Ostatni z wielkich

Wczoraj umarł wielki człowiek, Aleksander Isajewicz Sołżenicyn (11.12.1918-3.08.2008). Intelektualista wybitny, z wymierającej już garstki wscechstronnie wykształconych tytanów myśli.
Jakbyśmy dzisiaj na niego nie patrzyli, chociażby przez pryzmat ostatnich jego wypowiedzi, i głoszonych współcześnie przekonań, to pozostanie ważną częścią klimatu jaki złożył się na intelektualny opór i społeczną świadomość polską lat siedemdziesiątych.
Wydany w roku 1973 przez YMCA „Archipelag Gułag” był tym ważnym elementem kształtowania ówczesnych postaw negacji systemu, co twórczość Borysa Pastermnaka, obok kto wie czy nie bardziej poruszającej pozycji „Jeden dzień Iwana Denisowicza”.
Przynajmniej dla mnie. Nas poruszył, ale nie dotarł do sumień skomercjalizowanych zachodnich społeczeństw. Opędzili się od niego Noblem, danym w 1970 roku za całokształt, nieczuli na cierpienia tych za „żelaznym płotem”.
Rozczarowany i wstrząśnięty obojętnością Zachodu, osamotniony w zimnym Vermoncie wygnaniec, przeszedł ostatecznie na pozycję słowianofilstwa i panslawizmu.

Zmieniają się czasy. Zmieniają się ludzie. Władimir Putin, wybitny przedstawiciel instytucji, która w roku 1973, po skonfiskowaniu rękopisów, spakowała pośpiesznie pisarza i odstawiła do Frankfuru nad Menem, dzisiaj opowiada o niepowetowanej stracie, jaka poniosła Rosja po odejściu Alaksandra Isajewicza. Pewnie szczerze, bowiem poglądy starca, jakie ostatnimi laty wygłaszał, skłaniając się do monarchizmu, wpisują się w tendencje, którym Putin i jego otoczenie zdaje się hołdować.
A przecież ci ludzie są doskonałym przykładem, tego co pisarz nazwał ”obrazowanszczina” (образованщина) użytego pierwotnie jako tytuł eseju, będącego pejoratywną etykietką ludzi, którzy dzięki władzy bolszewików zastąpili tradycyjną inteligencję.
Termin ten w Polsce tłumaczono najczęściej jako „wykształciuch” rzadziej „wykształceniec”.
(Za sprawą Ludwika Dorna słowo ożyło na nowo i w kampanii wyborczej zrobiło nieoczekiwaną karierę.)

Opowiedzenie się po stronie wielkomocarstwowej polityki rosyjskiej, legitymizowanie jej przez wielkiego intelektualistę, to dla otoczenia Putina wielki atut.
Siłą rzeczy nie jest nam po drodze, i współczesny panslawizm Sołżenicyna wyraźnie stawia tamę wolnościowym dążeniom krajów od Rosji uzależnionych i znajdujących się w orbicie jej wpływów. Daje też błogosławieństwo dla agresywnej ekspansji, symbolizując niestety to, co jest nam wrogie i niebezpieczne.

Ale nie ulega wątpliwości, że Wielkorus, jakim stał się w końcu Sołżenicyn, wspierał nas niegdyś mocno w walce z upodlającym systemem, i za to właśnie na naszą wdzięczność, szacunek i pamięć zawsze będzie zasługiwać!

Requiescat in pace!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Wszystko pięknie

Tylko dlaczego ja nic nie czuję?


Igła

Pewnie przez trudność oddzielenia tego kim Sołzenicyn był kiedyś, a kim stał się w dobie Jelcyna, i później?
A może nigdy dla Ciebie wiele nie znaczył?

tarantula


Igła, a musisz czuć?

Czasem po smierci wybitnych ludzi się niewiele czuje, nie da się do tego zmusić.
A Sołżenicyn?
Czytałem dawno temu, chyba w liceum, ,,jeden dzień Iwana Denisowicza”, ,,Archipelag Gułag” od dawna na mojej liście planowanych lektur, ale na razie nie zanosi się na przeczytanie
Saą ważniejsi pisarze dla mnie, no, ale pewnie przed 1989 mógł to być dla wielu ważny autor.


grześ

Dla osób, których czas studiów upłynął właśnie w latach 70-tych twórczość Sołżenicyna miała kapitalne znaczenie w sensie kształtowania świadomości politycznej i ogólnie silnie wpływała na światopogląd. Dlatego ten osobisty wpis. Młodsze pokolenia szczęsliwie nie musiały przechodzić tego, co my.

tarantula


ostatni?

bez przesady…

a poza tym to szczęsliwie nie musiałem przechodzić tego, co wy…

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Subskrybuj zawartość