premiera. Więcej – można by wysnuć wniosek, że pewni ludzie biznesu zostali pozbawieni miejscówek na rządowy samolot (czyli opłacany przez podatnika…), aby inni, sprzyjający Platformie – mogli sobie zapewnić “frukta” w Chinach.

Okazuje się jednak, że to nie wszystkie fakty i informacje niepełne.

Po pierwsze – jak można się dowiedzieć, grzebiąc w internecie (od samego zresztą Jana Osieckiego), że w pierwszej wersji w ogóle nie miało być na pokładzie samolotu rządowego żadnych dziennikarzy. Dopiero, kiedy się zorientowano, że nie będzie przekazu ważnej, z punktu widzenia właśnie biznesu, ale i polityki, dla polskiego odbiorcy – zdecydowano się na szybkie dokooptowanie dziennikarzy. Zaproponowano miejsca dziennikarzom trzech agencji – PAP, IAR, Reuters, oraz dziennikarzowi telewizji TVN24 – czyli telewizji informacyjnej. Nie było propozycji dla dziennikarza z żadnego pisma koncernu Axel Springer, do którego należy “Newsweek”…

Po drugie – było od co najmniej dwóch tygodni ustalone, że część delegacji biznesmenów poleci samolotami rejsowymi. Było to ustalone z organizacjami pracodawców i wszyscy o tym wiedzieli. To, że w pewnym momencie okazało się, że trzeba zrobić miejsce dla dziennikarzy – jest zapewne błędem Centrum Informacyjnego Rządu. Ale również KPP i KIG mogły dokona korekty w składzie swoich delegacji. Nie zrobiły tego. Dlaczego? Tego od redaktora Osieckiego się nie dowiemy.

Informację podaną nam przez pana redaktora Osieckiego podjęły natychmiast inne portale. Już zaczęła się podnosić fala następnej afery. Burzy, która powstała nawet nie w szklance wody, lecz w łyżeczce od herbaty na biurku Jana Osieckiego.
Jan Osiecki pisze na swoim blogu, że urzędnicy CIR poinformowali go u kulisach sprawy, zaznaczając, że nie ma to żadnego podtekstu, ani politycznego, ani medialnego. Pan redaktor jednak nie skorzystał z informacji i czując nosem “aferę”, spróbował wywołać nową wojnę samolotową, z premierem w tle. Choć gołym okiem widać, że sprawę można było załatwić na poziomie wymiany pism – i może przeprosin.

W czyim interesie była próba wywołania tej aferki?

Redaktor Osiecki otrzymał informację o sprawie prawdopodobnie od jednego z uczestników wyjazdu. Nie sądzę, aby mógł to być ktoś z pracowników KPRM. Pozostaje więc albo ktoś z “odrzuconych” – czyli jeden z biznesmenów, lub ktoś z dziennikarzy, którzy się zabrali na wycieczkę do Pekinu.
W pierwszym przypadku, choć nie sądzę, aby biznesmeni chcieli ujawniać tego rodzaju sprawy, bo nie są one dla nich w żadnym zakresie wygodne – mielibyśmy do czynienia z czymś w rodzaju artykułu na zamówienie… Nie muszę pisać, że to dość nieetyczne dla dziennikarza.

W drugim przypadku – chodziłoby o zwykłą zawiść… dlaczego oni, a nie my byliśmy w tym samolocie?!

Platforma Obywatelska i sam premier nie mają ostatnio dobrej prasy. Zresztą sami swoimi działaniami – lub ich brakiem – na to zasługują. Liczba artykułów krytycznych wobec rządu wzrasta, słusznie.

Nie wzrasta jednak ich jakość, a wręcz przeciwnie. Ale szkoda, że można również znaleźć takie kwiatki, jak artykuł pana Jana Osieckiego. Walka o czytelnika to jedno – oblicze tygodnika to zupełnie co innego, panie redaktorze Kobosko. Wolałbym w Pańskim piśmie przeczytać coś poważnego na temat wyjazdu premiera, a nie taki bzdet pańskiego dziennikarza.

Azrael

P.S. Przytoczony przeze mnie artykuł zniknął ze strony “Newsweeka”, ale jego echo można poczytać na blogu dziennikarza Osieckiego (http://osiecki.salon24.pl/99484,index.html)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@Azrael

Wot nowość – Azraelu, przecież mentalność Radia Erewań to jest naczelna cecha większości polskich żurnalistów…


Bananie

Niestety muszę cię poinformować, że to jest nowość.
Dla niektórych.
Przykre to bardzo.
Niestety.

Dziennikarstwo oderwało się od rzeczywistości, tak jak pochodne od pieniądza.
Stały się pieniądzem samym w sobie.

Tak samo dziennikarze tak się skundlili pomiędzy politykami, że wykreowali nową rzeczywistość.
W którą uwierzyli.
A co do tego, co po nazwisku o nim Azrael pisze, to jeden kolega opisał mi 1,5 roku temu relację wprost.
Czyli jak było, i jak zostało opisane.
Przez pacana.


@Konrad

Patrzyłem się na JO od pewnego czasu, ale do kiedy sobie hasał po Sejmie, to mi nie przeszkadzał. Ale on postanowił, kiedy go “Newsweek” zatrudnił, robić za gwiazdę. To już jest dla mnie za dużo.

Mam “smaka” na żurnalistów, więc jak coś takiego wychwycę, to nie ma zmiłuj…


@Azrael

Powodzenia. Materiału do tępienia bucówy trochę masz, bo – jak celnie zauważył Igła – żurnaliści pro-rządowi żyją w Nibylandii, gdzie wszystko jest super (a ludzie strajkują bo im lepiej), a anty-rządowi w totalitarnym nieomal piekle gniecionym butem PO. Obie wizje są podobnie mocno osadzone w rzeczywistości, ale komu to przeszkadza?


@Azrael

Coraz częściej jak chcę sobie na coś wyrobić pogląd, muszę czekać na opinie na blogach, gdzie pojawiają się “okoliczności dodatkowe” – pominięte w sensacyjnych dziennikarskich newsach. I zazwyczaj wychodzi, że jedyne o co chodzi żurnalistom, to załapanie się do wydania – za każdą cenę.


Subskrybuj zawartość