Problem muzułmańskiego naporu na Europę może stać się przyczyną politycznego bankructwa Angeli Merkel.
Niedawno napisałem dla „Polski Niepodległej” tekst w którym wskazywałem, iż Niemcy używają kryzysu imigracyjnego do ugruntowania swej hegemonii w Europie – szczególnie względem krajów naszego regionu, z Polską na czele. I wszystko to jak najbardziej pozostaje w mocy, o czym najlepiej świadczy dyktat Berlina w sprawie imigranckich „kwot” – Niemcy chcą wpędzić państwa „Mitteleuropy” w kryzys wewnętrzny, tak by zajęte własnymi problemami nie były w stanie zawiązać regionalnego sojuszu i wyzwolić się spod dominacji „mutter Angeli”, jak niedawno ironicznie nazwał niemiecką kanclerzycę tygodnik „Der Spiegel”. Jednakże, sytuacja jest dynamiczna i w międzyczasie okazało się, że Niemcy, jak to się mówi, „przefajnowały”, a problem muzułmańskiego naporu na Europę może stać się przyczyną politycznego bankructwa Angeli Merkel.
Przypuszczalnie, cesarzowa „ojropy” nie zdawała sobie sprawy ze skali odzewu z jakim spotka się jej deklaracja o otwartych granicach i przyjmowaniu wszystkich przybyszów „jak leci” – bez choćby próby selekcji. Besztanie Węgier, które jako jedyne w Unii Europejskiej robiły co do nich należy usiłując uszczelnić granice, nie wytrzymuje konfrontacji z późniejszym postępowaniem Niemiec, kiedy to przerażone masowością napływu islamskich przybyszów musiały z dnia na dzień zamknąć granice – czyli w praktyce zrobić to samo, co wyklinany Wiktor Orban. Zwróćmy uwagę, że zarówno „otwarcie”, jak i „zamknięcie” się Berlina na tzw. „uchodźców” było decyzją czysto arbitralną, podjętą bez konsultacji z europejskimi partnerami, oraz – co równie istotne – z kompletnym lekceważeniem traktatów międzynarodowych, które teoretycznie powinny obowiązywać Niemcy na równi z pozostałymi krajami „wspólnoty”. Tymczasem Niemcy zachowały się niczym metropolia wobec kolonialnych prowincji, na dodatek arogancko pouczając inne państwa na okoliczność „europejskiej solidarności”, która w praktyce oznacza dostosowanie się całej reszty do bieżących potrzeb Berlina i partycypowanie w konsekwencjach niemieckiej polityki. Owo przerzucanie odpowiedzialności próbuje się dopiero teraz, post factum, ubrać w pozory legalności za pośrednictwem europejskich instytucji, co zauważa nawet przywołany wyżej „Der Spiegel” stwierdzając, że polityka Angeli Merkel skłóca Europę.
Efektem jest faktyczna dekompozycja strefy Schengen – być może nieodwracalna – którą przedstawiano nam jako jedno z największych dobrodziejstw i osiągnięć współczesnej Europy. Może to nieść dalekosiężne skutki w postaci powolnego rozkładu Unii Europejskiej jako takiej. A wszystko za sprawą Niemiec, które po raz kolejny w swej historii dostały mocarstwowej małpy, dążąc do podporządkowania sobie kontynentu – i jak zwykle nawarzone przez nich piwo będą pić wszyscy dokoła.
Ten paroksyzm imperialnej buty nie zostanie Angeli Merkel zapomniany – i to nie tylko w krajach Europy Środkowej. Międzynarodowy autorytet „matki Angeli” został już chyba trwale zachwiany. Słowacja i Czechy zdecydowanie oświadczyły, że nie podporządkują się żadnym ustaleniom narzucającym obowiązkowe przyjmowanie islamskich najeźdźców – taki bunt podrzędnych europejskich prowincji wcześniej byłby nie do pomyślenia. Inne kraje również z rosnącym przerażeniem patrzą na wlewającą się do Europy ludzką falę. Finlandia wprowadziła kontrole na granicy ze Szwecją, zapowiedziała również obniżenie zasiłków dla imigrantów, wcześniej to samo zrobiła Dania, obecnie zaś podobny ruch planują... same Niemcy.
Również na krajowym rynku pozycja Angeli Merkel, dotąd niekwestionowana, ulega stopniowej erozji. Telewizyjne obrazki z Niemcami obściskującymi przybyszów to jedno, natomiast drugie – to gwizdy podczas publicznych wystąpień kanclerz, podpalenia ośrodków dla uchodźców, czy wizerunkowe „samozaoranie” jakim było umieszczenie przybyszów w obozach koncentracyjnych w Buchenwaldzie i Dachau. Choć, kto wie – może dzięki temu świat zada sobie pytanie, jakim cudem „polskie obozy” znalazły się na terenie Niemiec…
Na dodatek, bawarski premier Horst Seehofer z sojuszniczej CSU otwarcie wystąpił przeciw polityce berlińskiej centrali, chwaląc za to postępowanie Wiktora Orbana. Sondaże wprawdzie wciąż pokazują, że większość Niemców jest za udzielaniem azylu imigrantom, jednak niemieckie media, poza rytualnym młotkowaniem państw Grupy Wyszehradzkiej coraz częściej zwracają uwagę, że należy wziąć pod uwagę również opinie niechętnej przybyszom mniejszości. Poza tym, powstaje pytanie, na ile wyniki sondaży są efektem przemocy symbolicznej wymuszającej konformizm deklarowanych postaw i typowo niemieckiego, zdyscyplinowanego podążania za polityczno-ideologicznymi wskazaniami aktualnego establishmentu. Jak by nie patrzeć – niemiecka kanclerz w swych mocarstwowych zapędach posunęła się „o jeden most za daleko”, co może przypłacić własnym upadkiem, a jej europejskie przywództwo zakończy się w zgiełku starć z islamskimi watahami i w dymie płonących schronisk.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Zapraszam na „Pod-Grzybki” ———->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/2545-pod-grzybki
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 39 (25.09-01.10.2015)
Na podobny temat: