Celebrity Jaruzelski

Sprowokowana przez Rafała Ziemkiewicza wymiana ciosów w kwestii rocznicowych publikacji o stanie wojennym w „Gazecie Wyborczej”, zabrnęła chyba w ślepy zaułek. Adwersarze okopali się na stanowiskach, postawili szańce i pewnie nic więcej z tego nie wyniknie. Cóż, historia nie jest nauką ścisłą… temat powróci pewnie jeszcze w grudniu.

Sam z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że jakoś nie widzę w tej rzekomej wybiórczości „Gazety” niczego zdrożnego, więcej, powiedziałbym, że takie ujmowanie tematu to rzecz raczej naturalna – nie tylko w przypadku tegoż periodyku. I winę za swój brak przenikliwości miałem już zwalić na osaczającą mnie zewsząd propagandę, jednak w międzyczasie zdarzyła mi się rozmowa z osobą, którą podejrzewać o jakiekolwiek sprzyjanie „Gazecie” byłoby nie sposób. Zaś wniosek był z niej taki, że Michnik Michnikiem, a poczytać o Jaruzelskim i reszcie kompanii zawsze miło, jest to zdecydowanie bardziej interesujące niż opowieści o ofiarach.

Więc postawmy sprawę tak oto: czy szeregowego Kowalskiego bardziej interesować będzie artykuł o tych, co stan wojenny wprowadzali, o tych, którzy w tamtym czasie decydowali, czy też o tych opozycjonistach, których dzieło może i do przecenienia trudne, ale którzy dla przeciętnego Polaka tworzą tylko tło tamtych wydarzeń, o ile w ogóle udało mu się o nich usłyszeć. Bo jeśli ci pierwsi budzą większe zainteresowanie z takich czy innych przyczyn niezależnych, to i zarzuty Ziemkiewicza należałoby przewartościować i nadać im klauzulę najwyżej pójścia po najmniejszej linii oporu, nie zaś celowej manipulacji.

Zacząłem więc po znajomych wypytywać o te sprawy, nie artykułując, rzecz jasna, swoich wątpliwości wprost, lecz starałem się wyciągnąć interesujące mnie kwestie drogą okrężną. Eksperyment nie był do końca kontrolowany i rzetelny metodologicznie, bo nie było po temu warunków, niemniej myślę, że jakichś specjalnych błędów nie popełniłem. Dodam jeszcze, że wszyscy badani to mieszkańcy wschodniej Polski (gdzie mieszkam), elektorat w przeważającej mierze prawicowy, wiejski i małomiasteczkowy. W sumie jedenaście osób.

Pytanie, na które chciałem otrzymać odpowiedź, gdybym je zadał wprost, brzmiałoby: czy bardziej interesują cię koleje życia Jaruzelskiego, Kiszczaka etc., czy też wolałbyś czytać/oglądać coś o tych, którzy z reżimem walczyli, a o których dzisiaj się zapomina. Wyniki były dość symptomatyczne, aczkolwiek dla kogoś, kto ma jakie takie pojęcie o ludzkiej psychice, nie powinny być zaskoczeniem.

Obiegowa prawda głosi, że wolimy słuchać tych melodii, które już znamy. Tyczy to nie tylko melodii – wolimy czytać o tych, których znamy, wolimy oglądać tych, których znamy. Co prawda istnieje zjawisko odrzucenia osób, które kojarzą nam się jednoznacznie negatywnie, jednak zakres jego nie jest zbyt szeroki – potrzebne są silne i zogniskowane emocje, osobiste urazy i uprzedzenia, to wszystko dość łatwo niweluje perspektywa czasowa. Nawet największy wróg przestaje nas drażnić, jeśli nie mamy z nim kontaktu, jeśli nie jest dane nam bez przerwy z nim obcować. A jednocześnie, z drugiej strony, osobę względnie neutralną, np. telewizyjnego prezentera, możemy równie łatwo znienawidzić i odrzucić choćby za typ urody czy sposób wysławiania się nie będący w naszym guście – ta, zdawałoby się, drobnostka jest powodem dostatecznym właśnie przez swą codzienną obecność.

Powyższe nie znaczy bynajmniej, że ludzie, z którymi rozmawiałem, byli nastawieni do twórców stanu wojennego pozytywnie. Dwie osoby wyraziły się o Jaruzelskim w terminach, na jakie Ziemkiewicz pewnie nawet prywatnie sobie nie pozwala. Nie zmienia to jednak faktu, że osoba generała budzi w nich znacznie większe zainteresowanie niż los opozycjonistów. Powodów, które się na to składają, jest pewnie wiele – na czele z tym, że przeszłość, młodość zwłaszcza, o ile tylko nie była naznaczona jakąś traumą, niemal zawsze jawi nam się jako raj utracony i jesteśmy skłonni ją dowartościowywać niezależnie od sytuacji. Generał Jaruzelski jest elementem tej przeszłości: czy dobry, czy zły, dla wielu stanowi punkt odniesienia w perypetiach ich życia. Anonimowi, którzy z komunizmem walczyli, a o których dziś się nie pamięta, nie mają dla naszej samoidentyfikacji większego znaczenia – smutna to prawda, ale tak działa ludzka psychika.

Drugi powód popularności decydentów z tamtych czasów zawiera się w sentencji Daniela Boorstina: Celebrity to osoba znana z tego, że jest znana. Do tego sprowadza się popularność większości tzw. „gwiazd”, które niczego sobą nie reprezentują i tylko medialny lans utrwalił je w masowej świadomości. Tu można wysunąć zarzut ku mediom, że lansują głupotę – zarzut słuszny, aczkolwiek banalny i merytorycznie bezwartościowy. Jednak w naszym przypadku nawet ta słuszność nie jest oczywista: problem w tym, że Jaruzelski wylansował się sam – wprowadzając stan wojenny. Tym sposobem, czy to nam się podoba, czy nie, jego osoba stała się swoistym punktem odniesienia na mapie dziejowych procesów. Taki przywilej tych, co będąc u władzy, podejmują decyzje o historycznym znaczeniu – czy ich bezwzględna wartość okaże się dobra, czy zła, to już nieistotne.

Tym sposobem możemy tłumaczyć popularność „wodzów”, jednak od tego niedaleko do faktu, że w większości wypadków funkcjonariusze szeregowi dawnego reżimu będą medialnie ciekawsi od szeregowych przedstawicieli opozycji. Ci pierwsi bowiem, nawet jeśli nie doświadczani bezpośrednio, istnieli w masowej świadomości w sposób znacznie bardziej wyraźny niż drudzy, a jednocześnie wydają się oni być naturalnym przedłużeniem, naturalną konsekwencją działań politycznych celebrity.

Czym więc zawiniła „Gazeta Wyborcza”, skupiając się w swych publikacjach na przedstawicielach ówczesnej elity i władzy? Na pewno schlebianiem tanim gustom. Zresztą nie jestem nawet pewien, czy to było schlebianie całkiem świadome – redaktorzy podlegają bowiem tym samym prawom, co i czytelnicy, i w wielu przypadkach dobór tematów był zapewne automatyczny i bezrefleksyjny: dajemy to, co się dobrze sprzeda. Utwierdza mnie w takim przekonaniu reakcja „Gazety” na zarzuty Ziemkiewicza. Reakcja impulsywna i nieco chaotyczna, jakby redaktorstwo dopiero się obudziło i zauważyło problem, który wcześniej zdawał się w ogóle nie istnieć.

Ale żeby w ogóle takowe zarzuty stawiać, trzeba by pierwej wykazać, że publikacje „Gazety” odbiegają w tym aspekcie w istotny sposób od publikacji w innych periodykach. Czy na przestrzeni lat po Okrągłym Stole inne pisma preferowały ofiary systemu? Poświęciłem godzinkę, by chociaż z grubsza rozeznać się w sytuacji. Przejrzałem to, co można w Internecie znaleźć za darmo, przejrzałem powierzchownie, jako że to dość nużąca i czasochłonna kopanina. Wyniki są takie oto, że w „Dzienniku” artykułów z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego było w sumie kilkadziesiąt, generalnie albo utrzymanych w tonie rozliczeń (gdzie, rzecz jasna, Jaruzelski jest postacią dominującą), albo też były to banalne wywiady w stylu „co robiłem 13 grudnia”. Rzetelnego zajęcia się historią opozycjonistów, historią ofiar reżimu nie znalazłem. We „Wprost” na przestrzeni lat 2001-2008 doszukałem się trzech tekstów o stanie wojennym – wszystkie poświęcone Jaruzelskiemu. W „Polityce”, na przestrzeni tych samych lat, pięć artykułów, głównie w formie historyczno-socjologicznej refleksji z domieszką wspomnień osobistych. Zamiast generała w roli celebrity występują tu „dziejowe konieczności”. Do tego kilka tekstów związanych z rocznicą raczej luźno. Powiadam, przegląd był to pobieżny, ograniczony do numerów wydawanych w okolicach rocznicy, a selekcja przebiegała głównie przez przegląd nagłówków w wynikach wyszukiwania, nie są to więc pewnie wyniki w zupełności miarodajne, ale chyba rzucają światło na problem. Kto ma czas i telefon komórkowy, może jeszcze poszukać w archiwach płatnych „Rzeczpospolitej”, mam niejasne przeczucie, że i tu szczególnego odstępstwa od normy nie będzie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Witam nowego Tekstowiczanina

i tak na dobry początek uprzejmie informuję, że się nie zgadzam :)


coś dziwnie ukryta ta notka

pozdrawiam na początek

prezes,traktor,redaktor


hm, ja na początek życzliwie błąd wytknę,

nie “po najmniejszej linii oporu” tylko “po linii najmniejszego oporu”.

A co do tekstu, ciekawe spojrzenie.
ja bym dodał, że oddanie głosu oprawocm czy katom nie jest przyznaniem im racji, więc zarzuty do “GW” uważam tu za przesadzone, czytałem wywiady Torańskiej czy z Urbanem czy z Jaruzelskim i nie są to rozmówki czy ploteczki, gdzie ona się zgadza, spija słowa z ich ust czy cuś podobnego. Są to rzetelne i dobre teksty, z których można się wiele dowiedzieć, poznac i pserspektywę opozycjonistów i władzy.

Zresztą czytam od lat “GW” i trochę o opozycji lat 80-tych czy wcześniejszych się z tej gazety dowiedziałem, niekoniecznie akurat 13 grudnia, ale mam wrażenie, że choćby prawacki i lustracyjny “Wprost” nie poświęcał nigdy tej tematyce tyle miejsca i w tak ciekawej formie i nie było tam tyle wspomnień/wywiadów/relacji świadków itd. Bo też czytam ich.

A noi i pozdrawiam nowego autora, mam nadzieję, że to nie jest pojawienie się na chwilę, tylko na dłużej.


a mnie z kolei

bardziej interesują losy opozycjonistów po ’89. niektórzy się ustawili cacy, inni muszą wpieprzać konserwy z puszek po olejnej. to jest ciakawe, o tym trzeba pisać.

a Jaruzelski jak koń Joli Rutowicz. jaki? każdy widzi. ani kasztanka, ani Siwak.


Witam

Delilah,
niezgadzanie się to jeden z filarów dyskusji ;)

max,
notka już wygląda na “odkrytą” – wczoraj siedziała w kącie być może dlatego, że to mój pierwszy wpis

grześ,
fakt, linia mi się sknociła. Co tekstów w GW to myślę, że Ziemkiewicz zauważył pewną tendencję, tyle że wybiórczo ją zinterpretował – biorąc pod uwagę jego stosunek do “Gazety” trudno się dziwić.

Jeśli idzie o profesjonalizm w “Wyborczej” to kiedyś rzeczywiście było to czuć – nawet jeśli były preferowane takie czy inne opcje – jednak ostatnio, wydaje mi się, coś zaczyna tu szwankować, widać pewne symptomy gonienia za kasą i banalizacji treści.

Docent Stopczyk,
w tym przypadku ta tendencja, o której wspomniałem, też się przejawia – pisze się raczej o tych, co się ustawili, ci bez wpływów są na marginesie nie tylko ekonomicznym, ale i medialnym.

A co do Jaruzelskiego i konia… może… Łysek z pokładu Idy… ;)
http://turas.wrzuta.pl/audio/oGEncFgtCP/krzysztof_piasecki_-_lekcja


>abso

Nie wiem dlaczego, ale mam odruch nazywania Cię “adso”, pewnie za dużo naczytałam się “Imienia róży” :)

A wracając do Twojego tekstu-napisałam, że się nie zgadzam, lecz nie napisałam dlaczego, a to najbardziej istotne.

Otóz nie chodzi o to ile miesca poświęciła Wyborcza Jaruzelskiemu, a ile ofiarom reżimu, którego jest symbolem.

Ważne jest co zostało napisane i w jaki sposób przedstawiono dramatis personae

I tu niestety Wybiórcza okazała się w obrzydliwy sposób stronnicza, tendencyjna i manipulatorska.


>abso

jak już jesteśmy w temacie, prawda, wyborczej, to ja przypominam sobie kilka reportaży z Magazynu/DF traktujących o tych zapomnianych opozycjonistach. był art o kobietach “S”. także organ Adama pisuje o takich ludziach.

a tak zupełnie na marginesie to DF jest chyba jedynym miejscem gdzie można jeszcze przeczytać naprawdę dobry, albo wręcz znakomity (Hugo-Bader, Tochman, Szczygieł jak jest w cugu ;)) reportaż literacki.


Abso,

to chyba tendencja w mediach wszystkich, znaczy dążenie ku banalizacji, tabloidyzaci i gonienie za sensacją.
No ale TXT jest tu chlubnym wyjątkim:)

pzdr


>Delilah

Nie ukrywam, że biorąc ten nick zakładałem, iż będzie się kojarzył ;)
Co do Wyborczej: wydaje mi się jednak, że Ziemkiewiczowi chodziło właśnie o dysproporcje ilościowe, w przeciwnym razie te wszystkie wyliczanki, co i w którym numerze, nie miałyby specjalnie sensu. Też i dlatego, że przypisywanie Gazecie opcji uzasadniającej wprowadzenie stanu wojennego czy zaniechanie rozliczania, to żadna sensacja i żadna nowina, bo takiego stanowiska sami luzie z GW nie ukrywają – oczywiście motywując to powodami częstokroć arbitralnymi.

Ale i samo “co” też jest w jakimś stopniu determinowane czynnikami, o których wspomniałem. O ile jednoznacznie negatywnie można oceniać przedstawianie w złym świetle opozycjonistów (co chyba specjalnie nie miało miejsca, raczej odbywało sie to na zasadzie przemilczania pewnych spraw), o tyle celebrowanie rozmaitych celebrity jest już kategorią wchodzenia w to, co się dobrze sprzeda – to, rzecz jasna, też można oceniać negatywnie, jednak branie tego wyłącznie w kategoriach manipulacji faktami, jest już wg mnie przesadzone.
Dal mnie takim czynnikiem decydujący jet to, co napisałem na końcu: inne periodyki na tle Wyborczej nie wypadają wcale lepiej.

Docent Stopczyk,
Dziennik próbuje też coś robić, ale z rozmaitym skutkiem, znacznie gorzej im idzie z trafieniem w pewien środek ciężkości między intelektualnym wyrafinowaniem a przystępnością zwykłemu człowiekowi – co Gazecie się udaje.


>grześ

Też tak mi się wydaje, nawet tytuły, które bym uznał za poważne i nieschlebiające tanim gustom, zaczynają ten banał przemycać. Ostatnie słabe wyniki finansowe Agory być może jeszcze nasila tę tendencję w Wyborczej – noże do mięsa będą dodawać do co drugiego numeru… ;)


Apropos tych noży, tyż mnie to zdziwiło,

ale niektórych bardziej:), bo Hoko, który tu na TXT też zagląda poświęcił sprawie cały tekst blogowy:

http://hokopoko.net/gazeta-dla-nozownikow/

A jak tak gadamy o mediach w ogólności, to mam wrażenie, że granicę między komercją/dodatkami a jednak byciem powaznym tygodnikiem umie zachować “Polityka”.
I jest i ciekawa i amitna w miarę do czytania.
Nawet jak poglądowo czy ze względu na historię swą może niektórych odstraszać, ale w którym tygodniku sa jeszcze tekst dłuższe niż na 2 strony i nie z samymi obrazkami.
Taki “Wprost” czy “Przekrój” dla mnie się już stabloidyzowały dawno.
A “Newsweek” nuda.
“Przegląd” to z kolei lewicowe getto jednal,. choć trafiają się tam ciekawe rzeczy.

Pozdrawiam.


>grzesiu

a tak poza tym to biali ludzie czytają tylko blog Nicze.. em Nicusia


Subskrybuj zawartość