Przepływy miłości i obfitości (30)

Są różne dogmaty, ale to manowce.

Dogmaty są jak Święte Krowy.

Krowy, skądinąd cudowne stworzenia boże, bo mleko dają i trawę żują, zostały przerobione w hinduizmie na istoty niemalże nadprzyrodzone. Nie warto tego krytykować – to nie jest najstraszniejszy dogmat naszej ludzkiej Historii. Były gorsze – w każdej wielkiej religii.

O wiele straszniejsze były (są) dogmaty wpisane w komunizm i faszyzm. Pociągnęły za sobą w otchłań komór gazowych i zniewolenia miliony istnień ludzkich. O wiele straszniejsze są dogmaty liberalizmu i hedonizmu obyczajowego – pociągnęły już bowiem, i jeszcze pociągną za sobą, w otchłań aborcji i eutanazji grube miliony istnień ludzkich.

Bardzo niebezpieczne w swych konsekwencjach dla współczesnej cywilizacji mogą okazać się nowe dogmaty wykluwające się z postmodernistycznej nauki, jeżeli nie powróci do korzeni.

Korzeniem dla nauki jest filozofia jako umiłowanie mądrości w najbardziej klasycznym i prostym znaczeniu. To korzeń, który zakorzenia całe drzewo poznania w ludzkim sumieniu i sercu.

Religia jest partnerem do dyskusji, można by nawet rzec sparing partnerem, z którym nauka musi pozostawać w żywym kontakcie, by nie wypaść poza ring żywej Kultury, poprzez którą ludzkość prowadzi swoją walkę o dalszy rozwój lub przetrwanie.

Matematyka jest natomiast co najwyżej językiem, którym nauki przyrodnicze i społeczne opisują świat materii, energii i informacji, lecz już nie ducha. Duch bywa dostępny dla człowieka wyłącznie poprzez doświadczenie bycia człowiekiem.

Oderwanie nauki od filozofii, religii i kultury, swoiście pojmowana emancypacja, to współczesny dogmat. Pseudonaukowy obłęd, gdzie – w miejsce aksjologii (zwłaszcza etyki) dla ustalenia granic wolności, i mistyki jako źródła inspiracji duchowych – wdarła się toporna ideologia materialistyczna ze wszystkimi ponurymi prognozami postępu.

Nauka bez wsłuchiwania się w słowa płynące z mistycznych i aksjologicznych obszarów Bytu jest po prostu ślepa.

Staje się narzędziem w rękach polityków i wielkich korporacji – polem, na którym manipuluje się już nie tylko prawdą, ale faktami, dla osiągnięcia krótkowzrocznych korzyści politycznych i ekonomicznych. Na wiele sposobów forsuje się perwersyjne pomysły, z naiwną wiarą, że celem nauki jest technologiczna i cybernetyczna perfekcja – poza życiem i poza społeczną kontrolą.

Dogmaty są jak klatki. Człowiek zamknięty za murami dogmatycznego więzienia nie widzi świata. Skrzywia się jak pokurcz, marnieje. Otwarty świat nie znosi dogmatów, wymaga twórczego myślenia, doświadczania życia i emocjonalnej oraz duchowej dojrzałości.

Dlatego warto uczyć się stawiania pytań, również tych największych. Kim jestem? Czy istnieje Bóg? Co odkrywa nauka? Czy system demokracji liberalnej jest rzeczywiście najlepszym ustrojem?

Kto pyta, nie błądzi. Kto kwestionuje i podważa, musi coś zaproponować w to miejsce, uczyć się bardziej twórczego życia.

Dogmaty, ideologie, salonowe autorytety, gorsety nawyków i wierzeń – wszystko to istnieje marnie, a dla człowieka na duchowej drodze tylko po to, by przesiać przez sito własnej tożsamości, by zostawić ziarno a plewy odrzucić. Zweryfikować w tyglu prawdy wypływającej z serca.

Warto podważać dogmaty, rozbijać skorupy społecznej hipnozy. To jedyna droga do wolności i autonomii. Ale również do pokoju.

Średnia ocena
(głosy: 9)

komentarze

Autor,

witam nowego blogera, z tego co zauważyłem, to znam cię z piwnicy:)

A ad meritum tekstu, to moim zdaniem warto się zastanowić czy walcząc z dogmatami nie promuje się nowych?

Acz z lajtmotivem że dogmaty warto podważać i że wątpić trza to się zgadzam, nawet opis w blogu mam wątpię, myślę itd

:)

Pozdrówka.


P.S.

I jeszcze jedno:

Piszesz:

“ wiele straszniejsze są dogmaty liberalizmu i hedonizmu obyczajowego – pociągnęły już bowiem, i jeszcze pociągną za sobą, w otchłań aborcji i eutanazji grube miliony istnień ludzkich.”

ja myślę, że to nie żadne dogmaty ni ideologie ludzi skłaniają do eutanazji czy aborcji.

de facto oba zjawiska istnieją od zawsze, znaim liberalizm czy hedonizm czy postmodernizm się pojawiły.

A skłaniają do tych rzeczy bardzo różne czynniki od tragedii życiowych po wygodę(?) i konsumpcyjny tryb życia.

narzekanie na ideologie liberalne jest tu łatwe ale mało skuteczne i sensowne, moim skromnym zdaniem.

Pozdrawiam noch einmal i żegnam się chwilowo:)


A, no i kwestia najważniejsza,

gdzie pozostałe i wcześniejsze 29 notek:)

Już ograniczam mą nadaktywność komentatorską i spadam.


Z dogmatami nie warto zbytnio walczyć!

To byłaby taka walka z wiatrakami. Warto się jedynie zastanowić, jakie dogmaty sterują moim życiem. Po takiej refleksji dogmaty stają się aksjomatami i wartościami.

Miło mi. Tak, tam jestem w Piwnicy. Tu popędziłem za Algą. Nie umiem jeszcze pływać w tym nowym środowisku. Na S24 zostaję w Piwnicy – bez specjalnych oczekiwań, że Administracja pójdzie po rozum do głowy.

pozdrawiam


Hedonizm to taka skłonność do przyjemnego życia

Stara ta skłonność jak i człowiek. Grecy dla tej skłonności wymyślili filozofię. W dzisiejszej Europie (i nie tylko) hedonizm stał się podstawą konsumpcjonizmu. No bo co za pożytek dla gospodarki z ludzi żyjących oszczędnie i wybierających wartości duchowe a nie materialistyczne.

jeszcze ra zpozdrawiam


Na S24.

Gdy znajdę czas, to może je tu wkleję. Do końca roku będę dość oszczędnie publikował. A potem zobaczymy. Może jedna notka na dobę.

Miło mi.

Mam nadzieję, że do zobaczenia


Witaj Synergie

Cieszę się, że przyszedłeś, wieczorkiem odniosę się do notki.

Mam nadzieję, że Ekonomista też tu przyjdzie, Krzyszu, ech…

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


A co mi tam!

Będę pewnie podwójny przez jakiś czas.

pozdrawiam


Jedna notka na dobę to raczej obficie a nie oszczędnie

choć bywają tacy, co trzy dziennie wklejają:), acz dla mnie to przesada.

Choć mi się zdarzyło raz czy dwa wyrychtować ze 3 wpisy dziennie.

Ale to bylo dawno i nieprawda.

A hedonizm potoczny a hedonizm filozoficzny to się pewnie trochę różnią.

A krytyką konsumpcjonizmu trudno mi się zajmować, bo sam prowadzę takowy tryb życia w sumie:)

No ale trzeba walczyć z kryzysem i wspierać czy browary czy knajpy czy inne zacne przedsiębiorstwa:)

Pozdrówka.


Jedna od nowego roku - jak dożyję.

Bo dożycie to już tak po trochu: zależy ode mnie i od Boga.

Ten hedonizm starożytnych filozofów był bardziej refleksyjny od współczesnego. A co mi tam. Każdy orze, jak może. I ja wino popijam, kobiety uwielbiam, dom wybudowałem, syna i córkę spłodziłem…a drzew tyle nasadziłem, że przestałem już liczyć.

pozdrawiam


Synergie

Czytałam Twój tekst z wielką przyjemnością.
Myślałam czytając, że to chyba radosne doświadczenie kiedy człowiek dochodzi do wniosku, że “są różne dogmaty, ale to manowce”.

A potem przeczytałam w komentarzach:

Z dogmatami nie warto zbytnio walczyć!

To byłaby taka walka z wiatrakami. Warto się jedynie zastanowić, jakie dogmaty sterują moim życiem. Po takiej refleksji dogmaty stają się aksjomatami i wartościami.

I wszystko runęło. Cały Twój tekst stał się zupełnie nieprawdziwy…

p.s. “Dogmat” o świętości krów ma całkiem realne, wręcz przyziemne, uzasadnienie. Poszukaj.


Synergie

Synergie

Dogmaty, ideologie, salonowe autorytety, gorsety nawyków i wierzeń – wszystko to istnieje marnie, a dla człowieka na duchowej drodze tylko po to, by przesiać przez sito własnej tożsamości, by zostawić ziarno a plewy odrzucić. Zweryfikować w tyglu prawdy wypływającej z serca.

Prawda z serca.. – a Bibia rzecze:

Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?”. ...

Czy aby serce nie potrzebuje “dogmatu”? Pewnego rodzaju lustra aby się mogło sobie przyjrzeć i sprawdzić czy mieszka w nim prawda… ?

Warto podważać dogmaty, rozbijać skorupy społecznej hipnozy. To jedyna droga do wolności i autonomii. Ale również do pokoju.

Ja bym napisał, warto sprawdzać dogmaty.. – tylko znowu. Tym razem analogia z drabiną. Możesz przyglądać się dogmatom i rozwalać je w pył. Ale aby się im przyglądnąć to trzeba mieć drabimę aby wyjść ponad niego i z góry spojrzeć. Lecz sęk w tym, że tę drabinę trza mieć o co oprzeć. Podobnie jak z niepoprawnym sercem trza punktu podparcia aby ugryźć dogmat.

Jakie więc “lustro “ dla serca i jaki punkt podparcia dla “drabiny” masz Senergie aby rozłupywać fogmaty oraz aby nieprawdy mieszkającej również w sercu nie wziąźć za prawdę?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


ciekawe ciekawe

“Krowy, skądinąd cudowne stworzenia boże, bo mleko dają i trawę żują, zostały przerobione w hinduizmie na istoty niemalże nadprzyrodzone.

be-ze-du-ra. krowa ma specjalny status jako że wg Wed jest jednym z wcieleń matki człowieka. nie przybiera to jednak formy kultu.
ten specjalny status polega na tym że krów sie nie zabija, a traktuje jak członków rodziny. krowa jest żywym symbolem matczynej miłości, poświęcenia i bezinteresowności. daje pożywienie (mleko) i ciepło (krowimi plackami pali się w Indiach).

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyk

krowa jest żywym symbolem matczynej miłości, poświęcenia i bezinteresowności. daje pożywienie (mleko) i ciepło (krowimi plackami pali się w Indiach).

Wogóle jakby poszperał to tych symboli zwierzęcych by znalazł więcej. Wszak cały bliski wschód i jego religie były przesiąknięte bóstwami przyrody.. . Jak się porównuje kształtowanie religii Izraela to rzuca się w oczy monoteizm jako zupełna “nowość” oraz nie czczenia bóstw astralnych, przyrody, i innych. Wszak księga rodzaju (opowiadania o stworzeniu swiata) rozwalają w pył kult bóstw tzw. pogańskich. Są one wg Ksiegi Rodzaju są jedynie stworzeniami.. a nie bóstwami.

Ale to tak na marginesie.

Pozdrawiam

p.s.
Zaczyna się wielki mecz tenisowy:
Edi Feder contra H. Del Potro
Wieczór smakowity się zaczyna, :-)))

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


ale

krowy w Indiach nie są uważane za bóstwa (to że w ikonografii bóstwo ma np głowę krowy o niczym nie świadczy, bo mają też głowy słoni, lwów i świń). zbitka “święta krowa” jest zachodnią etykietką.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Synergie

A kuku!


Budujesz, budujesz na słowach - jedno niewłaściwe słowo....

i cały pałac znaczeń obraca się w pył – jakby był mirażem.

Buduj więc może na doświadczeniu. Rozmowa dopiero się zaczyna – no mam nadzieję. I coś sobie poustalamy, doprecyzujemy…

Ale dziękuję za ten komentarz.

Miałem na myśli taki oto proces:

Jeżeli jestem np. Katolikiem i Kościół mi każe wierzyć w dogmat o Trójcy Świętej, to odrzucenie tego dogmatu, takie stanowcze jakby był bajką, wypycha mnie poza wspólnotę wiernych. No trzeba być konsekwentnym. Co mogę więc uczynić jako katolik: 1) uznać, że tak jest i już, to tajemnica bez znaczenia dla mojego życia – i to jest postawa większości; lub 2) przeniknąć wgłąb tej tajemnicy dogmatu poprzez modlitwę i kontemplację, poszukać tego Boga, który istnieje w Trzech Osobach – to już prawie mistyka, która przenika przez skorupę dogmatu do programu wenątrz.

pozdrawiam


Serce zdradliwe, serce spolegliwe,serce - klucz do krynicy życia

Serce jest symbolem.

Takie masz serce, jakiego masz Ducha w sobie. Serce jako symbol miłości nie jest zdradliwe.

Zdradliwe bywa – Biblia przecież nie kłamie – gdy życie zamknięte w skorupie ego porusza się po scenach ludzkich dramatów.

Milość wybiera zjednoczenie. Zjednoczyć siebie z sobą, zjednoczyć siebie z bliźnim, zjednoczyć siebie z Bogiem. Serce w strumieniach miłości staje się bramą, poprzez którą do życia napływają żywe emocje. W sercu integruje się nasza dojrzałość emocjonalna. Lecz tu drobna uwaga: pod warunkiem, że dojrzewamy również duchowo.

Jeżeli nie dojrzewamy duchowo, serce nas zdradzi. Uwikła się w pożądania, pychę, ignorancję, nienawiść... i będzie je ożywiać od wewnątrz, byśmy czuli do szpiku kości życie na scenie dramatu.

Dogmaty są różne. Te religijne mogą mieć sens, gdy ziarno dogmatu padnie na glebę naszego doświadczenia jedności. Wówczas samo się uwolni ze skorupy, jako drzewo naszego życia.

Zważ proszę, że język, którym to piszę, kipi od metafor poetyckich. No nie jest teologicznie naukowy i pozostawia wiele niedomówień i szyfrów, które stają się zrozumiałe na poziomie uduchowionej wyobraźni.

Wcześniej napisałem, że nie chcę rozwalać dogmatów w pył jakimś mieczem czy bombą atomową. Teraz sprecyzuję: chcę widzieć dogmaty, by wybierać spośród nich te, nad którymi się pochylę.

Odrzucam sporo dogmatów, w które wikła się ludzkość. Nie wiem, czy dałbym je radę tu wymienić w alfabetycznym porządku.

Pojęcie dogmatu w tej notce jest bowiem bardzo szerokie.

Np. w matematyce, geometrii i logice są aksjomaty. W naukach przyrodniczych już niestety dogmaty, czyli takie założenia pierwotne nieudowadnialne, z których wywodzi się całe wielkie przesądy światopoglądów naukowych.

A jaka może być relacja pomiędzy mistyką i teologią? Otóż, m.in. taka, że teologia bada dogmaty od zewnatrz, również fenomenologicznie i hermeneutycznie (interpretująć np. Biblię) a mistyka od wewnątrz. Od wewnątrz dogmaty nie mają zaś skorupy, rozpuszczają się w świetle ducha.

pozdrawiam


A kuku, witaj!

Tu i tam toczy się rozmowa. Tu inaczej, i tam inaczej! Dziwne, prawda?

ciepło pozdrawiam


Dziękuję za ten głos w dyskusji.

Cenny. Cóż, Wedy czytałem, póki co dość wybiórczo. W zasadzie się z Panem zgadzam.

Mam świadomość, że pewne zbitki językowe upraszczają krajobraz wierzeń i ikonografii każdej religii. Dlatego z otwartym umysłem i radością przeczytałem, co Pan do mnie napisał.

serdecznie pozdrawiam


Odpowiadam konkretnym osobom, a potem nie widzę komu.

No muszę się nauczyć kilku rzeczy na tej platformie.

pozdrawiam wszystkich moich Gości

raz jeszcze.


Synergie , możesz wyedytować komenty i nicki dopisać

że tak technicznie doradzę:)

Bo jak klikasz na txt opcję odpowiedz czy skomentuj cytując to w nagłówku komenta nick się automatycznie nie pokazuje, przynajmniej takie mam wrażenie, trza dopisać:)

Ambitniejsze tu komentowanie jest:)

Pozdrówka.


Witam

odniosłem podobne wrażenie jak Magia
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


grześ Radośniejsze, bez politykierstwa giermków zakutych

Ambitniejsze tu komentowanie jest:)

Pozdrówka.

Wydaje się, że rzeczowe i bardziej spokojne niż na S24.

No to się nauczę tych możliwości – z czasem.

Pozdrówka


A kuku! Synergie Drogi.

Wiesz, dziwne to dla mnie wszystko.
Salon mnie boleśnie rozczarował...
Ja to Pikuś, ale jest wielu blogerów z którymi się identyfikuję mniej lub wiecej. Nie mogę pogodzić się z ich odejściem.
Mnie zaś osobiście zabolało to, co tam się teraz dzieje.
Szczególnie, że kilka dni temu zaledwie miałam debiut blogerski, który nieskromnie nazwę: udanym.

Jestem wierną dorcią.
Ale jeśli nadal nic się tam nie zmieni, to spadam. Nie rozumiem, gubię się we wszystkim i jestem zgorzkniała. Żeby było jasne: nie żałuję, że odblokowałam! Chodzi o to, że tak nie można poniewierać ludźmi!!! Odejdę cicho, bez rozgłosu i nie zamierzam wracać jako Dorcia Cacy. To już zupełnie poza moim zasięgiem.
Jestem na etapie szukania swojego miejsca.
I znajdę go, żeby nie wiem co.
Od ludzi. Wszystko zależy od ludzi…

Ściśkam serdecznie, mój Drogi.
dorcia blee


Synergie,

nie żebym chciał rozczarować, ale czasem i u nas na TXT z rzeczowością i spokojem różnie bywa:0
Znaczy ile tu już konfliktów było, odejść, kłótni, niesnasków itd, to mało kto zliczy.

Dlatego trza trochę świeżej krwi:) i spojrzenia z zewnątrz, więc cieszę się, że nowe osoby się pojawiają.

ja będę starał się ze swojej strony pisać rzeczowo acz niekoniecznie spokojnie, czasem trza fermentu, siły, mocy, walki, ducha:)

A a propos spokoju, takie frywolne skojarzenie;)


MarekPl. Cenię sobie każde wrażenie - to lustro

W tym lustrze widzę własne niedoskonałości. I coś jeszcze – kamień słów mało prostych, który trzeba oszlifować w prostocie i pokorze. Ja tylko rozmawiam – staram się przy tym czegoś siebie nauczyć. Każdy jest moim nauczycielem. I Pan, i Magia. Nie znaczy to, że będę potakiwał. Co to, to nie.

Są dogmaty, z którymi trzeba walczyć w przestrzeni kultury i cywilizacji – szkodliwe!
Są dogmaty, które trzeba wyrzucić z przestrzeni własnego umysłu – bo zatruwają serce!
Są dogmaty, które warto zrozumieć, przeniknąć wgłąb znaczeń, które przynoszą!
To wszystko jest wielowymiarowe i subtelne. Nie da się zamknąć wszystkich kamieni w jednym worku.

marekpl

odniosłem podobne wrażenie jak Magia
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.

A te słowa Pana po prostu prawdziwe. Głębokie. Mnie też najbardziej . Cała reszta jest w zasadzie wtórną interpretacją tego pierwotnego zderzenia z bezsilnością ludzkich losów. Przychodzimy – odchodzimy; cała droga pomiędzy powinna napełnić się sensem i miłością do bliźniego.

pozdrawiam


grześ Dzięki, świetny kawałek, że boki zrywać!

Lubię barwność, wprost uwielbiam. Frywolne rozmówki są najciekawsze.

tecumseh

Dlatego trza trochę świeżej krwi:) i spojrzenia z zewnątrz, więc cieszę się, że nowe osoby się pojawiają.

ja będę starał się ze swojej strony pisać rzeczowo acz niekoniecznie spokojnie, czasem trza fermentu, siły, mocy, walki, ducha

Widzę tę Twoją rzeczowość. Ano, mogę się pod tym podpisać. Ano, trza.

Bo co można wykuć wśród potakiwaczy? Co najwyżej – nudę!

Pozdrówka


Sznergie

“Mistyka…Od wewnątrz dogmaty nie mają zaś skorupy, rozpuszczają się w świetle ducha.”

No właśnie. Ale owo “od wewnątrz”, oki. zgadzam się, jednak jeśli wszyscy “od wewnątrz” po swojemu rozwalaliby dogmaty to zapanowałby haos.

Haos w tym znaczeni, że aby od wewnątrz rozwalać dogmaty trzeba mieć pewne narzędzia.. . Pisałem o potrzebie “lustra”. Inymi słowy nawet wewnętrzne – bezdogmatowe – rozwalanie dogmatów musi być oparte na jakimś “dogmacie”( jakimś założeniu czy domniemaniu).

Pozdrawiam

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek Poza dogmatami - doświadczenie miłości

Jakby tu odpowiedzieć? Już w tej dyskusji Magia zarzuciła mi, że rozczarowała się, gdy doczytała, że nie odrzucam tak po prostu dogmatów jako nrzędzia ideologicznego zniewolenia i zła. Nie odrzucam ich w przestrzeni kultury i religii, lecz skłaniam się, żeby się im krytycznie przyglądać, starająć się zobaczyć ukryty program, który emitują w świat wartości. Kultura to wewnętrzne my. Dlatego powinniśmy być bardzo staranni przy i śwaidomi, gdy przyglądamy się sobie w lustrach dogmatów naszej kultury.

Dogmaty religijne np. katolickie to tylko podzbiór szczególny (i szczególnie ważny dla katolików) większego zbioru dogmatów koegzystujących w naszej kulturze. Gdybyśmy spojrzeli na to zagadnienie refleksyjnie, zauważymy, że w tej naszej euroatlantyckiej kulturze pojawiają się różne ideologiczne dogmaty np. faszyzmu, komunizmu, ateizmu, ewolucjonizmu darwinowskiego, liberalizmu… i każdy ma ukryty program, jakby był agregorem, który moc czerpie z energii wyznawców.

Ja, na poziomie kultury, tego zbiorowego my wewnętrznego, namawiam do wysiłku poznawczego, przynajmniej takiego, żeby świadomie wybierać dogmaty, ktore niosą w sobie program pokoju, dobra wspólnego, godności, miłości bliźniego swego, tolerancji…Tylko tyle i aż tyle. To wybór poza wojną a przynajmniej taki powinien być.

To podejście raczej nie grozi popadnięciem w chaos. Katolik powinien poznać dogmaty swojej wiary i postarać się poprzez kontemplację, wiarę i modlitwę, również eucharystię i sakramenty święte – ale zawsze chodzi tu o praktykę religijną a nie spekulację – przeniknąć do programu wpisanego w dogmaty, by żyć zgodnie z nauczaniem Chrystusa.

Głębia mistyki dotyczy zazwyczaj Osoby. Tego ja, które chce się zjednoczyć z Bogiem i potrzebuje łaski, by zjednoczenie mogło się dopełnić w Bogu. To nie dzieje się tak naprawdę tylko od wewnątrz – dzieje się holograficznie. Światło duchowe przestaje widzieć granice i podziały na to, co wewnętrzne, i to, co zewnętrzne. Jednoczy oba obszary w jedną całość.

Dlaczego więc napisałem, że skorupa dogmatów religijnych rozpuszcza się od wewnątrz, w świetle duchowych doświadczeń? Ano, przede wszystkim dlatego, że trzeba się zjednoczyć w kontemplacji z tajemnicą dogmatu, np. o Trójcy Świętej, przeniknąć do wewnątrz tego dogmatu, żeby zobaczyć, że nie ma żadnego dogmatu – jest tylko Doświadczenie. Zbyt trudne? Tak, wiem. Można mi zarzucić herezję? Tak, wiem.

Jezus zostawił apostołom Ducha Świętego i posłanie Miłości. To oznacza, że mistyczne głębie są osiągalne również na poziomie kultury, czyli nie Ja, a już My.

Ale to, jak pokazuje historia chcrześcijaństwa, droga jeszcze trudniejsza niż droga, ktorą indywidualnie podążają najwięksi święci i mistycy chrześcijańscy.

PS. Zdaję sobie sprawę, że ta notka otwierać może wiele kontrowersyjnych dyskusji. Moje podejście do tematu dogmatów nie powinno jednak automatycznie implikować niebezpieczeństwa chaosu i burzenia harmonii oraz ładu. Raczej powinno zachęcać do refleksji.

pozdrawiam

pozdrawiam


Synergie

ja nawet nie w kontekście dogmatów katolickich czy w ogóle dogmatów. Przyznasz, że żyjemy w dziwnej epoce gdzie nie uznaje się żadnych kanonów, uznaje się jedynie ich równą słuszność. WIdać to ostro w przedefiuniowaniu pojęć rodzina, małżeństwo, miłość, itp.

Gdy piszę o potrzebie lustra czy drabiny, piszę o tym, że aby się wybrać na poszukiwanie miłości, wolności, pokoju, należy wytyczyć trasę w oparciu o jakieś jednostki miary, wytyczyć kierunek w oparciu o jakiś azymut, itd.

Owszem, można mówić, słuchaj serca. Wszyscy słuchają serca a tak wielki chaos.

Więc jakieś dogmaty są potrzebne.. w sensie ogólnoludzkim. Takimi jednym z dogmatów jest dekalog.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek

Piszesz:

“aby się wybrać na poszukiwanie miłości, wolności, pokoju, należy wytyczyć trasę w oparciu o jakieś jednostki miary, wytyczyć kierunek w oparciu o jakiś azymut, itd.”

A ja Ci odpowiem tak:

aby się wybrać w poszukiwaniu miłości, wolności i pokoju wystarczy wyruszyć w podróż. Tylko tyle, a dla iluś tam ludzi zbyt wiele.

Dogmaty, azymuty, jednostki miary, z góry wytyczone kierunki są dla mnie raczej blokujące Drogę, niż ją wspierające.

Skojarzyło mi się też zdanie Ghandiego

Nie ma drogi do pokoju, to pokój jest drogą


Gretchen

aby się wybrać w poszukiwaniu miłości, wolności i pokoju wystarczy wyruszyć w podróż.

Trudno uwierzyć, że ludzie nie “podróżują”. Problemem jest to co z tego wynika. A skoro wynika z tego chaos to ten sposób szukania “psu na budę”.

Ghandi postuluje pokój jako ścieżka szukania – wg cytatu. Jednak pokój może co innego znaczyć dla Ghandiego a co innego dla Obamy, jeszcze co innego dla Putina, o jeszcze co innego dla DOnalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego. Wszyscy w podróży.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


poldek34 Dekalog to raczej tablica prawa naturalnego

Objawiona przez Boga Mojżeszowi. Mojżesz przez czterdzieści lat wędrówki przez pustynię starał się wpoić to prawo swoim współplemieńcom – zresztą z różnym i nie uwieńczonym w pełni sukcesem skutkiem. I tak aż do współczesnych czasów.

Tak, obecnie żyjemy w epoce postmodernistycznego relatywizmu. Bełkot i pomieszanie języków – istna aksjologiczna wieża Babel. Wydaje mi się, i to jest takie myślenie optymistyczne, w schyłkowej fazie tej epoki.

Widzę rysujące się na horyzncie przełomy i koniec postmodernizmu jako kierunku wewnętrznie sprzecznego. Co na to miejsce?

Mam nadzieję, że powrót do filozofii wieczystej, której źródła tryskają w mistyce i filozofii róznych kultur i religii na przestrzeni dziejów bardzo obficie, a ostanio są dodatkowo zasilane przez psychologię duchową (transpersonalną) i niektore interpretacje najnowszych odkryć fizyki. Powrót, lecz bardzo nowoczesny i ugruntowany w nowożytnej wiedzy.

O wartościach musimy dziś myśleć holistycznie i ekologicznie, w kategoriach dobra wspólnego. Nie zmienia to jednak tej fundamentalnej prawdy, że punktem odniesienia w naszej ziemskiej wędrówce wciąż powinien być stary, dobry Dekalog. Wolno go interpretować, wolno się nim inspirować.

Co do azymutu i kierunku – zgoda. Celem powinna być miłość, wolność pokój – środkiem do celu brak przemocy i współpraca. Cele są szlachetne, wciąż te same, bo łaskawie się nie zmieniają od czasów starożytnych podobnie jak człowiek, który nie odmienił swego serca od czasów Adama i Ewy oraz Abrahama. Wciąż poddaje się pokusom, wciąż bładzi, wciąż oskarża bliźnich a siebie usprawiedliwia, wciąż w szponach gniewu, żądż, nienawiści, pychy i ignoracji wykazuje skłonność do czynienia zła.

Tak w skrócie.

pozdrawiam


Gretchen Nie ma drogi do pokoju, to pokój jest drogą.

To Ty jesteś drogą do pokoju. Gdy nie blokujesz sobie drogi pokoju, już zaczęłaś wędrówkę.

No ale – jak to zwykle bywa – trzeba od czegoś zacząć. Może od zazen, może od modlitwy, a może od miłości i szacunku dla rodziców.

Nadmierne komplikowanie tego rodzi tylko kolejne problemy.

pozdrawiam


Synergie

Dekalog dla wierzącego tak – ma wartość objawioną. Dla niewierzącego ma wartość inną – ale ma.

Wolno go interpretować , ba nawet trzeba, :-)))

CO do schyłku epoki posmodernistycznego racjonalizmu a właściwie relatywizmu, jakoś mnie on przygnębia.. . Gdyż sądzę, że musiałaby się wydarzyć chyba jakaś katastrofa aby się społeczeństwo owo przebudziło.. .

Gdy słucham misjonarzy z terenu Rosji to jestem pesymistą. Tamtejsi Katolicy często czekali na Księdza 70 lat.. . Po latach usuwania krzyży z przestrzeni publicznej i wszystkiego co miało z nim śladowy związek. Gdy patrzę na te same ale pod innymi hasłami “zakusy” – jestem przygnębiony.

Jedyne logiczne wytłumaczenie to takie, że nadszedł czas “odzdzielenia ziarna od plew” – dokonuje się on bardzo jaskrawo zarówno w przestrzeni publicznej(rugowanie przekonań religijnych z obiegu) jak i moralnej(relatywizm).

Mówiąc skrótowo: kto wytrwa do końca zbawion będzie.. . Kto pójdzie z prądem może się przekonać o “prawdzie piekła” która może się okazać

Prawdą dostrzeżoną zbyt późno.. .

Natomiast w obiegu lokalnym jest w miarę ok. Chociaż to, że sobie rozmawiamy o tym, że wokół mamy ludzi którzy szukają pokoju, metodą pokoju.. . Jednak żyjemy jak w “mieście oklejonym plakatami” – w mniejszości i w “piwnicy”.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Trudno Ci uwierzyć, że część ludzi nie wyrusza w podróż? Ano nie wyrusza, wystarczy się rozejrzeć.
Chyba, że uznamy sam fakt bycia na tym świecie za podróż, można i tak. Ja miałam jednak na myśli podróż uświadomioną.

Świadomość, czy samoświadomość jest procesem. Wchodzisz na ścieżkę, ale jeszcze niewiele wiesz, więc szukasz, sprawdzasz, robisz kilka kroków, cofasz się i znowu kilka do przodu. To nie jest “psu na budę”, to sposób – innego chyba nie ma.

Z tego co piszesz o pokoju wynika, że oczekiwałbyś by ludzie jednakowo rozumieli pewne pojęcia. Nie wiem czy to w ogóle jest możliwe, żebyśmy tak dokładnie uzgodnili co, kto ma na myśli.
Możemy próbować, starać się, ale nigdy nie będziesz wiedział jak wygląda mój ulubiony odcień czerwieni.

Rozmowa jest kluczem, można się porozumieć.
Porozumienie jednak jest chwiejne i nie jest dane raz na zawsze.


Synergie

Właśnie o to mi chodziło.


Gretchen. To jakbym znalazł bratnią, a raczej siostrzaną duszę.

Na potrzeby rozmowy, czasami potrzebne są słowa. I sztuka słuchania.

Raz się to udaje, innym razem jest trudniej dojść do współrozumienia.

pozdrawiam


poldek34 Ziarno oddzielać od plew, ale jak, ale kto?

Ja się do tego nie nadaję – wypowiem się eufemistyczne.

Może i Bóg nie zechce podjąć się tego zadania. Może jest bardzie miłosierny niż Go o to podejrzewamy?

Widzisz, w historii ludzkości było już sporo rewolucjonistów i fałszywych proroków, którzy podejmowali się z entuzjazmem odsiewania ziaren od plew.

Ostatnio faszyści i komuniści. Dzisiaj hedoniści w maskach konsumpcjonizmu zmagają się z tą samą zmorą osądzania bliźniego naszego według kryterium utylitaryzmu.

Dziękuję. Wysiadlem z tego pociągu postępu.

Wolę uczyć się od prawdziwych Mistrzów duchowych.

serdecznie pozdrawiam

PS. Sporo mamy, niestety, powodów do pesymizmu. Ale nie warto tracić pogody ducha. Możesz coś uczynić wyłacznie w swojej strefie wpływów. I cieszę się, że to czynisz.


Synergie

Bardzo lubię i szanuję słowa. Jest w nich jakieś piękno, a może raczej w tym sposobie ludzkiego porozumiewania się.
Nauczyłam się jednak, że one są bardzo ułomne.
No dobrze, złagodzę swoje stanowisko – bywają ułomne.

Ułatwiają i utrudniają. :)

To co napisałeś o bratniej (siostrzanej) duszy jest bardzo miłe.

Podpisuję się też pod Twoją odpowiedzią do Poldka.


Synergie

Synergie

Ja się do tego nie nadaję – wypowiem się eufemistyczne.

Rozdzielenie ziarn od plew odbywa się codziennie w nas i na naszych oczach.. . Mówiąc Biblijnie sąd nad złymi dobrymi odbywa się na naszych oczach, sami go dokonujemy na sobie.. .
A sąd polega na tym, że Prawda przyszła na świat a swoi (adresaci jej) nią wzgardzili. Zakryli uszy by nie słyszeć i oczy by nie widzieć. Namnożyli sobie proroków i nauczycieli którzy “łechtają ich uszy” mówiąc im to co chcą usłyszeć.. – mówiąc “jest wszystko”, nie zwracając uwagi na to, że niczego nie ma. Nie ma niczego skoro Prawdy nie ma.
Każdy czyn i każda myśl wprowadza mnie w świat Ziarna lub świat plew… . Sam wybierając dokonuję sądu. To świetna zasada która odpowiada na pytanie czy normy moralne są tworzone przez człowieka czy istnieją poza nim. Jeśli człowiek czy tego chce czy nie dokonuje sądu na samym sobie to oznacza, że normy moralne istnieją poza człowiekiem. A człowiek może je odkrywać – tak jak wybierać może miłość lub nią wzgardzić. Przecież normy moralne są ścieżką miłości.. .

Wolę uczyć się od prawdziwych Mistrzów duchowych.

A więc masz lustro i drabinę.. – opierasz ją na doświadczeniu tych którzy przeszli ku obranemu celowi “suchą nogą po morzu życia”.

Sporo mamy, niestety, powodów do pesymizmu. Ale nie warto tracić pogody ducha. Możesz coś uczynić wyłacznie w swojej strefie wpływów. I cieszę się, że to czynisz.

Pogody ducha tracić nie wolno – znaczy ni można dać się zwieść przygnębieniu które od czasu do czasu się pojawia. A może mocniej mówiąc, nie warto oddalać się od niego(DUCHA).. – znaczy skupiać uwagi zbytnio na szarości świata. Gdyż duch mieszka w nas. Więc trzymać się trza go jak “portfela” gdy się jest w podróży w obcej stronie.. .

Pozdrawiam również. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Gretchen

Trudno Ci uwierzyć, że część ludzi nie wyrusza w podróż? Ano nie wyrusza, wystarczy się rozejrzeć.
Chyba, że uznamy sam fakt bycia na tym świecie za podróż, można i tak. Ja miałam jednak na myśli podróż uświadomioną.

Wręcz przeciwnie. Ja uważam, że “wszyscy podróżują”. Ty twierdzisz, że nie. Że niektórzy robią to nieświadomie, a więc źle podróżują. W tym momencie zaczęłaś wartościować “podróże” – do czego nie masz prawa, w nowoczesnym Państwie. Nie można oceniać “podróży”. A jeśli mówisz, że Twoja podróż jest bardziej.. – to możesz to powiedzieć po cichu, aby jak najmniej ludzi Cię słyszało.

Z tego co piszesz o pokoju wynika, że oczekiwałbyś by ludzie jednakowo rozumieli pewne pojęcia. Nie wiem czy to w ogóle jest możliwe, żebyśmy tak dokładnie uzgodnili co, kto ma na myśli.
Możemy próbować, starać się, ale nigdy nie będziesz wiedział jak wygląda mój ulubiony odcień czerwieni.

Nie, aż tak nie. Jak to mówią po owocach.. . Pojmowanie pokoju przez Ghandiego i Putina to nie odcienie tego samego ale dwa przeciwstawne bieguny. Jestem zwolennikiem mówienia głośno co pokojem jest a co nim nie jest. Gdy tymczasem wkroczyliśmy – jak mi się wydaje – w epoję w której nie wolno mówić co jest pokojem, gdyż każdy ma prawo do swojej definicji – nawet wtedy gdy granica odcienia została dawno przekroczona a pojęcia pokoju używa się do uprawniania wojny.

Rozmowa jest kluczem, można się porozumieć.
Porozumienie jednak jest chwiejne i nie jest dane raz na zawsze.

Nie jest dane raz na zawsze jak pokój który noszę w sobie.. – ale jeśli się postaram/y, porozumienie będzie trwałem. Jeśli będziemy trwać w “postaraniu”. :-)))

Czuwaj!

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Gretchen

Bardzo lubię i szanuję słowa. Jest w nich jakieś piękno, a może raczej w tym sposobie ludzkiego porozumiewania się.
Nauczyłam się jednak, że one są bardzo ułomne.
No dobrze, złagodzę swoje stanowisko – bywają ułomne.

Telepatycznie i empatycznie porozumiewam się tylko z żoną. Dziwne, lecz się udaje – nie zawsze, niestety.

Natomiast słowa najpierw muszą wlecieć przez ucho i dotrzeć do serca, żeby wydarzyła się rozmowa. Gdy wlatują jednym uchem i wylatują drugim – kłótnia prawie gotowa. I tak, chciałbym rozmawiać, z każdym kto ze mną ze chce. Pewnie niewielu zechce, ale to i tak świetnie.

ciepło pozdrawiam


poldek34 A duch mój i mojego bliźniego w domu Ducha Świętego

poldek34

Rozdzielenie ziarn od plew odbywa się codziennie w nas i na naszych oczach.. . Mówiąc Biblijnie sąd nad złymi dobrymi odbywa się na naszych oczach, sami go dokonujemy na sobie.. .

Ano dokonuje się w naszej codzienności, nawet w każdej chwili, gdy docieramy do bycia samoświadomego. Ale ja widzę to nieco inaczej. Nie chcę być sędzią mojego bliźniego. Nie chcę być nawet sędzią siebie samego. Chcę być przytomny. By widzieć gniew i uwikłania tej chwili. By gniew się spalał w ogniu przytomności, mój gniew – czy muszę dodawać? By nie ropędzać koła karmy i nie osadzać w dolinie mojego sumienia sadzy grzechu i poczucia winy. Nie chcę być ofiarą i chroń mnie dobry Boże, żeby z mojego powodu pojawiały się moje ofiary. Chroń mnie mocno dobry Boże, gdyż sam nie zawsze daję radę. Gdy zamiast gniewu, ignorancji i uwikłania ma swoją czystość i współczucie, to jakbym pił wodę ze źródła prawdy, jakbym sadził ziarna w żyznej glebie umysłu. Wówczas plewy same się spalają. Moje plewy. I nie mam mocy, żeby palić plewy moich bliźnich. Ty spal je dobry Boże. Mnie naucz tylko miłości, żebym umiał widzieć ziarna w źrenicach mich bliźnich. Dać im słowo lub niewielki uczynek, żeby też dostrzegli u siebie te ziarna.

A duch niech mieszka w domu mojego życia, niech mieszka w domu życia bliźnich. Niech nas łączy i pojednuje w Duchu Świętym.

pozdrawiam


Poldku

Halo, halo – chwileczkę.

I w kolejności.

Jakie wręcz przeciwnie?

Napisałeś, że wszyscy podróżują.
Ja, że nie wszyscy i czy Ty sądzisz, że wszyscy, zapytałam.
Na to Ty, że wręcz przeciwnie, bo wszyscy podróżują.
:)

Mniejsza z tym.

Większa, że mówisz, że ja coś oceniam i wartościuję. Czy ja napisałam, że ktoś coś źle robi?

Może dla Ciebie jest tak, że nieświadomie to źle. Dla mnie jest tak, że nieświadomie to nieświadomie i tyle.

Nigdzie też nie napisałam, że moje podróżowanie jest bardziej .

I tu mamy na żywo to, co pisałam dość ogólnie w poprzednim komentarzu. Często mylimy własne interpretacje z intencjami drugiej osoby.

Mam też wrażenie, że mogę sobie mówić co chcę i dowolnie głośno. Bez przesady.

Co zaś do pokoju.
Trzeba umieć nazwać rzeczy po imieniu, ale nie wolno czynić tego zbyt pochopnie.
Dlatego nie można na przykład nazwać wojny pokojem, kłamstwa prawdą itd. Dlatego warto mieć oczy otwarte i nie dać sobie wcisnąć fasad.

Do tego wszystkiego trzeba wielkiej mądrości, równowagi, zastanowienia.
To nie są proste sprawy, nie zawsze w każdym razie są proste. Jeśli coś jest bardzo skontrastowane, wtedy łatwiej, ale jeśli rzecz rozgrywa się w półtonach?

Pilnowanie swojej Drogi to cholernie trudne zadanie. Wystarczająco trudne, żebym nie pilnowała cudzych.


Synergie

Serce jest bardzo ważne.
Najpiękniejsze rozmowy toczą się dzięki niemu, tak sądzę.

Ono nie prowadzi do chaosu, nie pozwoli się zgubić. Tylko trzeba umieć je słyszeć.

Pozdrowienia :)


Gretchen. No i słyszę to serce moje.

Mówi teraz do mnie: chodź już do łóżka, przytul mnie – taka jestem chora.

No to pewnie pójdę. Jutro pojedziemy do szpitala, bo tylko tam żona może dostać ten swój zastrzyk przeciw grypie i jej powikłaniom. Ech, ta służba zdrowia. TAk mi się wydaje, że trzeba mieć końskie zdrowie, by się leczyć.

A serce raczej wskazuje drogę do bliźniego niż do chaosu. Warunek najistotniejszy Pani wymieniła. No i nie możemy go, tego naszego serduszka, za bardzo stłamsić utrapieniami i urojeniami.

Tako więc kolorowych snów, Dobranoc
I dziękuję za mądre słowa


Synergie

Proszę iść natychmiast i życzyć żonie ode mnie samego zdrowia.

Dziękuję za niezwykłą rozmowę i dobrej nocy.


dorcia blee. Prawda - wszystko zależy do ludzi.

Debiucik miałaś całkiem udany. Fajnie się czyta Twoje teksty, bo są takie ciepłe i leciuteńkie jak łabędzie piórka. Widać w tym pisaniu dłoń kobiecą.

Mnie to miejsce wskazała Alga. Coś zaczynam publikować. Pierwsze wrażenia, że jest sympatycznie.

Trzymam to moje konto na S24 i obserwuję rozwój wydarzeń. Już bez emocji. Rzeczywiście smutne to – blogerzy odchodzą albo zawieszają aktywność, w oczekiwaniu, co uczynią Właściciele. Bezruch i marazm.

Moje stanowisko jest zaś dość proste. Pozostanę tam w Piwnicy do samego końca. Żadnych ruchów. Coś czasami opublikuję, coś pokomentuję.

ciepło pozdrawiam


Gretchen Noc minęła spokojnie

Dziś pojechaliśmy do szpitala. Zastrzyk. Powrót. Wieczorem znów szpital. Żona leży w łóżku – ja przy kominku czytam książkę i odpisuję.

Za oknami silny wiatr, ale świeci słońce. Mieszkamy na takim zielonym pagórku lub sporym pagórze na wsi. Wokół pola, łąki i lasy.

Dziękuję za życzenia. Pozdrowię. Żona czyta, co to ja wypisuję. Nie ma lekko.

ciepło pozdrawiam


Szanowna Gretchen

Gretchen

Halo, halo – chwileczkę.

I tu mamy na żywo to, co pisałam dość ogólnie w poprzednim komentarzu. Często mylimy własne interpretacje z intencjami drugiej osoby.

Mam też wrażenie, że mogę sobie mówić co chcę i dowolnie głośno. Bez przesady.

Co zaś do pokoju.
Trzeba umieć nazwać rzeczy po imieniu, ale nie wolno czynić tego zbyt pochopnie.
Dlatego nie można na przykład nazwać wojny pokojem, kłamstwa prawdą itd. Dlatego warto mieć oczy otwarte i nie dać sobie wcisnąć fasad.

Do tego wszystkiego trzeba wielkiej mądrości, równowagi, zastanowienia.
To nie są proste sprawy, nie zawsze w każdym razie są proste. Jeśli coś jest bardzo skontrastowane, wtedy łatwiej, ale jeśli rzecz rozgrywa się w półtonach?

Pilnowanie swojej Drogi to cholernie trudne zadanie. Wystarczająco trudne, żebym nie pilnowała cudzych.

Bardzo przypadł mi do gustu Paniny komentarz:)
Jak dla mnie skromnego, prostego człeka, to Słowo na niedzielę
Pozwoliłem sobie wytłuścić ten kawałek tekstu i dodam od siebie, że jeszcze trzeba mieć odwagę i właściwą wiedzę aby nie pomieszać tego co leży po stronie faktów z naszymi, o nich, wyobrażeniami

Pozdrawiam serdecznie, niedzielnie :)

__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Synergie

W pięknych okolicznościach przyrody Państwo mieszkacie, ech…
Do tego jeszcze kominek.

Miłej niedzieli Synergie.


Panie Marku

Dziękuję Panu, za tak miłe słowo (na niedzielę będzie akurat :)

Ponieważ, jak Panu wiadomo, szykuję się na coś w rodzaju walki to Pańskie słowa o odwadze i niemieszaniu, bardzo mi się przydadzą.

Pozdrowienia oczywiście.


Gretchen

Gretchen

Halo, halo – chwileczkę.

I w kolejności.

Jakie wręcz przeciwnie?

Napisałeś, że wszyscy podróżują.
Ja, że nie wszyscy i czy Ty sądzisz, że wszyscy, zapytałam.
Na to Ty, że wręcz przeciwnie, bo wszyscy podróżują.
:)

No to może od początku. Napisałaś: że wystarczy w tę podróż wyruszyć. A ja odpisałem, że wszyscy podróżują. A tak sądzę gdyż trudno mi byłoby uwierzyć, że ludzie pragną źle dla siebie samych.. .

Większa, że mówisz, że ja coś oceniam i wartościuję. Czy ja napisałam, że ktoś coś źle robi?

Tak, wartościujesz w tym sensie, że mówiąc o pokoju, itp wartościujesz je – ja nie twierdzę, że to coś złego. Podobnie jak Ty wartościuję. Gdyż pokój nie może oznaczać niepokoju jeśli ma być pokojem. Jednak mówimy o tych pojęciach/celach w kontekście tego, że nie wolno dziś wartościować ludzkich wyborów. Dziś każdy ma prawo zdefiniować pojęcia pokoju wg własnego widzimisię. Więc skoro – jak mi się wydaje – wszyscy podróżują, pragną pokoju a nie wolno twierdzić, że jedna definicja pokoju jest lepsza niż druga to możemy obudzić się w rzeczywiostości wojny w której CI którzy będą mieli władzą będą nam wtłaczać, że to pokój.

Nigdzie też nie napisałam, że moje podróżowanie jest bardziej .

Niby nie, ale przywołałaś Ghandiego. Aby wyruszyć za pokojem trzeba go wcześniej zdefiniować. A nie dla każdego ta podróż jest podróżą ku pokojowi, ścieżką pokoju. Może być to ścieżka wojny.. – znamy to.

I tu mamy na żywo to, co pisałam dość ogólnie w poprzednim komentarzu. Często mylimy własne interpretacje z intencjami drugiej osoby.

To przykład jedynie tego, że pewne pojęcia muszą być zdefiniowane a nie ich treść może być przedmiotem dowolnych interpratacji. Pisałem do Synergie o potrzebie “lustra”. Jeśli brak lustra – każdy może sobie tworzyć swoje definicje takich pojęć jak pokój.. .

Co zaś do pokoju.
Trzeba umieć nazwać rzeczy po imieniu, ale nie wolno czynić tego zbyt pochopnie.
Dlatego nie można na przykład nazwać wojny pokojem, kłamstwa prawdą itd. Dlatego warto mieć oczy otwarte i nie dać sobie wcisnąć fasad.

Do tego wszystkiego trzeba wielkiej mądrości, równowagi, zastanowienia.
To nie są proste sprawy, nie zawsze w każdym razie są proste. Jeśli coś jest bardzo skontrastowane, wtedy łatwiej, ale jeśli rzecz rozgrywa się w półtonach?

To prawda – zgadzam się z Tobą. Ale nazywając rzeczy po imieniu narażasz się na zarzut fundamentalizmu i skazać możesz się na wykluczenie. Nazywając po imieniu odmawiasz – jakby – użycia innego “imienia” nazywającego daną rzeczywistość. Wg idei poprawności jaka panuje w naszej Europie nie ma jednej definicji wolności, miłości, rodziny.. . Nie wolno nazywać po imieniu gdyż każde nazywanie byle nie po imieniu jest lepsze.

Pilnowanie swojej Drogi to cholernie trudne zadanie. Wystarczająco trudne, żebym nie pilnowała cudzych.

Owszem. Ale zazwyczaj pilnowanie cudzych dróg jest symptomem cofania się wstecz a nie podążaniem ku celowi. Nazywanie po imieniu nie jest mile widziane.. . A definicje pokoju, wolności są niejednorodne w dzisiejszym świecie polityki. A ta właśnie organizuje nam rzeczywistość.. .

pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Dziękuję.

Kominek jesienią i zimą a na wiosnę i lato altana z pięknymi widokami. Altanę i ogród chiałbym zacząć zakładać w przyszłym roku. Ano, zobaczymy jak to się zgra z budżetem. W każdym razie projekt mam już w głowie. Altana może stanąć w miarę szybko, ogród na skarpach to kwestia wielu kolejnych lat…

pozdrawiam


Poldku

Ty przemawiasz do mnie jak tuba propagandowa a rebours. :)

Widzisz, ja nie myślę w kategoriach globalno teoretycznych, staram się pilnować siebie w myśl zasady, że jeśli każdy z nas to zrobi… Nie zawsze mi się udaje, wciąż są wojny, które toczę i nie odpuszczam. Nie odpuszczam w imię ważnych dla mnie wartości, ale nie pozostaje mi nic innego niż pogodzić się z tym, że moje wartości są moje.

Zadziwia mnie w wierzących deklaratywne wyłącznie zaufanie, że rzeczy dzieją się tak, jak dziać się mają. Zobacz. Ty zakorzeniasz wartości w Bogu, cała moralność z Niego się bierze. Wierzysz w Jego Potęgę, Wszechmoc i Dobro, a wystarczy żebyś na chwilkę zmienił kontekst i zaczynasz walkę o Niego, o Boga.
Być może wierzysz w to, że On tego oczekuje, nie wiem.
Gdyby mnie ktoś pytał, to powiedziałabym, że Bóg da sobie radę. Z pewnością bardziej niż my.

Po prawdzie mówiąc to uważam, że Bóg nie potrzebuje, by wierni roztaczali nad nim opiekę, nie jest małym dzieckiem przecież. :)

Do czego zmierzam.

Do tego mianowicie, że na świecie zawsze będzie istniała uczciwość i podłość, szczerość i kłamstwo, pokój i wojna. Będę tacy, którzy chcą dobrze, ale też i ci walczący o swoje.

Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że nazywanie czegoś podłością a czegoś innego uczciwością jest wartościowaniem. Pewnie trochę jest, bo każdy z nas odnosi się do swojego systemu wartości (stąd zapewne słowo wartościowanie).

Jeśli treść określonych słów ma mieć jedyną słuszną interpretację, to do czego zmierzamy?
Wolność, miłość i rodzina powiadasz…

Twoją definicję rodziny znam, z naszych wcześniejszych rozmów.

Potrafisz podać definicję wolności i miłości? Ja nie.
A jeśli potrafisz, to ja mam mieć taką samą?

Mam wrażenie, że mówimy z dwóch różnych poziomów. Ty widzisz cały wszechświat jako… cały wszechświat. Ja na to patrzę, jak na miliardy pojedyńczych ścieżek, które różnie się plotą.

Różne rzeczy nazywałam i nazywam po imieniu i nikt nigdy nie zarzucił mi fundamentalizmu. No nie wiem, może nie jestem fundamentalistką?

I co mnie świat polityki?


Synergie

Ależ bardzo proszę.

Buduj altankę, twórz ogród. Nie myśl o latach, popatrz na kolejne małe roślinki, które będą wychodzić z ziemi, zakwitać i uśmiechać się do Ciebie.

:)


Gretchen Dzikie rośliny i chwasty też są piękne w naturze!

Gretchen

Nie myśl o latach, popatrz na kolejne małe roślinki, które będą wychodzić z ziemi, zakwitać i uśmiechać się do Ciebie.

To jest własciwe podejście. Dziękuję.

Ten ogród ma mieć jakieś pół hektara. To nie maleńki ogródek. Przydaliby się pomocnicy. Z drugiej strony, niech to się samo układa, niech płynie. Nic na siłę. Radość bierze się z uważności a dzikość okolicy to też piękno.

pozdrawiam


@Gretchen

Grertchen odpowiem na razie na najważniejszy wątek z Twojego wpisu.

Potrafisz podać definicję wolności i miłości? Ja nie.
A jeśli potrafisz, to ja mam mieć taką samą?

Nie musi być taka sama. Ale czy mogą one – te dwie – się wzajemnie wykluczać? Czy jest to możliwe aby miłość w Twoim “wydaniu” wykluczała miłość w moim “wydaniu” ? I nie chodzi tu o ars amandi tylko o samą jej istotę.

Mój wewnętrzny “fundamentalizm” podpowiada mi, że mogą być różne jej definicje ale jeśli to miłość to nie będą się wykluczać(nasze jej definicje, modele, kak zwał...”. Ale będą jak dwie rzeki płynące do tego samego oceanu.

Podobnie jest z wolnością. Wolność wg mnie “chodzi na pasku” miłości i wtedy gdy “na jej pasku jest” nie jest swawolą ale wolnością. Jeśli nie jest coś miłością, to nie może być także przejawem wolności. – Pewnie to temat na osobny wpis.
Tak mi się zdaje.

Pozdrawiam.

Jutro się jeszcze odpiszę. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie

Nawet i pół hektara składa się z pojedyńczych roślinek. Które się oczywiście uśmiechają. :)

Niech to się samo układa

Niech płynie

Sam widzisz.


Poldku

Nie wiem czy mogą się wykluczać, bo nie znam Twojej, a swoją wyłącznie czuję.

Bo ja już czuję opór kiedy piszesz o celu miłości. Dla mnie miłość jest, nie ma żadnego celu, do niczego nie zmierza. Jest darem dla drugiego człowieka. W tym sensie nie ma mowy o nieszczęśliwej miłości, choć doprawdy trudno to zaakceptować (mnie również).

To samo z wolnością. Wolność chodząca na pasku miłości? No nie wiem…

Sam widzisz, że to jest ocean przemyśleń i przeczuć, doświadczeń, historii.

Ciekawa jestem tego, co napiszesz.


Co to jest miłość, powiedziano już dawno temu w sumie

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.

(...)

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.”

1 Kor 13,1-13

I tak trwają i tak trwają
wiara, nadzieja i miłość
i tak trwają i tak trwają
wiara, nadzieja i miłość
wiara, nadzieja i miłość
wiara, nadzieja i miłość.

I tak trwają...


Grzesiu,

błagam, tylko nie ten cholerny Szaweł :P


Możliwe,

dwie Finlandie i piwo upośledzają i tak nie nadzwyczajną percepcję :)


grześ

I tak trwają i tak trwają
wiara, nadzieja i miłość...

A powinny płynąć do serc naszych i je przemieniać.
A powinny zapładniać nasze umysły mądrością i ożywiać ducha i ciało.
Przepływać od Osoby do Osoby – falując w wibracjach wspólnego oceanu naszego życia.

Święty Paweł napisał ten hymn do miłości, gdy przestał być Szawłem.

Czyli można.

Dziękuję i pozdrawiam


Gretchen

Pojedyncze roślinki chcą mieć żyzną glebę a ogrodnik dywanową kompozycję ogrodu na skarpach.

Kompromis jest oczywisty: ogrodnik będzie w chwilach wolnych sadził i siał pojedyncze roślinki, cieszył się, że rosną. A kompozycja?
Niech się tworzy harmonijnie i porasta ziemię organicznie – bez jakiegoś wielkiego planu z pracowni architektów ogrodu.

Mój szwagier był sobie zatrudnił taką firmę od ogrodów. Zapłacił słono. A teraz po pięciu latach od tego wielkiego dzieła planistycznego cały ogród zarasta. Szwagier goni za kasą i nie ma czasu na radość z pielęgnacji roślinek.

A ja sobie myślę nieco inaczej: każda roślinka posadzona moją ręką dostaje ode mnie certyfikat autentyczności – chcę widzieć jak rośnie i jak się ma. No, oczywiście w przenośni.

pozdrawiam


Gretchen

Pojedyncze roślinki chcą mieć żyzną glebę a ogrodnik dywanową kompozycję ogrodu na skarpach.

Kompromis jest oczywisty: ogrodnik będzie w chwilach wolnych sadził i siał pojedyncze roślinki, cieszył się, że rosną. A kompozycja?
Niech się tworzy harmonijnie i porasta ziemię organicznie – bez jakiegoś wielkiego planu z pracowni architektów ogrodu.

Mój szwagier był sobie zatrudnił taką firmę od ogrodów. Zapłacił słono. A teraz po pięciu latach od tego wielkiego dzieła planistycznego cały ogród zarasta. Szwagier goni za kasą i nie ma czasu na radość z pielęgnacji roślinek.

A ja sobie myślę nieco inaczej: każda roślinka posadzona moją ręką dostaje ode mnie certyfikat autentyczności – chcę widzieć jak rośnie i jak się ma. No, oczywiście w przenośni.

pozdrawiam


Gretchen.

Gretchen

Napisałeś, że wszyscy podróżują.

Wg mnie tak. Każdy wybór pociąga swoje konsekwencje i do czegoś prowadzi. A skoro prowadzi więc podróż rozpoczęta.

Większa, że mówisz, że ja coś oceniam i wartościuję. Czy ja napisałam, że ktoś coś źle robi?

Napisałaś, że należy nazywać rzeczy po imieniu. A skoro po imieniu, to wg siebie określasz co jest pokojem a co nie. Skoro tak, odrzucasz inne rozumienie pokoju jako nazywające je nie po imieniu.. . Wg dzisiejszej wykładni tolerancji nie ma lepszej definicji pokoju lecz są definicje pokoju: lepsze i gorsze. Np. ROsja w imię walki z terroryzmem przejęła kontrolę nad Czeczenią niszcząc ten naród. W imię pokoju jak ma się rozumieć – jeden z przykładów innych definicji pokoju zastosowanych na naszych oczach.

Dlatego nie można na przykład nazwać wojny pokojem, kłamstwa prawdą itd. Dlatego warto mieć oczy otwarte i nie dać sobie wcisnąć fasad.Do tego wszystkiego trzeba wielkiej mądrości, równowagi, zastanowienia.
To nie są proste sprawy, nie zawsze w każdym razie są proste. Jeśli coś jest bardzo skontrastowane, wtedy łatwiej, ale jeśli rzecz rozgrywa się w półtonach?

Zgaszam się z Tobą. Jednak aby zacząć mówić o nazywaniu roztropnym i mądrym trzeba przede wszystkim dać głos w dyskusji. a tego głosu najczęściej się nie daje. Kto słucha tego, co na temat pokoju mają do powiedzenia Czeczeni? Albo tego co na temat pokoju mają do powiedzenia Katolicy?( w PE ), gdzie za powiedzenie tego stanowiska można się pozbawić pełnionego stanowiska.

Wolność “na pasku” miłości chodzi.

Wolność rozumiem jako służbę. Zarówno komuś jak i sobie. Albo inaczej taki sposób działania który służąc sobie, służy także innym. To co nie jest dobre ani w stosunku do mnie ani w stosunku do moich bliźnich nie jest wolnością ale swawolą czyli nadużyciem wolności.
W tym sensie – dla mnie – wolny wybór jest to taki wybór, który jest jednocześnie formą miłości siebie i bliźniego. Wolność jest nakierowana na wartości “DO”: do miłości, do pokoju, do szacunku wobec człowieka.
Nie jest nakierowana na wolność “OD” : od miłości, pokoju, szacunku wobec człowieka.

Owszem można by teoretycznie przyjąć, że ktoś nie życzy sobie miłości, pokoju, szacunku wobec człowieka uzasadniając to swoją definicją wolności ale to będzie już swawola a nie wolność. A więc patologia. Obecnie wolność raczej traktuje się jako wolność “od” będące wykluczeniem. Np. zakaz zakładania minorytów w Szwajcarii czy krzyży w przestrzeni publicznej.
Owszem można powiedzieć, że mam gdzieś to co w polityce i przestrzeni publicznej się dzieje – moja wolność, moja miłość i mój pokój. Jednak jesteśmy odpowiedzialni za to, co w przestrzeni publicznej się dzieje gdyż jesteśmy składnikiem tej przestrzeni. Każdy jest podmiotem tej przestrzeni: zarówno muzułmanin, Katolik, Gretchen czy Poldek. I wszyscy mamy tę samą wolność i to samo wrodzone człowieczeństwo.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie

To ustalmy i doprecyzujmy sobie parę kwestii (zakładam, że Twój komentarz z 27.11.2009 – 13:09 był skierowany do mnie).

W swoim tekście pisałeś o najróżniejszych dogmatach. O tych w religiach, nauce, ideologiach, polityce, ekonomii, etc. Napisałeś też, że:

Dogmaty są jak klatki. Człowiek zamknięty za murami dogmatycznego więzienia nie widzi świata. Skrzywia się jak pokurcz, marnieje. Otwarty świat nie znosi dogmatów, wymaga twórczego myślenia, doświadczania …

Czy widać tu jakieś zawężenie? Nie. Odnosisz to do wszystkich dogmatów, o jakich pisałeś. O tym świadczą Twoje słowa (o nich samych za chwilę).
Następnie, już w komentarzu, “walisz”:

z dogmatami nie warto zbytnio walczyć!
To byłaby taka walka z wiatrakami. Warto się jedynie zastanowić, jakie dogmaty sterują moim życiem. Po takiej refleksji dogmaty stają się aksjomatami i wartościami.

Dla mnie to co najmniej brak konsekwencji, fałszywa nuta i/lub… próba ukrycia czegoś, co i tak “wyszło” w Twoich następnych komentarzach.
Skąd mi przyszło do pustego, że próbowałeś (nie twierdzę, że świadomie) coś w tekście pominąć po to, żeby później to coś “przemycić”?
Ano stąd że, w pierwszym zdaniu Twojej notki stoją, jak wół, takie słowa

“Są różne dogmaty, ale to manowce”.

Znowu wielki kwantyfikator…
Następnie, w komentarzu skierowanym do mnie, jako przykład pozytywnej refleksji aksjologicznej podajesz dogmat o Trójcy Św.
Ciekawy to przykład i… nie podany bez powodu IMO, bo w kolejnym komentarzu z 27.11.2009 – 13:35, skierowanym chyba do Poldka, piszesz:

Dogmaty są różne. Te religijne mogą mieć sens, gdy ziarno dogmatu padnie na glebę naszego doświadczenia jedności.

Arcyciekawe zmniejszenie kwantyfikatora; ograniczenie zbioru dogmatów, z “którymi nie należy zbytnio walczyć”.
Ciekawe również ze względu na motywację (opisaną w komentarzu do mnie):

Jeżeli jestem np. Katolikiem i Kościół mi każe wierzyć w dogmat o Trójcy Świętej, to odrzucenie tego dogmatu, takie stanowcze jakby był bajką, wypycha mnie poza wspólnotę wiernych.

Uznanie dogmatu za prawdziwy z powodu obawy przed wykluczeniem… (?)

Synergie, żeby była jasność – to nie jest wartościujące. Nie stanowi oceny Ciebie, jako człowieka. To po prostu wyłania się z Twoich słów, kiedy je dokładnie czytam.
No właśnie – słowa…
Napisałeś do mnie:

Budujesz, budujesz na słowach – jedno niewłaściwe słowo….
i cały pałac znaczeń obraca się w pył – jakby był mirażem.

Buduj więc może na doświadczeniu. Rozmowa dopiero się zaczyna – no mam nadzieję. I coś sobie poustalamy, doprecyzujemy…

Synergie, przyjmij do wiadomości, że cokolwiek budować to ja mogę (i chcę!) tylko na własnym doświadczeniu. Twojego doświadczenia nie znam, nijak więc nie mogę i nie chcę na nim budować czegokolwiek.
Tu, na TXT czytam tylko cudze słowa. Słowa, którym czasami poświęcam czas i uwagę; do których przywiązuję wagę jeśli (baczność! :) mnie zainteresują. A ten tekst mnie zainteresował.

I na koniec.
Słowa mają swoje znaczenie; słowa mogą łączyć i tworzyć, mogą też dzielić i rujnować… Słowa mają moc.

Pamiętasz jak rozpoczyna się Ewangelia wg Jana?
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.

Pozdrawiam serdecznie.


Magia. Arcyciekawe spostrzeżenia

1)To może coś wyjaśnię. Jeżeli będziesz czytać jeszcze moje teksty i rozmowy pod nimi, co krok natrafisz na wypowiedzi, które nie będą logicznie pasować do siebie. Taki styl rozmawiania jest moim świadomym wyborem. Posiadłem umiejętność posługiwania się klasyczną logiką, lecz nie zawsze się chcę nią posługiwać. Sięgam do logiki paradoksowej. Tak, zręby takiej logiki powstają. Bo są frazy petyckie oraz wypowiedzi mistyków, sufich, mistrzów zen, ktore z punktu widzenia logiki formalnej są co najwyżej stekiem bzdur. Mimo to poruszają serce, trącają jakąś strunę zrozumienia lub prowokują do myśłenia albo niezgody. Inaczej mówiąc: czy sztuka ma być logiczna klasycznie?

2) Zdaje się, że opublikuję tu też teksty bardziej rygorystyczne filozoficznie i metodologicznie. I wówczas – obiecuję, że się postaram – rozmawiać z precyzją hermeneutyki filozoficznej. (oczywiście, jeżeli będzie z kim, bo przecież niekoniecznie ktoś zechce u mnie komentować.)

3) W swoim tekście pisałeś o najróżniejszych dogmatach rzeczywiście napisałem, że:

Dogmaty są jak klatki. Człowiek zamknięty za murami dogmatycznego więzienia nie widzi świata. Skrzywia się jak pokurcz, marnieje. Otwarty świat nie znosi dogmatów, wymaga twórczego myślenia, doświadczania …

By następnie sobie zaprzeczyć:

z dogmatami nie warto zbytnio walczyć!
To byłaby taka walka z wiatrakami. Warto się jedynie zastanowić, jakie dogmaty sterują moim życiem. Po takiej refleksji dogmaty stają się aksjomatami i wartościami.

Co dla Ciebie jest nie do przyjęcia, gdyż zauważasz:

Dla mnie to co najmniej brak konsekwencji, fałszywa nuta i/lub… próba ukrycia czegoś, co i tak “wyszło” w Twoich następnych komentarzach.

To się nazywa w zen: konsekwentna niekonsekwencja lub niekonsekwentna konsekwencja lub niekonsekwentna niekonsekwencja lub konsekwentna konsekwencja – a właściwie wszystko to tu jest jednocześnie. Rownocześnie ukryte jawne. W symfoniach natury też pojawiają się fałszywe nuty – dla jednego obserwatora i interpretatora tu, dla innego gdzieś indziej. Ale to dobrze, a nawet bardzo dobrze. Znaczyłoby to mniej więcej tyle, że w słowach są ukryte jakieś niedopowiedzenia i napięcia. I muszą się ujawnić natychmiast, gdy pojawi się Osoba, która zechce się temu przyjrzeć dokładniej swoim okiem – odpodmiotowo, odsubiektywnie…

4) [quote}Skąd mi przyszło do pustego, że próbowałeś (nie twierdzę, że świadomie) coś w tekście pominąć po to, żeby później to coś “przemycić”?
Ano stąd że, w pierwszym zdaniu Twojej notki stoją, jak wół, takie słowa: “Są różne dogmaty, ale to manowce”.
Znowu wielki kwantyfikator…

Podtrzymuję do zdanie mimo pozornych sprzeczności z innymi zdaniami. Otóż, dlatego że dogmaty nie są naszym doświadczeniem; nie są też drogą życia a co najwyżej drogowskazami na tej drodze i tu uwaga!: wskazującymi na cenne wartosci lub na antywartości. Odróżnienie, czy dogmat zawiera w sobie pozytywny program dla życia i historii, która się zapisze w realnym świecie, czy wręcz przeciwnie, przeniesie do ludzkiej kultury destrukcyjne wichury i pożogi, nie jest wcale proste. Jest beznadziejnie trudne.
Nie jestem wstanie w takich krótkich wypowiedziach uchwycić całej złożoności i wielowymiarowości poruszonej problematyki. To chyba niemożliwe. Byłoby możliwe, gdybym stwierdził: Dogmaty są przejawem zniewolenia jednostki i ludzkości – i tyle. Były i takie twierdzenia w historii filozofii, lecz po wnikliwej analizie zagadnienia, okazywało się, że antydogmatycznie nastawieni wolnomyśliciele tworzyli (jak znalazł) swoje dogmaty i ktoś na tej podstawie budował kolejne imperia dla niewolników. Nowożytna i współczesna filozofia aż się roi od dobrych przykładów na potwierdzenie tej tezy.
Piszę więc o tym problemie z różnych punktów widzenia, dość swobodnie przemieszczając się po poziomach drabiny ducha.

5)

Następnie, w komentarzu skierowanym do mnie, jako przykład pozytywnej refleksji aksjologicznej podajesz dogmat o Trójcy Św.
Ciekawy to przykład i… nie podany bez powodu IMO, bo w kolejnym komentarzu z 27.11.2009 – 13:35, skierowanym chyba do Poldka, piszesz: Dogmaty są różne. Te religijne mogą mieć sens, gdy ziarno dogmatu padnie na glebę naszego doświadczenia jedności.
Arcyciekawe zmniejszenie kwantyfikatora; ograniczenie zbioru dogmatów, z “którymi nie należy zbytnio walczyć”.
Ciekawe również ze względu na motywację (opisaną w komentarzu do mnie):
Jeżeli jestem np. Katolikiem i Kościół mi każe wierzyć w dogmat o Trójcy Świętej, to odrzucenie tego dogmatu, takie stanowcze jakby był bajką, wypycha mnie poza wspólnotę wiernych.
Uznanie dogmatu za prawdziwy z powodu obawy przed wykluczeniem… (?)

Niekoniecznie przed wykluczeniem. Raczej chodzi w tym konkretnym przypadku o dookreślenie własnej samotożsamości przez katolika, który we wspólnocie Kościoła katolickiego odnalazł lub szuka sensu duchowego. Gdzieś zapewne w innym miejscu musiałem dodać, że ten dogmat może być żywy lub martwy. Żywy jest wówczas, gdy przenikamy do jego wnętrza w kontemplacji lub/i modlitwie, a martwy, gdy przyjmujemy, że tak jest i już – bo powiedział proboszcz i napisał Katechizm.

Kwestia następna: dogmaty religijne występują w każdej religii, nawet w buddyzmie. Jeżeli są martwe dla wierzącego, podwieszone w jakiejś przestrzeni zewnetrznej jako idol, nie mają w sobie mocy przemiany ducha i serca osoby wierzącej. Stają się podstawą dla myślenia fundamentalistycznego, punktem odniesienia dla stanowienia norm i praw, które mają regulować życie wspólnoty i każdej jednostki z osobna. Taki swoisty faryzeizm, z którym prowadził rozległą polemikę, nie kto inny, jak Jezus Chrystus. Z kolei Budda prowadził swoją polemikę z dogmatami Wed i kasty Bhraminów w innym czasie i miejscu.

6) Cieszę się niezmiernie, że przeczytałaś notkę i komentarze pod notką. To, co dotychczas zostało tu powiedziane, przeze mnie i moich Szanownych Gości, stanowi zaledwie fragmencik szerszego pejzażu rozmowy o dogmatach.
W rozmowie takiej jak ta: Czasami konkretne słowa są tylko małą prowokacją, czasami wstępem do wyjaśnienia, czasami są pisane poważnie, czasami na totalnym luzie. Nigdy nie wiem, kim jest mój rozmówca, ani czego oczekuje. No, nie wiem tego a priorii.

Synergie, przyjmij do wiadomości, że cokolwiek budować to ja mogę (i chcę!) tylko na własnym doświadczeniu. Twojego doświadczenia nie znam, nijak więc nie mogę i nie chcę na nim budować czegokolwiek.
(....)
Słowa mają swoje znaczenie; słowa mogą łączyć i tworzyć, mogą też dzielić i rujnować… Słowa mają moc.

A z tym się mogę wyłącznie zgodzić. I podpisać i obiema ręcami. Tak samo bywa i z dogmatami.

7) Dla mnie osobiście dogmaty nie są aż takim problemem, bo:

I. Mogę i staram się świadomie wybierać te, które zdają się nieść w sobie jakąś praktyczną wartość dla mnie i/lub mojej wspólnoty; co w wymiarze praktycznym mojego życia oznacza, z drugiej strony, że większość dogmatów, z którymi się spotkałem i ktore świadomie rozpoznałem, odrzuciłem jako zabobony i zbędny balast ograniczający moją wolność oraz kamienie młyńskie obciążające mojego ducha doświadczeniami, które już przekroczyłem;
II. Po wstępnej refleksji analitycznej i hermeneutycznej dogmatów, które uznałem za sensowne, staram się zobaczyć jak działa konkretny dogmat w realnym świecie; co przynosi i/lub co zabiera ludziom, ktorzy wierzą, że zawiera on w sobie najprawdziwszą prawdę;
III. Na tym etapie, gdy zaakceptowałem już w pełni konkretny dogmat – lecz zaznaczam, że tu zaczyna się już poziom religijny – staram się włączyć program tego dogmatu do mojego doświadczenia kontemplacyjnego. Np. Dogmat o Trójcy Świętej jest dla mnie niezwykle płodnym źródłem mistycznych doświadczeń. Kontemplując tajemnicę Boga w Trzech Osobach boskich, można dotknąć wielu aspektów pogłębionego rozumienia Miłości. A rozumienie to wcale nie musi być identyczne, co do swej apologetycznej wykładni z tekstami teologów katolickich. (Zwłaszcza, że i hinduzim, i buddyzm zdają się wskazywać na troistość ostatecznej rzeczywistości).

I tak na koniec. Dogmaty to nieusuwalne z czasoprzestrzeni ludzkiej kultury drogowskazy, ktore czasami wskazują drogę, lecz równie często pokazują jak zboczyć na manowce. Teraz – mam cichą nadzieję – jesteśmy o krok dalej w poszukiwaniach odpowiedzi.

Dziękuję za cenne refleksje i wskazówki.

I oczywiście serdecznie pozdrawiam


Synergie

No, to zaczęła się jazda! :)

Twoje zdania:

Jeżeli będziesz czytać jeszcze moje teksty i rozmowy pod nimi, co krok natrafisz na wypowiedzi, które nie będą logicznie pasować do siebie. Taki styl rozmawiania jest moim świadomym wyborem. Posiadłem umiejętność posługiwania się klasyczną logiką, lecz nie zawsze się chcę nią posługiwać. Sięgam do logiki paradoksowej. Tak, zręby takiej logiki powstają. Bo są frazy petyckie oraz wypowiedzi mistyków, sufich, mistrzów zen, ktore z punktu widzenia logiki formalnej są co najwyżej stekiem bzdur.

to coś pięknego. :) Jak bum cyk cyk trochę tekstów sufickich, biblijnych, mistrzów zen i takich tam poczytałam i nigdzie nie znalazłam w nich “logiki paradoksowej”. Tym bardziej będę śledzić Twoje “wypowiedzi, które nie będą logicznie pasować do siebie.”
:D

Nie musisz też aż tak bardzo oponować przeciwko “wykluczeniu”. To znany i dość powszechny mechanizm obronny, czy cóś. “Religia” dogmatyzmu zna wiele takich przypadków – sławnych und uznanych. Kiedyś bronili się w ten sposób uczeni, którzy uważali (jak większość, z której nie chcieli być wykluczeni), że Ziemia jest płaska. :)

Kwestia następna: dogmaty religijne występują w każdej religii, nawet w buddyzmie.

Za to zdanie “rozjedzie” Cię Gretchen, jeśli zechce. :) Nie jestem specjalistką ale na mój rozum buddyzm jest jedyną “religią” pozbawioną dogmatów. W buddyzmie wszystko płynie, a każda Droga może być dobra.

Twój “przypadek” jest niezwykle ciekawy, dla mnie, jako zjawisko blogowe. Dlatego, że między wierszami o zaprzeczaniu dogmatom próbujesz wprowadzać własny dogmatyzm.
Ty nie piszesz: myślę, że, wydaje mi się, IMO, itp. Ty WIESZ i na swój sposób ewangelizujesz. I robisz to sprytnie (Poldek ucz się! :), bo np. w jednym zdaniu piszesz w pierwszej osobie (podkreśliłam co nieco):

Np. Dogmat o Trójcy Świętej jest dla mnie niezwykle płodnym źródłem mistycznych doświadczeń.

by już w następnym podać receptę bardziej ogólną:

Kontemplując tajemnicę Boga w Trzech Osobach boskich, można dotknąć wielu aspektów pogłębionego rozumienia Miłości.

Tak też można. :)

Zrozum tylko jedno. Na Magię nie działają “uduchowione” i jednocześnie wewnętrznie sprzeczne kawałki. Nawet jeśli nazwiesz je “logiką paradoksową”. :)

Jedno mogę obiecać: będę przyglądać się temu co piszesz z wielkim zainteresowaniem.

Z życzeniami zdrowia dla Ciebie i Żony.


“wypowiedzi mistyków,

“wypowiedzi (...) mistrzów zen, ktore z punktu widzenia logiki formalnej są co najwyżej stekiem bzdur. Mimo to poruszają serce, trącają jakąś strunę zrozumienia lub prowokują do myśłenia albo niezgody.”

Mumonkan – koan 30:

“Pewnego razu Taibai zapytał Baso:
– Czym jest budda?
– Umysł jest buddą – odpowiedział Baso.”

Mumonkan – koan 33:

“Pewien mnich zapytał kiedyś Baso:
– Czym jest budda?
– Ani umysłem, ani buddą – odpowiedział Baso.”

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


MAgia

chyba Docent świetnie zobrazował pisanie Synergie…

p.s.
A mi do Synergie faktycznie wiele brakuje – pod każdym względem. Tak się zastanawiam czasami czy na txt nie zamilknąć i nie zamienić się “wsłuch”

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Magia. Jazda bez trzymanki

to coś pięknego. :) Jak bum cyk cyk trochę tekstów sufickich, biblijnych, mistrzów zen i takich tam poczytałam i nigdzie nie znalazłam w nich “logiki paradoksowej”. Tym bardziej będę śledzić Twoje “wypowiedzi, które nie będą logicznie pasować do siebie.”

Dobrze. Jeszcze w tym roku napiszę notkę o logice paradoksowej. Taką krótką.

Nie musisz też aż tak bardzo oponować przeciwko “wykluczeniu”. To znany i dość powszechny mechanizm obronny, czy cóś. “Religia” dogmatyzmu zna wiele takich przypadków – sławnych und uznanych.

Nie oponuję. To Ty się upierasz, że taki mechanizm jest tu kluczowy. Wydaje się, że jakiś dogmat antydogmatyzmu jako leku na wszelkie zło, zawładnął częścią Twoich zdolności do myślenia racjonalnego.

Gdy napisałem to zdanie: Kwestia następna: dogmaty religijne występują w każdej religii, nawet w buddyzmie. – liczyłem się z tym, że może zainicjuje ono interesującą dyskusję o dogmatach buddyzmu.

Za to zdanie “rozjedzie” Cię Gretchen, jeśli zechce. :) Nie jestem specjalistką ale na mój rozum buddyzm jest jedyną “religią” pozbawioną dogmatów. W buddyzmie wszystko płynie, a każda Droga może być dobra.

Moim zdaniem nie jest. Tylko dzogczen i zen są wolne od większości dogmatów buddyjskich. Ale w chrześcijaństwie też są takie nurty wolne (z grubsza) od dogmatyzmu.

Jako rzekłaś, poczekam na reakcję Gretchen.

Twój “przypadek” jest niezwykle ciekawy, dla mnie, jako zjawisko blogowe. Dlatego, że między wierszami o zaprzeczaniu dogmatom próbujesz wprowadzać własny dogmatyzm.

To właśnie to, czego nie chcesz zrozumieć – język paradoksu. Nikogo nie przekonuję do niczego. Nie ma takiej potrzeby. Proste myśli, aczkolwiek ubrane w słowa pisane w pośpiechu, sprowadzają się do takiej oto myśli: płynę do dogmatów, żeby wyrzucić za burtę mojej łodzi te zbędne, gdyż są balastem na drodze do prawdy. Gdybym je zostawił moja łódź mogłaby zatonąć. Zostawiam te, które po oszlifowaniu mogą być jako te brylanty. Dogamat o Trójcy Świetej jest takim brylantem Chrześcijaństwa.

Zrozum tylko jedno. Na Magię nie działają “uduchowione” i jednocześnie wewnętrznie sprzeczne kawałki. Nawet jeśli nazwiesz je “logiką paradoksową”. :)

Na Magię nie działa też magia słów i magia Mana – mam nadzieję. Rzeczowość i konkret, logiczna poprawność arystetelesowska mam nadzieję działa. To też tu znajdziesz.

Jedno mogę obiecać: będę przyglądać się temu co piszesz z wielkim zainteresowaniem.

Z życzeniami zdrowia dla Ciebie i Żony.

Za życzenia dziękuję. Jestem zdrowy i nie pamiętam, kiedy chorowałem. Żona zaś chyba wraca już do zdrowia.

A Twoja obietnica jest dla mnie bezcenna. Twoje lustro uwypukla bowiem interesujące detale prawdy.

Tako więc ciepło pozdrawiam


docent Stopczyk... Dziękuję

Takich perełek moglibyśmy tu cytować więcej. Mam mało czasu na pisanie, ale ten tekst o logice paradoksowej postaram się przygotować. Mam mały problem – nie powinien być długi i musi być krótki. Jak to zrobić?

pozdrawiam


poldek34 Nie rób tego - piszesz świetnie.

Uczę się od Ciebie prostej i mądrej wiary chrześcijańskiej.

serdecznie pozdrawiam


Poldku

Co do podróży mogę się w pewnym sensie zgodzić, choć miałam na myśli coś innego.
I tu jest właśnie ten kłopot w doprecyzowaniu myśli.
Przez podróż rozumiem świadomy rozwój, bo jeśli mówimy o wyruszeniu w podróż poszukującą pokoju, miłości czy wolności to nie da się tego zrobić nieświadomie, tak jak nie da się nieświadomie pojechać w Tatry.
Niekoniecznie jest więc dla mnie ona tym, że życie rzuca mną jak planktonem, od wyboru do wyboru, pojawiają się konsekwencje itd.

Nie wszyscy ludzie żyją świadomie, w kontakcie ze sferą duchową, bo niektórzy nie mają kontaktu nawet z samymi sobą. Ci, dla mnie, w podróży nie są. Nie twierdzę czy to dobrze, czy źle – zwyczajnie to dostrzegam i tyle.
Każdy człowiek ma swój czas, swoją drogę i albo ją dla siebie wykorzysta tak, albo śmak.

Z pokojem jest podobnie, choć to bardzo złożone pojęcie. Wierzę w to, że człowiek który ma pokój w sobie będzie go niósł. Tak zwyczajnie, bez napinania się, bez przekonywania innych do swojej wersji pokoju – w każdym razie tak jest w buddyźmie.
Spójrz na postawę Dalajlamy wobec tego, co dzieje się w Tybecie. Ludziom Zachodu bardzo trudno to zrozumieć, ale buddyści nie chcą niczego już, potrafią czekać wierząc, że pozostanie w praktykowaniu kiedyś (może za tysiąc lat) przybliży ich cel.
To jest religia cierpliwości, dla mnie wyjątkowe wyzwanie. :)

No i już mamy pokój w człowieku i pokój jako stan braku wojny politycznej, a to już dwa różne pokoje.
Tak samo z wojną: może toczyć się w świecie, a może w człowieku.

Nie odrzucam innych rozumień pokoju, przyjmuję za fałszywe nazywanie w ten sposób wojny. Żaden Putin mnie nie przekona, choć muszę przyznać, że ostatnio nie mieliśmy okazji o tym gawędzić.

Twój przykład z Rosją i Czeczenią jest o tyle obok , że w gruncie rzeczy nie mówimy tu o definicji pokoju, a o propagandzie i manipulacji. Na moje oko, to najpierw trzeba obnażyć manipulację, żeby można było w ogóle cokolwiek dalej.
Polityka to sztuka manipulacji, przekręcania znaczeń.
Polityka to teatr, w którym chodzi o coś zupełnie innego niż to, co widać. Gra pozorów. To zupełnie inny świat, dla mnie zdecydowanie równoległy do mojego.

Zadajesz takie pytanie:

“Albo tego co na temat pokoju mają do powiedzenia Katolicy?( w PE ), gdzie za powiedzenie tego stanowiska można się pozbawić pełnionego stanowiska.”

Nie wiem dokładnie, lecz mam wrażenie, że wielu ludzi słucha zdania katolików, ale nie musi się z tym zdaniem zgadzać, ani go popierać.
A jak ktoś nie mówi głośno co myśli, z obawy przed utratą stanowiska, to dokonuje jakiegoś wyboru. Sam pisałeś o konsekwencjach wyborów.

Wolność

Hmm… Ty rozumiesz ją jako służbę, a dla mnie wolność i służba to dwa odrębne pojęcia.
Można być wolnym i nie służyć,
można być nie wolnym i służyć,
można być wolnym i służyć,
można być nie wolnym i nie służyć.

Co więcej, dla mnie wolność, miłość i służba są odrębne. Mogą się splatać, pozostawać w dialogu, współpracować, ale nie muszą.
Wolność to też prawo do niepodejmowania służby drugiemu człowiekowi.
W moim odczuciu wolność jest prawem do swawoli, egoizmu.

Wolność tylko do dobra, to dla mnie nie jest wolność. Mogę wybrać zło, w ramach swojej wolności, mogę.
Inni też mogą.

Co do człowieczeństwa – pełna zgoda.


Wiesz co,

poznałam kiedyś gościa, który na nieświadomce się przejechał z Zabrza do Świnoujścia… ;-)


Magia i Synergie

Powinnam odpowiedzieć koanem i byłoby z głowy, ale nie umim :)

Buddyzm jest pozbawiony dogmatów, można nawet powiedzieć, że przyjęcie dogmatu jest zaprzeczeniem istoty buddyzmu.
Nie ma jednej słusznej drogi.
Nie ma pojęcia grzechu.

Jest Mistrz, uczeń i praktykowanie. Żadnych stałych punktów.

Bardzo trudno to wyjaśnić, bo jesteśmy przyzwyczajeni do określonych znaczeń konkretnych słów, a buddyzm opiera się w głównej mierze na metaforze.
Nie ma wiele wspólnego z logiką, do jakieś przywykliśmy, co widać i słychać w koanach.

Pouczenie jeśli spotkasz buddę, zabij go! , jest dla mnie esencją braku dogmatyzmu.

To tyle, żeby nie dzielić włosa na czworo.
Upraszczanie ma swój głeboki sens.

Pozdrowienia.


Pino

A chciał jechać do Świnoujścia? :)


Nie,

wsiadł na Śląsku nadupcony do pociągu, położył się w sypialnym i tam zasnął, konduktor go obudził dopiero na czterdziestu czterech :D


A no właśnie :)

Bo gdyby chciał do tego Świnoujścia, to raczej by o tym wiedział. A w jakim stanie podróż ta by się odbyła, to inna rzecz. :)


buddyzm też ma swoje

dogmaty. choćby to, że każda istota ma wrodzoną naturę buddy

ale

Mumonkan – Koan 1

“Pewien mnich zapytał kiedyś mistrza Joshu:
– Czy pies ma naturę buddy?
– Mu!* – odpowiedział Joshu.”

*) mu znaczy nie.

ten koan tylko pozornie jest herezją. w zen podczas sesji chodzą faceci i walą garbiących się bambusowym kijem. odpowiedź Joshu to taki właśnie kij.

zresztą to jest chyba najsłynniejszy i najczęściej stosowany w zen koan.

Mumon (autor Mumonkan) pisze:

“Pies! Natura buddy!
Prawda objawia się w pełni.
W chwili gdy zaczniesz myśleć “tak” i “nie”
Stracisz swoje ciało i duszę.”

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


O rany,

strasznie to skomplikowane, muszę przyznać. I jeszcze kijem walą.


Stopczyku

potencjalną.

Trudno mi uznać to za dogmat.


A, i jeszcze koany

Jaki dźwięk ma klaśnięcie jedną dłonią

“Mnich podszedł do Zhaozhou i poprosił:
“Właśnie wstąpiłem do klasztoru. Proszę poucz mnie”.
Zhaozhou spytał: “Czy zjadłeś już swój posiłek?”
Mnich odpowiedział: “Tak, zjadłem”.
Zhaozhou rzekł: “Umyj swoją miskę”.

Ten drugi to mój ulubiony, choć przydługowaty jak na koan. :)


absolutnie nie potencjalną

pełną i całkowitą

ten z miską to koan 7 … akurat mi sie otworzyło na tej stronie :P
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Ja znam taki

Sens życia polega na wyrzeczeniu się dóbr materialnych i osiągnięciu harmonii z Wszechświatem. I trzymaj swoje złodziejskie łapy z dala od mojej miseczki.


To był skrót

chyba za krótki.

Potencjalną, bo może się nie rozwinąć.


hehe dobre

ostatnio usłyszałem że i do biedy można przylgnąc :P
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Pino

Jest jeszcze podobna historia o mnichu, który chciał sobie dobrać ryżu i włożył swoją mnisią łapkę do naczynia. Zorientowawszy się co robi zaczął wrzeszczeć złodziej! złodziej!


Gre

ona jest pełna i rozwinięta tylko trzeba ja urzeczywistnić. usunąć wszystkie zaciemnienia, które ją przesłaniają ... łatwo powiedzieć ... :)

polecam “Przewodnik na ścieżce Bodhisattwy” niedawno wyszedł nowy przekład
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Nie nadaję się.

No chyba, że można ten ryż można zastąpić makaronem albo ziemniakami.

In nomine Patri, Filii et Spiritus Sancti, moje dziatki ;P


Stopczyku

No to faktycznie prościzna: urzeczywistnić, usunąć wszystkie zaciemnienia i już jest.

:))

Dzięki, rozejrzę się za tym Przewodnikiem.


kaszą jęczmienną

a spirytus to najlepiej z sokiem malinowym … to się nazywa tata z mamą :)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Pino

Nie trzeba być od razu mnichem, czy też na ten przykład mniszką.

Słuchaj Docenta, każdy się nadaje. :))


Kaszy też nie lubię,

no chyba że kuskus


Pino

Jedzenie to nie jest największy kłopot w byciu buddystą.

Tak myślę, subiektywnie widząc.


>Gre

“Shin Jin Mei” zaczyna się od słów

“Wielka droga nie jest trudna
Gdy idziesz nią bez upodobań
Gdzie nie ma miłości i nienawiści,
tam wszystko staje się jasne.
Najmniejsze jednak rozróżnienie
dzieli nieskończenie Niebo i Ziemię.”

to jest niemal tożsame z komentarzem Mumona do koanu 1
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Wiem,

jak i u nas, KK znosi sukcesywnie różne ograniczenia w kotletach. Za to żydzi, ci to mają jazdy.


Pino

reformowani już chyba nie oddzielają mlecznych sztućców od mięsnych :P

muszę zapytać rabina :D
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

Powiem Ci, że przede mną to jeszcze sto hektarów, żeby tak przestać rozróżniać .

Napisałam dwa zdania więcej, ale się wykasowały, co przyjmuję spokojnie i pogodnie.


Kupiłam ostatnio

książkę (no, naprawdę) 613 Przykazań Judaizmu – to jest COŚ, mówię Wam.


moja żona skupuje hurtowo

moja żona skupuje hurtowo książki o Żydach … pewnie to gdzieś ma :)

ja teraz brnę przez monografię żydowskiego Lublina (po ang jest) i książkę o Jeszywię lubelskiej :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Poszukaj

Naprawdę niesamowite, jak wejście w inny świat.


Mnie tego kiedyś uczyli,

Po co się ciskasz, mój Wuerze,
Po co wymyślasz mi od żydka?
Żydem aż śmierdzi w twym “Kurierze”,
Żona waćpana – też semitka,
Karmiona z żydowskiego dydka,
Ciocia Hortensja, mój Wuerze
(Dama a Paulo czy wizytka),
Od Chai swój początek bierze,
Wuj zaś Salezy (mówmy szczerze:
Syn Mośka, Szmulka czy Dawidka)
Kiwał się mrucząc przy sajderze
I jako Saluś był w chederze,
Studiując (o, przeszłości brzydka)
Alef bej gimel na syderze.


ok

jest tego trochę w domu … już nie ogarniam :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


A'propos BUddyzmu i braku w nim dogmatów

jeśli rzeczywiście nie ma dogmatów w Buddyźmie(nie jestem znawcą Buddyzmu), to nie oznacza, że ich brak.
Jeśli nie ma dogmatów, to ten brak dogmatów staje się zasadą o cechach dogmatu. Nasuwa się wiec wniosek, że nie jest możliwa religia bez dogmatów inaczej byłaby tylko zbiorem równouprawnionych hipotez.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

dziękuję Ci za bardzo rzeczowego i cierpliwego posta. :-))
Jutro po południu postaram się napisać conieco jeszcze.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


All Interesująca dyskusja o dogmatach

Napisałem wcześniej w komentarzu takie zdanie:

Kwestia następna: dogmaty religijne występują w każdej religii, nawet w buddyzmie. – liczyłem się z tym, że może zainicjuje ono interesującą dyskusję o dogmatach buddyzmu.

Na co Gretchen odpowiedziała:

Buddyzm jest pozbawiony dogmatów, można nawet powiedzieć, że przyjęcie dogmatu jest zaprzeczeniem istoty buddyzmu.
Nie ma jednej słusznej drogi.
Nie ma pojęcia grzechu.

A docent Stpczyk zauważył:

buddyzm też ma swoje

dogmaty. choćby to, że każda istota ma wrodzoną naturę buddy

ale…

I to ale, czyli język koanów zen jakby podważa tezę, że buddyzm jest religią przyjmującą kilka dogamtów.

Wypadałoby mi udowodnić, że mam choć trochę racji i postaram się to uczynić. Zanim przejdę do bardziej szczegółowych opowieści, zacytuję za Wikipedią prostą definicję dogmatu:

Jest to twierdzenie w jakiejś religii lub szkole filozoficznej przyjęte bezwarunkowo – bez dowodu i nie podlegające dyskusji. (...) Na gruncie bardziej ogólnym, jest to po prostu każde twierdzenie (świadomie lub nieświadomie), sens którego jest praktykowany. Wedle tej definicji, dogmatem może być na przykład kultura bądź społeczeństwo, w których bierze się udział choćby ze względu na brak jakiejkolwiek alternatywy.

Po tej krótkiej wyprawie po wiedzę encyklopedyczną, wróćmy do naszego buddyzmu – religii wielonurtownej i barwnej jak kobierzec perskiego dywanu.
Gretchen, czy nadal podtrzymujesz, że buddyzm jest religią bez dogmatów?

Pytanie pomocnicze: jakie sensy twierdzeń są praktykowane w szkołach zen rozsianych po całym swiecie?

Pomijam świadomie buddyzm ludowy, który po prostu roi się od różnych uroczo dogmatycznych założeń wiary.

I kolejne pytanie: czy nastawienie antydogmatyczne do dogmatów mistrzów zen i Dalaj Lamy, ma na celu wyrzucenie dogmatów buddyjskich poza tę religię, czy ma raczej doprowadzić do wykorzystania tychże dogmatów do rozpalenia w umysłach praktykujących wiary koniecznej do dotarcia do ostatecznej rzeczywistości?

Co jest tą ostateczną rzeczywistością: Oświecenie czy droga do óświecenia? – te pytania zostawmy póki co na boku, gdyż w buddyźmie znajdziemy setki różnych odpowiedzi na tak postawione pytanie.

pozdrawiam serdecznie wszystkich


Poldek Bez dogmatów - nie ma praktyki religijnej!

poldek34

Jeśli nie ma dogmatów, to ten brak dogmatów staje się zasadą o cechach dogmatu. Nasuwa się wiec wniosek, że nie jest możliwa religia bez dogmatów inaczej byłaby tylko zbiorem równouprawnionych hipotez.

Dogmaty muszą być w każdej religii, nawet tej zorientowanej mistycznie na samorealizację na drodze do Oświecenia. Bez nich praktykujący, np. zen nie miałby oparcia dla swojej praktyki i nie rozpaliłby wystarczająco mocnego żaru wątpienia, które z kolei wydaje się być konieczne do przekroczenia klatek wyznaczonych przez sensy dogmatów, by dotrzeć do czystej wiary, która stapia się w jedno w umyśle praktykującego z doświadczeniem zwyczajnego życia. Dogmaty są potrzebne uczniowi zen i jego Mistrzowi do ugruntowania praktyki medytacyjnej.

Nie są celem tej praktyki, ale są jej użytecznym narzędziem, które wskazują na cel, który trzeba przekroczyć.

serdecznie pozdrawiam


Pino Świetne wierszyki

I pełen luz.

dziękuję.

serdecznie pozdrawiam


docent Stopczyk... Poczucie humoru godne mistrza

I te wspaniałe wstawki celnych uwag, które przywracają tu zdrowy rozsądek.

serdecznie pozdrawiam


Gretchen Muszę chyba kupić tę książkę.

Aż 613 przykazań serwuje swoim wyznawcom Judaizm. Zdumiewające.

Ile wskazań i ślubowań przyjmuje na swej drodze buddysta zen.

Takie zestawienie byłoby interesujące.

serdecznie pozdrawiam


Dogmat w Kościele katolickim

Podam jeszcze w uzupełnieniu taką krótką definicję dogmatu:

Koncepcja ogłoszona i obowiązująca w ramach Kościoła katolickiego uznawana za bezwzględnie prawdziwą a dotyczącą wiary lub życia chrześcijańskiego. Dogmaty wiary ogłaszane są przez sobory lub papieża. Ogłaszana przez papieża rozstrzygająca decyzja w sprawach wiary nazywa się nauczaniem ex cathedra, tzn. ogłoszony koncept nie podlega dyskusji, dlatego że wspierać się ma na autorytecie św. Piotra i dogmacie o nieomylności papieża.

I to już powinno nas trochę zabezpieczyć przed pomieszaniem pojęć.

Dodam więc, że buddyzm jest wolny od dogmatów i metody tworzenia dogmatów charakterystycznych dla Kościoła katolickiego.

Budda nie jest Świętym Piotrem a Dalaj Lama nie jest papieżem, który odwołując się do Buddy tworzy i zatwierdza nowe dogmaty. Zdanie to napisałem humorystycznie i mam świadomość, że jest płytkie poznawczo.

pozdrawiam raz jeszcze

PS. Podobała mi się bowiem Wasza dyskusja wczorajsza.


>Synergie

dzięks :)

“Aż 613 przykazań serwuje swoim wyznawcom Judaizm. Zdumiewające.”

reguły klasztorne w buddyzmie są równie szczegółowe. ale wiadomo mnich to nie świecki

niedawno usłyszałem taki przykład – Rinpoczego ktoś zapytał o radę w sprawię swojej rozbuchanej chuci seksualnej. Rinpocze zapytał:
– “jesteś mnichem?”
– “no, nie!”
– “no to jaki problem?”

inne reguły dotyczą świeckich inne mnichów co nie znaczy ze któraś z tych dróg jest “lepsza”

a co do drogi do oświecenia to sama droga nie jest żadną wartością, bo można sie “zaiść” i nic nie zobaczyć, nic nie odkryć. samo oświecenie też jest nic nie warte jeśli jest warunkowane lgnięciem do niego. wtedy nim po prostu nie jest.

w zen jest koan o 100 milowym słupie. “co zrobić kiedy wejdzie się na szczyt 100 milowego słupa?”

słup symbolizuje drogę, jego szczy to oświecenie. po wejściu nań trzeba po prostu zrobić krok. nie rozsiadać się tylko porzucić przywiązanie …
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Synergie

Wiedziałam, że przytoczysz tę definicję. :)
Nie zmienia to jednak mojego zdania (nie tylko przecież mojego) w sprawie niedogmatyczności buddyzmu.

Sam piszesz, że Nauczyciele mają antydogmatyczne nastawienie do dogmatów buddyzmu. To ładne zdanie, które dość dobrze oddaje istotę sprawy.

Przytoczę jeszcze raz słowa Buddy, które ostatnio napisałam u siebie, bo wydają się być bardzo adekwatne do tego wątku naszej rozmowy:

“Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.
Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.
Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.”

O jakich dogmatach można mówić w religii, która zaleca nieustanne podważanie, sprawdzanie, weryfikowanie?

Praktykuję zatem sens tych twierdzeń, które są dla mnie prawdziwe, po długim sprawdzaniu . To jest religia (choć i co do tego, czym buddyzm jest w istocie,toczą się spory) doświadczania , osobistego doświadczania.

O to właśnie chodzi, żeby nie było żadnego oparcia. Taka też jest funkcja koanów: wybijać z przyzwyczajeń w myśleniu, wyrywać spod nóg dywan, na którym wygodnie uczeń usiadł i wydaje mu się, że coś zrozumiał. :)

Przyjęcie więc dogmatu, czyli czegoś co jest , stanowi raczej przywiązanie do pojęcia, szukanie oparcia właśnie.

Tymczasem Budda mówi:

Jesteś swoim jedynym mistrzem, któż inny mógłby nim być?


Synergie,

no ba, Tuwim jest świetny.

Kędy tej szlachty jest początek,
Skąd ród swój bierze Wuerzyna?
I gdzie twych własnych wuerzątek
Ród po kądzieli się zaczyna?
Jakież to herby i sztadary
Miały twej żony antenaty,
Owe L…aury i Kr…ary
Z miszpuchy cycełesowatej?
Ku wiadomości potomności
Niechaj czytają ludzie prości,
Jaki rodowód jest rodziny
Żony Wuera – Wuerzyny.


Gretchen

Przyjęcie więc dogmatu, czyli czegoś co jest , stanowi raczej przywiązanie do pojęcia, szukanie oparcia właśnie.

Tymczasem Budda mówi:

Jesteś swoim jedynym mistrzem, któż inny mógłby nim być?

W ten oto sposób podałaś jeden z dogmatów buddyzmu. Bo niby skąd ma praktykujący buddyzm, według tego wskazania Buddy, wiedzieć, że jest jedynym swoim mistrzem. No skąd?

Musi to przyjąć na wiarę i rozpoznać w długoletniej praktyce medytacyjnej.

Nie jest to dogmat w znaczeniu katolickim, ale w szerszym, kulturowym – już tak!

Dogmatem zen jest – przyjmij doświadczenie, osobiste doświadczenie własnego życia jako swojego mistrza. I praktykuj według tego wskazania – to Twój punkt oparcia. Trochę Ci w tym pomożemy poprzez pokazanie jak możesz to robić np. w zendo…pod okiem Mistrza zen według tradycji przekazu np. Inka.

Widzisz, to przypomina matematykę z jej aksjomatami, gdzie aksjomaty są granicą dla abstrakcyjnych modeli i teorii z nich wywodzonych. Aksjomaty są po prostu prawdziwe i przyjmowane a priorii w ramach konkretnej matematyki. Jeżeli wykażemy ich nieprawdziwość, to musimy przekroczyć granice tej konkretnej matematyki i zaczynamy tworzyć większy świat meta-matematyki. I coś takiego rzeczywiście ma miejsce.

Twoje doświadczenie jest Twoim mistrzem – to dogmat, którego sens powinnaś rozpoznać poprzez praktykę zwyczajnego życia. Przekrocz więc swojego Mistrza. Popatrz głeboko w oczy bliźniego, by dostrzec jego serce.

Natomiast masz rację. Są w buddyźmie szkoły, które zachęcają do takiego twórczego przekraczania granic, by pokazać jedność wszechrzeczy lub precyjniej, doprowadzić do doświadczenia tej jedności.

Są też takie nurty mistyczne w chrześcijaństwie, islamie, judaizmie, hinduizmie, taoiźmie…Różnice to głównie różnice symboli, języka, tradycji, wierzeń, kultury, historii i właśnie dogmatów. Rózne drogi prowadzą na szczyt. Jedne są dobrą propozycją dla Ciebie, inne dla Poldka. Na każdej drodze są jednak, i drogowskazy, i pułapki, i manowce.

Dogmaty, których nie umiemy przekroczyć w doświadczeniu lub przeniknąć do wewnątrz sensów, ktore kodują, są zazwyczaj pułapkami na drodze rozwoju duchowego lub manowcami.

I na koniec: gdybyś sobie pomyślała, że ta wypowiedź jest jakąś tam krytyką buddyzmu, zdziwiłbym się niepomiernie.

Jezus mówi: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem.
Budda mówi nie wierz w to, co ktoś inny mówi. Sprawdź to! Zobaczysz we własnym doświadczeniu, jaka jest prawda.

I gdzie tu sprzeczność? Są chrześcijanie, którzy odważyli się sprawdzić te słowa Jezusa we własnym doświadczeniu. I doszli do bardzo interesujących wniosków.

serdecznie pozdrawiam


docent Stopczyk... Ano właśnie!

a co do drogi do oświecenia to sama droga nie jest żadną wartością, bo można sie “zaiść” i nic nie zobaczyć, nic nie odkryć. samo oświecenie też jest nic nie warte jeśli jest warunkowane lgnięciem do niego. wtedy nim po prostu nie jest.

A mój nauczyciel zen, Mistrz Seung Sahn przedstawił taką metaforę “Koła zen”.

Zaczynamy od naszego codziennego “ja”, które jest lgnięciem do świata i cierpienia. Potem przechodzimy przez Ja Wolności, wkraczamy w absolutną Pustkę, dochodzimy do stanu, w którym pustka jest formą, a forma jest pustką, by na końcu dotrzeć do naszego Wielkiego Ja. Wtedy okazuje się, że pustka jest pustką, a forma formą. Niebo jest niebieskie, a trawa zielona. Jesteśmy tam, gdzie byliśmy na początku. W naszym codziennym “ja”.

I po co kręcić się po tym kole? No po co? Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że pustka jest pustką a forma jest formą?

I o co chodzi z tym małym ja, które przeistoczyć się może w Wiekie Ja?

Po co komu Wielkie Ja.

pozdrawiam


Pino Tuwim jest wprost rewelacyjny

A ja nawet nie wiem, skąd mój ród? Tak do czwartego lub piątego pokolenia dałoby się coś odtworzyć. A dalej? Dalej ściana ciemna niepamięci rodowej.

pozdrawiam


No tak bywa,

niestety, nie jesteśmy Anglią, żeby dało się wszystko odtworzyć aż do średniowiecza. Chociaż niektórzy się starają.

Ja najdalej sięgam do szóstego po mieczu, przodek administrował jakimś majątkiem w powiecie radomszczańskim, zakoszonym przez Rosjanina po styczniowym.

pozdrawiam


Pino U mnie chłopskie rodowody

Ale mój brat dopatrzył się jakiegoś Żyda po mieczu – w czwartej linii. Jak nawet był taki, to pewnie biedny Galicyjski.

Bogaty krewniak mojej babci po kądzieli z Francji był sobie już umarł. Nie zapisał żadnego majątku – lubił polskie pierogi.Jakieś tam amerykańskie linie tez się pojawiły a nawet australijskie i nowozelandzkie.

W sumie to nie ma dla mnie większego znaczenia.

pozdrawiam


Synergie

A nie przyszło Ci do głowy, że to co dla Ciebie stanowi paradoks dla kogoś innego wcale paradoksem być nie musi? Szczególnie jeśli pamięta się o czymś takim jak zasada nieoznaczoności Heisenberga i jej rozwinięciu (chyba Bella).
Dlatego możesz, jak najbardziej :), dziękować Stopczykowi za cytowanie koanu 30 i 33, dąć w trąbę tryumfalizmu, zapominając, że między jednym a drugim zmieniło się “obserwowalne” i “obserwator”.
Powyższe stawia również pod wielkim znakiem zapytania Twoje wynurzenia o dogmatyzmie buddyzmu skierowanie w ostatnim komentarzu do Gretchen. :)

Nie wiem, czy nie udam się w stronę przesadyzmu ale napiszę, że istotą buddyzmu jest płynność, ruch i wieczna zmiana. Dlatego nie ma w nim żadnych dogmatów (to dopiero byłby paradoks! :).
Jak napisała Gretchen: “Jest Mistrz, uczeń i praktykowanie. Żadnych stałych punktów.”
Dodam od siebie, że praktykowanie to nie ma nic wspólnego z żadnymi ściśle ustalonymi rytuałami. Praktyka może odbywać się w każdym dowolnym miejscu i czasie, nie potrzeba do niej “jedynie słusznego pośrednika”. Itd.
Czy to dlatego buddyzm tak świetnie współgra z mechaniką kwantową? Nie wiem. Być może.

Co do dalszych Twoich wywodów… Nie, nie uważam, że sprzeczności, które występują w Twoim pisaniu wynikają z pozornie paradoksalnej logiki buddyzmu czy zen. Ty przyjmujesz niektóre dogmaty za obowiązujące i słuszne (przykład Trójcy św.), powodowany również obawą przed wykluczeniem (kluczowość tego mechanizmu jest Twoją opinią a nie moją!). I nie ma czego się wstydzić. Normalka!

Dla mnie to Twoje powoływanie się na logikę paradoksową jest wygodnym wybiegiem, którego przyczyny nie znam. Mogę się tylko domyślać i coś tam spekulować. Kiedy najpierw czytam Twój tekst, następnie:

Katolik powinien poznać dogmaty swojej wiary i postarać się poprzez kontemplację, wiarę i modlitwę, również eucharystię i sakramenty święte – ale zawsze chodzi tu o praktykę religijną a nie spekulację – przeniknąć do programu wpisanego w dogmaty, by żyć zgodnie z nauczaniem Chrystusa.

a potem Twoje wywody “paradoksalne”, mogę np. zastanawiać się czy ten facet wstydzi przyznać się do tego, że jest katolikiem? Wstydzi się tego, że uznał dogmaty katolickie (również te dotyczące praktyki religijnej) za słuszne? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Czy zabrnęliśmy już tak daleko w postmodernistycznym dogmatycznym debilizmie, że jest to powód do wstydu? A może facet tylko ściemnia? Zakałapućkał się i brnie dalej obijając się o ściany?

Mogę też przypomnieć sobie o pewnym mechanizmie psychologicznym (doskonale korespondującym z mechaniką kwantową i buddyzmem), który mówi, że każdy uważa się za kogoś w miarę określonego (poglądy, wartości, zasady) ale w różnych sytuacjach reaguje na bodźce zewnętrzne często w sposób, którego sam nie potrafi przewidzieć. Reaguje w sposób niejednokrotnie zaprzeczający wcześniejszemu “samookreśleniu się”. Kiedy taka nieadekwatna reakcja nastąpi, zwykle obronę stanowi pseudo racjonalizacja: “nie byłem wtedy sobą”.
Lecąc skrótem – zewnętrznemu otoczeniu nie przekazujemy siebie, tylko nasze reakcje na różne sytuacje. Tego, co “siedzi w środku” nie zna nikt. Nawet Ty sam.

Zapamiętałam też takie Twoje słowa, skierowane chyba do Poldka:

Zważ proszę, że język, którym to piszę, kipi od metafor poetyckich. No nie jest teologicznie naukowy i pozostawia wiele niedomówień i szyfrów, które stają się zrozumiałe na poziomie uduchowionej wyobraźni.

Uprzejmie przepraszam, to wygląda na kolejne cudowne usprawiedliwienie (nic ponadto) dla wszelkich sprzeczności, które pojawiają się w Twoich wypowiedziach. Czy oznacza, że Twoje słowa są tak uduchowione, że zrozumiałe będą tylko dla “wybrańców”, uduchowionych przynajmniej w stopniu równym Twojemu? :) Śliczne! A kto będzie dokonywał oceny stopnia “uduchowienia wyobraźni”? Ty?

Jeszcze raz przepraszam, ale naprawdę powyższe dwa zdania rozbawiły mnie do łez. Dziękuję.

Jest jeszcze jedno zdanie, które mnie bawi:

Głębia mistyki dotyczy zazwyczaj Osoby.

Ale to już insza inszość.

Na zakończenie tego przydługiego blablania odniosę się jeszcze do stwierdzenia:

Wydaje się, że jakiś dogmat antydogmatyzmu jako leku na wszelkie zło, zawładnął częścią Twoich zdolności do myślenia racjonalnego.

Pudło! Gigantyczna wtopa, proszę Synergie.
Moje myślenie racjonalne ma się całkiem nieźle; ja nie uciekam w “logikę paradoksową” dla obrony dogmatów, które uznaję za słuszne. :)
Mam też swoje dogmaty. Ot, np. takie, że Bóg istnieje, Chrystus i Budda byli wspaniałymi Nauczycielami a esencja ich nauk zawiera się w “nie zabijaj, nie kradnij i szanuj każde stworzenie”. Amen.
Czy stoi to w sprzeczności z Jezusowym: Ja jestem drogą, prawdą i życiem? czy buddyjskim poszukiwaniu drogi do życia i prawdy? Moim zdaniem nie.

Pozdrowienia nieustające. :)


Magia.

Jak napisała Gretchen: “Jest Mistrz, uczeń i praktykowanie. Żadnych stałych punktów.”
Dodam od siebie, że praktykowanie to nie ma nic wspólnego z żadnymi ściśle ustalonymi rytuałami. Praktyka może odbywać się w każdym dowolnym miejscu i czasie, nie potrzeba do niej “jedynie słusznego pośrednika”. Itd.
Czy to dlatego buddyzm tak świetnie współgra z mechaniką kwantową? Nie wiem. Być może.

Jest uczeń i Mistrz – to są stałe punkty. Uczeń się zmienia i Mistrz się zmienia, i praktyka się zmienia. Życie płynie, przygarnia do siebie nowe doświadczenia, które osadzają się w podświadomości w formach ziaren karmy.

Praktyka się zaczyna i kończy, współgra z doświadczeniem praktykującego a nie z żadną mechaniką kwantową.

Praktyka odbywa się według bardzo określonych reguł – zarówno w buddyźmie zen, jak i dzogczeń, jak i wadżrajanie. Znam to z autopsji a nie z książek. Buddysta może praktykować wszędzie i katolik może się modlić wszędzie. W każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy.

potem Twoje wywody “paradoksalne” mogę np. zastanawiać się czy ten facet wstydzi przyznać się do tego, że jest katolikiem? Wstydzi się tego, że uznał dogmaty katolickie (również te dotyczące praktyki religijnej) za słuszne? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Czy zabrnęliśmy już tak daleko w postmodernistycznym dogmatycznym debilizmie, że jest to powód do wstydu? A może facet tylko ściemnia? Zakałapućkał się i brnie dalej obijając się o ściany?

No to było ładne. Poziom domorosłej psychoanalizy. Moja Pani, niczego się nie wstydzę. Nie wstydzę się ani jednego słowa, które tu napisałem, ani równiez tego, kim jestem.

Przekracza Pani jednak granice dyskusji o temacie notki i rozpoczyna atak personalny.

Postmodernistyczny dogmatyczny debilizm to jedno. A wybór własnej drogi i określanie własnej samotożsamości w kulturze to drugie.

Otóż, nie ma nic złego w dogmatach religijnych buddyzmu, czy chrześcijaństwa, dopóki nie zaczniemy dogmatów wykorzystywać jako narzędzia do naszych egoistycznych celów.

Twoje słowa są tak uduchowione, że zrozumiałe będą tylko dla “wybrańców”, uduchowionych przynajmniej w stopniu równym Twojemu? :) Śliczne! A kto będzie dokonywał oceny stopnia “uduchowienia wyobraźni”? Ty?

Ano z całą pewnością nie ja. Jak dotąd nikogo nie oceniam – jestem natomiast oceniany. To dobrze.

Na resztę kwestii odpowiem wieczorem, bo teraz musze kończyć.

Serdecznie pozdrawiam


Magia

esencja ich nauk zawiera się w “nie zabijaj, nie kradnij i szanuj każde stworzenie”. Amen.

Obawiam się – odnosząc się do istoty przesłania Jezusa – że gdyby było jak piszesz to przyszedł na darmo… . Gdyż wyręczył go w tym Mojżesz.

Istotą było zgoła co innego. Mam na myśli zbawczą śmierć na krzyżu jak i zmartwychwstanie. Tu jest “jądro” istotnej nowości i pełni Objawienia, która bez Jezusa z Nazaretu nie mogła się dokonać. Dlatego przyszedł Jezus. Przyszedł odkupić swój lud od grzechu. Uczynił to, gdyż po to przyszedł. O wadze dekalogu nie musiał nic mówić gdyż powiedziano kilka wieków wstecz.

Więc zasadnicza różnica w podobieństwie do jakiegokolwiek człowieka, proroka żyjącego na ziemi. Co nie oznacza, że pewne podobieństwa w jego nauce można znaleźć zarówno w innych religiach czy u innych proroków. Ale zaledwie pewne.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Pisałam, że nie będę się wdawać w dyskusje o dogmatach religijnych.

Nie wyciągniesz mnie na to. Przepraszam.


Magia

ja nie piszę o dogmatach ale o tym co znajduje się w Biblii. Skoro dokonujesz syntezy misji Jezusa to zgłosiłem zdanie odrębne biorąc pod uwagę, że wartość dekalogu to czasy głęboko przed Jezusem. Gdzie tu widzisz wciąganie w dogmaty?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie

Stałość Mistrza i ucznia jest umowna. Odnosi się tylko do umownej definicji Osoby. (To stąd ta fiksacja na osobie?) I wbrew temu, co piszesz ma wiele wspólnego z założeniami mechaniki kwantowej.

Mistrz i uczeń nie są stałymi punktami.
Mistrz i uczeń zmieniają się w każdym ułamku najmniejszej jednostki ludzkiego linearnego czasu.
Przecież sam to napisałeś! Temu też zaprzeczysz?

. Uczeń się zmienia i Mistrz się zmienia, i praktyka się zmienia. Życie płynie, przygarnia do siebie nowe doświadczenia, które osadzają się w podświadomości w formach ziaren karmy

Każdą polemikę uznajesz za atak personalny? Czy tylko taką, z którą nie dajesz sobie rady? A może Twoje słowa o tym, że nie chcesz gadać tylko z potakiwaczami to też banialuki?

‘OK. Jak sobie życzysz. Miło było poznać. Pana.


Magia. C.D.

Dlaczego to co odnosi się do podkreślenia wartości dekalogu w nauczaniu Jezusa ma być u Ciebie wiarygodne a to, co mówi o sobie, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć ale po trzech dniach powstanie z martwych już wiarygodne nie jest. Jeden jest Jezus i jedno jest jego nauczanie. A nie tylko niektóre jego części.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Zrozum!
To o czym Ty piszesz to Twoja interpretacja dostępnego tekstu Biblii.
Ja jej nie neguję. Nawet nie mam prawa.

Przyjmij w końcu do wiadomości, że mogę mieć swoją własną interpretację tego tekstu. Właśnie dlatego, że nie przyjmuję pewnych dogmatów, które zostały ustanowione przez ludzi, wiele setek lat po tym kiedy Jezus odszedł.
To mój wybór i moja za tę interpretację odpowiedzialność.

Dlatego też nie zamierzam wdawać się w żadną dysputę tego typu.

Zrozumiałeś?

Pisałam o naukach Jezusa, o tym co jest w nich dla mnie najważniejsze, a nie o wiarygodności Jego zmartwychwstania. Nie widzisz różnicy?

p.s. Synergie, wybacz ten komentarz do Poldka. Już znikam.
Aaa, jeszcze jedno. Tak a’propos braku związków między mechaniką kwantową a duchowością. Czytałeś może prace fizyka Nassima Harameina? Jeśli nie, to może przeczytaj. Bo piszesz o jedności i niewiele z tego wynika, poza klepaniem frazesów.


Magia

Nie mam pretensji o wybieranie sobie z nauczania Jezusa tego co Ci się podoba. Mam pretensję jedynie o to, że dokonujesz syntezy nauczania Jezusa w taki sposób aby pasowało do Buddy pomijając to co jest jądrem nauczania. Innymi słowy, żadna to synteza ale wykazanie podobieństwa w jednej kwestii. Ty natomiast wpychasz mi w brzuch interpretowanie.

“”“«Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». “”“Łk 9,22

Co do pewnych podobieństw pomiędzy nauka Buddy i Jezusa się zgadzam lecz z ta syntezą to przestrzeliłaś( wg mnie). I nie ma to nic wspólnego z dogmatami a nawet z interpretacją. Nie da się pogodzić nauki Jezusa z nauką Buddy. Inny jest cel kontekst przyjścia Jezusa a inny kontekst ma nauczanie Buddy. I to stwierdzenie nie jest dogmatem ani interpretacją. Jest to tylko czytanie i branie pod uwagę całości nauki jaką prezentował i zrealizował Jezus.

A Ty nie interpretujesz po swojemu ale pomijasz inne elementy nauczania które są istotne i które rozjeżdżają się diametralnie z nauką Buddy. Oki akceptuję to ale się do tego przyznaj zamiast mnie posądzać o dogmatyzm lub interpretowanie. Nauka o Chrzcie, męce, zmartwychwstaniu wynika nie z interpretacji a ale z literalnego tekstu.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


>Synergie

“Praktyka odbywa się według bardzo określonych reguł – zarówno w buddyźmie zen, jak i dzogczeń, jak i wadżrajanie.”

Szczególnie w wadżrajanie gdzie bardzo istotną sprawą jest przekaz. Abhiszek nie otrzymuje się ot tak i od kogokolwiek. Praktyka bez przekazu jest jak studnia bez wody.

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Magia. Lubię polemiki

Każdą polemikę uznajesz za atak personalny? Czy tylko taką, z którą nie dajesz sobie rady? A może Twoje słowa o tym, że nie chcesz gadać tylko z potakiwaczami to też banialuki?

Ależ Droga Nieznajoma, nie uważam, żebym sobie miał nie dać rady w rozmowie. Nasza rozmowa ma zapewne swoich Czytelników. Oni ją oceniają – nie ja.

Staram się, staram się rozmawiać w taki sposób, żeby była ciągłość wymiany myśli. Jakieś nawiązywanie i przenikanie wzajemne. To zazwyczaj oznacza skrótowość wypowiedzi, niedokończone myśli…gdyby je chcieć wyrazić w wielu napoczętych, chocby pod tą notką wątkach, trzeba by pisać esej za esejem. A to zajęcie bardzo pracochłonne.

Rozmowa czasami wychodzi lepiej, czasami gorzej. Powody są rozmaite. Przerwałem poprzedni komentarz w pół zdania, gdyż nagle musiałem jechać i coś załatwiać.

Być może nie udaje mi się przeniknąć i zrozumieć w pełni, o czym pisze mój interlokutor. Bywają też inne powody rozjeżdżania się wątków rozmowy, bardziej prozaiczne – związane ze specyfiką internetowej komunikacji. Cóż, rozumiem z grubsza zasady, jakimi rządzi się to forum. Akceptuję je.

W starożytnych Indiach odbywały się pojedynki na słowa pomiędzy uczonymi braminami i filozofami. Zwycięsca mógł być tylko jeden. Znam ten styl, lecz go nie preferuję. Nie chodzi mi nawet o rację – możesz ją mieć (i zapewne zawsze uznasz, że ją masz). O co mi więc chodzi? O rozmowę, gdzie na światło dzienne wychodzą czasem bardzo interesujące myśli.

każdy z moich Szanownych dyskutantów, dokładnie każdy, powiedział tu coś, co jest cenne dla mnie.

pozdrawiam


docent Stopczyk... Tak!

Szczególnie w wadżrajanie gdzie bardzo istotną sprawą jest przekaz. Abhiszek nie otrzymuje się ot tak i od kogokolwiek. Praktyka bez przekazu jest jak studnia bez wody.

Pięknie napisane.

W zen też jest przekaz linii Mistrzów. Uczeń zen nie może powiedzieć tak po prostu o sobie: praktykowałem zazen przez dwadzieścia lat, nauczyłem się już wszystkiego i od dziś będę Mistrzem zen. Pominę oczywiście różne barwne przypowieści o sposobach i okolicznościach potwierdzenia Oświecenia ucznia przez Mistrza zen. Pan je zna. Literatura przebogata na ten temat dostępna jest nawet w internecie. Moglibysmy się tym przez chwilę pobawić, prawda?

Napiszę tylko: jest przekaz oświecenia i uczeń zen musi dostać potwierdzenie tego od swojego Mistrza, a czasami równiez od innych Mistrzów. Ten przekaz jest również po to, żeby zachować ciągłość tradycji i metod praktyki. To prawdziwe spoiwo – takie dość konserwatywne, jeżeli chodzi o wartości i ledwie wyczuwalny powiew prawd dogmatycznie (aksjomatycznie – dla nie cierpiących słowa dogmat)przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu prostemu zabiegowi trwa zen i nie staje się np. kolejną mutacją cudownych formuł na oświecenie jakich pełno dziś w ruchach duchowości new age.

Tak w telegraficznym skrócie.

serdecznie pozdrawiam


Magia. Nigdzie nie napisalem, że takich związków nie ma.

Te słowa w komentarzu do Poldka były zdaje się do mnie adresowane.

Tak a’propos braku związków między mechaniką kwantową a duchowością. Czytałeś może prace fizyka Nassima Harameina? Jeśli nie, to może przeczytaj. Bo piszesz o jedności i niewiele z tego wynika, poza klepaniem frazesów.

Tak więc odpowiem. Nie, nie czytałem jeszcze prac tego fizyka. Czytałem kilka innych. A co do reszty Twojej wypowiedzi? Cóż, dla kogoś wynika, a dla kogoś już nie. Nic na to nie poradzę.

Kwantowe filozofie fizyki wciąż poruszają się po obszarach hipotez – to prawda, że nieprawdopodobnie cudownych. Mają jednak jedną słabość – mgliście interpretują świadomość. Tym niemniej to inspirujący poznawczo kierunek myślenia również o duchowości.

Nowy, kwantowy paradygmat fizyki być może przyśpieszy dojrzewanie wina duchowego w starych bukłakach mistyki.

PS. Może napiszę w przyszłości notkę o związkach pomiędzy mistką a mechaniką kwantową. Wówczas będzie okazja do szerszej rozmowy na ten temat. Nie da się bowiem rozmawiać naraz o wszystkim po trochu. Tu robimy kogel mogiel z jajek dogmatów.

serdecznie pozdrawiam


>Synergie

niezależnie od tego z jakim odłamem buddyzmu mamy do czynienia przekaz Dharmy jest sprawą kluczową.

jest wiele praktyk. nie dlatego że powstały w wyniku rozłamów, ale dlatego by każdy z praktykujących mógł spróbować i wybrać tę dla siebie najlepszą. w samej wadżrajanie mamy cały wachlarz różnorakich praktyk, ale każda, bez wyjątku, zawiera w sobie wszystkie.

esencją i rdzeniem wszystkich praktyk mahajany – od Tybetu po Japonię – jest bodhicitta.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Poldek 34. Wyłowiłem te cenne słowa

Myślę teraz i rozważam zdania, które napisałeś a ja cytuję poniżej:

Mam na myśli zbawczą śmierć na krzyżu jak i zmartwychwstanie. Tu jest “jądro” istotnej nowości i pełni Objawienia, która bez Jezusa z Nazaretu nie mogła się dokonać. Dlatego przyszedł Jezus. Przyszedł odkupić swój lud od grzechu. Uczynił to, gdyż po to przyszedł. O wadze dekalogu nie musiał nic mówić gdyż powiedziano kilka wieków wstecz.

A to mój krotki komentarz.

Tak, nauczanie Jezusa z Nazaretu, Objawienie Nowego Testamentu, przekracza to, co Bóg zechciał objawić w Starym Testamencie. Przekracza i zawiera.

Dekalog (Mojżesza) nie niesie zbyt wielu treści pozytywnych. Sprowadza się do us tanowienia bardzo fundamentalnych zasad, które wskazują na to, czego nie wolno robić. Nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, nie pożadaj, nie oskarżaj, nie będziesz miał bogów cudzych prede Mną. Oczywiście parafrazuję. Jest też przekaz pozytywny. Czego dotyczy? Miłości. Prawda, że miłości?

I właśnie ten przekaz pozytywny rozwija Jezus z Nazaretu – aż do ostatecznych konsekwencji: śmierci na krzyżu i zmartwychwstania oraz zesłania Ducha Świętego. Rozwija w taki sposób, że pojawia się nowa jakość Objawienia Boga w historii ludzkości. To bardzo mocny przekaz duchowy.

Drobna uwaga, nie jestem pewien czy słuszna? Odkupienie dotyczy całej ludzkości. Inna sprawa, że można w to wierzyć lub po prostu nie. I tak jedni uwierzyli, inni nie. Piszę to bez osądzania.

I przypomniałem sobie, że gdzieś tam, kiedyś, napisałem krótki tekst: Dekalog Miłości

Nie ma tam raczej ani jednego zdania zaczynającego się na nie

serdecznie pozdrawiam


Synergie

Aksjomaty już też przyszły mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić czy podobnie, jak z definicją wiki, pójdziemy tym samym tropem myślowym. :)

Przyszło mi do głowy coś, co już właściwie napisałeś, a mianowicie: jeśli spojrzymy na buddyzm okiem badacza, zewnętrznego obserwatora to jako taki ktoś oczywiście wyabstrahujemy pewne pojęcia, założenia brzegowe, pouczenia i wskazania, które stanowić będą dogmat.
Od środka jednak patrząc, buddyzm pozbawiony jest dogmatów z samej definicji.
Tak to widzę i czuję.

Patrząc z dwóch różnych perspektyw, przed dwoje różnych ludzi, dostrzega się co innego. Normalna normalka. Można dołączyć kolejne perspektywy i kolejnych ludzi – pojawi się jeszcze coś nowego.

Buddyści nie są grupą jednorodną to wiadomo. Docent widzi inaczej, Ty widzisz inaczej, ja widzę inaczej, a patrzymy niby na to samo.
Czy tu właśnie nie kłania nam się z uśmiechem Heisenberg w towarzystwie Buddy?

Czy da się rozstrzygnąć nierozstrzygalne?


docent Stopczyk... Znów się z panem zgodzę!

niezależnie od tego z jakim odłamem buddyzmu mamy do czynienia przekaz Dharmy jest sprawą kluczową.

Ta zgodność nic a nic mnie nie martwi.

Teraz powinniśmy pochylić się nad pytaniem: czym jest ta Dharma, przekazywana od czasów Buddy w różnych szkołach i odłamach buddyzmu z pokolenia na pokolenie? i dlaczego może być przekazywana w tak róznorodnych formach kultu religijnego?

Napiszę tak: palce zawisły nad klawaiturą przez kilka sekund, gdyż temat jest jak morze szeroki i głęboki. Raczej go tu nie zgłębimy dostatecznie.

pozdrawiam


Dharma jest jedna

to że obrosła różnymi rytuałami, formami i praktykami jak cebula, nie zmienia jej ani na jotę.

kiedy wczoraj czytałem Momunkan to co raz się łapałem na tym że wiele z tych myśli słyszałem/czytałem od nauczycieli buddyzmu tybetańskiego.

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Magia. Miałem odpowiedzieć jeszcze na to.

Otóz napisałem.

Wydaje się, że jakiś dogmat antydogmatyzmu jako leku na wszelkie zło, zawładnął częścią Twoich zdolności do myślenia racjonalnego.

I otrzymałem odpowiedź.

Pudło! Gigantyczna wtopa, proszę Synergie.
Moje myślenie racjonalne ma się całkiem nieźle; ja nie uciekam w “logikę paradoksową” dla obrony dogmatów, które uznaję za słuszne. :)
Mam też swoje dogmaty. Ot, np. takie, że Bóg istnieje, Chrystus i Budda byli wspaniałymi Nauczycielami a esencja ich nauk zawiera się w “nie zabijaj, nie kradnij i szanuj każde stworzenie”. Amen.

To optymistyczna odpowiedź, radosna. Cóż, człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Zaprzeczyłaś mojemu podejrzeniu i ja się z tego zaprzeczenia cieszę.
Dowiedziałem się przy okazji, że masz swoje dogmaty – są one nawet całkiem piękne. Najważniejsze, że są Twoje i jesteś tego świadoma.

Teraz ja czemuś zaprzeczę: otóż, nie uciekam w logikę paradoksową, raczej w nią od czasu do czasu wpadam. I tu jest maleńka różnica. Maleńka jak paciorek różańca. Ja też borykam się z wieżą Babel słów, języków, symboli. Nie zawsze udaje mi się w prostych słowach przekazać moje doświadczenia i intuicyjne wglądy. A to za mało wiedzy, a to wkradnie się jakieś rozproszenie wewnętrzne lub zewnętrzne pomiędzy umysł a język. Pracuję w warunkach polowych – z doskoku i dość spontanicznie.

Uczę się jednak, wciąż uczę – no przynajmniej mam taką nadzieję.

pozdrawiam


Synergie

Kwestia sformowań przykazań dekalogu w kategoriach zakazów ma związek z okolicznościami w jakich tablice przykazań zostały dane Izraelowi wracającemu z Egiptu.
Jednak wziąwszy pod uwagę słowa Jezusa: nie przyszedłem znieść prawa ale je wypełnić jest genialną klamrą spinającą prawo religijne starego przymierza z nowym. Jezus ukazał ducha zarówno dekalogu jak i prawa religijnego. Znamy pojęcie ducha prawa – tak właśnie. Jezus w swojej osobie objawił Ducha prawa jak i ducha dekalogu.

Mnie fascynuje to na kartach Biblii, że wymagania w stosunku do Izraela jakie kierował Bóg przez proroków są różne w różnych okresach historycznych – ja to na własny użytek nazywam stopniem rozwoju cywilizacji Izraela.

Natomiast w odniesieniu do tego co napisałeś o przekazie megatywnym “nie będziesz” – jest to podyktowane sytuacją w której Izrael się znalazł. Był to naród który wzrastał w siłę po wyjściu z Egiptu, odzyskiwał swoje znaczenie, podbijał narody pogańskie i był skazany na pokusy jakie daje władza, świadomość wybrania, poczucie wyższości wobec innych narodów, itd.itd. Stąd kategorycznie, prosto i jednoznacznie dla stopnia cywilizacji jest przekaz “nie będziesz”.

Chociaż podobne kodeksy na bliskim wschodzie istniały a dekalog wykazuje podobieństwa do prawa Hammurabiego. Więc sama redakcja w formie negatywnej jest właściwa dla tamtego okresu i tamtej kultury. Wszak prawo jest oparte na tym co wolno a czego nie.

Jezus zaś objawia źródło z jakiego zakazy wypływają i dodaje pełnię tego ducha w ośmiu błogosławieństwach.. , a te osiem błogosławieństw przypieczętowuje Zesłanie Ducha świętego. Dzięki temu duchowi(Duchowi prawa), Duchowi pocieszycielowi można stać się dziedzicem ośmiu błogosławieństw.

Testament Jezusa jest zaproszeniem do wypłynięcia na głębię.. , do wyjścia ze skorupy zakazów i nakazów a wejścia w świat ducha miłości – Ducha Świętego.

Istny przewrót – nic dziwnego, że współcześni Żydzi w hierarchii religijnej na to nie poszli. Wszak to rozwalało wszystko.. . To tak jak ze starymi i młodymi bukłakami.. .

p.s.
Z zainteresowaniem czytam dyskusję “buddyjską”. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


docent Stopczyk... Dharma jest jedna, ale co to jest?

Bóg jest Jeden, ale kim On jest? Jestem, który Jestem – oto jeden z przekazów Biblii, gdy Bóg mówi sam o sobie.

Podobnie Boga nie zmieniają ani o jotę rytuały, praktyki, modlitwy tych, którzy w Niego wierzą. Mogą natomiast zmienić samych wierzących.

Dharma jest jedna i żywa. Dharma przekazywana jest w cyklach życia i mieszka w każdej żywej istocie, lecz tu nie wyczerpuje swej nieskończonej mądrości.

Chyba powinienem zamilknąć, by wrócić do tych słów po głebokim namyśle.

serdecznie pozdrawiam


Poldek

Mógłbyś mi jakoś wyjaśnić na jakiej podstawie sądzisz, że nauka Jezusa i Buddy nie da się pogodzić?
Wczoraj pisałeś, że nie jesteś znawcą buddyzmu. Tak się składa, że dość dobrze akurat orientuję się w religii katolickiej i wcale nie uważam, że nie da się pogodzić, albo że się rozjeżdża.

Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa jest konsekwencją Jego posłania, nauki. Ale nawet gdyby nie umarł, to ta nauka byłaby bezcenna.

Kiedy piszesz, że Mojżesz w czymś Jezusa wyręczył, to przestaję rozumieć.
Mojżesz otrzymał Przykazania od Boga, tak? Był tylko narzędziem w Jego rękach, a więc nie mógł Jezusa w niczym wyręczyć, bo nie wyręczył Boga.

Bliskie mi jest bardzo patrzenie na Jeszuę (właśnie tak) jak na kogoś, kto był Żydem. W tej tradycji rósł. W tradycji Tory, obyczajowości żydowskiej.
Przekroczył coś, co Jemu współczesnym nie mieściło się w głowie – zaprosił do Boga nie-Żydów, głosił uniwersalną naukę.
Chciał połączyć ludzi w drodze do Boga, w miłości, w człowieczeństwie.
Cierpiał jak człowiek, kochał jak człowiek, jadł, spał, miał przyjaciół, śmiał się. Żył.
Dla chrześcijan kluczowa jest Jego śmierć i zmatwychwstanie, ale przecież nie sposób pominąć tego wszystkiego, co było przed tym, a nawet przed Nim samym.

Powiem Ci, że jak się przyjrzysz największym religiom, to one wszystkie niosą dokładnie, ale to dokładnie to samo. Różnymi drogami, ale idą w tym samym kierunku. Z tymi samymi wartościami.


Poldek 34. Tak - zgoda, z towarzyszącą refleksją.

Testament Jezusa jest zaproszeniem do wypłynięcia na głębię.. , do wyjścia ze skorupy zakazów i nakazów a wejścia w świat ducha miłości – Ducha Świętego.

Czyli Dekalog Miłości nie musi być ani herezją, ani sprzeniewierzeniem się Testamentowi Jezusa? Inna sprawa: może nie mieć żadnej wartości.

serdecznie pozdrawiam

PS. Dyskusja o buddyjska – mam taką nadzieję – będzie się tu również pojawiała przy okazji kolejnych notek.


Dharma

to wieloznaczne pojęcie. jest Dharma i są dharmy. dharma to najprościej mówiąc nauka.

Dharma Buddy to nauka Buddy o tym jak wyzwolić siebie i wszystkie istoty od samsary. Tu jest ważne źródło tego terminu “dhr” co oznacza “podtrzymywać”. Dharma jest wiec nauką która jest ciągle żywa, podtrzymywana przez linie przekazu wywodzące sie od samego Buddy.

ale dharma może oznaczać też rzecz, element świata. w buddyzmie mówi się o tym że należy odwrócić się od “światowych dharm” czyli wszystkiego do czego lgniemy.
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Gretchen A czy da się poznać niepoznawalne?

Gretchen

Przyszło mi do głowy coś, co już właściwie napisałeś, a mianowicie: jeśli spojrzymy na buddyzm okiem badacza, zewnętrznego obserwatora to jako taki ktoś oczywiście wyabstrahujemy pewne pojęcia, założenia brzegowe, pouczenia i wskazania, które stanowić będą dogmat.

Tak. I to dotyczy każdej religii.

Od środka jednak patrząc, buddyzm pozbawiony jest dogmatów z samej definicji.
Tak to widzę i czuję.

Również tak. I to dotyczy każdej religii, gdy spojrzymy na nią okiem czystej wiary i umysłu. Ze szczytu góry widać różne drogi na szczyt. Natomiast podczas wspinaczki widzimy wyłacznie drogę własnego doświadczenia – o innych możemy sobie poczytać w przewodnikach turystyki duchowej. Czytanie nie zastąpi jednak żywego doświadczenia.

Pozostaje problem katolicyzmu i jego dogmatów głoszonych ex cathedra. Otóż, również w tym przypadku nie widzę problemu. Te dogmaty postawiono dla wspólnoty wiernych jako drogowskazy na drodze. (Pomińmy teraz rózne kwestie historycznie kontrowersyjne, bo gdzie ich nie ma?) I otóż, te dogmaty-drogowskazy mają wspierać pielgrzyma w drodze na szczyt. Co jest tym szczytem dla Chrześcijanina? Stań się Chrystusem. Szukaj Boga, by się z Nim zjednoczyć w zwyczajnym życiu. To prawdziwy i niezakłamany teologicznie przekaz Jezusa.

A po zejściu z obłoków mistyki na twardą ziemię, co zobaczymy? Kolejny głaz, kolejną grań, kosodrzewinę, niepogodę losu, która zasłania widok naszego szczytu. Cel się rozpływa w niewiedzy, braku wiary i determinacji. Siadamy, odpoczywamy, gdyż kazdy kolejny krok do celu to wysiłek ponad miarę naszych możliwości tu i teraz. Jesteśmy zmęczeni codziennym życiem, licznymi obowiązkami i rolami, ktore musimy odgrywać, żeby przeżyć w cywilizacji. Trzeba jeść, pracować, zarabiać na utrzymanie siebie i rodziny…Kołowrót przywiązań więzi każdy nasz krok do celu i skłania nas do myślenia: trzymaj się tego co masz, przywiąż się do skały, bo możesz się pośliznąć i zsunąć w przepaść poniżej.

Dogmaty-drogowskazy są bliżej. Może tylko kilka kroków powyżej miejsca, w którym aktualnie przebywamy. No może mały wysiłek i zrobię te kilka kroków. Stanę przy kolejnej stacji drogi krzyżowej i znów odpocznę. (Tu na doczepkę coś być może mocno kontrowersyjnego dla Ciebie. Tak pracują ze swoimi uczniami również Mistrzowie zen.)

Pokazałem teraz pozytywny aspekt dogmatów katolickich w takim metaforycznym opisie. To jednak wciąż mało, gdyż dotrę do przekazu dogmatu, gdy go rozpuszczę we własnym doświadczeniu, czyli przeniosę do wewnątrz siebie.

Na podorędziu mam też bardzo krytyczną wersję działania dogmatów, gdy pokazują one – zazwyczaj w związku z błedami nauczycieli – nie drogę, lecz manowce.

Patrząc z dwóch różnych perspektyw, przed dwoje różnych ludzi, dostrzega się co innego. Normalna normalka. Można dołączyć kolejne perspektywy i kolejnych ludzi – pojawi się jeszcze coś nowego.

Można, a i owszem. Własnie to przed momentem czyniłem. Nieco wcześniej było to Twoim dziełem. Zupełnie szczerze napiszę, że ta rozmowa dopiero się zaczyna, przynajmniej dla mnie.

Buddyści nie są grupą jednorodną to wiadomo. Docent widzi inaczej, Ty widzisz inaczej, ja widzę inaczej, a patrzymy niby na to samo.

Chrześcijanie też nie są grupą jednorodną. To niewykonalne. Nawet Kościół katolicki, który jest instytucją hierarchiczną, jest pozornym monolitem. Ale to nie jest zarzut.

Czy tu właśnie nie kłania nam się z uśmiechem Heisenberg w towarzystwie Buddy?

Nie mam nic przeciw temu. Dla mnie Heisenberg uśmiecha się, i do Buddy, i do Chrystusa. Tak samo. W fizyce aktualnie pracuje się nad teoriami, które być może przesuną Heisenberga w miejsce Newtona. Kto wówczas będzie się uśmiechał do Buddy i Chrystusa? I kiedy zrozumiemy, my zwykli śmiertelnicy, duchowy przekaz nowej fizyki?

Czy da się rozstrzygnąć nierozstrzygalne?

Czy da się poznać niepoznawalne? Czy można dojść na sam szczyt jeszcze w tym życiu? Kto pyta, nie błądzi. Kto pyta, szuka odpowiedzi. Stara się iść przed siebie w wędrówce duchowej. I już to jest bardzo cenne.

serdecznie pozdrawiam


docent Stopczyk... Dharma

Definicje Dharmy, przynajmniej niektóre, oczywiście znam jako tako. Ale cieszy mnie ten głos. Pisze Pan:

Dharma Buddy to nauka Buddy o tym jak wyzwolić siebie i wszystkie istoty od samsary. Tu jest ważne źródło tego terminu “dhr” co oznacza “podtrzymywać”. Dharma jest wiec nauką która jest ciągle żywa, podtrzymywana przez linie przekazu wywodzące sie od samego Buddy.{/quote]

Należy więc postawić małe pytanie: czy Dharmę Budda (ten historyczny) odkrył i czy to odkrycie było kompletne?

Oraz pytanie towarzyszące: jak przekazywana jest Dharma z umysłu do umysłu w buddyjskich liniach (rozgałęzionych niczym konary drzewa) przekazu? Albo inaczej: czy Dharma pojawia się w umyśle oświeconego (w cudzysłowiu) i jest tylko potwierdzana przez mistrza, który dzierży sukcesję linii przekazu, czy też potrzebne jest dodatkowe błogoslawieństwo żywego Buddy (czyli nauczyciela)?

Pytam nie bez kozery, gdyż pojawia się taki oto dzogczen, gdzie mistrz inicjuje u ucznia niedualną kontemplacje, pokazując mu niejako cel, który ma osiągnąć poprzez dalszą praktykę.

serdecznie pozdrawiam


Synergie

nie jestem kompetentny żeby odpowiadać na te pytania

:)

ale

czy Dharmę Budda (ten historyczny) odkrył i czy to odkrycie było kompletne?

jak najbardziej. Budda znalazł sposób na wyzwolenie z samsary i całkowicie urzeczywistnił Dharmę. to nie podlega dyskusji. powiedzmy, że to dogmat :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Gretchen

Odpowiem skrótowo- ze wzglęu na późną porę.

Ale zasadnicza różnica dotyczy tego, że w Buddyźmie doskonalisz się.. – napinasz muskuły aby zarobić na “oswiecenie” – aby zostać oświeconym, chodź tak naprawdę nie wiesz co to oznacza.

W chrześcijaństwie Zbawienie, nie jest wynikiem “napinania” muskuł lecz niezasłużony niczym dar.
Aby to poprzeć przykładem, przywołuję sytuację dobrego łotra na krzyżu… – nie zasłużył a otrzymał niebo. W Buddyźmie dopiero musisz zapracować ... pod okiem mistrza.

A poza tym, stawanie się na obraz konkretny – boży, odbywa się w konkretnym życiu, na konkretny obraz. Nie zaś poprzez oświecenie.

Poza tym, Jezus jest bezlitosny w stosunku do innych proroków oferujących “drogę” mówiąc, że JEDEN JEST BÓG OJCIEC, JEDNAK JEST BRAMA – jest nią ON SAM, i OJCIEC NIE DAŁ POD NIEBEM INNEGO IMIENIA w którym ludzie mogliby być zbawieni.

To stawia zarówno Buddę jak i innych proroków w konkretnej relacji wobec jego samego. Innymi słowy, nie ma równości pomiędzy Jezusem a każdym innym prorokiem.. .
Ma to także swoje konsekwencje co do nauczania i wagi nauki jaką pozostawił. Nauki o Ojcu i o Dobrej Nowinie – zbawieniu wysłużonym nie ćwiczeniami duchowymi ale jego ofiarą oraz wiarą, że ON jest SYnem Bożym.
Zbawienie zaś pozostaje zawsze darem którego nigdy nie można sobie wysłużyć. Można jedynie zadośćczynić i oddawać Ojcu chwałę za ten dar. Wychwalać GO swoim życiem: czynami, piesniami, słowem, myślą, i czym dusza zapragnie.
:-))))

Mowienie, że zbawią Katolika uczynki to nieprawda. Zbawił Katolika Jezus a
uczynki Katolika potwierdzają lub nie jego wiary. A Miłosierdzie jest tak wielkie, że nawet skrucha w sekundzie przed śmiercią uwalnia od piekła.. – a więc utraty łaski stania się oświeconym(mówiąc po buddyjsku).

Pozdrawiam

p.s.
Mam nadzieję, że Synergie i Stopczyk mojego posta zaopiniują jako experci od Buddyzmu. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Pozwolę sobie i ja zaopiniować. :)

Zbawienie to dar, który tak po prostu dostajesz? Tak zwyczajnie wystarczy być katolikiem? No, to się zadziwiłam.
A grzech, pardą?
A wieczne potępienie?
A czyściec? (sam ostatnio proponowałeś wykupienie z niego dusz)
Dobry łotr miał kupę szczęścia, tak na moje oko, poza tym nie zapominajmy, że on tam sobie nie wisiał i nie złorzeczył, tylko uwierzył .

Dorzucę jeszcze miłość bliźniego. No i może jeszcze słowa Jezusa Ja jestem, Drogą, Prawdą i Życiem to nie wymaga zgłębiania, napinania muskułów w znaczeniu podejmowania wyzwań?

Do dzisiaj myślałam, że Jezus pokazał drogę do Zbawienia, ale nie załatwił wszystkiego za człowieka.

Z konkretnością obrazu to już zupełnie mnie zadziwiłeś. Chrześcijanie wierzą, że zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, czy tak? Ale przecież ten obraz nie jest gdzieś wystawiony, to metafora. Na obraz i podobieństwo – dla mnie to wymaga wielu wysiłków, by pojąć co te słowa znaczą, jaki jest ich sens, co się za nimi kryje.

Wiesz, długo przyjaźniłam się z Jezusem, właściwie do dzisiaj Go lubię i szanuję, dlatego pozwalam sobie powiedzieć, że nie zgadzam się z Twoją opinią jakoby był bezlitosny. Czasem był porywczy, ale bardzo czasem.
Bezlitosny?

Jeden jest Bóg, jedna Brama, jedno Imię. Ten sam dla Żydów, chrześcijan i muzułmanów, bo jeden jest Bóg.

W buddyźmie nic nie napinasz, choć to wymagająca Droga, ale nie tak znowu bardziej wymagająca niż chrześcijaństwo.
Czyż chrześcijanin nie ma się doskonalić, wzrastać w wierze, pogłębiać ją?
Czynić dobro? Wyrzekać się zła?

Z tego co piszesz można wysnuć wniosek, że rodzisz się i jak masz odrobinę fartu, to urodzisz się w katolickiej rodzinie i jak już Cię ochrzczą to masz z głowy, bo jesteś zbawiony. Potem tylko chwailić Pana na harfie, chwalić Pana na cytrze.

Ja Cię proszę Poldku, nie żartuj sobie ze mnie.

Buddyści wiedzą do czego zmierzają, wiedzą co oznacza oświecenie. Podobnie jak chrześcijanie wiedzą co oznacza zbawienie i jaka droga do niego prowadzi.

W odniesieniu zaś do tych ćwiczeń duchowych… Na myśl mi przychodzą zakony kontemplacyjne…


Hm, doniesienia z odwyku:)

świetnie się was wszystkich czyta, w ogóle dawno na TXT nie było tak długiej a jednocześnie żarliwej i ciekawej dyskusji.

Panie Synergie, jestem pod wrażeniem:), że tak TXT żeś pobudził/obudził.

Napisałbym nawet trochę nawiązując do duchowości przebudził.

A jedna uwaga ode mnie, choć się w sumie nie znam na całości, ale zaciekawiło mnie to o przykazaniach i ich “negatywnym” przesłaniu.

I tu taka ciekawostka, w polskim języku przykazania mają formę zakazów “nie zabijaj”, “nie kradnij” itd

W niemieckim na ten przykład raczej zaleceń, nakazów, bo wszystkie występują z czasownikiem modalnym “sollen” czyli jak mamy Du sollst- ty powinieneś, du sollst nicht-nie powinieneś.

Trochę to w sumie zmienia wydźwięk.

Ciekawe jak jest w innych językach.

Pozdrawiam językoznawczo:)


Synergie

Odpowiedziałam najpierw Poldkowi, bo jego komentarz wprowadził mnie w osłupienie.

Piszesz, że dla katolika dogmaty są drogowskazami… No tak, ale niepodważalnymi. Buddysta może, a nawet powinien podważać wszystko. Tu różnica jest widoczna.

Czytam, co napisałeś i widzę, że jakby to tak ująć krótko to, wszystko jest prawdą i nic nie jest prawdą. Bardzo piękne, po buddyjsku. :)

Oczywiście, że kiedy słabniemy potrzebujemy czegoś, na czym będziemy mogli się oprzeć. Uparcie tkwiąc przy swoim powiem, że jak buddyście jest beznadziejnie ciężko, to ma na to beznadziejnie ciężko spojrzeć przez pryzmat pytania po jaką cholerę mianowicie mi to jest? , a nie rozglądać się za kijem przewodnikiem.

“Na podorędziu mam też bardzo krytyczną wersję działania dogmatów, gdy pokazują one – zazwyczaj w związku z błedami nauczycieli – nie drogę, lecz manowce.”

Tego nie rozumiem. Dogmaty, przyjmuję na chwilę Twoją optykę, nie mogą pokazywać manowców. Manowce może pokazać zły nauczyciel. No bo albo dogmaty są dogmatami, albo nimi nie są i mogą być formowane dowolnie, a to odbiera dogmatom ich dogmatyczność.

Jeśłi chodzi o fizykę, to ja za słaba jestem. Zawsze tak było, już od czasów szkoły. Bardzo żałuję, ale to jakieś ograniczenie w rozumieniu. :)
Zasadę nieoznaczoności Heisenberga lubię i nawet rozumiem (dostrzegam wysoki poziom korelacji), co mnie zadziwia za każdym razem.

Bardzo ciekawa rozmowa. Ciekawe dokąd ta ścieżka prowadzi.

Pozdrowienia.


Synergie

też jestem pod wrażeniem.
A byłem nastawiony very sceptycznie…

Pozdrawiam ukontentowany


Gretchen

Gretchen

Zbawienie to dar, który tak po prostu dostajesz? Tak zwyczajnie wystarczy być katolikiem? No, to się zadziwiłam.

Wystarczy uwierzyć a nie być Katolikiem. To różnica.

A grzech, pardą?

Odkupiony

A wieczne potępienie?

d

Dla tych którzy uwierzyli nie ma potępienia

A czyściec? (sam ostatnio proponowałeś wykupienie z niego dusz)

Czyściec jest procesem oczyszczenia połączonym z pewnością zbawienia.. .

Dobry łotr miał kupę szczęścia, tak na moje oko, poza tym nie zapominajmy, że on tam sobie nie wisiał i nie złorzeczył, tylko uwierzył .

Otóż to. Uwierzył. A to, że nie złorzeczył potwierdza jego wiarę.

Dorzucę jeszcze miłość bliźniego. No i może jeszcze słowa Jezusa Ja jestem, Drogą, Prawdą i Życiem to nie wymaga zgłębiania, napinania muskułów w znaczeniu podejmowania wyzwań?

Najpierw jest wiara a potem stawanie się na obraz Boży pełniej i pełniej, lecz nie dlatego aby na cokolwiek zarobić(uciułać coś) ale potwierdzając swoją wiarę. Zbawia Jezus a nie ja i moje uczynki.

Do dzisiaj myślałam, że Jezus pokazał drogę do Zbawienia, ale nie załatwił wszystkiego za człowieka.

Wszystkiego nie załatwił w tym sensie, że po stronie człowieka leży decyzja uwierzenia w Niego, czego konsekwencją jest porzucenie dawnego człowieka a przyobleczenie nowego i wytrwaniu w tej wierze i w tym czynie. Innymi słowy uczykiem potwierdzam swoją wiarę a nie uczynki mnie zbawiają.

Chrześcijanie wierzą, że zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, czy tak? Ale przecież ten obraz nie jest gdzieś wystawiony, to metafora. Na obraz i podobieństwo – dla mnie to wymaga wielu wysiłków, by pojąć co te słowa znaczą, jaki jest ich sens, co się za nimi kryje.

Wierzą, że człowiek każdy jest stworzony na jego obraz. Przymiotami tego obrazu jest wolność, zdolność do miłości, nieśmiertelna dusza. MOże napiszę jak to rozumiemy na podstawie księgi rodzaju.

Wiesz, długo przyjaźniłam się z Jezusem, właściwie do dzisiaj Go lubię i szanuję, dlatego pozwalam sobie powiedzieć, że nie zgadzam się z Twoją opinią jakoby był bezlitosny. Czasem był porywczy, ale bardzo czasem.
Bezlitosny?

Czy ja twierdzę, że jest bezlitosny?

Jeden jest Bóg, jedna Brama, jedno Imię. Ten sam dla Żydów, chrześcijan i muzułmanów, bo jeden jest Bóg.

Tak, jeden Bóg. Jednak temu któremu więcej dano, od tego i więcej będzie się wymagać. Od Katolików więcej się będzie wymagać niż Żydów, Muzułmanów, Buddystów.. .

W buddyźmie nic nie napinasz, choć to wymagająca Droga, ale nie tak znowu bardziej wymagająca niż chrześcijaństwo.
Czyż chrześcijanin nie ma się doskonalić, wzrastać w wierze, pogłębiać ją?
Czynić dobro? Wyrzekać się zła?

Buddyzm to inna droga. Wszystko wypracowujesz sam jak na założonej działalności gospodarczej. jak nie wypracujesz – nie masz.

Z tego co piszesz można wysnuć wniosek, że rodzisz się i jak masz odrobinę fartu, to urodzisz się w katolickiej rodzinie i jak już Cię ochrzczą to masz z głowy, bo jesteś zbawiony. Potem tylko chwailić Pana na harfie, chwalić Pana na cytrze.

Karkołomnie upraszczasz. Prosiłaś o różnicę pomiędzy Buddyzmem a chrześcijaństwem. WIęc CI napisałem. Ty zaś porównujesz i dezawuujesz to zestawienie. Nie mam zamiaru żartować z poważnych spraw. Za Jezusem wierzymy, że jest Zbawicielem Świata i jest Synem Bożym który pokonał zło i szatana. A Jego posłannictwo ma wymiar uniwersalny. Zbawił też Buddystów, gdyż umarł za wszystkich ludzi i to nie od Polska zależy czy będą zbawieni czy nie. Nie wyrokuję. ON wyrokuje.

Buddyści wiedzą do czego zmierzają, wiedzą co oznacza oświecenie. Podobnie jak chrześcijanie wiedzą co oznacza zbawienie i jaka droga do niego prowadzi.

Inna jest koncepcja świata w Buddyzmie a inna w Biblii. Inna koncepcja człowieka.

W odniesieniu zaś do tych ćwiczeń duchowych… Na myśl mi przychodzą zakony kontemplacyjne…

Do zakonu wstępuje się już będąc zbawionym. A nie po to aby umartwieniem sobie “zarobić” na ten dar. To zasadnicza różnica i inny punkt wyjścia. Odwrotny niż w Buddyzmie. Nie trzeba być mnichem aby być zbawionym. Jedyne co trzeba to być wolnym, prawdziwie wolnym. I proces umartwienia ma pomóc w zachowaniu tej wolności. Wolności Dzieci Bożych, wolności od złego.

Pozdrawiam.

p.s.
A już miałem iść spać.. .

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


grześ...Dzięki. Nie, nie powinieneś, nie wolno.

Nie jestem językoznawcą, więc nie wypowiem się w kwestii tłumaczeń Dekalogu na inne języki.

W języku polskim jest co najmniej kilkanaście równoprawnych tłumaczeń dekalogu z Tablic Mojżeszowych. W niektórych z nich również pojawiają się sformułowania nie wolno, nie powinieneś.Nie zmienia to jednak zasadniczo przesłania przykazania.

Nie zabijaj.
Nie wolno zabijać.
Nie powinieneś zabijać.

To wskazówka, żeby czegoś nieczynić. Nie czyń jest najbardziej twarde, nie powinieneś już łagodniejsze. Istota przekazu pozostaje taka sama.

Wersja pozytywna tego przykazania mogłaby mieć taką formę:

Chroń życie.
Trzeba chronić życie.
Powinieneś chronić życie.

Gdybyśmy tak sformułowali ten (no właśnie) dogmat w znaczeniu kantowskiego imperatywu kategorycznego, to musielibyśmy natychmiast postawić dodatkowe pytania:

Co to jest życie? Jakie i czyje życie? Jak możemy je chronić? Kiedy się zaczyna indywidualne życie a kiedy kończy? Jaka jest relacja życia pojedynczej istoty do życia gatunku i całego środowiska naturalnego? To przesunięcie akcentów z nie na tak przynosi poważniejsze, niż moglibyśmy sądzić na pierwszy rzut oka, zmiany percepcji aksjologicznej, ontologicznej i epistemologicznej.

Zmiana pierwsza: musimy się nauczyć myśleć holistycznie i ekologicznie, bo chronić mamy życie zarówno w jego jednostkowych przejawach jak i w swej różnorodnej biosferycznie całości.

Chroń życie to nie to samo, co nie zabijaj, gdyż wymaga pozytywnego programu. Tu tyle.

Chciałbym jeszcze postawić przy okazji tego zagadnienia pytanie Gretchen: jak na ten jednostkowy problem nie zabijania i ochrony życia, zapatruje się aksjologia buddyjska?

Bodhisatwa ślubuje wyzwolić wszystkie istoty. Czy również śłubuje je chronić?

Gretchen, po prostu jestem ciekawy Twojego zdania na ten temat.

pozdrawiam


Synergie

Teraz najpierw do Ciebie, później do Poldka. :)

Ochrona wszelkich żywych istot jest jedną z podstaw buddyzmu, jak zapewne wiesz. Wszelkich żywych oznacza więc nie tylko człowieka.

Wskazanie do niezabijania jest w buddyźmie rozumiane bardzo szeroko, obejmuje również nie powodowanie zabijania.

„Wszyscy drżą przed przemocą, wszyscy boją się śmierci. Stawiając się w położeniu innych, nie powinno się ani zabijać, ani powodować do zabijania.”
Dhammapada

Pozdrowienia.


Gretchen Takie tam myśli niedokończone - w dialogu.

Ja natomiast czytam Poldka z wielką uwagą i szacunkiem. Nie szokuje mnie, ani nie wprawia w osłupienie – no ale w końcu nie wiem, czy to zabrzmiało jak komplement. Poza perełkami żywego doświadczenia duchowego, przebija się ze słów Poldka potrzeba niezłomnej wiary w Transcendentnego i Objawionego Boga.

A teraz do rzeczy:

Piszesz, że dla katolika dogmaty są drogowskazami… No tak, ale niepodważalnymi. Buddysta może, a nawet powinien podważać wszystko. Tu różnica jest widoczna.

Z grubsza tak, ale nie do końca. Buddysta nie powinien podważać Czterech Szlachetnych Prawd o Cierpieniu, czyli tego:

1. Pierwsza Szlachetna Prawda o Cierpieniu (pāli. dukkha ariya sacca; sanskr. arya duhkha satya)
2. Druga Szlachetna Prawda o Przyczynie Cierpienia (pāli. dukkha samudayo ariya sacca; sanskr. arya samudaya satya)
3. Trzecia Szlachetna Prawda o Ustaniu Cierpienia (pāli. dukkha nirodho ariya sacca; sanskr. arya nirodha satya)
4. Czwarta Szlachetna Prawda o Ścieżce Prowadzącej do Ustania Cierpienia (pāli. dukkha nirodha gāmini paṭipadā ariya sacca; sanskr. arya mârga satya)

Jeżeli to podważy, to już tylko mu się wydaje, że jest buddystą. Mielibyśmy więc w buddyzmie taki malutki dogmat, z którym powinniśmy pracować przez całe życie. Badać, czy jest prawdziwy, czy nie. Doświadczać cierpienia świadomie, by wyzwolić się od cierpienia. Mielibyśmy też jednak pozytywny cel do osiągnięcia: wejście na drogę do ustania cierpienia.

W katolicyzmie pojawiają się natomiast rodzynki myśli mistycznej, gdzie mistyk wprawdzie nie podważa wprost żadnego oficjalnie zatwierdzonego przez hierarchię kościelną dogmatu, lecz tak reinterpretuje sens przesłania dogmatycznego, że ociera się niemalże o herezję. Pierwsze z brzegu przykłady: Święty Franciszek z Asyżu i Teilhard de Chardin. Również i tu pod pozornie skostniałą powierzchnią ustalonego raz na zawsze porządku pojawiają się ożywiające nurty strumieni doświadczenia duchowego, które szukają miejsca, skąd mogłyby wypłynąć jako nowe źródełko żywej wiary.

Czytam, co napisałeś i widzę, że jakby to tak ująć krótko to, wszystko jest prawdą i nic nie jest prawdą. Bardzo piękne, po buddyjsku. :)

Bo z prawdą jest tak jak rzekł ksiądz profesor Józef Tischner. Dzieli się ona na: gówno prawdę, tyż prawdę i całą prawdę. Co to jest Budda? – zapytał uczeń zen. Gówno na patyku – odpowiedział mistrz.

Prawda ma dwa poziomy:
1)Absolutny;
2) Względny.

Tutaj, gdy pominiemy niuanse filozoficzne i teologiczne, buddyzm i chrześcijaństwo nie różnią się między sobą.
Problemem ludzkiego życia jest natomiast to, że zazwyczaj widzimy, myślimy, czujemy i działamy na poziomie względnych prawd.

Poziom prawdy absolutnej zdaje się być natomiast dostępny w niedualnym doświadczeniu mistycznym, gdy nasza samoświadomość przekracza epistemologiczną dychotomię na podmiot poznający i poznawany przedmiot. Można na tę drogę wejść wchodząc na ściezkę bhakti, czyli bezwarunkowej miłości, ale nie tylko tak.

Oczywiście, że kiedy słabniemy potrzebujemy czegoś, na czym będziemy mogli się oprzeć. Uparcie tkwiąc przy swoim powiem, że jak buddyście jest beznadziejnie ciężko, to ma na to beznadziejnie ciężko spojrzeć przez pryzmat pytania po jaką cholerę mianowicie mi to jest? , a nie rozglądać się za kijem przewodnikiem.

Ojojoj. A kij w zendo? Praktykowałaś może zen? No ten kij czemuś służy, a walą nie na żarty, zwłaszcza neofici. Psychologia jest tu nieco inna. Potrzebujemy wsparcia zwłaszcza wtedy, gdy wydaje nam się, że jesteśmy silni i niezwyciężeni. Wsparcia ze strony naszego przewodnika duchowego – najlepiej żywego mistrza. Dlaczego tak? Ano dlatego, że pułapki są mniej widoczne, gdy pozornie wszystko gra. Gdy jest nam beznadziejnie ciężko, uruchamiamy obie półkule mózgu, by wyjść jakoś z depresji lub opresji. Zaczynamy myśleć i rozważać, jak mógłbym zmienić swoje życie, żeby ustało cierpienie i przyczyny cierpienia. Niestety, i tego uczy zarówno buddyzm jak i chrześcijaństwo, w wirówce hedonizmu nie spędzimy całego życia. Po jakimś czasie błogiego maltretowania siebie w uciechach, iluzjach i spełnianiu pragnień, zostaniemy wyrzuceni w świat cierpienia jak wypluci i wyżęci hazardziści. Przegraliśmy. Na koncie podświadomości pozostał osad grzechów lub złej karmy.

Dogmaty, przyjmuję na chwilę Twoją optykę, nie mogą pokazywać manowców. Manowce może pokazać zły nauczyciel. No bo albo dogmaty są dogmatami, albo nimi nie są i mogą być formowane dowolnie, a to odbiera dogmatom ich dogmatyczność.

Tu zaś są dwie kwestie.
1) Na manowce prowadzi nieoświecony lub fałszywy nauczyciel zewnętrzny albo nasz nauczyciel wewnętrzny, czyli ego, (które ukształtowało się w naszej jaźni, gdy mieliśmy gdzieś 2-3 latka). W tym przypadku dogmaty to tylko jedne z wielu fałszywych kierunkowskazów, gdyż problem tkwi w odwróconej percepcji. Inaczej mówiąc: fałszywie interpretujemy znaki.
2) Dogmaty są formowane prawie dowolnie. Każdy tworzy własną listę dogmatów, często nawet nieuświadamianych. Na poziomie zinstytucjonalizowanym istnieje również takie samo niebezpieczeństwo. Przykład z historii nowożytnej: komunizm i faszyzm operowały dogamatami wywiedzionymi z jakichś systemów filozoficznych zupełnie racjonalnych i hołubiących rozum ludzki, lecz odrzucających Boga.

PS: Pozostaje znów problem dogmatów katolickich. Dlaczegóż to miałyby być prawdziwe? To trudne pytanie, ale również na nie postaram się odpowiedzieć, jeżeli ta rozmowa pod tą notką jeszcze potrwa.

Fizykę zaś zostawmy na jakiś czas na poboczu.

Bardzo ciekawa rozmowa. Ciekawe dokąd ta ścieżka prowadzi.

Zobaczymy. Traktuję tę rozmowę jako sposobność uczenia się sztuki rozmowy.

serdecznie pozdrawiam


merlot...Dziękuję wszystkim uczestnikom tej rozmowy

Zafrasowałem się jednak niemilosiernie, bo głupiec ze mnie niedouczony.

serdecznie pozdrawiam


Święto lasu, czyli zgadzam się z Poldkiem,

choć oczywiście w porównaniu z wami, wariaty, moje kompetencje religioznawcze są żadne.

Otóż, na mojego czuja, to jest tak. Buddyzm dla ludzi, którzy nic o nim nie wiedzą, wydaje się taki lajtowy i niewymagający, a wystarczy Docenta poczytać, żeby zorientować się, że rzeczywistość jest inna (“rzeczywistość jest inna. woda zapierdala na salon” – mój ulubiony cytat z recenzji pewnego hotelu w Bułgarii). Zresztą technicznie rzecz biorąc, czy buddyzm jest religią? Jak tam Boga niet? To jest chyba raczej system filozoficzny, ścieżka rozwoju duchowego, coś w tę stronę.

Chrześcijaństwo, a już szczególnie nasza wersja, odwrotnie. Można się przerazić tych wszystkich nakazów, zakazów, etyki, która w obecnych czasach dosyć mocno się rozjeżdża z realiami, ale to jest wszystko nadbudowa. Najważniejszy przekaz jest w realizacji dosyć prosty (co nie znaczy, że łatwy – ale możliwy do wykonania bez jakichś wielkich wyrzeczeń). A dokładając jeszcze specyfikę polską, to katolicyzm się jawi jako takie radosne i niezbyt głębokie hej ho ;)

Wsparł Stwórca dusze słabe
I stała się odmiana:
Za miedzą Wieża Babel,
A u nas – słowo Pana!

Nagrody przyszła pora
I kary – tam gdzie trzeba:
Za miedzą – Sodomora,
A u nas – Manna z Nieba!

W piekle widły są i smoła,
Judasz – Żyd o litość woła,
A w niebiosach chórki chmurek,
Miłosierdzie i paciórek!

Czyściec czeka na człowieka,
Co od pokus nie ucieka – Więcej wiedzieć niebezpiecznie
Jeśli żyć chcesz wiecznie!

Że światu nie do śmiechu – trudno się nawet dziwić:
Za miedzą – Siedem Grzechów,
A u nas – Sprawiedliwi!

I próżnoby zaprzeczać
Kto w sromie, a kto w chwale:
Za miedzą – Siódma Pieczęć,
A u nas – Jeruzalem!

pozdrowienia wsiem


Na razie

to ja muszę iść do pracy rozwiązywać nierozwiązywalne i nazywać nienazywalne. :)

Wrócę tu wieczorem.

Pozdrawiam wsiem, jak mówi Pino.


Gretchen

Piękny cytat.

„Wszyscy drżą przed przemocą, wszyscy boją się śmierci. Stawiając się w położeniu innych, nie powinno się ani zabijać, ani powodować zabijania.”
Dhammapada

Odpowiem słowami, które mi się cisną na usta:

Przemoc rodzi się braku mocy duchowej wojownika, nie ugruntowanej w pokorze i ciszy. Wówczas wojownik staje się bojownikiem słusznej sprawy. Lęk przed śmiercią jest deficytem miłosci, gdy nie pozwolilismy jej przypłynąć do naszego serca.

A teraz ad rem.

Najwięcej ofiar na swoim sumieniu mają podżegacze i fanatycy. Własnoręcznie nikogo nie zabili, ale spowodowali śmierć tysięcy i milionów. Na lekcjach historii można znaleźć setki barwnych przykładów opisujących mechanizmy przemocy mającej w dyspozycji władzę oraz niewolników, którym wydano rozkaz do zabijania.

Tak buddyzm mówi o ochronie życia, lecz również raczej w kategoriach negatywnych: nie zabijaj, nie powoduj zabijania. To chyba symptom czasów, w których założyciele wielkich religii przemawiali do słuchaczy. (i w buddyzmie i w chrześcijaństwie pojawiają się jednak głosy pełnej afirmacji życia).

Dziś potrzebujemy jednoznacznego przekazu: chroń życie w każdym jego przejawie jako wartość najwyższą, niepokalaną. Potrzebujemy myślenia ekologicznego i holistycznego. Zgadzam się: również dziś taki przekaz nie przebije się do świadomości zbiorowej. Pogarda dla życia staje się wręcz normą polityczną i społeczną w niektórych ideologiach. A z drugiej strony pojawiają się wydmuszki pustych słów np. o ochronie klimatu. Bęben mass mediów nagłaśnia coś pozornie pozytywnego, podczas gdy za zasłoną wielkiej polityki chodzi jak zwykle o egoistyczne interesy jakiejś oligarchii.

pozdrawiam


docent Stopczyk... Powiedzmy, że to żywy dogmat!

Budda znalazł sposób na wyzwolenie z samsary i całkowicie urzeczywistnił Dharmę. to nie podlega dyskusji. powiedzmy, że to dogmat :)

Dodałbym: dogmat żywej Dharmy, gdyż przekazywanej z umysłu oświeconego do umysłu oświeconego. W praktyce oznacza to, że Dharma, jako coś ożywiającego duchem życie, może się wypełniać na nieskończenie wiele sposobów. Poprzez oswiecony umysł może być kreatywna w praktycznym wymiarze ludzkiego życia.

serdecznie pozdrawiam


Gretchen,

to mykaj ratować świat, bo albo masz notebooka i siedzisz w tramwaju, albo się właśnie spóźniasz ;)

pzdr


Pino Jeden wiersz i wszystko znów wraca na miejsce.

Znowu piękny wiersz. Twój, czyj? Nie znałem. Ale pasuje jak ulał do dyskusji. o gdy człowiekowi rosną skrzydła, to nigdy nie wiadomo, czy są białe czy czarne? Lepiej chodzić po ziemi i nie latać ku obłokom. Los Ikara zawsze może nas dotknąć.

Słuszna uwaga. Buddyzm dla praktykujących ścieżkę jest bardzo twardą szkołą.

I druga słuszna uwaga: Katolicyzm powinien odnaleźć żywego ducha wiary w powrocie do praktyk mistycznych, a nie tylko kroczyć po ścieżkach zewnętrznych form. Zakazy i nakazy, kazania i struktura hierarchiczna to zbyt mało jak na wyzwania XXI wieku. Coś powinno się chyba zmienić, żeby Kościoły nie wyludniały się w Europie. Bo natura nie znosi pustki i na to miejsce pojawi się albo Islam, albo jakiś nowy fundamentalizm oparty na wierze w siły ludzkiego rozumu wyrwanego z tego co Święte i Transcendentne.

pozdrawiam


Kaczmarskiego,

z płyty Mimochodem. Dla mnie to w sposób niesamowicie celny oddaje esencję polskiej pobożności ;)

Nic się nie stanie, kółko rybackie ma się dobrze, wszak bramy piekielne nie przemogą. Studiuję historię i powiem Ci, że KK miewał w swej historii takie problemy, że dzisiejszą sytuację idzie uznać za całkiem komfortową.

pozdrawiam


Pino To prawda

Rybak zaś musi czuwać, gdy zarzucił sieci. Nie powinien usypiać rozpieszczony komfortem. Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny – powiedział Jezus.

pozdrawiam


Poldek 34. Bardzo to optymistczne

Usiadłem sobie teraz i pomyślałem, że napiszę kilka słów do Ciebie, Poldku.
W ramkach Twoje cytaty.

Wystarczy uwierzyć a nie być Katolikiem. To różnica.

To o zbawieniu. Uwierzyć w Chrystusa może jedynie człowiek, który się z Nim spotkał. Jeżeli urodził się jako wyznawca Allacha i wierzy, że Allach jest jedynym Bogiem a Jezus był, podobnie jak Mahomet, tylko jednym( i to wcale nie największym) z proroków, to może nie uwierzyć.

Piszesz, że

Dla tych którzy uwierzyli nie ma potępienia.

Czyli potępienie z automatu przysługiwałoby każdemu niechrześcijaninowi? Chyba nie. Takie interpretacje teologiczne pojawiały się w okresie krucjat, lecz dzisiaj? Dzisiaj chyba teologowie chrześcijańscy przekroczyli tak rozumianą apologetykę zbawienia. Na marginesie – temat jest sam w sobie ciekawy i chętnie go zgłębię.

Kolejne Twoje zdanie jest bardzo optymistyczne. Piszesz, że

Czyściec jest procesem oczyszczenia połączonym z pewnością zbawienia.. .

Otóż, z grubsza rzec ujmując, już na ziemi większość z nas ma przedsmak, jaki jest czyściec, jakie może być niebo a jakie piekło.Ujęcie psychologiczne nie jest zupełnie bezwartościowe, pomimo że niczego nie przesądza, jeżeli chodzi o ontyczną budowę zaświatów.

Mnie tu nurtuje problem piekła i paruzji. Czy powrócimy w końcu wszyscy do jedności z Bogiem, czy część będzie skazana na wieczne potępienie? Jak napisano – na płacz i zgrzytanie zębów.

Tak sobie też myślę, że umiejętność życia w niebie i czyścu już na ziemi nie powinna nas, niezależnie od wyznania religijnego, prowadzić do bram piekielnych. Wyjaśnię na wszelki wypadek metaforę: 1)nieba na ziemi – to ścieżka człowieka przepełnionego miłosierdziem, współczuciem, życzliwego, bez przemocy, wspierającego innych, słowem dobrego; 2) czyśsca na ziemi – to z kolei ścieżka człowieka, któremu wprawdzie zdarza się czynić zło, lecz stara się naprawiać wyrządzone sobie i bliźnim krzywdy, modli się, pokutuje, żałuje za grzechy, stara się poprawić i oczyścić.

Ciekawy jestem Twojej opinii w tych kwestiach.

Najpierw jest wiara a potem stawanie się na obraz Boży pełniej i pełniej, lecz nie dlatego aby na cokolwiek zarobić(uciułać coś) ale potwierdzając swoją wiarę. Zbawia Jezus a nie ja i moje uczynki.

Tutaj widzę mały problem teologiczny. Otóż najpierw, w zamyśle Bożym zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo boże. Nasz rodzicielski pierwowzór w osobach Adama i Ewy w raju, nie miał powodu do narzekań. Bóg postawił jeden warunek: nie będziecie jeść owocu z drzewa poznania dobrego i złego. Warunek byłby pewnie prosty do spełnienia, gdyby Bóg nie wyposażył człowieka w rozum i wolną wolę, no gdyby – już wcześniej nie zbutował się Jego nawspanialszy anioł Lucyfer. Było jak było – Lucyfer, czyli niosący światło, zbuntował się i został strącony do otchłanii piekielnych. A do Raju przybył jako wąż kusiciel. To on pokazał Ewie a ta Adamowi wizję równości samemu Bogu po zerwaniu owocu, czyli złamaniu jedynego zakazu (jaki wówczas obowiązywał). No i stało się: człowiek popadł w grzech a los jego diametralnie się odmienił. Wygnanie z raju, płacz i zgrzytanie zębów, ból, choroba i cierpienie, przemoc…

Potem przyszedł Zbawiciel, by odkupić nas z grzechu pierworodnego i wszystkich jego konsekwencji. Pokazać nam drogę do domu Ojca. Pokazywał, nauczał, błogosławił, rozgrzeszał z grzechów, uzdrawiał, uczył prostego i uczciwego życia…I został ukrzyżowany. Gen Kaina uaktywnił się znów w genotypie narodu wybranego.

To wszystko było chyba wcześniej postanowione, gdyż miało się dokonać Słowo Boże i świat miał ujrzeć Zmartwychwstanie, kolejną odsłonę Objawienia.

Po co to napisałem? Ano po to, żeby zadać pytanie: czy nie jest przypadkiem tak, że nasza nieśmiertelna dusza, iskra Boga żywego, jest wciąż na najgłębszym poziomie czysta i wolna na obraz i podobieństwo boże? Czy w takim razie wiara w Chrystusa, Jego Drogę, Prawdę i Życie nie powinna stać się lekcją jak żyć, by oczyścić nasze doświadczenia z grzechu i brudu zła?

Pytam, gdyż widzę w Twoim myśleniu taki jakby automatyzm teologiczny. I eksterioryzację. Chrystus zbawia. A co powinienem zrobić ja i każdy człowiek dobrej woli, żeby chciał zbawić? Co zależy ode mnie?

Twoja odpowiedź poniżej mnie niepokoi, gdyż dla kilku miliardów obecnie żyjących na ziemi ludzi oznacza, że nie mają szans na zbawienie a co najwyżej na czyściec, gdzi już pewnie spotkają Chrystusa i w Niego uwierzą...

Wszystkiego nie załatwił w tym sensie, że po stronie człowieka leży decyzja uwierzenia w Niego, czego konsekwencją jest porzucenie dawnego człowieka a przyobleczenie nowego i wytrwaniu w tej wierze i w tym czynie.

Gdy teraz czytam i rozważam słowa powyżej, myślę sobie: nie, nie może tak być. Gdzieś tu, w tym rozumowaniu, musi być błąd logiczny i teologiczny. Tylko gdzie?

Zwłaszcza, że Islam, najmłodsza z religii Bliskiego Wschodu, też nakazuje podobną wiarę, jak ta, o której piszesz poniżej w ramce; przy czym – zamiast Boga w Trójcy Jedynego jest Jeden Allach.

Wierzą, że człowiek każdy jest stworzony na jego obraz. Przymiotami tego obrazu jest wolność, zdolność do miłości, nieśmiertelna dusza.

No dobrze, niech wiara w Boga będzie tym kluczem do bram niebieskich. Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo boże, powinien jednak żyć tak, żeby dawać świadectwa tego podobieństwa.

Tak, jeden Bóg. Jednak temu któremu więcej dano, od tego i więcej będzie się wymagać. Od Katolików więcej się będzie wymagać niż Żydów, Muzułmanów, Buddystów.. .

Do słów w ramce powyżej mam jedno pytanie: skąd wiadomo, że Katolicy dostali najwięcej darów i łask od Boga? Gdyby popatrzeć na świat z małego dystansu i bez emocji, można by mieć niejedną wątpliwość, że tak jest.

Buddyzm to inna droga. Wszystko wypracowujesz sam jak na założonej działalności gospodarczej. jak nie wypracujesz – nie masz.

Pobrzmiewa mi tu echo takiego myślenia: łaska i miłosierdzie zależy wprost od wiary i przekonań, w głebszym cieniu ukryty jest Kościół katolicki ze swoim dogmatem: nie ma zbawienia poza Kościołem. A co, jeżeli Bóg nie zważając na wiarę i przekonania Katolików, zechce obdarować swą nieskończoną łaską buddystę, bo raduje on Jego serce?

Chociaż następny fragment Twojej wypowiedzi zbliża się już do mojego rozumienia idei Zbawienia.

Za Jezusem wierzymy, że jest Zbawicielem Świata i jest Synem Bożym który pokonał zło i szatana. A Jego posłannictwo ma wymiar uniwersalny. Zbawił też Buddystów, gdyż umarł za wszystkich ludzi i to nie od Poldka zależy czy będą zbawieni czy nie. Nie wyrokuję. ON wyrokuje.

Tutaj jednak słowo wyrokuje ustawia Chrystusa w roli Najwyższego Sędziego. A żywy Jezuś raczej uczył sztuki przebaczania i błogosławił. Surowy był natomiast najbardziej dla faryzeuszów i uczonych w Piśmie, ktorzy z osądzania bliźnich swoich uczynili podstawową funkcję swoich religijnych urzędów. Warto i to przemyśleć w duchu ekumenicznym.

No dobrze. Pozostałe kwestie może innym razem.

serdecznie pozdrawiam


Synergie

Dziś w necie – z mojej strony – oszczędnie bo dzień “w trasie”. Dziękuję za posta – postaram się jutro na niego odpisać, gdyż rzecz wymaga spokoju i świeżości umysłu.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino

ładny wiersz. Mi się kojarzy ze zobrazowaniem stanu duszy człowieka pojednanego z Bogiem. “A u nas Jeruzalem”. :-)))

Albo “Już teraz we mnie kwitną Twe ogrody, już teraz we mnie Twe Królestwo jest..”.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Ja w ogóle chciałem zauważyć,

że chyba nikogo debiut w ciągu prawie dwu lat istnienia TXT takiej lawiny komentarzy nie wywołał:)

Niedługo wpis Synergie będzie w dziesiątce wpisów, co najwięcej komentów mają, jeśli już nie jest;)

Po tym jakże merytorycznym komentarzy mogę z poczuciem spełnionego obowiązku iść spać.

Acz perspektywa czwartku mnie dołuje totalnie…

Eh, jak ja nie lubię czwartków, chciałbym już żeby był czwartkowy wieczór i żeby mi ten męczący dzień minął.

Nie ma to jak wpisy na temat:)

A w ogóle w Trójce “Poszepszyńscy” :)


Siedzą na balkonie

i dziadek kombinuje włam na lodówkę panny Ingi :)


Poldku

Myślałam o tym co napisałeś i jakoś mi się nie składa to z moją wiedzą.

Przecież nie wystarczy tylko uwierzyć, trzeba jeszcze swoim życiem wiarę tę potwierdzać. Jezus przyszedł odkupić człowieka z grzechu pierworodnego i jego konsekwencji (cytuję za Synergie, bo podobnie to rozumiem), ale nie dał prostej przepustki. Chrześcijanin ma swoim życiem potwierdzać wiarę, nieść posłanie Jezusa, lecz przecież grzech nie zniknął z ludzkiej rzeczywistości.

Zbawienie jest na wyciągnięcie ręki, ale tę rękę człowiek ma wyciągnąć do Boga. Nie chodzi o zbieranie punktów na odcinkach specjalnych, ale dostąpisz zbawienia żyjąc zgodnie z Nauką, Pismem – uczynkami świadcząc o sobie i swojej wierze.

Bez Jezusa zbawienie nie byłoby możliwe, po to przyszedł, po to uczył, po to umarł i zmartwychwstał. Żeby dać życie wieczne – wcześniej, przed Nim niemożliwe do osiągnięcia dla człowieka.

Nie upraszczam karkołomnie, jedynie wyciągam wnioski z tego, co napisałeś.

Myślę o sakramencie spowiedzi, który umożliwia odpuszczenie grzechów. O śmierci w stanie łaski uświęcającej. O Sądzie Ostatecznym…

I powtórnie przyjdzie w chwale, sądzić żywych i umarłych

Gdyby było tak, jak mówisz, piekło by nie istniało, a istnieje. Być może jest puste, bo Bóg jest nieskończenie miłosierny, ale piekło istnieje.
Dla kogo, skoro wszyscy są zbawieni?


Synergie

Nie lubię form: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy.
Wolę”: potrzebuję, chcę, wybieram.

Nie zabijam. Ja, Gretchen nie zabijam. Uwierz mi, że kilka osób się ze mnie śmieje, bo bywam w tym zabawna, nie da się zaprzeczyć.

Buddyjska perspektywa widzenia życia jest znacznie szersza niż innych religii.

Normy wyrażane kategorycznie poprzez nie podkreślają wagę, ale nie zakazu, wagę tego, czego zakaz dotyczy.
Możesz to uznać za dogmat. :)


Poldek 34.

Spokój jest kluczem do jasnego umysłu. Ta rozmowa nigdzie się nie śpieszy.

pozdrawiam


grześ

Mam nadzieję, że miałeś kolorowe sny. Ja się właśnie obudziłem. Kawa i zajrzałem tu, trochę zdziwiony, że są wpisy. Są – to odpisuję.

Czwartek się właśnie przed chwilą zaczął. Mam kilka spraw, które muszę popchnąć we właściwym kierunku, by doczekać czwartkowego wieczoru.

Z życzeniami, by czwartkowy dzień był w tym i w każdym kolejnym tygodniu sympatyczny.

pozdrawiam


Niestety nie ma szans,

czwartek jest prze… dobra, nie będę bluzgać w tak religijnym wątku. Udaję, że piszę referat o Korei, muszę iść na angielski, z którego mnie wyrzucono, potem pospać trzy godziny, iść na ćwiczenia, na które znowu nie przeczytam tekstów… tyle dobrego, że wieczorem dwie godziny jazdy :)

pozdrawiam znad porannej kawy i camela


Pino Włam

I co? Dokombinował ten włam? I jakie skarby w tej lodówce się chłodziły? :)))

pozdrawiam


Oj chyba nie,

pamiętam tylko, że na końcu Grzegorz stwierdził, że wszystkich nienawidzi, he he :)

pozdrawiam


Gretchen. Nie zabijaj - a muchy i komary?

Gretchen

Nie lubię form: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy.
Wolę”: potrzebuję, chcę, wybieram.

No popatrz – nie jestem sam. Mnie formy “My” uczy od wielu lat nie kto inny – żona. Mówi: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy…W kółko tak mówi. I tak już musi być. Bo cóż ja, biedny robaczek, tu znaczę? Żona tej formy nauczyłaby nawet barana, a cóż dopiero owieczkę pokorną jak ja….
A już serio. Są takie triady.

W Buddyzmie:1. Budda, 2.Sanga, 3.Dharma.
W Chrześcijaństwie:1. Chrystus, 2.Rodzina-Kościół, 3.Wiara, Nadzieja i Miłość.

Ja i Ty, to już My. I ja wolę, gdy czegoś wspólnie z żoną chcemy lub potrzebujemy. W końcu wolę...

Nie zabijam. Ja, Gretchen nie zabijam. Uwierz mi, że kilka osób się ze mnie śmieje, bo bywam w tym zabawna, nie da się zaprzeczyć.

Jesteś więc bardziej doskonała niż ja. Ja zabijam muchy i komary wewnątrz domu. Na wiosnę założę siatki w kilku oknach, to mniej tych stworzeń będę musiał zabić. Gdybym nie zabijał, żona by musiała to czynić, ale wcześniej mogłaby mnie zabić...:-)))
Jem też mięso, więc powoduję zabijanie zwierząt rzeźnych gdzieś tam, przez kogoś...Raz zabiłem kota na drodze, bo wbiegł mi prosto pod koła samochodu, jakby był samobocą głupim i pijanym…potem przez cały dzień cierpiałem z tego powodu i rozważałem sytuację: w końcu doszedłem do przekonania, że nic nie mogłem zrobić – nie było szans na żadną reakcję, bo wszystkie były przeciwskuteczne – samochody nie zatrzymują się w jednym momecie, bo mają masę i pęd… a gdyby się zatrzymał w wyniku cudu akurat ten mój, to wszystkie za mną wpadłyby we mnie i stałaby się gigantyczna kolizja.

A tak poza tym: pełno dzikich zwierzątek kręci się wokół mojego domu. Sarenki już nie uciekają, gdy chcę się do nich zbliżyć. Czujne, obserwują, co robię...

Buddyjska perspektywa widzenia życia jest znacznie szersza niż innych religii.

Nie wiem. Nie oceniam. Im głębiej poznaję Buddyzm i Chrześcijaństwo, tym bardziej widzę, że nieskończony ocean rzeczywistości jest jeden, a Buddyzm i Chrześcijaństwo jako sytemy religijne, proponują człowiekowi podróż duchową po falach oceanu do bezbrzeżnego brzegu. Ta podróż ma nauczyć człowieka, że On jest tym oceanem. I oceanem, i jedną z fal.

Normy wyrażane kategorycznie poprzez nie podkreślają wagę, ale nie zakazu, wagę tego, czego zakaz dotyczy.
Możesz to uznać za dogmat. :)

Dobrze, uznam to za dogmat. Martwią mnie tylko te muchy i komary. Gdy mówię: won z mojego domu, nie chcą mnie słuchać.

W perspektywie najbliższych tygodni postaram się myśleć w kategoriach ekologicznych o problemie: co znaczy tu i teraz nakaz: chroń życie. To byłby nowy mój dogmat. A muchy i komary niech nie wlatują do mojego domu. Mają cały świat dla siebie.

pozdrawiam


Syn,

ona komarów też nie tłucze :) Cóż, wszyscy mamy swoje aberracje.

pozdrawiam


grześ. Sprawdziłem, o co chodzi?

Niedługo wpis Synergie będzie w dziesiątce wpisów, co najwięcej komentów mają, jeśli już nie jest;)

Odpisałem już chyba wszystkim i postanowiłem wrócić do Ciebie. Sprawdziłem, o co chodzi i zauważyłem, że jest tu “toplista txt” a na czele rankingu teksty przede wszystkim Grzesia. Inni moi Szanowni rozmówcy też okupują miejsca na podium.

Zafrasowało mnie to. Miłe to – łechce ego. A tak naprawdę, po prostu cieszę się z okazji do interesującej rozmowy.

serdecznie pozdrawiam


Pino

ona komarów też nie tłucze :) Cóż, wszyscy mamy swoje aberracje.

Widzę, że się znacie. Kiedyś, jako student mieszkałem przez dwa miesiące w namiocie na greckiej plaży. Ja chudzina i taka dziewczyna, 130 kg żywej wagi, bardzo choleryczna z charakteru. Było nam pod tym wspólnym dachem w zasadzie dobrze. Ja przytulałem się do tropiku, byle nie do niej. I układaliśmy sobie jakoś życie ze wspólnotami innych Polaków w namiotach i z Grekami z wioski rybackiej.

Kiedyś, moja przyjaciółka, wydała z siebie dziki wrzask, który zmroził wszystkie krwinki w moim krwioobiegu, bo był jak z horroru. Ale, ale… o co chodzi – wydukałem. Machała rękami, sina na twarzy, jakby została przed oblana wrzącym olejem. Zabij to, zabij…skooooorpion. – Gdzie, co? – O, tu, o tam był przed chwilą. – Przestraszyłem się i ja. W końcu skorpiony to i zabić mogą. Gdy zlokalizowałem, że wsunął się pod śpiwór, po prostu jakoś go wywaliłem na zewnątrz, lecz nie zabijałem. Skorpion uciekł. Moja sympatyczna przyjaciółka zmieniła się zaś diametralnie.

Była fantastyczną bałaganiarą. I przestała być, jakby odmieniona przez to spotkanie ze skorpionem. Składała nasze prowizoryczne posłania w równe kostki, sprawdzała, czy jakieś robactwo nie wdarło się do naszego przybytku, zasuwała na cztery spusty nasz namiot. I nic nie dało się zrobić. Noce w Grecji na szczęście nie były aż tak tropikalne. Wytrzymałem.

pozdrawiam


No z sieci się znamy

i raz na piwie byłyśmy. A że mam dobrą pamięć, rzecz niezbędną przy tych pieprzonych studiach, to zapamiętuję szczegóły.

Opowieść zabawna, coś rozweselającego przy tym jebanym referacie (fuck, jednak klnę, no trudno). A propos, może znasz dobrze angielski przypadkiem? Bo się tu morduję z przekładaniem tekstów…

pozdrawiam


komary najlepiej upić

zauważyłem (sprawdzone i potwierdzone experymętalnie) że kiedy mam powyżej 1,5 promila w wydychanym powietrzu komary jakby mniej mję tną ... pow 2 promili jest mję wszystko jedno
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Pino Angielski? - na tyle, żeby czytać i rozumieć! Coś pogadać..

Czasami wydaje mi się, że lepiej znam Anielski. Bo z Aniołkami i dziewczynkami świetnie się rozumiem. :-)))

Męcz się sam. Znam jedną tłumaczkę przysięgłą, ale ta zawalona tekstami urzędowymi.

pozdrawiam


docent Stopczyk... Do kufla z piwem nie chcą cholery wpadać.

Też próbowałem tej metody. I było mi jakoś wszystko jedno. Kac na drugi dzień i zrzędzenie żony. Ech, to chyba gorsze niż komary.

A żona nie pije i komary ją przede wszystkim tną.

pozdrawiam


Pino...ale zmyła, wstyd!

U dorci blee ujrzałem dopiero, że jesteś kobietą. Dlaczego u siebie nie ujrzałem tego cudownego faktu…nie ujrzałem i już!, i już nie wiem, czy będziemy rozmawiać w języku anielskim?

serdecznie pozdrawiam raz jeszcze


na szczęście nasz

klimat jeszcze się na tyle nie ocieplił żeby w zimę męczyły nas komary :)
_____________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


docent Stopczyk... no i na szczęście

nie roznoszą jeszcze malarii.

A taki kleszcz, proszę Pana, gdy wlezie pod skórę, to czy buddysta ma go zabić, czy pozwolić mu wszczepić sobie boreliozę lub inne zakaźne choróbska.

No, gdy tak sobie myślę o niezabijaniu w takim skrajnie ortodoksyjnym aspekcie buddyjskim, czy dżinistycznym, to jest to utopia.

Nie wiem, ile mrówek nieświadomie zadeptałem? Nie wiem, ile baktrii zabiłem przyjmując antybiotyki?

Ochrona życia i zdrowy rozsądek.

pozdrawiam


Maszyna wita na pokładzie

i gratuluje mocnego wejścia do czołówki toplisty TXT :)


Maszyna TXT - To maszyna umie pisać?

Fajnie. Niech pisze częściej do mnie.

A już powazniej: dziś uświadomiłem sobie dzięki Grzesiowi, że jest coś takiego jak toplista TXT.

Myślę sobie: to jakaś zmyła. I myślę sobie, że nastęne moje notki, ponieważ z założenia są niszowe, będą miały z 5 Czytelników i ze 2 komentarze. Na taką normę się oceniam.

pozdrawiam Maszynę, a zwłaszcza tego, kto za nią siedzi i odpowiada.


Synergie

POLDEK: Wystarczy uwierzyć a nie być Katolikiem. To różnica.
SYNERGIE: To o zbawieniu. Uwierzyć w Chrystusa może jedynie człowiek, który się z Nim spotkał. Jeżeli urodził się jako wyznawca Allacha i wierzy, że Allach jest jedynym Bogiem a Jezus był, podobnie jak Mahomet, tylko jednym( i to wcale nie największym) z proroków, to może nie uwierzyć.

To prawda. Twoje pytanie dotyczy tego co, z tymi do których Ewangelia o Jezusie nie dotarła. Myślę, że dla nich też Bóg przygotował jakąś ścieżkę zbawienia. Przychodzi mi na myśl cytat ze śpiewu aniołów nad grotą betlejemską:
Chwała Bogu na wysokościach i pokój ludziom dobrej woli….. Więc orędzie i zbawienie musi dotyczyć wszystkich ludzi dobrej woli. Wszak prawo naturalne jest rozlane w sercach ludzkich-ci którzy go odkrywają i wprowadzają w czyn a nie powiedzieli „nie” Jezusowi myślę, że odrzuceni nie będą.

Czyli potępienie z automatu przysługiwałoby każdemu niechrześcijaninowi?

Nie ma automatyzmu. Znowu mi przychodzi na myśl cytat z Nowego Testamentu: “Przed Nim zegnie się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemych..”. Myślę, że zegnie się tym, którzy są ludźmi dobrej woli.. . Tym którzy nie są dobrej woli nie zegnie się “kolano” gdyż będą chcieli się zapaść pod ziemię w momencie powtórnego przyjścia Chrystusa lub powtórzą swoje „nie” po raz kolejny. Więc jeśli ktoś nie odrzuca Jezusa i jest dobrej woli… – brzmi to bardzo obiecująco. :-))))

Otóż, z grubsza rzec ujmując, już na ziemi większość z nas ma przedsmak, jaki jest czyściec, jakie może być niebo a jakie piekło.

To prawda. Czyściec jest odrobieniem tego zadania które nie odrobiliśmy w swoim życiu. Mówiąc kategoriami miłości czyściec jest dla człowieka który nie wydoskonalił się w miłości. Umarł w stanie łaski uświęcającej ale nie kochał Boga całym swoim sercem, swoim umysłem, całą swoją wolą.. . Czyściec jest więc dochodzeniem do doskonałej miłości – wyzwolenia się od tego co przeszkadzało kochać w pełni Boga. W tej perspektywie i na ziemi go doświadczamy.

Mnie tu nurtuje problem piekła i paruzji. Czy powrócimy w końcu wszyscy do jedności z Bogiem, czy część będzie skazana na wieczne potępienie? Jak napisano – na płacz i zgrzytanie zębów.

Tylko jeden grzech nie może zostać odpuszczony. Jest nim grzech przeciw Duchowi Świętemu a więc nie przyznanie się do swoich grzechów i twierdzenie, że wszystko jest ok. Czyli grzech nieposłuszeństwa. Od nieposłuszeństwa zaczął się bunt aniołów, nieposłuszeństwem był grzech pierwszych rodziców, nieposłuszeństwem jest każdy mój grzech. Jest to uczynienie z siebie arbitra co jest złem i dobrem a nie wg Boga. Z tej perspektywy wychodząc mamy odpowiedź na temat piekła. Jeśli ktoś w tym grzechu ma zamiar tkwić – ma taką możliwość ale i rodzi to daleko idące konsekwencje. Skazuje się sam na piekło i wyłączenie. Tak jak na ciemność skazuje się ten kto życzy sobie aby mu odcięto elektryczność w czasie nocy.. . Człowiek stworzony jest dla „DNIA” a nie dla „NOCY”. Jednak człowiek ma taką władzę nad sobą, że może nie słuchać Boga i zdecydować się na „NOC”.

Tak sobie też myślę, że umiejętność życia w niebie i czyśćcu już na ziemi nie powinna nas, niezależnie od wyznania religijnego, prowadzić do bram piekielnych.

Myślę, że tak. Zgadzam się.

Bóg postawił jeden warunek: nie będziecie jeść owocu z drzewa poznania dobrego i złego.

Dotykamy problemu posłuszeństwa wobec Boga. Człowiek od samego początku żył w napięciu. W tym sensie, że pojawia się on w momencie gdy szatan, kusiciel i kłamca istnieje. I jego celem jest niszczyć dzieło Boga. Stąd skłonił do nieposłuszeństwa pierwszych rodziców. Skłania do dziś.

Potem przyszedł Zbawiciel, by odkupić nas z grzechu pierworodnego i wszystkich jego konsekwencji. Pokazać nam drogę do domu Ojca. Pokazywał, nauczał, błogosławił, rozgrzeszał z grzechów, uzdrawiał, uczył prostego i uczciwego życia…I został ukrzyżowany. Gen Kaina uaktywnił się znów w genotypie narodu wybranego.

Relacja w jakiej jest człowiek w stosunku do Ojca to synostwo. Tylko w tej relacji człowiek może odnieść właściwe odniesienie do dobrego Stwórcy. Zatem Jezus przywrócił nam synostwo wobec Ojca. Przychodzi mi tu na myśl cytat z Ewangelii mówiący: „Dopóki nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do Królestwa Bożego..”. To bardzo głębokie zdanie. Mówiące o tym, że człowiek przez świadomy grzech przestaje być synem a staje się „bogiem”, chcąc sobie uzurpować władzę Boga. Na tym polega grzech przeciw Duchowi świętemu. Odrzucenie Boga, swojego synostwa a stanie się „bogiem” i samemu decydować co jest dobre a co złe. Świetnie to widać w naszym życiu gdy ktoś dąży do swojego celu „po trupach” nie licząc się z nikim i niczym.. . Droga potępienia to „kroczenie ta drogą na zawsze”.. .

Myślę, że nieskazitelność moralna nie jest celem samym w sobie ale jest warunkiem aby wskoczyć planszę dalej(mówiąc kategoriami gry komputerowej). W tym kontekście właśnie pełni tę rolę Eucharystia a więc Ciało Jezusa.. . Człowiek jest wybrany ponad wszystkie stworzenia: jest synem/córką jako wyjatkowe stworzenie, może spożywać Ciało Jezusa – czyli jest zaproszony do szczególnej relacji i szczególnej formy przebywania w niebie. To dla człowieka jest zapowiedź nowej ziemi i nowego nieba po paruzji. Do szczególnej relacji. A „biletem wstępu” jest właśnie blask duszy wolnej od egoizmu. Na tym polega wściekłość szatana aby ten program Boży zepsuć nakłaniając człowieka do nieposłuszeństwa.

A co powinienem zrobić ja i każdy człowiek dobrej woli, żeby chciał zbawić? Co zależy ode mnie?

Przyjąć dziecięctwo Boże – stać się synem wobec Niego i zacząć życie wg Jego programu-jeśli dotarła do Ciebie Ewangelia. Jeśli nie miałeś szansy na to, bądź człowiekiem dobrej woli i sumienia na miarę swoich sił.

Twoja odpowiedź poniżej mnie niepokoi, gdyż dla kilku miliardów obecnie żyjących na ziemi ludzi oznacza, że nie mają szans na zbawienie a co najwyżej na czyściec, gdzi już pewnie spotkają Chrystusa i w Niego uwierzą...

Czyściec dotyczy każdego niezależnie od tego kim jest gdyż dekalog i prawo miłości są wypisane na tablicach serca. Wystarcz dobra wola by ten program urzeczywistnić.

Gdy teraz czytam i rozważam słowa powyżej, myślę sobie: nie, nie może tak być. Gdzieś tu, w tym rozumowaniu, musi być błąd logiczny i teologiczny. Tylko gdzie?
Zwłaszcza, że Islam, najmłodsza z religii Bliskiego Wschodu, też nakazuje podobną wiarę, jak ta, o której piszesz poniżej w ramce; przy czym – zamiast Boga w Trójcy Jedynego jest Jeden Allach.

Dlaczego chcesz porównywać. Wezwanie skierowane do Abrahama, Izraela, jest konkretnym Objawieniem, w konkretnym celu, do zrealizowania konkretnego programu Boga wobec świata. Więc Bóg wybrał sobie ten naród, ten sposób. Mówiąc kategoriami rolnika, zasiał szczególne ziarno na tej glebie. Glebie duszy tego narodu. Temu narodowi objawił pełnię i właśnie go wybrał do przyjęcia tego dziedzictwa.

skąd wiadomo, że Katolicy dostali najwięcej darów i łask od Boga? Gdyby popatrzeć na świat z małego dystansu i bez emocji, można by mieć niejedną wątpliwość, że tak jest.

Tu nie chodzi o licytowanie łaski ale o znajomość woli Boga. Ewangelia mówi, że sługa który wiedział jaka jest wola Pana ale nic nie uczynił otrzyma większą chłostę niż ten sługa który nie wiedział jaka była wola Pana i źle czynił.
A tak naprawdę wejście na drogę wtajemniczenia chrześcijańskiego w sakramentalne życie jest szczególnym powołaniem. Jest zasiewaniem szczególnego ziarna. Tak jak zasiewa się różna ziarno zboża. Rośnie wg gatunku: pszenica, owies, żyto.. – wszystkie są dobre. Ale chrześcijaństwo jest szczególnym gatunkiem ziarna. Jest wejście w synostwo Boże widzialne w znakach ale i w tajemniczej sakramentalnej jedności z Bogiem. Poprzez chrzest, bierzmowanie, Komunie świętą.. . Są to rzeczy odkrywane przez mistyków do głębi. Ale dostępne każdemu.. . Stąd też na ochrzczonych spoczywa szczególna odpowiedzialność za otrzymaną łaskę i za szczególne wybranie.. .

A co, jeżeli Bóg nie zważając na wiarę i przekonania Katolików, zechce obdarować swą nieskończoną łaską buddystę, bo raduje on Jego serce?

Poza Chrystusem nie ma zbawienia a Kościół jest Jego sakramentem –obecnością na ziemi. Fizyczną obecnością w Eucharystii. Innymi słowy poza wspólnotą w Chrystusie nie ma zbawienia. A ta wspólnota może realizować świadomie poprzez chrzest, ale też (dla tych którzy nie mają tej okazji) w umiłowaniu życia wg prawa naturalnego – wszak Duch św. mieszka w każdym człowieku. Gdyż w każdym człowieku tkwi wielkość i podobieństwo do Boga. Więc Chrystusa można odrzucić nawet nie będąc wierzącym. Można być blisko Niego żyjąc wg programu miłości który jest wpisane w nasze ludzkie serce. Ja traktuję swoją wiarę w kategoriach szczególnego powołania. Szczególnej propozycji Boga wobec którego stałem się synem. Jest to zaproszenie do szczególnej bliskości i jedności już tutaj na ziemi. Do zażyłości niemal fizycznej przez sakramenty. A zwłaszcza sakrament Eucharystii(komunii św.).

Tutaj jednak słowo wyrokuje ustawia Chrystusa w roli Najwyższego Sędziego. A żywy Jezus raczej uczył sztuki przebaczania i błogosławił. Surowy był natomiast najbardziej dla faryzeuszów i uczonych w Piśmie, którzy z osądzania bliźnich swoich uczynili podstawową funkcję swoich religijnych urzędów. Warto i to przemyśleć w duchu ekumenicznym.

Ja miałem na myśli Jego wyrokowanie w kategoriach tego, że On zna tajniki ludzkiego serca i ON jeden wie co się w nim kryje. Nie chcę zatem sądzić nikogo. Sam mam kłopot z samym sobą i swoja słabością.
Jak podsumować? Katolicyzm, chrześcijaństwo jest jak skarbiec w który Bóg złożył to, co chciał pokazać światu. Przez Jezusa powstała wspólnota Nieba z ziemią. Przez sakramenty następuje wymiana dóbr duchowych pomiędzy świętymi w niebie a tymi co naziemni a także tymi którzy są w czyśćcu. Ta sama wspólnota miłości gdyż Jezus jest Głową tej wspólnoty i jej „zwornikiem”. Warunek, dobra wola wobec Jezusa.
Zła wola wobec Boga, to nieposłuszeństwo i wejście na ścieżkę potępienia.
Tak pokrótce. Pozdrawiam!

Ścisłą wiedzę na te tematy można znaleźć tu: http://teologia.pl/m_k/start.htm#1b

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Gretchen

Przecież nie wystarczy tylko uwierzyć, trzeba jeszcze swoim życiem wiarę tę potwierdzać.

Tak! To właśnie w potwierdzeniu czynem sprawdza się czy w moim przypadku mamy do czynienia z wiarą.

Jezus przyszedł odkupić człowieka z grzechu pierworodnego i jego konsekwencji (cytuję za Synergie, bo podobnie to rozumiem), ale nie dał prostej przepustki.
Chrześcijanin ma swoim życiem potwierdzać wiarę, nieść posłanie Jezusa, lecz przecież grzech nie zniknął z ludzkiej rzeczywistości.

Jasne, że nie. Zresztą Jezus mówi o nas Katolikach. Wielu, nie każdy,l kto mówi: “Panie, panie” wejdzie do Królestwa Bożego… . Wiec z samej deklaracji nie wiele wynika. A grzech nie znikną gdyż nieposłuszni wobec Boga aniołowie -zle duchy, działają w świecie i wzywają do nieposłuszeństwa ludzi. A więc do Sądu Ostatecznego mieszkamy na świecie podzielonym. Jezus przyniósł “szczepionkę” dającą siłę by oprzeć się sile zła. Sile złych duchów. Poprzez sakramentalne życie wchodzimy w rzeczywistość Bożej wolności wobec zła. Poprzez czynione dobro zwyciężamy zło. I jeszcze jedno.

Zbawienie jest na wyciągnięcie ręki, ale tę rękę człowiek ma wyciągnąć do Boga. Nie chodzi o zbieranie punktów na odcinkach specjalnych, ale dostąpisz zbawienia żyjąc zgodnie z Nauką, Pismem – uczynkami świadcząc o sobie i swojej wierze.

Nie uważasz, że zesłanie Jezusa nie jest żywo wyciągniętą ręką Boga w moją, Twoją, naszą stronę?

Bez Jezusa zbawienie nie byłoby możliwe, po to przyszedł, po to uczył, po to umarł i zmartwychwstał. Żeby dać życie wieczne – wcześniej, przed Nim niemożliwe do osiągnięcia dla człowieka.

Kategorie czasu są właściwe dla nas ludzi, na ziemi. Natomiast w wymiarze wieczności “przed=po” to jest trochę inaczej. Nawet słowo wieczność jest zagadką. Używamy go ale nie wiemy co się za nim kryje i jaką rzeczywistość prezentuje. Obiecuje napisać o tym co działo się z duszami przed dziełem Jezusa, ale muszę sięgnąć do źródeł.

Myślę o sakramencie spowiedzi, który umożliwia odpuszczenie grzechów. O śmierci w stanie łaski uświęcającej. O Sądzie Ostatecznym…

Odpuszczenie grzechów w spowiedzi św. jest uwolnieniem od kary wiecznej za odstępstwo od Boga ale nie niweluje skutków popełnionych grzechów. Niedawno uświadomiłem sobie, że jestem przywiązany do niektórych grzechów tzw. lekkich. Gdybym umarł to pewnie musiałabym się od tych przywiązań uwolnić. Myślę, że jest to proces. Grzech pozostawia we mnie ślady jak i w innych gdy innych dotyczy. Więc czysciec właśnie jest tajemniczym okresem wydoskonalenia się w miłości totalnej. MIlości Bożej.

Gdyby było tak, jak mówisz, piekło by nie istniało, a istnieje. Być może jest puste, bo Bóg jest nieskończenie miłosierny, ale piekło istnieje.
Dla kogo, skoro wszyscy są zbawieni?

Są tacy którzy wolą egoizm niż miłość. Umiłowali nieczystość zamist czystości, są tacy którzy umilowali nieposłuszeństwo Bogu i realizują szatański program wobec człowieka a nie Boży. Tacy budują piekło już tu na ziemi i skazują się na niego. Poprzez odrzucenie programu miłości. Bożej miłości. Poprzez nieposłuszeństwo Jezusowi i Jego ewangelii.
Tacy ludzie byli i są. Stąd też i jest piekło. W skali drastycznej nie bójmy sie powiedzieć głośno o przywódcach wielu totalitaryzmów w ubiegłym stuleciu ale także ludzi bliskich Kosciołowi, np. księży. W filmie Emily Ros jest przedstawiona osoba opętana przez kilka duchów. Między innymi przez ducha księdza katolickiego który jest wśród potępionych.

To jest niezła przestroga, że nawet Chrzest, Kapłaństwo nie daje certyfikatu świętego. Wszystko sprawdza się w czynach. na nic ręce złożone i piękne deklaracje jeśli serce umiłowało bardziej egoizm niż miłość.. .
Jezus jest wyciągnięta ręką Ojca. Jest zaproszeniem do bycia dzieckiem wobec Ojca. Dzieckiem które ma dostęp do szczególnych darów i bliskości wobec niego. Dopóki nie staniecie się jak dzieci.

I jeszcze jedna myśl mi się kołata od wczoraj. Usłyszałem na wykładzie dr.Wandy Półtawskiej, że relacją Bożą jest:
a. wobec Boga relacja syn/córka
b. wobec Ciebie i każdego innego człowieka relacja siostry/brata

W tych relacjach powstaje i realizuje się program Bożego planu wobec naszego świata. Mając te relacje do drugiego człowieka i do Boga można wiele mostów odbudować i można mówić o tym co pamiętamy(ja pamiętam z młodych lat z Katechezy). Budujemy w ten sposób Królestwo Boże na ziemi. :-))) Jak to fajnie brzmi. Jak w I klasie podstawówki na religii.

Pozdrawiam serdecznie! :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie,

oczywiście, TXT to przecież taka nowoczesna maszyna do pisania.

Operator Maszyny dziękuje i także pozdrawia.


Synergie

Muchy i komary też są bezpieczne. :)
Obiecuję sobie założenie siatek w oknach, bo wypraszanie owadów z domu bywa męczące.
Choć od czasu do czasu jem mięso, nie wypieram się. Tego buddyzm nie zabrania, więc trochę się tym usprawiedliwiam. Nie wolno samemu zabijać i jeść mięsa zwierzęcia, które zostało zabite specjalnie dla Ciebie.

Gdy pisałam o szerszym rozumieniu życia w buddyźmie nie chodziło mi o ocenianie czegokolwiek, a jedynie o stwierdzenie, że buddyści włączają w te ochronę zwierzęta i rośliny.
Oczywiście zgadzam się z Tobą, że wystarczy się przyjrzeć, żeby dostrzec mnóstwo podobieństw między religiami. Dostrzegam je.

Pozdrowienia.


Zaraz będę robić

zajebiste polędwiczki z mozzarellą...


Pino

zamawiam dwie porcje, :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Jasne, jeszcze czego :P

Ktoś wpadł z piwem przed chwilą, to dałam parę kawałków usmażonego już mięska i plaster sera na zakuskę, ale resztę, która robi się już w garze, pożrę sama, o :)


Pino

Pino

Ktoś wpadł z piwem przed chwilą, to dałam parę kawałków usmażonego już mięska i plaster sera na zakuskę, ale resztę, która robi się już w garze, pożrę sama, o :)

Szczęśliwcy.. ci sąsiedzi.

...a już tak mi zapachniało.

:-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino Późno jadasz

Ja dzisiaj miałem smażoną wątróbkę....

Mało śpisz, dużo studiujesz, jeszcze więcej piszesz.

A co studiujesz?

pozdrawiam


Gretchen

Nie wolno samemu zabijać i jeść mięsa zwierzęcia, które zostało zabite specjalnie dla Ciebie. [/quote}

Moja córka, wegetarianka ma bardziej radykalne poglady w tej sprawie. Uważa po prostu, że jedzenie mięsa zwierząt powoduje zabijanie zwierząt. Poniekąd ma rację: gdyby wszyscy byli wegetarianami, zabijanie zwierząt przez człowieka, ale również hodowla, zostałyby mocno ograniczone. Te wszystkie pieski i kotki domowe musiałyby coś jednak jeść – raczej nie chciałyby jeść kaszy i owoców.

A ja zachodzę w głowę, skąd ten radykalizm u córki?

pozdrawiam


Maszyna TXT

A kto jest tym miłym operatorem? Ja tu nowy, nie wiem?

pozdrawiam


Synergie

Synergie

A ja zachodzę w głowę, skąd ten radykalizm u córki?
pozdrawiam

Pewnie chce Ci dorównać, albo zagrać na nosie. :-))))

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Syn,

właśnie, już widzę minę Fraszki, gdybym jej zaproponowała jarską dietę :D Chociaż śliwki, winogrona, czereśnie wsuwa bardzo chętnie.

Z tym spaniem, to ostatnio tak się składa, ja mam po prostu codziennie inną dobę :) Czasem śpię jak biały człowiek do jedenastej nad ranem, czasem się zdrzemnę po południu, a noc zarwę.

Smażona wątróbka jest genialna, nie rozumiem, jak niektórzy mogą jej nie lubić.

Studiuję historię na pięknym Uniwersytecie Jagiellońskim (IHUJ), czyli jestem humanistką bez żadnej przyszłości, co mnie jednak nie martwi absolutnie, ponieważ niejednego się zawodu próbowało, a poza tym, nie mam żadnych wielkich ambicji związanych z karierą. Byle mieć na frytki i być szczęśliwym człowiekiem, a do tego jeszcze wykształconym – to bude pekne.

pozdrawiam


Poldek 34. Ścieżki zbawienia!

I tak oto zupełnie miło nam się rozmawia. Pomimo różnic – jak w rodzinie. Piszesz bowiem o tych, do których Ewangelia o Jezusie nie dotarła:

. Myślę, że dla nich też Bóg przygotował jakąś ścieżkę zbawienia. Przychodzi mi na myśl cytat ze śpiewu aniołów nad grotą betlejemską:
Chwała Bogu na wysokościach i pokój ludziom dobrej woli…..

Pozostaje problem buddystów, którzy w sporej większości słyszeli (tak jest we współczesnym świecie globalnej wioski) o Ewangelii i o Jezusie Chrystusie. Ale wolą zawierzyć Buddzie, który nie mówi o Bogu, lecz o Dharmie, Oświeceniu, Pustce i Formie, O cierpieniu i ścieżkach wyzwolenia z cierpienia, o współczuciu…Ale rozumiem, że jako ludzie dobrej woli, nie muszą się na zapas martwić o zbawienie.

Co oznacza dobra wola, to już osobne zagadnienie. Z grubsza pewnie to: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.

Tym, którzy nie są dobrej woli nie zegnie się “kolano” gdyż będą chcieli się zapaść pod ziemię w momencie powtórnego przyjścia Chrystusa lub powtórzą swoje „nie” po raz kolejny. Więc jeśli ktoś nie odrzuca Jezusa i jest dobrej woli… – brzmi to bardzo obiecująco. :-))))

Ten fragment w ramce powyżej jest natomiast dla mnie niejasny. Poprosiłbym o doprecyzowanie. Powtórne przyjście Chrystusa będzie miało charakter ziemski i historyczny, czy kosmiczny i pozaczasowy? Jeżeli tylko ziemski, to co z duszami, które znajdą się w tym konkretnym momencie historycznym w czyścu i piekle? Piekło jest wieczne, czyściec konieczny dla oczyszczenia z grzechów pomniejszych i przejściowy, życie na ziemi kruche, gdyż przemija i trudne, gdyż wystawione na miriady pokus. Są to pytania nie bez kozery tu stawiane.

Nie rozumiem też sformułowania: powtórzą swoje nie po raz kolejny. Teologowie chrześcijańscy odrzucają reinkarnację, więc musiałoby to dotyczyć dusz w czyścu (i ewentualnie w piekle). Czyli powtórne przyjście Chrystusa miałoby charakter historyczny i pozahistoryczny, w pewnym więc sensie ponadczasowy, czy tak? Trudno wyobrazić sobie bowiem, że w czyściec jest urządzony na wzór ziemski i toczy się w nim jakaś historia.

Czyściec służy do oczyszczenia duszy aż będzie znów mogła stać się czystą iskierką Boga, zjednoczoną z Nim w pełni Miłości.

Piszesz o tym pięknie w takich oto słowach:

Mówiąc kategoriami miłości czyściec jest dla człowieka który nie wydoskonalił się w miłości.

By w następnym zdaniu dodać kolejny warunek tego doskonalenia w czyścu:

Umarł w stanie łaski uświęcającej ale nie kochał Boga całym swoim sercem, swoim umysłem, całą swoją wolą.

Więc tu poproszę o kolejne wyjaśnienie: co to z punktu widzenia teologii katolickiej znaczy – umarł w stanie łaski uświęcającej?
Czy znaczy to dokładnie:

Tylko jeden grzech nie może zostać odpuszczony…. przeciw Duchowi Świętemu…

Jeżeli przeciw Duchowi Świętemu grzeszy człowiek (jak piszesz) nieposłuszny Bogu, zbuntowany i porażony pychą, to niewielkie szanse na zbawienie mają ateiści. Odrzucają Boga. Trochę niejasno rysuje się znów perspektywa zbawienia wiernych, którzy wierzą wprawdzie w Allacha, lecz odrzucają koncepcję Trójcy Świętej. Podobnie Zydzi, że o innych nie wspomnę.

Poniższe zdania też wymagają rozjaśnienia światłem precyzyjnej logiki.

Jest to uczynienie z siebie arbitra co jest złem i dobrem a nie wg Boga. Z tej perspektywy wychodząc mamy odpowiedź na temat piekła. Jeśli ktoś w tym grzechu ma zamiar tkwić – ma taką możliwość ale i rodzi to daleko idące konsekwencje. Skazuje się sam na piekło i wyłączenie.

Bo co jest dobrem a co złem według Boga? Tylko Biblia i Kościół katolicki przynoszą odpowiedź na to pytanie, czy może odpowiedzi znajdują się również pośród natury, filozofii i sztuki, w świętych księgach innych religii?. Czyż nie cały kosmos jest wielkim Objawieniem woli bożej?

„Dopóki nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do Królestwa Bożego..”. To bardzo głębokie zdanie. Mówiące o tym, że człowiek przez świadomy grzech przestaje być synem a staje się „bogiem”, chcąc sobie uzurpować władzę Boga. Na tym polega grzech przeciw Duchowi świętemu.

Tak, bardzo głębokie. Ja je interpretuję prosto: bądź niewinny i czysty jak dziecko, idź za Jezusem, naśladuj Go i nawiąż osobisty kontakt ze swoim Ojcem w Niebie, który jest twoim Bogiem a Duch Święty na Ciebie zstąpi jak na uczniów Chrystusa. I właśnie to ma się wypełnić. I właśnie w to trzeba uwierzyć. Tam, gdzie zstępuje Duch Święty zaczyna się wspólnota – a zaczynać ma się już na ziemi, a nie dopiero w Krolestwie Niebieskim.

Człowiek jest wybrany ponad wszystkie stworzenia: jest synem/córką jako wyjatkowe stworzenie, może spożywać Ciało Jezusa…

Święto Bożego Ciała w Kościele katolickim i Eucharystia mają głęboki sens mistyczny. Czy Ciałem Chrystusa jest tylko biały opłatek przyjmowany z rąk kapłana katolickiego?

Pozostałe pytania i odpowiedzi zadam później, jeżeli nasza rozmowa tu pod tą notką będzie przez Ciebie kontynuowna?

pozdrawiam


Poldek 34.

Raczej to drugie. Naczytała się głupot na temat zdrowego odżywiania i te różne mody dla kobiet i dziewcząt ją usidliły.

pozdrawiam


Synergie

Najwyraźniej Twoja córka jest bardziej radykalna od buddystów.
Coś jest w tej argumentacji, że gdyby nie było konsumentów, to nie byłoby rzeźni. Konsumenci jednak byli, są i będą. Jakoś tak bardziej realnie na to patrzę, ale jestem starsza od Twojej córki, więc już pewnie od tego zgorzkniała. :)


Poldek 34. Ścieżki zbawienia - jeszcze raz!

Znowu mi się coś nie tak zapisało.

Zapomniałem też napisać rzeczy najważniejszej pod poprzednim komentarzem.

Będę oczywiście starał się uzasadniać w kolejnych notkach, wpisach i komentarzach przekonanie, że różne ścieżki prowadzą do Boga. Tych ścieżek jest całkiem sporo.

Takim podejściem prawdopodobnie wszystkim się w końcu narażę.

raz jeszcze pozdrawiam


Gretchen

Na szczęście ten radykalizm słabnie. Miałem i ja swoje wegetariańskie tygodnie i – takie kilkudniowe posty oczyszczające.

Konsumpcja stała się nawet złotym cielcem współczesnej cywilizacji.

A syn – niby takie samo wychowanie – jest już zupełnie inny. Zero fanaberii. I kto to zrozumie? Czasami zastanawiam się, czy moje dzieci nie są żywym potwierdzeniem dla teorii reinkarnacji.

ciepło pozdrawiam


Synergie

Zdziwienie rodziców, którzy mają więcej niż jedno dziecko, odmiennością jednego od drugiego zawsze rodzi mój uśmiech. Przecież to zupełnie różne osoby, inni ludzie.
Dodając do tego reinkarnację, mamy już całkowity galimatias.
I kto to zrozumie?

Przeczytałam Twój komentarz do Poldka o rozmaitości ścieżek prowadzących do Boga i, co wynika z wielu moich słów tutaj, całkowicie się zgadzam więc mnie się takim poglądem nie narazisz.
Różne drogi prowadzą do tego samego celu. Po prostu.


Pino Studiujesz na moim Uniwersytecie - już Cię lubię podwójnie

Studiuję historię na pięknym Uniwersytecie Jagiellońskim (IHUJ), czyli jestem humanistką bez żadnej przyszłości, co mnie jednak nie martwi absolutnie, ponieważ niejednego się zawodu próbowało, a poza tym, nie mam żadnych wielkich ambicji związanych z karierą.

Nie bój nic. Dasz radę. Dawno, dawno temu, lecz przecież nie przed wiekami, studiowałem na tym pięknym Uniwersytecie Filozofię i Religioznawstwo. A potem różniście bywało. Coś tam się popracowało ze studentami, coś tam w gazecie, coś tam w branży finansowej i na różnych stołkach dyrektorskich, by dojść do wniosku, że najważniejsze są pierogi mamy i przytulanie żony.

Nie jestem wprawdzie wróżką, ale bądź szczęśliwa w tym, co robisz.

ciepło pozdrawiam


O, religioznawstwo,

trochę się zadaję z piątym rokiem i jest tam dziewczyna, która w ramach przedłużania sobie młodości zaczęła właśnie to studiować :)

pozdrawiam


Gretchen O, miłe zaskoczenie.

Obawiam się, że się narażę nie tyle twierdzeniem, że różne drogi duchowe prowadzą do Boga, czyli do najważniejszego celu w życiu człowieka. Narażę się, gdy się odważę na reinterpretację niektórych przekonań i dogmatów głęboko zakorzenionych w narodzie.

Nie wiem, czy mam na to czas. I obawiam się, że jest to głupie i mało ważne – nawet dla mnie. Takie puste gadanie. Po prostu.

Dla mnie to ma może taki sens, że sobie coś doświadczanego zacznę uświadamiać również poprzez słowa.

A z tą indywidualną niepowtarzalnością każdej Osoby masz rację. Udawałem trochę, że się dziwię.

ciepło pozdrawiam


No ja też w ten sposób przedłużyłem sobie młodość o dwa lata

W sumie nigdy nie miałem zacięcia do akademickiej wiedzy i ścieżek kariery naukowej. Zanudziłbym się na śmierć, gdybym – zamiast uganiać się za dziwczynami i pić piwo – wykuwał ceglane monumenty teoryj w szarych komórkach mojej głowy.

I chyba już całuski na dobranoc wypada mi złożyć.


No właśnie,

ludzie, idźcie spać!

Ja tu pocierpię za miliony i będę pisać o Korei Północnej.


Pino Pocierpiałem z ciekawości razem z Tobą

Przeczytałem przed chwilą w Wikipedii cośtam, cośtam o Korei Pólnocnej. Nie ma w tym żadnej magii. Rzeczywiście ponura sprawa.

Walcz więc dzielnie.

pozdrawiam


Już w zasadzie gotowe,

nawet trochę się wyspałam. Dobroje utro!


Synergie

dajesz mi nieśle “popalić”. Wieczorem coś skrobnę.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino Dobroje siewodnia

A jaki jest temat tej Twojej pracy? Coś związanego z ustrojem Korei P.?

pozdrawiam


Poldek 34. E tam, jest okazja, żeby sobie porozmawiać...

...no i świetnie. W takiej wymianie zdań zawsze pojawiają się myśli jak perełki. Ja w każdym razie mam o czym myśleć.

serdecznie pozdrawiam


Nie, prawa człowieka

których tam najstarsi Rosjanie nie widzieli. Skoro ludzie z DPRK potrafili jeździć do byłych gułagów na dziesięcioletnie kontrakty i sobie chwalili, no to kurwa mać...


Pino

Ciekawy temat. Można zwątpić w człowieka i zobaczyć prawdziwe piekło na ziemi. Bebechy nonsensu i absurdalnej przemocy wystrojone w szaty praw człowieka. Czy dobrze to rozumiem?

pozdrawiam


Tak,

choć ja się trochę bardziej skupiłam na wątku znikania i porywania ludzi (także za granicą), niż na różnych drastycznościach. Ale jeszcze to uzupełnię, zaraz jadę do Jagiellonki po wspomnienia faceta, który dziesięć lat przesiedział w koreańskim łagrze.

pozdrawiam


Pino Raz ogladałem na ten temat film dokumentalny!

Wstrząsające. Cały ten mechanizm prania mózgu człowieka i wycinania z duszy człowieczeństwa. Mechanizm tworzenia ze zbrodni i przemocy nowej świeckiej religii. A jednak to możliwe, wciąż możliwe. Dla mnie Korea P. jest interesująca od strony duchowej. Chciałbym się czegoś dowiedzieć o wartościach zwyczajnego życia ludzi żyjących w takim systemie totalnych zniewoleń. To cenna wiedza – ku przestrodze. Bo jak uczy historia, w historii wszystko może się zdarzyć.

Opublikuj może o tym notkę. Chętnie pozczytam.

pozdrawiam


Opublikuję jak wrócę,

nie będzie to przyjemna lektura.


Synergie

Pozostaje problem buddystów, którzy w sporej większości słyszeli (tak jest we współczesnym świecie globalnej wioski) o Ewangelii i o Jezusie Chrystusie. Ale wolą zawierzyć Buddzie.. (...) ale rozumiem, że jako ludzie dobrej woli, nie muszą się na zapas martwić o zbawienie.

Ponieważ chcesz konkretnej odpowiedzi zacytuję Ci dokument Soborowy:
„” «skoro (...) za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiaruje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy» (Gaudium et spes, 22).

Możliwość ta urzeczywistnia się poprzez wewnętrzne i szczere przylgnięcie do Prawdy, ofiarny dar złożony z siebie dla bliźniego i wzbudzone przez Ducha Bożego poszukiwanie Absolutu. Promień Bożej Mądrości dostrzegamy również w zachowywaniu przykazań i praktykach zgodnych z prawem moralnym i autentycznym zmysłem religijnym. Właśnie dzięki obecności i działaniu Ducha, elementy dobra różnych religii w sposób tajemniczy przygotowują serca na przyjęcie pełnego objawienia Boga w Chrystusie.”””

Powtórne przyjście Chrystusa będzie miało charakter ziemski i historyczny, czy kosmiczny i pozaczasowy?

Kosmiczny. Nastanie nowa ziemia i nowe niebo poprzez strącenie do otchłani tych którzy nie są, nie byli i nie chcą być dziećmi Boga.
Nie będzie historycznym tryumfem Kościoła lecz ostatecznym rozrachunkiem ze złem przez Przychodzącego Chrystusa. Przyjmie on formę sądu ostatecznego. Przyjście Chrystusa w chwale będzie dniem powszechnego zmartwychwstania i całkowitej odnowy wszystkiego.

Czyli powtórne przyjście Chrystusa miałoby charakter historyczny i pozahistoryczny, w pewnym więc sensie ponadczasowy, czy tak? Trudno wyobrazić sobie bowiem, że w czyściec jest urządzony na wzór ziemski i toczy się w nim jakaś historia.

Historyczny, kończący epokę tryumfu zła na ziemi a zaczynający nową erę. Św.Piotr pisze w swoim liscie: * „Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość” (2 P 3,13).

By w następnym zdaniu dodać kolejny warunek tego doskonalenia w czyśćcu:
Umarł w stanie łaski uświęcającej ale nie kochał Boga całym swoim sercem, swoim umysłem, całą swoją wolą.

Pewnie pamiętasz z katechezy, że stan łaski uświęcającej to stan nie trwania w grzechu śmiertelnym – > świadomym i dobrowolnym przekroczeniu ważnego w skutkach przykazania Bożego. A więc stan nieprzyjaźni z Bogiem. Stan buntu.
Więc jeśli ktoś w takim stanie buntu wobec Boga umiera. Nie umiera w stanie łaski uświęcającej ale w stanie zerwania z Bogiem. Ewangelia mówi: czuwajcie bo nie znacie dnia i godziny. A w przypowieści o Pannach mądrych i głupich mówi, że nie przyzna się do głupich Panien które nic nie uczyniły aby się przygotować na przyjście Pana.

Jeżeli przeciw Duchowi Świętemu grzeszy człowiek (jak piszesz) nieposłuszny Bogu, zbuntowany i porażony pychą, to niewielkie szanse na zbawienie mają ateiści. Odrzucają Boga. Trochę niejasno rysuje się znów perspektywa zbawienia wiernych, którzy wierzą wprawdzie w Allacha, lecz odrzucają koncepcję Trójcy Świętej. Podobnie Zydzi, że o innych nie wspomnę.

Bo co jest dobrem a co złem według Boga? Tylko Biblia i Kościół katolicki przynoszą odpowiedź na to pytanie, czy może odpowiedzi znajdują się również pośród natury, filozofii i sztuki, w świętych księgach innych religii?. Czyż nie cały kosmos jest wielkim Objawieniem woli bożej?

.

Jest ale pełnia jest w Jezusie Chrystusie. W kosmosie znajdują się zalążki Prawdy które odkrywamy i poznajemu. W serce człowieka jest wpisana tęsknota za Bogiem. Wyżej w pierwszym akapicie o tym pisałem przytaczając dokument soborowy.

Tak, bardzo głębokie. Ja je interpretuję prosto: bądź niewinny i czysty jak dziecko, idź za Jezusem, naśladuj Go i nawiąż osobisty kontakt ze swoim Ojcem w Niebie, który jest twoim Bogiem a Duch Święty na Ciebie zstąpi jak na uczniów Chrystusa. I właśnie to ma się wypełnić. I właśnie w to trzeba uwierzyć. Tam, gdzie zstępuje Duch Święty zaczyna się wspólnota – a zaczynać ma się już na ziemi, a nie dopiero w Krolestwie Niebieskim.

Można i w ten sposób – też tak wierzę.

Święto Bożego Ciała w Kościele katolickim i Eucharystia mają głęboki sens mistyczny. Czy Ciałem Chrystusa jest tylko biały opłatek przyjmowany z rąk kapłana katolickiego?

Tak. Jest ciałem tego samego Chrystusa który umarł i zmartwychwstał. Jednak mistyczne Ciało Chrystusa także wszyscy wszczepieni w Niego – jak to przedstawia obraz – krzewu winnego i latorośli. Można powiedzieć, że przez spożywanie ciała i krwi Chrystusa działamy w jednym krwioobiegu – stajemy się mistycznym jednym Ciałem, złączeni jednym Duchem w jednym Kościele( w jednej widzialnej wspólnocie).
Nie odpowiadałem na każdy akapit uznając, że część odpowiedzi się łączy. Ale jak chcesz rozwinięcia to się postaram – jest to dla mnie rozwijające i twórcze.

Pozdrawiam serdecznie!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie

Synergie

Znowu mi się coś nie tak zapisało.

Zapomniałem też napisać rzeczy najważniejszej pod poprzednim komentarzem.

Będę oczywiście starał się uzasadniać w kolejnych notkach, wpisach i komentarzach przekonanie, że różne ścieżki prowadzą do Boga. Tych ścieżek jest całkiem sporo.

Takim podejściem prawdopodobnie wszystkim się w końcu narażę.

raz jeszcze pozdrawiam

Sądzę, że nie, znaczy się nie narazisz. Gdyż są ściezki które do niego prowadzą i wręcz przeciwnie. A prowadzą o tyle, o ile… . No właśnie. Najważniejsze jest to “o ile” i to chciałbym abyś zdefiniował pisząc.. .

Pozdrawiam
************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino..Pouczająca będzie.

Tak więc czekamy.

pozdrawiam


re: Przepływy miłości i obfitości (30)

Cieszę się z tych odpowiedzi. Co będę ukrywał.

Promień Bożej Mądrości dostrzegamy również w zachowywaniu przykazań i praktykach zgodnych z prawem moralnym i autentycznym zmysłem religijnym. Właśnie dzięki obecności i działaniu Ducha, elementy dobra różnych religii w sposób tajemniczy przygotowują serca na przyjęcie pełnego objawienia Boga w Chrystusie.”””

Czyli jest dobrze. Myśl teologiczna Soboru Watykańskiego otwiera pole do dialogu międzyreligijnego. Niby to wiadomo, a wciąż w świadomości społecznej pokutuje zaściankowość. Tak musi być. Świadomość ekumeniczna potrzebuje czasu, żeby przeniknąć do struktur społecznych i religijnych. Przemienić ją w duchu większej tolerancji i wzajemnego szacunku. Tradycja każdej religii, która ma swoje źródło w promieniach Bożej Mądrości musi być traktowana jak gleba przez rolnika. Trzeba ją kultywować, by wyrastały z ziaren w niej zasianych dobre owoce, z nadzieją, że ta praca przygotuje serca na pełniejsze (i/lub pełne) przyjęcie objawienia Boga w Chrystusie.

Oczywiście znałem tę interpretację teologiczną Nowego Testamentu, że powtórne przyjście Chrystusa nie dokona się w ludzkiej historii. Ale są też w Chrześcijaństwie takie nurty, które wieszczą, że przyjście Chrystusa dokona się w historii i nawet przepowiadają, jakie znaki temu będą towarzyszyć i kiedy to nastąpi. Ta róznorodność opinii na ten temat jest zadziwiająca.

Nie będzie historycznym tryumfem Kościoła lecz ostatecznym rozrachunkiem ze złem przez Przychodzącego Chrystusa. Przyjmie on formę sądu ostatecznego. Przyjście Chrystusa w chwale będzie dniem powszechnego zmartwychwstania i całkowitej odnowy wszystkiego.

Nad tym (powyżej) fragmentem egzegezy chrześcijańskiej chciałbym się natomiast zastanowić głębiej w przyszłości. Całkowita odnowa wszystkiego, poza tymi elementami, ktore zostaną potępione, jakoś mnie nie przekonuje. Nie współgra z moim intuicyjnym wglądem Jedności wszystkiego w Bogu. Bóg stworzył człowieka i wszelkie istnienie, żeby do Niego na koniec końców wróciło, a chocby po nieskończenie długim z perspektywy ludzkiej historii czasie, a choćby i poza czasem. Bóg nie ma “interesu”, żeby kogokolwiek na wieki potępiać, nawet Lucyfera. Być może jest to więc niepełna prawda – i tylko takie Objawienie, które dziś możemy zrozumieć, które dziś ma wzbudzić w naszych sercach pragnienie czynienia dobra, pragnienie wysiłku duchowego, by nie odkładać tego, co mamy zrobić dziś, by wejść na ścieżki prowadzące do Boga i nie wpadać w iluzję: nie uczynię tego dziś, lecz jutro lub pojutrze – zawsze zdążę, gdyż Bóg jest nieskończenie miłosierny.

Pełnia w Jezusie Chrystusie – to dobra prawda. Jezus pokazał Drogę Życia jak człowiek stworzony na obraz i podobieństwo boże, mógłby się stać Chrystusem. Obraz winnej latorośli wskazuje na organiczne i żywe połaczenie człowieka z Bogiem, na pierwotną Jedność. I taka dziś jest moja interpretacja słów poniżej:

Jest,ale pełnia jest w Jezusie Chrystusie. W kosmosie znajdują się zalążki Prawdy które odkrywamy i poznajemu. W serce człowieka jest wpisana tęsknota za Bogiem.

Tak więc w Kośmosie są rozsiane ziarna prawdy, a człowiek poprzez swoje zanurzenie w Duchu Świetym ma stać się Chrystusem. To misja najważniejsza dla niego. Trudne? Zbyt fantastyczne? Pewnie tak!

Jednak mistyczne Ciało Chrystusa także wszyscy wszczepieni w Niego – jak to przedstawia obraz – krzewu winnego i latorośli. Można powiedzieć, że przez spożywanie ciała i krwi Chrystusa działamy w jednym krwioobiegu – stajemy się mistycznym jednym Ciałem, złączeni jednym Duchem w jednym Kościele( w jednej widzialnej wspólnocie).

Misja Kościoła katolickiego jest taka: najlepiej, gdyby wszyscy ludzie należeli do naszego Kościoła. I ja to rozumiem. Stawiam sobie przy tej okazji jedno małe pytanie: czy np. buddysta, który stał się oświeconym Buddą przynalezy do mistycznego Ciała Chrystusam, żyje w tym samym krioobiegu Drogi, Prawdy i Życia? I odpowiadam na to pytanie: Tak, pomimo wielu tajemnic tak.

I tu jest jedno z miejsc, gdzie pomniejszam rolę i znaczenie Kościoła katolickiego w dziele Zbawienia.

serdecznie pozdrawiam


Ekumenizm lub jego brak

to ciekawy temat. Mam wrażenie, że katolicy dzielą się z grubsza na integrystów, dla których Dominus Jesus i niech wszyscy inni się wypchają, oraz na takich jak Jan Turnau i moja przyjaciółka Margola, którzy zdają się przepraszać za fakt uczestnictwa w tak reakcyjnej i paskudnej organizacji…

...jeszcze jestem ja, w dziwny sposób łącząca czarną reakcję z całkowitym otwarciem na inne wyznania i kultury :P


Poldek 34. Wiem, stosy za herezję już nie płoną!

Sądzę, że nie, znaczy się nie narazisz. Gdyż są ściezki które do niego prowadzą i wręcz przeciwnie. A prowadzą o tyle, o ile… . No właśnie. Najważniejsze jest to “o ile” i to chciałbym abyś zdefiniował pisząc.. .

Takich definicji nie da się zmajstrować na poczekaniu. Wymaga to dogłębnych studiów porównawczych międzyreligijnych. To mogłobyby być dzieło na całe życie dla wielu wybitnych badaczy religii i duchowości. Cóż, ja, mały robaczek? Nie dam rady przestudiować tych wszystkich mądrych ksiąg.
Dla mnie inny cel jest ważniejszy: chciałbym wydobywać z Ducha te aspekty, które przemawiają przeze mnie w doświadczeniu mojego życia. I w lustrze dialogu widzieć to doświadczenie ponownie.

Staram się nie budować li tylko na hermeneutyce i teologii, lecz przede wszystkim na żywym doświadczeniu. A Słowo w tym wszystkim jest jednym z kluczy do przestrzeni Ducha.

serdecznie pozdrawiam


Pino Wiedziałem, że jesteś fantastyczną dziewczyną!

...jeszcze jestem ja, w dziwny sposób łącząca czarną reakcję z całkowitym otwarciem na inne wyznania i kultury :P

Kościół katolicki jest fantastyczną instytucją. Potrzebuje ino odrobiny otwarcia, by przewietrzyć niektóre zatęchłe pomieszczenia w Pałacach, które przez wieki zbudował.

Katolicyzm potrzebuje dziś autentycznie zatroskanych katolików. Muszą oni jednak pogodzić otwartość na świat z odkryciem specjalnego fundamentalizmu wokół Chrystusa i wartości Cywilizacji Życia budowanego. Innymi słowy: jestem za Europą Chrześcijańską, gdyż wszystkie te alternatywy ideologiczne proponowane przez europejską oligarchię wiążą się ze śmiercią Europy i osłabieniem jej Ducha i znaczenia w świecie. Ten proces destrukcji trzeba by jakoś zatrzymać. Ale jaK?

Slowa o Katolicyzmie odnoszą się oczywiście do innych wyznań i kościołów w obrębie szeroko rozumianego Chrześcijaństwa.

Postawę Jana Turnaua, i tym podobnych “katolików”, przemilczę. To myślenie, które reprezentują, powinno pomału odchodzić – no mam nadzieję – do lamusa historii. Jest z grubsza rzecz biorąc wsteczne i niewitalne.

Zjadłem sobie smaczny obiadek. Krupnik i kapustę z grzybami. Ufff, jak ta kobieta fantastycznie gotuje.

serdecznie pozdrawiam


SYNERGIE

powtórne przyjście Chrystusa nie dokona się w ludzkiej historii. Ale są też w Chrześcijaństwie takie nurty, które wieszczą, że przyjście Chrystusa dokona się w historii i nawet przepowiadają, jakie znaki temu będą towarzyszyć i kiedy to nastąpi. Ta róznorodność opinii na ten temat jest zadziwiająca.

Źle mnie zrozumiałeś albo się nieprecyzyjnie wyraziłem. Dokona się historycznie, gdyż powtórne przyjście będzie miało charakter kosmiczny i fizyczny. Wystarczy przywołać wypowiedź Jezusa z Ewangelii:

””Bo jak błyskawica zapala się na wschodzie a widać ją aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna człowieczego. 28 Gdziekolwiek jest padlina, tam zbiorą się i sępy.
29 A zaraz po udręce tych dni “słońce się zaćmi i księżyc nie da światła, i gwiazdy będą spadać” z nieba i “moce niebieskie” będą wstrząśnięte.
30 Wtedy ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego. I “płakać będą wszystkie pokolenia ziemi, i ujrzą Syna człowieczego przychodzącego na obłokach niebieskich” z wielką mocą i chwałą.
31 I pośle swoich aniołów z wielkim trąbieniem, i zgromadzą ze wszystkich stron świata Jego wybranych od jednego krańca nieba do drugiego.”””

Ja napisałem, że nie będzie to tryumf Kościoła, że wszyscy zostaną ochrzczeni lecz będzie to fizyczne przyjście Jezusa – tak jak w opisie.

Całkowita odnowa wszystkiego, poza tymi elementami, ktore zostaną potępione, jakoś mnie nie przekonuje. Nie współgra z moim intuicyjnym wglądem Jedności wszystkiego w Bogu. Bóg stworzył człowieka i wszelkie istnienie, żeby do Niego na koniec końców wróciło, a chocby po nieskończenie długim z perspektywy ludzkiej historii czasie, a choćby i poza czasem. Bóg nie ma “interesu”, żeby kogokolwiek na wieki potępiać, nawet Lucyfera.

Problem nie tkwi po stronie Boga lecz Lucyfera. Problem tkwi nie po stronie Boga lecz człowieka. Bóg nie ma interesu odrzucać kogokolwiek. Ale istoty wolne mogą wzgardzić Bogiem. Zatem to co rozumiemy jako potępienie to dobrowolna decyzja aby istnieć poza Bogiem nawet w piekle i męczarniach.. . Podkreślam – jako skutek dobrowolnej decyzji tych osób które się na to decydują. Zarówno anioły jak i ludzie.

Być może jest to więc niepełna prawda – i tylko takie Objawienie, które dziś możemy zrozumieć, które dziś ma wzbudzić w naszych sercach pragnienie czynienia dobra, pragnienie wysiłku duchowego, by nie odkładać tego, co mamy zrobić dziś, by wejść na ścieżki prowadzące do Boga i nie wpadać w iluzję: nie uczynię tego dziś, lecz jutro lub pojutrze – zawsze zdążę, gdyż Bóg jest nieskończenie miłosierny.

A ja mam wrażenie, że próbujesz traktować Ewangelię mówiącą o konsekwencjach trwania w grzechu jako ściemnianie i straszenie „małych dzieci” czyli nas. Gdyby tak było, oznaczałoby, że Jezus Prawdą i Drogą i Życiem nie jest ale manipulatorem który nie chce aby ludzie korzystali ze swojej wolności świadomie. Gdy tymczasem Bóg człowiekowi daje pełną wolność, nawet do wyboru potępienia zamiast zbawienia. Jezus objawił prawdę o grzechu, odkupieniu oraz potępieniu. Mamy pełnię czasów, gdyż mamy pełnię wiedzy na ten temat. Pozostaje nam wolny i odpowiedzialny wybór rzeczywistości którą wybieramy.

Misja Kościoła katolickiego jest taka: najlepiej, gdyby wszyscy ludzie należeli do naszego Kościoła. I ja to rozumiem. Stawiam sobie przy tej okazji jedno małe pytanie: czy np. buddysta, który stał się oświeconym Buddą przynalezy do mistycznego Ciała Chrystusam, żyje w tym samym krioobiegu Drogi, Prawdy i Życia? I odpowiadam na to pytanie: Tak, pomimo wielu tajemnic tak. I tu jest jedno z miejsc, gdzie pomniejszam rolę i znaczenie Kościoła katolickiego w dziele Zbawienia.

Objawienie zawarte w tzw. Historii zabawienia zapisanej na kartach Biblii, realizowanej w świecie poprzez wypełnianie polecenia Jezusa: Idźcie na cały świat i nauczajcie wszelkie narody..” . Jest konsekwencją Objawienia Jezusa. To on zsyła Ducha Świętego swoim uczniom i zapewnia ich o tym, że jest z nimi aż do skończenia świata.
Ma to znaczenie dla tych którzy do niego(Kościoła) nie należą. Bo przecież przystąpienie do Kościoła Chrystusowego jest przyjęciem dziecięctwa bożego i szczególnej bliskości z Nim. W działalności misyjnej Kościoła nie tyle idzie o to aby wszyscy stali się jego członkami ile aby usłyszeli dobrą nowinę o Chrystusie przychodzącym i zbawiającym. A to co słuchacze już z tym zrobią to ich sprawa.
Apostołowie Jezusa mogą ewentualnie strzepać proch z sandałów(mówiąc obrazowo) i pójść tam, gdzie znajdą się ludzie o otwartym sercu na Boże zbawienie.
Nie każdy musi być Katolikiem i Chrześcijaninem. Nie każdy rozpoznaje Boże wezwanie. Ale istotą jest to, aby każdy usłyszał tę nowinę i zrobił z nią to, co uzna za słuszne. Wolności niczyjej gwałcić nie można, natomiast można zawsze dać możliwość wyboru.
Co do Buddysty sądzę, że nie. Gdyby tak było po cóż miałby przychodzić Jezus na ziemię. Skoro pełnia wszystkiego co jest potrzebne do „włączenia się do krwioobiegu mieszkańców Królestwa Niebieskiego była w zasięgu ludzi. Jeśli Jezus przychodzi to po to aby dać pełnię: nie ziarenka ale owoce.

Stąd nauka Kościoła mówi o ziarnach prawdy obecnych w innych religiach. Zaś pełnia objawienia i zbawienia do której można mieć pewność tkwi w Jezusie Chrystusie i włączeniu się do Komunii z Nim poprzez Chrzest i sakramentalne trwanie z nim w tej Komunii. Zatem najlepiej gdyby ludzie zechcieli poznać pełnię Prawdy zamiast zadowalali się jej ziarenkami.. .

To zadowalanie ziarenkami dotyczy także ochrzczonych. Gdyż przecież w Kościele są ludzie którzy żyją Chrystusem na 0, 10, 20, 50 i 100 procentach. A więc wybierają sobie z Prawdy w Chrystusie ziarenka ale są tacy którzy idą na całość. Ci stają się świętymi i blaskiem tej świętości zarażają innych. Można powiedzieć, że już tutaj na ziemi są czyści i wydoskonaleni w miłości rozsiewając słodycz Boskiego Królestwa. Można było tego doświadczać tej słodyczy duchowej w kontakcie np. z Janem Pawłem II.

Bóg chciał aby ludzie mogli mówić do niego Ojcze i posłał Jezusa.. . Jest to zaproszenie i wybranie adresowane do każdego człowieka bez wyjątku. Nowa era.

Pozdrawiam serdecznie.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Synergie

Synergie

Staram się nie budować li tylko na hermeneutyce i teologii, lecz przede wszystkim na żywym doświadczeniu. A Słowo w tym wszystkim jest jednym z kluczy do przestrzeni Ducha.

Nie uważasz, że to o czym piszesz byłoby możliwe wtedy gdybyś przeszedł ścieżkę Buddy, Katolika, Mahometanina, itp. a więc dysponował żywym doświadczeniem.
Słowo o tyle jest kluczem o ile wcielasz go w swoje życie. Może tylko częściowo zawładnąć Twoim życiem gdy zadowalasz się jedynie jego(Słowa) ziarenkami i tylko częściowo możesz coś powiedzieć o jego doświadczeniu. Czy można tylko częściowo kochać ? A jeśli tak, to doświadczenie o tym częściowym kochaniu będzie również jedynie częściowa.

Czy zatem uważasz, że część równa się całości?

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Hm, niedługo przebijacie wilości komentarzy mój pierwszy Hyde P

buuuuuuu, spadnę z pierwszego miejsca top listy:)

Za karę (albo w nagrodę, w zależności od interpretacji) nic nie powiem mądrego:)

Ni a propos tematu.

Może tylko tyle,, że ja bym się nie czepiał tzw. katolicyzmu otwartego, znaczy wole Turnaua i Bonieckiego niż Terlikowskiego i Paliwodę.

Z kilku przyczyn, których nie wyjaśnię, bo to zbyt pracochłonne.

A poza tym odwyk wzywa:)

Acz może w weekend se udzielę dyspensy tak zwanej?

Pozdrówka dla wszystkich tu zebranych:)


Poldek 34. Historyczne i kosmiczne przyjście Chrystusa

Wiem. Znam te cytowane z Ewangelii słowa, znam też inne – z Apokalipsy św. Jana.
Metafory i alegorie tych słów doczekały się wielu interpretacji teologicznych w późniejszych wiekach. Kościół jedne uznawał za herezje, inne zatwierdzał mocą swojego Apostolskiego Urzędu. M.in orzekając na podstawie tych słów kilka dogmatów.

Widzę, tu odnoszę się do naszego wcześniejszego watku dyskusji na ten temat, jedną sprzeczność. Jeżeli przyjście Chrystusa nastąpi w czasie historycznym, to wprawdzie może mieć wymiar kosmiczny, ale wątpię by było ostateczne w skali Kosmosu. Może być ostateczne dla tej części Kośmosu, który wyrasta z ziemi, z ludzkiej historii i dialogu, ktory rozpoczyna się pomiędzy człowiekiem i Bogiem Objawienia gdzieś w Raju, i trwa przez Abrahama, Mojżesza, Izaaka, by dopełnić się w Jezusie Chrystusie.

A po tym dopełnieniu, które swój finał miało w Zmartwychwstaniu, nadal trwa w niedopełnieniu i niedoskonałości uczniów Jezusa Chrystusa.

Warto się nad tymi wszystkimi wizjami nowego nieba i ziemi jeszcze raz zastanowić. Po XX wiekach zmieniła się bowiem dość radykalnie wiedza o wszechświecie i widać gołym okiem, że symbole pasterskie i związane obrazem Kosmosu, gdzie Ziemia była Centrum, wokół niej krążyło słońce i księżyc, a na firnamencie wisiały sobie gwiazdy są nieadekwatne. Nie da się opisać w tym paradygmacie (i wychodząc od takiego światopoglądu) tego, co faktycznie się zdarzy.

serdecznie pozdrawiam

PS. W tym miejscu przerywam pisanie, bo nade mną stoi żona i musimy pojechać do szpitala. Po powrocie odniosę się do pozostałych kwestii.


grześ To napisz coś śmiesznego i będziemy kręcić licznik na 1.

ja bym się nie czepiał tzw. katolicyzmu otwartego, znaczy wole Turnaua i Bonieckiego niż Terlikowskiego i Paliwodę.

A ja żadnego z tych Panów nie lubuję – znaczy się nie uważam za drogowskaz i miarę myśli katolickiej. Z różnych powodów.

Czy możliwy jest katolicki fundamentalizm otwarty?
Tak. Sądzę, że tak. Muszą być zdrowe fundamenty i otwarcie. Więcej napisać? To bardzo pracochłonne.

serdecznie pozdrawiam

PS. Następne notki będę miały już po 2 komentarze, w tym jeden mój a drugi tego, kto coś napisze przez omyłkę – domniemam tak…


Synergie

Idąc tym tropem rozumowania, można by rzec, że Opowiadanie o stworzeniu świata straciło swoje znaczenie gdyż wtedy uważano, że ziemia jest płaska.. . A teraz już wiemy, że jest okrągła, i wiemy też, że świat nie powstawał 7 dni.. a teraz wiemy, że lata.. .

Dla mnie nie jest istotne malowanie wizji co stanie się fizycznie po paruzji. Wiemy o dokonaniu się ostatecznego rozwiązania kwestii zła oraz nowej ziemi i nowego nieba. Reszta jest abstrakcją i malowaniem na oślep, tak jak o wieczności możemy powiedzieć zaledwie, że będzie bez granic czasowych i będziemy zbawieni. A cóż to oznacza zbawienie?
Obawiam się, że jesteśmy bezradni aby opisywać te stany.

Mówiąc o paruzji nie wolno pomijać jej kontekstu. A kontekst jest taki, że nastąpi powrót do czasów sprzed buntu aniołów w niebie z tą jedną różnicą. Przybędzie ludzi -> będących w odróżnieniu od duchów niebieskich synami i córkami Boga samego.
Zła nie będzie. I tak trwać będzie już nie wiara i nie nadzieja ale miłość na wieki wieków.. .

Nie rozumiem u Ciebie rozróznienia na czas niehistoryczny i historyczny. Jezus przyjdzie tak jak odszedł przy wniebowstąpieniu z tą róznicą, że będą poprzedzać jego przyjscie konkretne znaki a jego przyjscie będzie spektakularne i nie budzące wątpliwości.

Zwróć uwagę na to, że Jezus wielokrotnie mówi, że przyjście nastąpi jak potrzask, niespodziewanie: przypowieść o roztriopnych panna i głupich, czuwajcie bo nie znacie dnia i godziny.. . Zwracam uwagę na kategorie: dzień, godzina, zaskoczenie. Jak dla mnie czas konkretny i historyczny.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34.

Wróciłem i mogę spokojnie odpisać na inne kwestie.

Problem nie tkwi po stronie Boga lecz Lucyfera. Problem tkwi nie po stronie Boga lecz człowieka. Bóg nie ma interesu odrzucać kogokolwiek. Ale istoty wolne mogą wzgardzić Bogiem.

Pełna zgoda. Tylko jak długo? Ile razy? I czy z czyśca można pójść do piekła?

próbujesz traktować Ewangelię mówiącą o konsekwencjach trwania w grzechu jako ściemnianie i straszenie „małych dzieci” czyli nas. Gdyby tak było, oznaczałoby, że Jezus Prawdą i Drogą i Życiem nie jest ale manipulatorem który nie chce aby ludzie korzystali ze swojej wolności świadomie.

Nie ma wolności bez miłości. Oto moja odpowiedź. Bez miłości wolność przekształca się w zniewolenie. Jest zaledwie iluzją wolności pośród chaosu zamkniętego w strukturach różnych wewnętrznych i zewnętrznych projekcji umysłu. Kształtem prawdy jest miłość i dopiero w tej przestrzeni emanującej z “geometrycznych” wzorów miłości możemy poruszać się jako ludzie w pełni wolni.Dzisiejszy świat wyolbrzymia znaczenie wolności, miesza porządki i holarchie, mówi i myśli o wolności na poziomach, gdzie pojawia się jej imitacja – dość zniewolona przez rózne uwarunkowania i ponura. Pełna wolność pojawia się dopiero na niedualnym poziomie świadomości, ponad tymi wszystkimi rozważaniami o wolności pozytywnej i negatywnej, wolności od rzeczy i wolności do rzeczy (lub/i wartości). Możliwość wyboru to jeszcze nie wolność, możliwość wyboru zawsze jest uwikłana w różne zależności, co oczywiście nie usprawiedliwia złych wyborów, ale łagodzi skłonność do osądzania drugiego człowieka.
Co do Ewangelii niewiele widzę tam straszenia, więcej pozytywnych przykładów życia bez grzechu. Nic nie poradzę, że to widzę. Gdy pierwszy raz przeczytałem Ewangelię i porównałem ją z nauczaniem mojego Proboszcza, który przygotowywał nas linijką walącą po łapach do I Komunii, pomyślałem sobie krótko: dlaczego on tak kłamie, dlaczego? Uderzyła mnie, obywatela z umysłem dziecka, kosmiczna rozbieżność pomiędzy tym, co wyczytałem z Ewangelii i słyszałem od Proboszcza. Tu miłość i przebaczenie, a na salce katechetycznaj – grzech i piekło.

Stąd nauka Kościoła mówi o ziarnach prawdy obecnych w innych religiach. Zaś pełnia objawienia i zbawienia do której można mieć pewność tkwi w Jezusie Chrystusie i włączeniu się do Komunii z Nim poprzez Chrzest i sakramentalne trwanie z nim w tej Komunii. Zatem najlepiej gdyby ludzie zechcieli poznać pełnię Prawdy zamiast zadowalali się jej ziarenkami.. . .

Z ziarenek rosną drzewa, które rodzą owoce a w owocach kolejne ziarenka. To cykl natury i Ducha, który naturę przenika. Ziarenko gorczycy ma wielką wiarę, skoro wyrasta z niego wielkie drzewo. Podobnie powinien myśleć i działać człowiek, z mocą wiary. Tkwienie w zewnętrznych rytach religijnych, choćby i najpiękniejszych to zbyt mało, żeby przemienić serce na tyle, żeby chciało z siebie wypuścić korzenie w glebę Ducha i gałęzie z pnia miłości – z taką wiarą jak czyni to maleńkie ziarenko gorczycy.

Pełnię Objawienia Chrystusa można przyjąć przede wszystkim i dopiero w doświadczeniu zwyczajnego życia – na poziomie niedualnej świadomości. Cała reszta jest dodatkiem, być może koniecznym, ale tylko dodatkiem.

pozdrawiam


Poldek 34. Nie ma takiej potrzeby.

Nie uważasz, że to o czym piszesz byłoby możliwe wtedy gdybyś przeszedł ścieżkę Buddy, Katolika, Mahometanina, itp. a więc dysponował żywym doświadczeniem.

Wystarczy mi ścieżka mojego żywego doświadczenia. I nic więcej nie spotkam na drodze. W tym doświadczeniu mogę się jednak spotkać ze słowem Buddy, Chrystusa, Kriszny, Świętego Jana od Krzyża, Sahn Sa Nima (mistrz zen)...I to słowo trafi do mnie lub nie. Jeżeli trafi, zainicjuje proces przemiany ziarenka w drzewo duchowego wzrostu.

O miłości można sporo głupot powiedzieć, podobnie jak o wolnosci – no to ludzie mówią. Prawdziwa miłość przyśpiesza dojrzewanie świadomości aż może ona, najpierw w rozbłyskach, następnie w każdej chwili, docierać do niedualnego pola boskości. Na poziomie praktyki i zwyczajego życia oznacza to tylko tyle: ja i każda istota jesteśmy połączeni niewidzialnymi więzami jedności. Jesteśmy Jednym, mimo, że różnimy się i tworzymy pozornie rozdzielone światy Osób.

pozdrawiam


Poldek 34. Czas historyczny i kosmiczny

Nie rozumiem u Ciebie rozróznienia na czas niehistoryczny i historyczny. Jezus przyjdzie tak jak odszedł przy wniebowstąpieniu z tą róznicą, że będą poprzedzać jego przyjscie konkretne znaki a jego przyjscie będzie spektakularne i nie budzące wątpliwości.

Nie było raczej takiego rozróżnienia, lecz takie jak w tytule tego komentarza. Objawienie dzieje się w historii, ludzkiej historii. Ta historia może się kiedyś skończyć – spadnie kometa albo człowiek w swoim obłędnym pędzie do postępu zmajstruje jakieś genetyczno-sztuczne monstrum (nad czym zresztą pracuje, niezadowolony z darów Boga i swego naturalnie przyrodzonego ciała i mózgu). Wiem, to są tylko spekulacje. Można je mnożyć i rozmnażać w wielu kierunkach ekspansji intelektualnej poprzez sztukę i naukę.
W każdym razie: jest prawdopodobne, że człowiek nie przetrwa na ziemi i że ziemia przetrwa człowieka, a jeżeli nie ona, to najpewniej wszechświat stworzony przez Boga, być może z innymi planetami zaludnionymi przez istoty rozumne, które mają ciało i rozum (i nie są aniołami z Biblii).
Gdy pisałem, czy Chrystus ponownie przyjdzie w czasie historycznym i kosmicznym, miałem na myśli wiele rzeczy. Tu na ziemi przyjdzie do ludzi aktualnie zamieszkujących tę planetę i przyjdzie równocześnie do dusz w czyścu oczyszczających się z grzechów popełnionych na ziemi.

I nie przyjdzie w tym samym czasie, jeżeli istnieją inne zamieszkane światy, do istot rozumnych stworzonych na obraz i podobieństwo boże gdzieś tam w wielkim wszechświecie w tym samym historycznym czasie. Bo tam być może jest inny czas i inna historia. To miałem na myśli, ale znów nie tylko to.

pozdrawiam


Synergie

Synergie

Tylko jak długo? Ile razy? I czy z czyśca można pójść do piekła?

Pisaliśmy już o tym. Podobnie jak raz można żyć na ziemi, raz umrzeć, raz trafic do czyśćca a potem do nieba.. . Innej kolei losu nie ma. Jeśli ktoś umarł w grzechu śmiertelnym – a więc świadomie i dobrowolnie odrzucił Boga nie ma po co iść do czyśćca. Nie ma grzechu wg niego więc z czego ma się oczyszczać.. ? Idzie więc do “swojego nieba” które nazywamy piekłem.

Nie ma wolności bez miłości. Oto moja odpowiedź.

Piękne stwierdzenie. Św. Jan pisze: Bóg jest Milością, kto trwa w milości w Bogu mieszka a Bóg z niem. Czy mogę zatem napisać niema wolności bez Boga?

Bez miłości wolność przekształca się w zniewolenie.

Mogę napisać: bez Boga wolność przekształca się w zniewolenie.. ? Itp.. .

Możliwość wyboru to jeszcze nie wolność, możliwość wyboru zawsze jest uwikłana w różne zależności, co oczywiście nie usprawiedliwia złych wyborów, ale łagodzi skłonność do osądzania drugiego człowieka.

Jezus mówi nie sądźcie a nie będziecie sądzeni, a więc zastrzega sądy dla tego Który zna myśli i tajniki serca.. .

Co do Ewangelii niewiele widzę tam straszenia, więcej pozytywnych przykładów życia bez grzechu. Nic nie poradzę, że to widzę. Gdy pierwszy raz przeczytałem Ewangelię i porównałem ją z nauczaniem mojego Proboszcza, który przygotowywał nas linijką walącą po łapach do I Komunii, pomyślałem sobie krótko: dlaczego on tak kłamie, dlaczego? Uderzyła mnie, obywatela z umysłem dziecka, kosmiczna rozbieżność pomiędzy tym, co wyczytałem z Ewangelii i słyszałem od Proboszcza. Tu miłość i przebaczenie, a na salce katechetycznaj – grzech i piekło.

W Ewangelii proboszcza nie ma.. . W Ewangelii pisze o uczonych w Piśmie groby poboelane, dlaczego nie może się to odnosić do proboszcza który daje świadectwo odwrotne niż Ewangelia. I proboszcz potępiony być może. Jezus mówił “wielu pierwszych będzie ostatnimi..”. Czy to nie pasuje do tych którzy i uczeni w Piśmie są i proboszczami.. i szarymi Katolikami jak ja… ? Ewangelia jest radykalna. Domaga się radykalizmu. Czy to nie koresponduje z tym co cytowałem wczesniej: sługa który wiedział jaka jest wola Pana a nic nie przygotował otrzyma surową chłostę – to o tych najbliżej Ewangelii ale nie żyjący nią... .

Z ziarenek rosną drzewa, które rodzą owoce a w owocach kolejne ziarenka. To cykl natury i Ducha, który naturę przenika. Ziarenko gorczycy ma wielką wiarę, skoro wyrasta z niego wielkie drzewo. Podobnie powinien myśleć i działać człowiek, z mocą wiary. Tkwienie w zewnętrznych rytach religijnych, choćby i najpiękniejszych to zbyt mało, żeby przemienić serce na tyle, żeby chciało z siebie wypuścić korzenie w glebę Ducha i gałęzie z pnia miłości – z taką wiarą jak czyni to maleńkie ziarenko gorczycy.

Mowa o ziarenkach prawdy ma swój kontekst. A polega on na tym, ze Jezus jest pełnia Objawienia do której Bóg przygotowywał czas i jego miejsce. Skąd wiemy, że pełnią? Z Biblii, która mówi. nie dano ludziom innego imienia pod słońcem w którym byliby zbawieni.. .”. Chodzi o Jezusa.

Ja to widzę tak(te ziarenka). Wyobraź sobie, że Jezus i Jego Kościół to rzeka przepływająca przez świat. Z tej rzeki dołączają się małe, mniejsze, trochę większe strumyki, potoki, itp. I ziarenkami porozrzucanymi są właśnie te malutki potoki dopływające do rzeki głównej. Łączność z rzeką główną jest kryterium czy mamy do czynienia z ‘ziarenkiem” czy nie. Mówisz o ziarenkach, że z nich rosną drzewa. Ładne porównanie. Jednak po samym ziarenku nie jesteś określić jakie drzewo z niego wyrośnie.
Dobre drzewo wyrośnie z tego które jest połączone z “rzeką”. To jest kryterium ziarna o którym mówi Kościół.

Pełnię Objawienia Chrystusa można przyjąć przede wszystkim i dopiero w doświadczeniu zwyczajnego życia – na poziomie niedualnej świadomości. Cała reszta jest dodatkiem, być może koniecznym, ale tylko dodatkiem.

No pewnie, że tak. Przecież wiara bez uczynków martwa jest. Wiec to w szarym życiu wykuwa się wiara, jak i moc. A moc doskonali się w słabości – powie św.Paweł.

Owo w słabości mi się podoba. A myślę, że jest to owo doświadczenie słabości z którego doskonali się moc. A więc doświadczenie o którym piszesz. Orędzie Jezusa trafia tam gdzie jest grzech. Tam potrzebna jest łaska. Jezus mówi: “NIe przyszedłem do sprawiedliwych ale powołać grzeszników. Łaska, pełnia Jezusa jasnieje u tego który rozpoznaje swój grzech, obmywa swoją duszę we krwi Baranka i jaśnieje Jego blaskiem. Jeśli ktoś twierdzi, że jest święty.. – nie potrzebuje Jezusa i Objawienia – nie zakosztuje też pełni objawienia.A więc dla wszystkich nas jest zaadresowana pełnia objawienia. Warunek: rozpoznać swój grzech i w to miejsce wpuścić moc zmartwychwstałego która zastępuje słabość.
Ci trafiający do piekła nie mają “grzechów”. Idą więc do nieba dla ludzi “bez grzechów”. Jeśli tam sami doskonali bez grzechów to piekło jest pełne bogów – jest samo w sobie zbiorek sprzecznych ze sobą istot. Na tym polega piekło. Sami skłóceni z sobą bogowie. Niebo jest zaś miejscem pokornego Boga i wywyższonego człowieka.

Jeśli taki zamysł jest Boga by się poniżyć a wywyższyć człowieka, to i stąd taka wściekłość szatana widoczna w świecie w którym zyjemy. Gdyż ma mało czasu i chce zgubić człowieka z czystej zazdrości by nie został wywyższony i nie stał się kimś więcej niż... szatani.

Serdecznie pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Diametralne róznice

Podobnie jak raz można żyć na ziemi, raz umrzeć, raz trafic do czyśćca a potem do nieba.. . Innej kolei losu nie ma. Jeśli ktoś umarł w grzechu śmiertelnym – a więc świadomie i dobrowolnie odrzucił Boga nie ma po co iść do czyśćca. Nie ma grzechu wg niego więc z czego ma się oczyszczać.. ? Idzie więc do “swojego nieba” które nazywamy piekłem.

W tym miejscu buddyzm i hinduizm zajmują inne stanowisko. Wierzą w reinkarnację, czyli możliwość wielokrotnego życia na ziemi. Czyściec jest więc jakby (oczywiście to taka moja interpretacja na użytek tej dyskusji, gdyż problem jest wielce złożony) w tych religiach wędrówką pomiędzy inkarnacjami w kolejnych wcieleniach a okresem przerwy pomiędzy nimi w zaświatach. Celem jest albo nirwana, czyli oczyszczenie się z cierpienia i wyzwolenie (buddyzm), czyli coś na wzór nieba albo jeszcze coś innego w hinduizmie (tu wstrzymałem się przed egzemplifikacjami, gdyż złożóność i róznorodność sytemów religijnych w hinduizmie jest tak wielka, ze nie wiadomo, o czym pisać?)

Jeżeli Bóg jest Miłością (a jest, bo Kim innym miałby być dla człowieka), to można mówić o tym samym na wiele sposobów. Czyli nie ma tu różnic.

Natomiast różnice pojawiają się w innym miejscu. Nic nie rośnie poza rzeką życia, poza oceanem prawdy, poza horyzontem drogi. Jeżeli Chrystus jest Prawdą, Drogą i Życiem nic nie rośnie poza Nim. Poza Nim jest śmierć, rozumiana jako nicość. A z drugiej strony, każde ziarenko w Nim musi uwierzyć, że Bóg mieszka w jego sercu, żeby rosnąć i wydać owoce. Taki jest Chrystus Kosmiczny.

Chrystus historyczny zstąpił na ziemię jako Jezus z Nazaretu i w to wierzą Chrześcijanie. I tu pokazał drogę transformacji duchowej ziarenka w drzewo, nauczając konkretnych ludzi jak mają się rozwijać w kierunku duchowego wzrostu, by powrócić do domu Ojca – Boga i Stwórcy. Gdyby Jezus narodził się dziś, mówiłby to samo, lecz w zupełnie innych słowach, symbolach i przypowieściach.

Pełnia Objawienia obrodziłaby innymi obrazami, przypowieściami i znaczeniami. Pewnie nie umarłby na Krzyżu i pewnie inaczej wyglądałoby Zmartwychwstanie.

Jeżeli chodzi o proboszcza to nie był zły chłop. On tylko głosił to czego nauczyli go przełożeni w seminarium. Mnie do dziś uderza czystość Ewangelii i pogmatwanie teologiczne jej interpretacji. I ten dogmatyczny upór, żeby pewne rzeczy z Objawień bożych widzieć jednostronnie i brón Panie Boże nie holograficznie. Ale zgoda – widocznie tak musi być, tak to musi przez wieki narastać i komplikować się intelektualnie coraz bardziej.

Co do szatana – teraz pomilczę. Napiszę jedynie, że ma on wielu wściekłych naśladowców na planach ziemskich, którzy – jako te posłuszne narzędzia – dobrze mu służą, i w polityce, i we własnym domu, a on nie odstępuje ich na krok.

serdecznie pozdrawiam


Mówię Wam

Przeczytajcie Baranka .

Autor bardzo pięknie pokazuje jak wszystko się łączy, w jakich miejscach Jezus mógł czerpać z buddyzmu i hinduizmu.
Do tego można się pośmiać, o ile ma się odrobinę dystansu do religii.

Celem zawsze jest wyzwolenie. Budda głosił to samo co Jezus, w odniesieniu do człowieka.

Pozwolę sobie też przywołać rozmowę z jedną balijką z Bali :), która widziała w ich specyficznej odmianie hinduizmu podobieństwo do chrześcijaństwa. To była starsza kobieta, która tak pięknie, fatalną angielszczyzną mówiła o wierze.


Synergie

W tym miejscu buddyzm i hinduizm zajmują inne stanowisko. Wierzą w reinkarnację, czyli możliwość wielokrotnego życia na ziemi. Czyściec jest więc jakby (oczywiście to taka moja interpretacja na użytek tej dyskusji, gdyż problem jest wielce złożony) w tych religiach wędrówką pomiędzy inkarnacjami w kolejnych wcieleniach a okresem przerwy pomiędzy nimi w zaświatach. Celem jest albo nirwana, czyli oczyszczenie się z cierpienia i wyzwolenie (buddyzm), czyli coś na wzór nieba albo jeszcze coś innego w hinduizmie (tu wstrzymałem się przed egzemplifikacjami, gdyż złożóność i róznorodność sytemów religijnych w hinduizmie jest tak wielka, ze nie wiadomo, o czym pisać?)

Już to pytanie zadałem Gretchen więc zadam je i Tobie – w ramach teoretyzowania, :-))). Jak sądzisz, czy Buddysta może być w klolejnej inkarnacji urodzić się jako Chrzescijanin albo Katolik?

Natomiast różnice pojawiają się w innym miejscu. Nic nie rośnie poza rzeką życia, poza oceanem prawdy, poza horyzontem drogi. Jeżeli Chrystus jest Prawdą, Drogą i Życiem nic nie rośnie poza Nim. Poza Nim jest śmierć, rozumiana jako nicość. A z drugiej strony, każde ziarenko w Nim musi uwierzyć, że Bóg mieszka w jego sercu, żeby rosnąć i wydać owoce. Taki jest Chrystus Kosmiczny.

Trochę mi to zalatuje panteizmem ale mniejsza z tym. Wydaje mi się, że to co jest ziarenkiem prawdy, miłosci w sercu człowieka otrzymało w Ewangelii oprogramowanie do tego aby wyrosnąć i rozwinąć się. Innymi słowy. Bóg włozył w moje serce pragnienie Boga. Religie naturalne sa formą poszukiwania “na oślep” “na intuicję” Jego.
Ewangelia objawiona w Jezusie Chrystusie jest właśnie odkryciem tego pragnienia i danie jej nawozu do niesamowitego wzrostu.. .

Chrystus historyczny zstąpił na ziemię jako Jezus z Nazaretu i w to wierzą Chrześcijanie.

A są jacyś inni którzy wierzą w Chrystusa niechistorycznego?

I tu pokazał drogę transformacji duchowej ziarenka w drzewo, nauczając konkretnych ludzi jak mają się rozwijać w kierunku duchowego wzrostu, by powrócić do domu Ojca – Boga i Stwórcy.

Człowiek zawsze z ziarenka przeradzał sie w drzewo i przed Chrystusem. Wszak wg miłości czyli Boga żył od Abrachama do Jezusa.. . I był pouczany.
W Jezusie dokonało się coś zupełnie innego. Objawienie Boga – kim jest wobec człowieka. Oraz objawienie człowieka kim jest w stosunku do Boga. Odkrycie relacji Ojciec-Syn. Pan i dziedzic. Osoba – przyjaciel.

Zamiast kosmiczny wolę określenie Osobowy.

Gdyby Jezus narodził się dziś, mówiłby to samo, lecz w zupełnie innych słowach, symbolach i przypowieściach.
Pełnia Objawienia obrodziłaby innymi obrazami, przypowieściami i znaczeniami. Pewnie nie umarłby na Krzyżu i pewnie inaczej wyglądałoby Zmartwychwstanie.

Zupełnie się nie zgadzam. A dlatego, że Bóg świadomie i dobrowolnie wybrał ten a nie inny sposób objawienia. I w tym a nie innym momencie. W tym a nie innym narodzie który długo przygotowywał. A więc nie obrodziłaby i inaczej nie wyglądałoby zmartwychwstanie. Mógłby to zrobić dziś ale wybrał “wtedy” i tamtą formę.

Jeżeli chodzi o proboszcza to nie był zły chłop. On tylko głosił to czego nauczyli go przełożeni w seminarium.

Uważasz, że w seminarium uczyli bić dzieci? Nie sądzę, takie kwiatki albo jeszcze gorsze się dziś zdażają. Np. homoseksualiści, i co mam powiedzieć, że w seminarium tego uczą?

Mnie do dziś uderza czystość Ewangelii i pogmatwanie teologiczne jej interpretacji. I ten dogmatyczny upór, żeby pewne rzeczy z Objawień bożych widzieć jednostronnie i brón Panie Boże nie holograficznie. Ale zgoda – widocznie tak musi być, tak to musi przez wieki narastać i komplikować się intelektualnie coraz bardziej.

Nie wiem co dokładnie masz na myśli. Ja kiedyś nawet studiowałem teologię na wydziale dla świeckich i mnie denerwowało dzielenie wszystkiego na izotopy.. . W tych rozważaniach systematycznych gdzieś gubił się Duch a pozostawały “księgowe określenia” i zapisy. Teologia jest teologią gdy jest “uprawiana na kolanach” – w pewnym sensie. Ale wiary nie straciłem, :-))))
Dobrze, że nie samą teologią(jako wiedzą) żyje człowiek i jest jeszcze Jezus Chrystus. :-)))) Bo inaczej wszystko byłoby smutne i nudne.

Teologia bez żywej wiary w Boga jest jak zwłoki, bo bez ducha. Albo jak tylko zapis nutowy. Można go posiadać, szczycić się nim. Ale jak się tych nut nie zagra to “muzyka w nutach pozostaje zamknięta” u pozostaje nieodczytana. Takimi nutami jest Ewangelia.. . Święci to Ci którzy z zapisu wydobywają muzykę i wszyscy słyszą i zachwycają się tą muzyką. Teolodzy zaś często zajmują się nie muzyką ale nutami.. . :-))) ) Ci kiepscy teolodzy.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Co masz na myśli pisząc religie naturalne ?


Synergie, wszystko się rozbija pewnie o definicje:)

masz rację, że można byc fundamentalistą otwartym.
jesli fundamentem chrześcijaństwa jest miłość do Boha i bliźniego, to np. dla mnie cudownym przykładem chrześcijańskiego fundamentalisty jest siostra Małgorzata Chmielewska.

Kiedyś zresztą tekst napisałem o niej i o tym co w trakcie pewnych rekolekcji dawno temu mówiła.

http://tekstowisko.com/tecumseh/54838.html

I tak sobie myślę, że tyo jest dopiero fundamentalizm, w każdym widzieć Chrystusa.
I sztuka to jest.

I taki fundamentalizm mnie kręci, takiego zazdroszczę, taka wiara jest ukojeniem nawet dla niewierzących.

A fundamentalizm polegający na wykrzykiwaniu sloganów o prezerwatywcha, że to zło czy o czym tam jeszcze, to dla mnie najczęsciej jednak tylko bicie piany.

Z tego względu uważam Terlikowskiego za gościa przeciwskutecznego dla idei, które szerzy.

Acz w sumie też on ma w sobie rzeczy, które mi imponują, np. jego twarda i konsekwentna, często wbrew swojemu środowisku postawa wobec różnych złych rzeczy w Kościele (np. agenturalność, współpraca z SB)

Terlikowski tu daje świadectwo, że ważne są dla niego zasady.

Tyle że różnica (Może uogólniam i przeginam niesprawiedliwie, ale takie wrażenie mam) między nim a s. Chmielewską.że on widzi tylko zasady i za nimi nie widzi raczej ludzi, a s. Chmielewska w pierwszym rzędzie widzi ludzi, których trzeba nakarmić, pocieszyć, którym trzeba pomóc a nie nauczać o moralności…

Znaczy ja uważam że częsciej jednak świat i ludzie potrzebują postawy franciszkańskiej niż postawy moralistycznej i inkwizytorskiej…

Pozdro i sory że nie na temat się rozpisałem.


Grzesiu

Kiedy czytam Terlikowskiego, to dzieje się ze mną coś dziwnego, bo z jednej strony ja w kwestii początku życia się z nim całkowicie zgadzam, a z drugiej sposób w jaki pisze powoduje, że od razu mam ochotę argumentować przeciwnie. Zauważyłam tę prawidłowość jakiś czas temu, nazwałam ją niedawno. Jestem wstrząśnięta.

Odtrząśnięta uważam, że człowiek chce zawsze zrozumienia, nie osądu, w szczególności nie takiego łatwego osądu, bo JA , bo moje zasady , bo Bóg .
Mam w sobie coś takiego, że staję po stronie ludzi, których niewielu rozumie i naprawdę ich rozumiem, choć takich samych wyborów bym nie dokonała.
Taka karma – taki zawód. :)

Z mojego, już miarodajnego doświadczenia wynika, że nic w człowieku nie powoduje głębokiej zmiany bardziej niż brak osądu, a okazanie zrozumienia. Zrozumienia dla jego człowieczeństwa, motywacji (nie zawsze złych). Zrozumienia i wiary w to, że może coś zmienić, jeśli zechce.

Zobaczenie w drugim siebie samego, daje możliwość towarzyszenia w zmianie każdemu człowiekowi. A człowiek potrafi cuda zdziałać.


Gretchen

Gretchen

Co masz na myśli pisząc religie naturalne ?

Religie można dzielić min. na naturalne i objawione.

Naturalna uznawana jest przez wyznawców, że istnieje od zawsze, jest przekazywaną tradycją z pokolenia na pokolenie. Zaś święte Księgi jeśli istnieją są zapisem owej tradycji. Nie uważa się ich za objawione.

Naturalna jest, wypracowanym przez pokolenia sposobem poszukiwania rzeczywistości ponad-materialnej. Zaś Objawiona ma zupełnie inną genezę, swój początek, swojego założyciela i proroka.

To tak nieporadnie i z grubsza.

W gruncie rzeczy wierzę, że wszyscy szukają JEDNEGO – Tego Który JEST.

A ponieważ ten KTÓRY JEST przemówił przez SYNA... . Stąd, porównywanie religii objawionej i naturalnej nie ma sensu. To jak z medycyną naturalną i tą naszą(nie wiem jak ją nazwać). :-)

Chociaż w naturalnej są cenne “ziarenka” których czasem brak farmakologicznej. Ale nie wiem czy akurat medycyna jest trafną analogią.

Pozdrawiam i uciekam spać bo jutro znów do Wewrocławia jadę i w necie będę dopoiero wieczorem.

Bawcie się dobrze, :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gre,

coś w tym jest, jak myślałem o odpowiedzi na komentarz Synergie, to miałem o tym wspomnieć, konkretnie o takiej sprawie, że pewnie Poldek nasz ma poglądy w większości sprawi tak samo radykalne ( z mojego punktu widzenia) jak T.T. , ale z Poldkiem moge gadać i go czytać.

Terlikowski zaś wydaje mi się nie wychodzić poza tę poza moralisty/inkwizytora/misjonarza.

I mam takie wrażenie, że on nie widzi właśnie człowieka w bliźnim lub odwrotnie.
Widzi tylko reguły/zasady/zakazy/nakazy, jak jaki prawnik nie przymierzając:)

I właśnie nie chodzi o poglądy , znaczy nie o to chodzi, co pisze, ale jak pisze.

“Mam w sobie coś takiego, że staję po stronie ludzi, których niewielu rozumie i naprawdę ich rozumiem, choć takich samych wyborów bym nie dokonała.”

Rozumiem, w końcu urodzeni 29 lipca:)

A poważniej, ja od zawsze mam takie cuś, że nie trawię osób, które się wywyższają, uważają za kogoś lepszego, upajają swoją moralnością/wiedzą itd:)
(choć sam to robię w sumie w jakiś sposób)

pamiętam w podstawówce byłem w najgorszej klasie i jakoś nigdy nie miałem pomysłu się przepisywać do lepszej, choć jako temu najlepszemu uczniowi może by to przyniosło coś dobrego:0

Jakoś wolałem byc w towarzystwie bardziej swojskim i prostym niż snobistyczno-elitarnym.
Właściwie podobnie było w pewnym momencie na TXT, znaczy miałem ochote odejść po tych różnych zawirowaniach, ale tak pomyślałem: kurde, czekaj, to wszystko jest takie ludzkie, no, te błędy niektórych, ta Igielność:), te złe emocje różnych osób.

One takie są i dobrze że tacy są.
Nie jesteś lepszy w sumie, więc żaden elitarny klub domem internetowym twoim nie będzie, no bo jak:) by mógł być, zostajesz tu, bo tak.

Kuźwa, teraz Synergie to już mnie za odbieganie od tematu w ogóle zabije:)


Grzesiu

To już jest temat rzeka.
Ja, w podstawówce już, zawsze byłam oddelegowywana do koleżanek i kolegów, z trudnych domów, żeby zapytać co się dzieje, że ich nie ma. Zanieść zeszyt itd.

Bo oni byli moimi kumplami, znajomymi, przyjaciółmi. I się nie bałam.
Moje podwórko było inne niż ja, ale wcale nam to nie przeszkadzało się w sobie zakochiwać, przyjaźnić ze sobą, rozumieć.

Był taki czas w moim życiu, że porwała mnie fala własnej lepszości , czułam się taka Inna, mądrzejsza, lepsiejsza.
Dzisiaj znam swoją wartość, na różne rzeczy nie pozwalam innym, ale nie dlatego, że jestem lepsza. Raczej dlatego, że nie pozwalam się krzywdzić, oszukiwać – za to potrafię gryźć. Trudno mi wytrzymać hipokryzję i manipulację więc bywa, że wrzasnę.
Dzisiaj wiem, że ludzie potrafią się dopuścić spraw obrzydliwych bez mrugnięcia okiem.
Już nie jestem Inna, jestem inna.

Podobnie jak Ciebie, nie interesują mnie elitarne kluby, co innego się dla mnie liczy. Nie mówię o sieci, mówię o życiu.
Sieć? Ty akurat wiesz jak to ze mną jest w tej sprawie. A może mam nadzieję, że wiesz, bo już tyle razy musiałam tłumaczyć sprawy dla mnie podstawowe.

Dzisiaj, jak na potwierdzenie czegoś, ktoś mi powiedział: szkoda, że nie jesteś prawnikiem, bo jak cię znam, to byłabyś uczciwa. I dla mnie to wyraźny znak, że ludzie, którzy mnie dobrze znają, wiedzą i wierzą w to, jaka jestem.

Teraz i mnie Synergie zabije :)

Pozdrowienia Grzesiu, jak najbardziej nocne, a jutro idę do pracy…


Gretchen Baranek i owieczki

Mówię Wam

Przeczytajcie Baranka .

A ja mówię: wszystko jest już pięknie połączone, a celem naszym jest odkrywanie, jak to wszystko pięknie się połączyło – w harmonii i dysharmonii. Bez humoru i dystansu do samego siebie, jesteśmy jak święte owieczki przywiązane do palika swojej religii. Możemy sobie skubać trawę w okręgu o promieniu maksymalnej długości sznura (łańcucha) u naszej szyi. I liczyć na to, że gdy wyskubiemy już naszą strawę do nagiej ziemi, nadejdzie pasterz i przebije palik w inne miejsce.

Analogia chybiona. Ale czy do końca?

pozdrawiam


grześ I każdy inny Świety

A moim zdaniem trafiłeś w sedno:

dla mnie cudownym przykładem chrześcijańskiego fundamentalisty jest siostra Małgorzata Chmielewska.

I wielu innych Świętych, uznanych za takich przez Kościół katolicki, i tych nieuznanych oraz nieznanych anonimowych.
Święty Franciszek był fundamentalistą chrześcijańskim otwartym na miłość do sióstr i braci mniejszych człowieka.
Litania świętych jest długa. Każdy otwierał inne drzwi z twierdzy swojej religii, by wyjść na zewnątrz – do świata z posłaniem miłości. I na tej drodze rzeźbił dzieła boże czynami i słowami, nadając im niepowtarzalny rys własnej osobowości. Jak artyrtysta zwyczajnego życia.

I sądzę, że piszesz na temat i bardzo rzeczowo.

Fundamentalizm moralizatorski i inkwizytorski ma w sobie coś z faryzeizmu i jest zamknięty na świat. Będę Was nauczał o prawie naturalnym, o zasadach, nakazach i zakazach, grzechach i cnotach, gdyż za mną stoi autorytet kogoś innego. A to Kościoła, a to jakiejś instytucji politycznej, społecznej czy naukowej (np. jestem biskupem albo profesorem etyki). Będę Was nauczał, gdyż wiem, co dla Was jest dobre. Oto co macie zrobić – słuchać mnie i żyć zgodnie z moimi wskazaniami.

Fundamentalizm otwarty oznacza zmianę perspektywy. Ugruntowałem się w mojej wierze, mam swoje zasady i cele. Ale nie wygłaszam ex cathedra wielkich słów, ubierając je w szaty jedynie słusznej ideologii. Nie oceniam i nie osądzam innych ludzi. Po prostu z nimi żyję i staram się, by ich życie było lepsze. Rozmawiam z nimi językiem świadectw a nie kazań.

To trudne. Bardzo trudne. Dlatego mało osób dochodzi do miejsca, gdzie mogą zacząć samoświadomą podróż taką drogą.

Wspólnota fundamentalnie otwartych ludzi mogłaby więcej osiągnąć niż jednostka fundamentalnie otwarta.

A Terlikowski? Niech robi, co robi. Mnie osobiście nie przeszkadza jego styl propagandzisty moralnego. Taki styl zawsze natrafi jednak na opór i odpór ze strony kogoś, kto się nie zgadza i z różnych powodów odrzuca osąd tkwiący w wypowiedziach publicystycznych.

serdecznie pozdrawiam


Poldek 34. Bez ducha nie ma życia

Zupełnie się nie zgadzam. A dlatego, że Bóg świadomie i dobrowolnie wybrał ten a nie inny sposób objawienia. I w tym a nie innym momencie. W tym a nie innym narodzie który długo przygotowywał. A więc nie obrodziłaby i inaczej nie wyglądałoby zmartwychwstanie. Mógłby to zrobić dziś ale wybrał “wtedy” i tamtą formę.

Bóg wybrał tak i ja się z Nim zgadzam. Bóg wybierze jeszcze wiele razy coś i postawi mnie przed wyborem: zgadzasz się, czy się nie zgadzasz ze Mną. A ja chciałbym się tak ogólnie zgadzać z Bogiem, ale doprawdy nie wiem, czy się zgodzę, gdy postawi przede mną kolejny kolejny wybór.
Ale ja to mały pikuś. Tak rozmawia Bóg z narodami (nie tylko tym wybranym – to już prehistoria Objawienia) i z całą ludzkością. Objawienie wciąż trwa i każda próba jego zamknięcia w dogmatach religijnych mnie osobiście bawi i rozśmiesza. Ot, małość ludzi, którzy lubią czuć się jak faryzeusze i zamykać Boga w klatkach swoich teoryj teologicznych i logicznych.

Jeżeli reinkarnacja jest wehikułem ducha, który odradza się w kolejnych ciałach, to oczywiście buddysta może urodzić się jako katolik. Nawet dobrze by mu to zrobiło. Z tym zastrzeżeniem, że buddyzm i katolicyzm to zaledwie szaty dla tego ducha transmigrującego w kolejne wcielenia.

Nie znam nikogo poważnego kto wierzyłby w Chrystusa niehistorycznego. (zdziwiłbyś się jednak, jakie fanaberie poglądów pojawiają się na mapie sekt, wierzeń, związków wyznaniowych i religii). Pojęcie Chrystusa Kosmicznego pojawia się jednak w samym centrum niektórych nurtów myśli teologicznej Chrześcijaństwa. Koncepcja Chrystusa Kosmicznego nie opiera się na zaprzeczaniu istnienia Chrystusa Historycznego. Raczej jest jej dopełnieniem, podążającym za odkryciami nauk takich jak kosmologia, fizyka, biologia…

Odkrycie relacji Ojciec-Syn. Pan i dziedzic. Osoba – przyjaciel.

Zamiast kosmiczny wolę określenie Osobowy.

Te relacje osobowe należy rozpatrywać w kategoriach miłości. Miłość jest Jednością, lecz poprzez ornamenty relacji osobowych staje się różnorodnością form.
W Chrystusie Kosmicznym każda osoba może mieć nadzieję na stanie się Chrystusem – uczniem i przyjacielem Jezusa Chrystusa. Tak, tu pojawia się buddyjska interpretacja mistyczna Chrześcijaństwa – bardzo odważna.

Teologia bez żywej wiary w Boga jest jak zwłoki, bo bez ducha. Albo jak tylko zapis nutowy.

Dodałbym tylko, że ten zapis nutowy może być dysharmoniczny i chybiony. Dopiero zapis otworzony w doświadczeniu żywego ducha staje się symfonią polifonicznego Boga.

W seminarium nie uczą bycia pedofilem, homoseksualistą, cudzołożnikiem…nie uczą też przemocy. Z drugiej strony, nie uczą wielu swietnych rzeczy. 50 lat temu, przed Soborem Watykańskim, uczyli nieco inaczej niż dziś. Z grubsza, zawsze uczyli dobrych rzeczy, lecz wybiórczo. Uczyli bycia kapłanem, wikarym i proboszczem. A mogli pracować tylko z ludźmi niedoskonałymi. Tako więc niczego nie osądzam. Nie jest najgorzej, lecz zawsze może być lepiej.
Moje drobne oczekiwanie – ale ono się tu przecież zupełnie nie liczy – jest takie, żeby nauczanie bardziej koncentrowało się na naśladowaniu Jezusa a mniej na moralizatorskim wyszukiwaniu grzechów niegodnego człowieka.

Taka przemiana nie nastąpi jednak za mojego życia.

serdecznie pozdrawiam


Synergie

Najsampierw zawrzasnę sobie radośnie: Łomatkojczeiwszyskieswiente! Aleście nastukali komentów!
Świetnie się czyta tę gadułę.

A teraz trochę inaczej…
Bardzo dokładnie przeczytałam jeszcze raz całość, tekst i komentarze. I przyszło mi nagle do pustego, że tak na dobrą sprawę, kiedy czepiałam się tego i owego, to w ograniczoności swojej chciałam (ale nie umiałam) napisać to:

Synergie

Z ziarenek rosną drzewa, które rodzą owoce a w owocach kolejne ziarenka. To cykl natury i Ducha, który naturę przenika. Ziarenko gorczycy ma wielką wiarę, skoro wyrasta z niego wielkie drzewo. Podobnie powinien myśleć i działać człowiek, z mocą wiary. Tkwienie w zewnętrznych rytach religijnych, choćby i najpiękniejszych to zbyt mało, żeby przemienić serce na tyle, żeby chciało z siebie wypuścić korzenie w glebę Ducha i gałęzie z pnia miłości – z taką wiarą jak czyni to maleńkie ziarenko gorczycy.

i to:

Synergie

Nie ma wolności bez miłości. Oto moja odpowiedź. Bez miłości wolność przekształca się w zniewolenie. Jest zaledwie iluzją wolności pośród chaosu zamkniętego w strukturach różnych wewnętrznych i zewnętrznych projekcji umysłu. Kształtem prawdy jest miłość i dopiero w tej przestrzeni emanującej z “geometrycznych” wzorów miłości możemy poruszać się jako ludzie w pełni wolni.Dzisiejszy świat wyolbrzymia znaczenie wolności, miesza porządki i holarchie, mówi i myśli o wolności na poziomach, gdzie pojawia się jej imitacja – dość zniewolona przez rózne uwarunkowania i ponura. Pełna wolność pojawia się dopiero na niedualnym poziomie świadomości, ponad tymi wszystkimi rozważaniami o wolności pozytywnej i negatywnej, wolności od rzeczy i wolności do rzeczy (lub/i wartości).

(pokreśliłam co nieco)
To dlatego wkurza mnie taki jednowymiarowy dogmatyzm, typu: Bóg jest taki a nie inny, tylko jedna religia zapewni ci zbawienie, tylko jedna droga do Boga prowadzi, wolno ci to czy tamto i tylko tak masz postępować, a jak nie – kara, piekło, wieczne potępienie, itd.
Najbardziej na świecie nie cierpię “skubać trawę w okręgu o promieniu maksymalnej długości sznura (łańcucha)”, do którego ktoś nieustannie stara się mnie uwiązać.

A w ogóle – napisz nowy tekst, co?

Pozdrawiam serdecznie.


Gretchen Współczucie

Mam w sobie coś takiego, że staję po stronie ludzi, których niewielu rozumie i naprawdę ich rozumiem, choć takich samych wyborów bym nie dokonała.
Taka karma – taki zawód. :)

Mniejsza o karmę. Jaki zawód wykonujesz?

Współczucie i współodczuwanie, chyba o to tu chodzi, nie musi mieć wprawdzie rysu zawodowego, ale wzbudziłaś we mnie ciekawość – pierwszy stopień do piekła.

Uśmiechnąłem się, gdyż uświadomiłem sobie, że taka postawa może prowadzić do zapłacenia konkretnej i wymiernej ceny. Mnie w każdym razie przyszło zapłacić taką cenę. To już spora opowieść z obszaru życia osobistego.

serdecznie pozdrawiam


Magia Nowe teksty?

Pewnie się wkrótce pojawią.

Rozmowa z jednowymiarowym dogmatyzmem nie jest prosta. Kiedyś starałem się zainicjować rozmowę u Terlikowskiego. W zasadzie Go popierałem, lecz chciałem, żeby nieco rozluźnił pancerz i dostrzegł współczucie oraz sojuszników poza murami swego dogmatyzmu.. Nie musisz być zakutym rycerzem moralności – starałem się powiedzieć. Jego milczenie było wymowne. Muszę – odpowiedział, nie odpowiadając na bardzo ciekawe głosy w dyskusji (w sumie) zwolenników. Nie miał czasu na rozmowę z plebsem?
Zastanawiam się więc: po co mu ten blog na S24? Wszystko już wie, wszystko rozstrzygnął, nie chce gadać.

serdecznie pozdrawiam


Synergie

Zaraz tam “teksty”. Jeden wystarczy (na razie). :)

Ciężko jest mi odnieść się do Terlikowskiego. Od dawna nie śledzę już tego, co ma do powiedzenia. Ale jako przykład, takiego jednowymiarowego i kategorycznego sposobu myślenia, argumentacji i rozmowy, jest chyba dobry.
Zresztą druga strona ma też wielu takich mentorów, uwielbiających prawić swoje prawdy z pozycji wszechwiedzącego autorytetu.

Nie pasuje mi to. Nigdy nie pasowało.
Cierpię chyba na wrodzoną antyautorytetową sztywność karku. :)

Pozdrawiam odmeldowując się do zajęć w podgrupach domowych.


Fakt, nowy tekst by sie przydał,

bo ileż można gadać pod jednym:)

Acz w sumie jak już bicie rekordów komentarzowych tu się odbywa, to do 4 setki komentarzy trzeba by dociągnąć:) i j choć napocząć:)


Synergie

ja jestem człowiekiem prostym i Objawienie traktuję jako Objawienie. Słowa Jezusa traktuję jako słowa Jezusa. Na tym polega mój fundamentalizm.
Uważam, że nie można wierzyć w Jezusa jednocześnie nie wierząc w Niego. Jeśli o Jezusie mowa to o konkretnym a nie jakimś tam.

Odniesienie do Kosmicznego i Hostorycznego jest dziwaczne – wg mnie – bo się na wyższych filozofiach i teologiach nie znam. To takie durne( przepraszam za określenie) gadanie. Nie było potrzebne ani wspomnianemu św. Franciszkowi ani siostrze Chmielewskiej. Po owocach się poznaje uczniów – stara zasada jak Ewangelia, i po miłości.
Piszesz o palikach, baranku i pasterzach – patrzę sobie w mojej wyobraźni na ks. Jana Smołę za przyczyną którego zostałem przyprowadzony bliżej Jezusa w szkole średniej, ks.Stanisława Mierzwę do którego jeździłem 100 km w klasie maturalnej na szkołę modlitwy dla młodych pragnących więcej.. , kilku Franciszkanom i Dominikanom którzy mówią świetne kazania. Patrzę na Ojca świętego Jana Pawła II.. . Jakoś mam szczęście do księży i duchownych. Ale ich też szukam.

Wszyscy Ci byli uczeni w tych seminariach.. o których wspominasz, byli i są pasterzami.. . Sądzę, że – nie dotyczy to tylko księży – ale adeptów którzy wychodzą z domów osiągając pełnoletniość, absolwentów szkół, itp. Wychodzą różni, zależy od tego kim są i ku czemu zmierzają. Czy są wierni swoim perwotnym ideałom tak jak świeżo upieczeni nowożeńcy wierni potem swoim żonom? Różnie.

Doświadczenie na które się powołujesz wskazuje właśnie na to, że jest różnie.

Natomiast co do Kościoła otwartego. Natura Kościoła jest taka, że jest fundamentalna. Kościół posiada depozyt(brzydkie słowo) zarówno nauczania Jezusa, jak i asystencję Ducha świętego i nie może w imię otwartości rezygnować, rozmywać słowa Jezusa gdyż ON powiedział:

„Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mk 13,31)
“Kto Was słucha, Mnie słucha. A kto wami gardzi, Mną gardzi i tym który mnie posłał”* – cytat z pamięci.

Co do zgadzania się i nie zgadzania, ja parzę na świętych. Mamy adwent i doskonałym wzorem zawierzenia(zgadzania się) Jest Maryja. Życie trudne, pełne wyzwań i cierpienia a wytrwała do końca, wzięta z ciałem do nieba i wolna od grzechu. Jan Paweł II – postawił na całość na Maryję i jej model zawierzenie. Efekt tego zawierzenia widoczny dla wielu nawet niewierzących.. .

Ale jedna cecha łącząca tę duchowośc Maryjną:

Oto ja służebnica Twoja, niech mi się stanie wg słowa Twojego.

Jądrem tej duchowości jest pokora i oddanie woli Boga. Wcześniej w rozmowie padło słowo posłuszeństwo. Szatan i jego słudzy na ziemi służyć nie chcą..- wolą swoje teorie i programy na swoje życie i świat a nie Boże. Boże – rozumiem jako ewangeliczne.

Objawienie trwa i próba zawarcia go w dogmatach Cię rozśmiesza. Mnie wcale nie. Tak jak nie rozśmieszają mnie dogmaty innych religii. Małość zaś ludzi występuje wszędzie i zawsze ale mali ludzie nigdy nie są i nie byli punktem odniesienia.

Ewangelia mówi o ziarnie które pada między ciernie, na drogę, a także na żyzną ziemię. To zależy od gleby – a zatem od człowieczeństwa i miary zawierzenia człowieka Słowu które pada w jego serce.

Nie wiem czy religia to szaty dla ducha transmigrującego w kolejne wcielenia – jakoś nie pociąga mnie ta teoria gdyż trąci – dla mnie – błędnym kołem.

W Chrystusie Kosmicznym każda osoba może mieć nadzieję na stanie się Chrystusem – uczniem i przyjacielem Jezusa Chrystusa. Tak, tu pojawia się buddyjska interpretacja mistyczna Chrześcijaństwa – bardzo odważna.

KOncepcja jak koncepcja. Zacytuję św.Jana:

1 Jana 3,1-6:
Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał.
Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest.

KOncepcję możemy snuć ale po co. Jak się stanie to ujrzymy i zobaczymy.

relacje osobowe
napisałeś:

Te relacje osobowe należy rozpatrywać w kategoriach miłości. Miłość jest Jednością, lecz poprzez ornamenty relacji osobowych staje się różnorodnością form.

Słowa Jezusa wg mnie najlepiej czytać w kontekście jakim zostały wypowiedziane. A więc w odniesieniu do prostych relacji jakie znamy i w jakich kontekście padły. Relacje Ojciec-Syn, brat/siostra _> takieo a nie innego Jezus użył więc taki obrazem się posługuję i rozumiem najlepiej. Bo doświadczenie moje łatwo je przekłada na konkretne zawierzenie i relację jaką buduję z Bogiem i Tobą. Po co “rozmydlać i nadawać” im jakiś bliżej nieokreślony, rozwadniający ( wg mnie ) sens. Ja wolę czytać po prostu i odkrywać po prostu. Jest to dla mnie najbardziej czytelne i odpowiada mojemu doświadczeniu – mogę je smakować.

Dopiero zapis otworzony w doświadczeniu żywego ducha staje się symfonią polifonicznego Boga.

To świetnie widać w różnorodności świętych. Każdy jest na swój sposób inny a każdy pozostaje w Bogu. Ks. Wujek pisał “dziwak Pan Bóg w świętych swoich”.
Tak jest też z nami. Każdy z nas nosi w sobie ukryte podobieństwo Boga. Jest niepowtarzalny i jedyny. Znany Bogu po imieniu i zanim – jak pisze prorok Jeremiasz- się poczęliśmy, już byliśmy znani Bogu i kochani. Kazdy z nas ma pewne powołanie które może się zrealizować w zawierzeniu. Tak jak Maryja mówiąca: ‘niech mi się stanie” albo Jan Paweł II: mówiący “cały Twój”. Ale i my mówimy w modlitwie: Bądź wola Twoja… – a nie moja.

Wszystko odgrywa się w duchu. W doświadzczeniu duchowym ale przekłada się na konkretne decyzje i programy życiowe.

Na mój gust w chrześcijaństwie nie chodzi o jakieś oświecenie któremu należy poddać całe swoje życie ale chodzi o zawierzenie Bogu. Zawierzenie konkretne a także zawierzeniu tej drodze: życia wg przykazań Boga w relacji z nim dziecięcej.
Na tym gruncie powstaje – przy okazji niejako – świętość, które niektórzy porównują z oświeceniem np. w buddyźmie.

Otwartość Kościoła rozumiem jako szacunek do innych religii i poszukiwanie porozumienia w działaniach na rzecz człowieka i dla człowieka w dziedzinach pokój, prawa człowieka, działalność charytatywna. W ten sposób każda wspólnota zachowuje – jeśli chce – swoją podmiotowość i godność. A w sprawach najważniejszych należy działać zawsze razem.

Co do Terlikowskiego – cenię go za jego konsekwencję i bezkompromisowość w sprawach pryncypialnych. Mówi to nie w formie “ogładzonych” komunałów ale wprost. I to razi i szokuje wręcz.
Można więc mieć pretensję do warstwy estetycznej jego wypowiedzi natomiast raczej polemizować nie da się. Za twarda sztuka. I dlatego wg mnie nie jest lubiany. Owszem, jest tego typu osobą którą można lubić bądź nie. Ja go cenię. Lubienie bywa lub nielubienie bywa zwodne.

Znam wielkie osoby które znane pobieżnie dają niezbyt dobre wrażenie. Taką osobą jest dr.Wanda Półtawska – nie lubiana z tego powodu przez duchownych. A ja ją poznałem bliżej i zmieniłem zdanie o 180%. Więc w takich ocenach jestem bardzo wstrzemięźliwy.

Jezus wziął kiedyś powróz i powypędzał kupców ze świątyni.. – UPS, co za szczyt niedyplomacji i metoda.. ?? Co prawda Terlikowski nie jest Jezusem, ale też nie wygania kupców ze świątyni.. .

Pozdrawiam serdecznie!

p.s.
Synergie, chyba nowy post by się przydał gdyż mam wrażenie, że zbliżamy się do “ściany”. Chociaż temat niech żyje sobie.. swoim życiem.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Magia Ładnie napisane

Nie pasuje mi to. Nigdy nie pasowało.
Cierpię chyba na wrodzoną antyautorytetową sztywność karku. :)

Pozdrawiam odmeldowując się do zajęć w podgrupach domowych.

Miałem i ja taką antyautorytetową sztywność karku dla despotycznie debilastych przełożonych w korparacji i jednocześnie dziwną łagodność dla moich podwładnych. Dawało to świetne rezultaty, gdyż ludzie pracowali w tych zespołach, którymi zarządzałem bardzo efektywnie i chyba (jakby) bezstresowo. Ja płaciłem oczywiście sporą cenę.

Dziś te doświadczenia zawodowe porzuciłem i nie chcę wracać do tego. Antyaurytetowe nastawienie pozostało, ale w karku nie ma już tej cholernej sztywności.

To tak pokrótce. Chyba Cię rozumiem.

Z życzeniami, by zajęcia domowe w podgrupach dawały sporo radości (lub przynajmniej odrobinę)

pozdrawiam


grześ Bicie rekordów?

Acz w sumie jak już bicie rekordów komentarzowych tu się odbywa, to do 4 setki komentarzy trzeba by dociągnąć:) i j choć napocząć:)

Bicie rekordów mało mnie w gruncie rzeczy interesuje. Do napoczęcia 4. setki pozostało już tylko ze 40 komentarzy. Jeżeli pojawią się jakieś głosy w dyskusji, postaram się odpowiadać. Tak więc nie ode mnie tu cokolwiek zależy.

A nowy tekst opublikuję na początku tygodnia. Krótki. Raczej nie będzie niósł, podobnie jak kolejne. wielkiego ładunku emocjonalnego. I pewnie mało kto zechce mnie komentować. Taka perspektywa mnie nie martwi specjalnie, choć zawsze miło, gdy wiesz, że ktoś czyta i chce ci powiedzieć orzeczach, ktorych nie widzisz.

serdecznie pozdrawiam


Magia, Synergie

“Anty-autorytetowość”

Cechuje ludzi którzy chcą doświadczać.. – też mam coś takiego w sobie. Ale czasem antyautorytetowość jest cechą autokratów.. .
DObrze jeśli ta antyautorytetowość pcha człowieka do sprawdzania czy autorytet prawdziwy jest a nie do budowania swojego autorytaryzmu bez sprawdzania innych autorytetów. Gdyż czasem można wylać dziecko z kąpielą.

Mi się na szczęście udało tego uniknąć. Miałem szczęście albo inaczej. Zostałem “przygwożdżony do ziemi” i pozbawiony wątpliwości… .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Dziękuję za te słowa.

Gdybym miał coś wyznać serio, nie lubię dzielić włosa na czworo. Dlatego nie poszedłem drogą nauki akademickiej, choć miałem ku temu i okazję, i (chyba) również byłem do tego namawiany. Jakoś tak przerażało mnie ślęczęnie nad grubymi tomami specjalistycznych dysertacji.

Rozumiem też – tak mi się wydaje – Twój punkt widzenia. Twoja droga, Twoje rozumienie Biblii a szczególnie Ewangelii – to widać – jest dojrzałe. I ja znalazłbym wielu wspaniałych kapłanów. Kilku miałem okazję osobiście poznać. Daleko mi więc do stronniczości i wyszukiwania dziur w całym. To nie moja rola, by kogokolwiek osądzać.

Rozważania o Chrystusie Kosmicznym mają charakter wtórny – chodzi w nich o pokazanie, że naszym celem jest stanie się Chrystusem.

Uczyć się drogi, prawdy i życia warto natomiast od Chrystusa historycznego. Tu jest źródło rzeczywiste, które wybiło na powierzchnię naszej planety i z niego warto pić wodę żywego słowa. Tyle, że to źródło zostało ocembrowane tysiącami dogmatów i rytuałów oraz zamknięte za tyloma bramami, a na dodatek prosty człowiek słyszy co chwila, że zostaniesz wpuszczony za kolejną bramę, jeżeli zrobisz to a to, twoje życie będzie według takich to a takich zakazów i nakazów przebiegało…że mnie czasami ręce opadają.

W chrześcijaństwie, tak jak ja to dziś rozumiem, również chodzi o oświecenie, czyli dojście do stanu niedualnego umysłu. Nie wiem tylko, w jakim języku należałoby o tym mówić współcześnie.

O fundamentalizmie otwartym we wspólnotach chrześcijańskich (i szerzej religijnych) powinienem napisać więcej, żeby wyjaśnić w prostych słowach moje rozumienie potrzeby takiego fundamentalizmu dla Europy. (Zobaczę, czy starczy mi czasu i samozaparcia, żeby się zmierzyć z tym zadaniem).

Terlikowski – jak już napisałem – robi swoją robotę dobrze i jego głos w dyskusji jest ważny. Ale jego fundamentalizm ma charakter ideologiczny i intelektualny. Mocno mówi o zasadach i wartościach Cywilizacji Życia i przeciwstawia się całemu temu bełkotowi neoliberalizmu obyczajowego i postmodernistycznemu relatywizmowi. To oczywiście dobrze, lecz na tej drodze, prostej konfrontacji w kategoriach wojny intelektualnej z przeciwnikiem, Europa nie dojrzeje do powrotu do Chrześcijaństwa. Trzeba chyba zmienić styl rozmowy…z cywilizacją, która hołubi wartości ateistyczne i świeckie. Jak? To pytanie otwarte. Wiem jedno, każda wypowiedź na ten temat może zawierać cenne sugestie.

serdecznie pozdrawiam

serdecznie pozdrawiam


Poldek 34. Prawdziwe autorytety.

Prawdziwe autorytety mają mój wielki szacunek.

Nie akceptuję jednak tych samozwańczych oszustów, których się namnożyło w polskim i światowym życiu publicznym. Nazwiska przemilczę, choć cisną się na usta.

Powiem więc może taK: prawdziwy autorytet nie potrzebuje reklamy i nie pcha się na afisz ani do władzy. I traktuje bliźnich swoich jak siostry i braci. W sercu ma miłość i współczucie, itepe, itede…

serdecznie pozdrawiam


Synergie

“Źródło ocembrowane”

Masz rację i nie masz racji. W tym sensie, ze akurat obaj mamy przywilej życia w Kościele posoborowym. Mamy dostęp właściwie nieograniczony do skarbca Kościoła. W zakresie korzystania zarówno z sakramentów, dostępu do książek, opracowań, także pism mistyków. Mamy możliwość korzystania wreszcie z rekolekcji “na życzenie”. Możemy sobie zrobic skupienie u Benedyktynów, Jezuitów(rekolekcje Ignacjańskie – dobre ponoć na uporządkowanie sobie życia i ciekawa metoda). Pełne spektrum. Można powiedzieć, ze można się totalnie usamodzielnić w duchowych poszukiwaniach od “proboszcza”.
Zresztą wizja posług w Kosciele jest taka, ze ksiądz jako prezbiter powołany do sprawowania sakramentów, i głoszenia słowa.

Jednak fascynujące jest to, że razem z “proboszczem” jesteśmy w jednej wspólnocie i “niech każdy Pana Boga chwali jak może”. :-)))

Więc jakoś do cembrowanie wydaje mi się pozorne. Sęk w tym aby były chcęci poszukiwań. A więc człowiek sam musi sobie zadawać pytania i szukać na nie odpowiedzi. Taka jest moja osobista recepta która praktykuję. Z tego szukania nic mnie nie wyręczy i nie zwolni. Żadne dogmaty, itd. Gadanie o dogmatach to szukanie wymówki – wg mnie.

Moja recepta jest także taka, że należy szukać szczerze nawet idąc czasem w maliny. Ja w nie wlazłem, zostałem powalony w tych malinach i grzecznie wróciłem przyznając Bogu rację.. . Już jestem pokorny i wierzę ze wstydem.

Odnośnie tego Chrystusa kosmicznego – chyba zaczynam rozumieć co masz na myśli. Ta idea się nie kłóci z ostatecznymi czasami po paruzji. Gdzie niejako wszystko zostanie odnowione w Chrystusie i stanie się nowe. Tak jak z witrażem. Wszystko zostanie prześwietlone i nabierze wlaściwych barw i kontrastów.. a nie takich jak teraz widzimy – jak mówi św.Paweł – krzywo i w zwierciadle.

A autorytety, :-))) Mnie też denerwują ale staram się nie skupiac na nich. Szkoda czasu i zdrowia. Lepiej się cieszyć tymi którzy są jak latarnie morskie.. i z nich czerpać pokrzepienie, siłę i zachętę do “kopania głębiej”.

:-)))

Pozdrawiam serdecznie.

p.s.
Pobijamy rekordy komentów. :-))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Wspólnota parafiarna i inne wspólnoty

Naszła mnie refleksja niedzielna o potrzebie sakrum w przestrzeniach życia publicznego, o potrzebie myślenia w kategoraich małych wspólnot lokalnych. Pokażę o co mi chodzi w kilku małych obrazkach.

1. W krzywym zwierciadle. Od czasów Kanta hipoteza, że czasoprzestrzeń, postrzeganie, poznanie i każde inne porządkowanie świata , w tym wartościowanie etyczne i estetyczne są naturalną projekcją naszego umysłu na rzeczywistość samą w sobie – to oczywista oczywistość. Oczywiście Kant w pigułce to nieporozumienie i powinienem uderzyć się w pierś, że coś głębokiego jak wszechświat zamykam w małej pigułce kilku słów. Dlaczego przywołałem więc tu Kanta? Ano dlatego, że ten nasz umysł wydaje się być niczym więcej jak krzywym zwierciadłem zanim nie oczyścimy go i nie wyprostujemy, by stał się prostym zwierciadłem. Hipoteza, że umysł oświecony i niedualny jest tym prostym zwierciadłem rzeczywistości to coś więcej niż czcza spekulacja.

2. Latarnie morskie. Te stare, postawione na klifach skalnych lub pośród wydm, są piękne w pełnym blasku światła słonecznego i pośród czarnych nocy, gdy latarnik rozpali ich światło. Po co je stawialiśmy? Nie dla ich piękna. Miały swoje praktyczne funkcje. Wskazywały drogę i ostrzegały – tu nie płyń albo tu jest wejście do portu. Oczywiście kapitan statku musiał mieć wiedzę, co sygnalizuje konkretna latarnia morska. Dzisiaj, w dobie radarów i satelitów, podobną funkcję pełnią skomplikowane systemy łączności, opartej na teorii fal elektromagnetycznych. Mapy i sieci elektromagnetycznych naprowadzeń są o wiele dokładniejsze, a mimo to statki (również bardziej zaawansowane technologicznie) czasami nie dopływają do celu. Stąd wniosek: nie ma na tyle bezpiecznego systemu, który eliminowałby całe ryzyko podróży. Podróżni wsiadając na statek lub na pokład samolotu, chcą wierzyć, że kapitan jest profesjonalistą i poradzi sobie nawet pośród najbardziej niesprzyjających okoliczności. Czegoś podobnego oczekujemy od przewodników duchowych i kapłanów. I niestety, często się zawodzimy.

3. Wspólnota fundamentalnie otwarta. Wspólne wartości i wspólne cele w rodzinie (i każdej innej wspólnocie naturalnej) to zapowiedź szczęścia i harmonii. Dlaczego więc współczesna cywilizacja zwalcza wszelkimi dostępnymi metodami każdą formę naturalnej wspólnoty? Odpowiedź na to pytanie wymagałaby opracowania olbrzymiego studium inerdyscyplinarnego. Tu pojawi się tylko malutka i gorzka jak każde lekarstwo pigułka. Otóż, cywilizacja fundowana na świeckich wartościach i antywartościach postmodernistycznego i postliberalnego profanum nie chce żadnych naturalnych wspolnot we właśnej przestrzeni (w tym wspólnot religijnych). Wspólnotami trudniej sterować. Wspólnoty trudniej przerobić w młynach produkcji i konsumpcji na niewolników, którzy mają tylko dwie rzeczy robić: raz – uczestniczyć w wyścigach szczurów; i dwa – uczestniczyć w konsumpcji szczurów. Oligarchia wie co robi, gdy wspiera świeckie formy demokracji szczurów. Szczur po całym dniu gonienia za nagrodą i stymulacją bodźcami swoich organów przyjemności, chętnie zasiądzie przed ołtarzem swojego telewizora, żeby przyswoić sobie całą tę papkę szklanych newsów, które na nowo naładują go przekonaniami o konieczności powrotu do wyścigu szczurów. Koło jest domknięte. I może kręcić się coraz szybciej. A te nieliczne jednostki, które odmawiają udziału w tej parodii życia, po prostu nie mają znaczenia dla bilansowania się systemu.

4. Autorytety Gdyby przyjrzeć się idolom i autorytetom systemu demokracji medialnej fundowanej przez oligarchów, to są to szczury sukcesu. Popatrz na zwyciężców, przemawiających z ambony gwiazdorów mainstreamowych mediów. Otrzymasz od nich recepty jak żyć i namacalne dowody, że system jest dobry a wszystko na tym świecie działa jak w szwajcarskim zegarku. Oto ludzie, których masz naśladować w swym dążeniu do sukcesu i nagrody. Ty jako jednostka autonomiczna pośród innych autonomicznych jednostek masz się uczyć życia od medialnych guru. Oczywista oczywistość? Każda taka jednostka-guru jest zniewolona iluzjami matriksu i w matriksie wskazuje na cele. Gdy usiłujesz się temu przeciwstawić, popełniasz najwyższą herezję – jakbyś miał dokonać zamachu na sferę politpoprawnego tabu, jakbyś był bardzo niebezpiecznym osobnikiem. Sytem nie lubi opozycjonistów – albo zostaniesz w niego wprzągnięty, albo cię wypluje.

serdecznie pozdrawiam

PS. Bicie rekordów i takie długie komentarze?


Witam Synergie po przerwie.

Wypadłem z netu na kilka dni ale dziś odpisuję.

Synergie

Ano dlatego, że ten nasz umysł wydaje się być niczym więcej jak krzywym zwierciadłem zanim nie oczyścimy go i nie wyprostujemy, by stał się prostym zwierciadłem. Hipoteza, że umysł oświecony i niedualny jest tym prostym zwierciadłem rzeczywistości to coś więcej niż czcza spekulacja.

Czy lustro albo zwierciadło może udoskonalić samo siebie? Obawiam się, że nie może. Stąd potrzeba tego co nazywa się Łaska, która uzdalnia nie tyle uzdalnia co udoskonala. Samo lustro lub zwierciadło tylko jest, takie jakie jest.. .

Stąd wniosek: nie ma na tyle bezpiecznego systemu, który eliminowałby całe ryzyko podróży. Podróżni wsiadając na statek lub na pokład samolotu, chcą wierzyć, że kapitan jest profesjonalistą i poradzi sobie nawet pośród najbardziej niesprzyjających okoliczności. Czegoś podobnego oczekujemy od przewodników duchowych i kapłanów. I niestety, często się zawodzimy.

Ewangelia mówi: Czuwajcie! Czyli potwierdza Twoją tezę o tym, że nikt nie wyręczy nas z kontrolowania zarówno naszego kursu – nawet kierownik duchowy czy kapłan. Ryzyko jest i czuwanie wskazane gdyż nie wiadomo o “której strazy Pan przybędzie.. “. :-)))

Wspólnota fundamentalnie otwarta.

Wspólne wartości i wspólne cele w rodzinie (i każdej innej wspólnocie naturalnej) to zapowiedź szczęścia i harmonii. Dlaczego więc współczesna cywilizacja zwalcza wszelkimi dostępnymi metodami każdą formę naturalnej wspólnoty?

To prawda, ale wszystko w naszym “ośrodku dowodzenia” – hierarchii wartości oraz świadectwie jaki dajemy swoim bliskim a także współpracownikom. Nie dając się pokazujemy, że mozna inaczej.. . Nie po trupach i, że pieniadz nie rządzi światem. :-)))

Ty jako jednostka autonomiczna pośród innych autonomicznych jednostek masz się uczyć życia od medialnych guru.

Nie, dlaczego mam się uczyć od nich. Nie koniecznie musi tak być.

Oczywista oczywistość? Każda taka jednostka-guru jest zniewolona iluzjami matriksu i w matriksie wskazuje na cele. Gdy usiłujesz się temu przeciwstawić, popełniasz najwyższą herezję – jakbyś miał dokonać zamachu na sferę politpoprawnego tabu, jakbyś był bardzo niebezpiecznym osobnikiem. Sytem nie lubi opozycjonistów – albo zostaniesz w niego wprzągnięty, albo cię wypluje.

To zależy. Pracuję w dużej instytucji finansowej i tutaj etyka, umiejetność rezygnacji z zarobku dla uczciwości jest dobrze cenione. Chociaż nie wszyscy moi koledzy dzialają moralnie ok. Ja tak. Ja mam przyszłość oni już nie. A rzeczywistość medialna jest krzykliwa ale bardzo słaba – nie pokazuje rzeczywistosci realnej. A ta jest inna. Stąd nie daję sobie wmówić takiego obrazu świata jaki jest pokazywany.

serdecznie pozdrawiam

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Przy moim szczęściu

Paruzja nastąpi, gdy będę pijaniuteńka śpiewać szanty w Porcie…


Pino A zaproś że mnie do tego Portu..

To se pośpiewamy razem. A jak dobrze zanucimy, to i bez wódki damy radę.

pozdrawiam


Wpadaj do Krakau,

zaraz przy Plantach, ul. Jabłonowskich, naprzeciwko skwerku z niepodległym dębem…

pozdrowienia


Poldek 34. A to miło, że wpadłeś...

Czasami też wpadam w rózne miejsca i czuję się jak śliwka w kompocie. Pino mnie wprowadziła w dobry nastrój, więc nic mnie z tego stanu nie rozbudzi przez najbliższą noc.

Łaska jest uśmiechem Boga. Umysł musi się uśmiechać od wewnątrz, żeby się wyprostować. Nie widzę innej drogi w tej mgle. Bez łaski nie da rady nic zrobić – można jeno puszczać bańki mydlanej iluzji w teatrze cieni. Łasce trzeba jednak trochę pomóc: oczyścić umysł z sadzy, coby nie bujał się w zaczadzeniu grzechem. Lustro trzeba polerować, by nie było ani czarne, ani nazbyt różowe.

Czuwaniema tak się uczujnić, żeby stać się przytomnością każdej chwili. Do tego potrzebne są również ćwiczenia duchowe – modlitwa i kontemplacja (medytacja). Również podczas róznych aktywności i podczas snu. Gdy podczas snu dopływamy do brzegu przytomności może pojawić się m.in śnienie jasne – to taki rodzaj snu, podczas którego utrzymujemy samoświadomość.

Obrazy Świata, których nie dajesz sobie wmówić, są równie obecne, jak te, które widzisz. Praca w korporacji, gdzie obowiązuje kodeks etyczny pracownika, może przez jakiś czas dawać zadowolenie. Doświadczenie i obserwacja mnie uczy, że – wcześniej czy później – zderzymy się ze ścianą matriksu, którą korporacja stworzyła dla swoich pracowników, żeby wykrzesać z nich dodatkową motywację do realizacji planów i celów sprzedażówych. Zysk jest bowiem nadrzędnym priorytetem, a nie etyka. Dlatego warto mieć mały dystans do siebie i czasami zerknąć na zewnątrz, poza mury korporacji. Co ona takiego dobrego robi dla świata? No, tylko po to, żeby wiedzieć.
Jesteś osobą samoświadomą, która ma swoje wzorce duchowe w Jezusie Chrystusie – tu jest ster Twojego życia. Lecz nie każdy ma taki ster a korporacja zazwyczaj chciałaby uzyskać swoją nadsterowność nad całym życiem swojego pracownika – wchłonąć go, przetrawić i wypluć, gdy przestanie spełniać pokładane oczekiwania. Wypluć jako zbędny balast poza burtę statku, którym ktoś inny steruje. Widziałem to wielokrotnie – od wewnątrz i z zewnątrz, więc raczej wiem, co piszę.

Medialna demokracja staje się takim sympatycznym mechanizmem dodatkowej kontroli nad pracownikiem i obywatelem. Sympatycznym, gdyż w oparach przyjemności zabija się zdolność do krytycznego myślenia i refleksji nad własnym życiem. Tak skonstruowano człowieka, że gdy jest mu dobrze, chce przylgnąć do tego dobra. A gdy jest przyjemnie, lgnięcie rośnie i przeobraża się niepostrzeżenie w samoprzywiązanie.

serdecznie pozdrawiam


Pino. Wpadam, wpadam...

Aż w końcu tam zajrzę. Uważaj. Pół życia krakałem w Krakowie. Teraz na wsi kraczę a do Krakowa zajeżdżam czasami coś pozałatwiać.

Wiem gdzie. Ino jakby co, to jak Cię rozpoznam.

By złożyć całuski na Twej dłoni…

pozdrawiam


Hm...

Zasadniczo


Pino...Szybka jesteś.

No i teraz poznam Cię nawet w największym tłumie krakowskich żaków. A jaka jest forma słowa żak dla płci pięknej?

całuski


Pino A i jeszcze...

Ty to Ty, czy Twoja koleżanka.

Na wszelki wypadek pytam, bo może muszę przygotować całuski dwa?

Dwa całuski


Mnie widać w całości,

z boku Buc (ładnie wyszła), z tyłu Pszczółka. Jedna siedzi w Londynie, druga gdzieś u Ajriszów chwilowo.


Pino Buuuuuuu(c)

A ładneście dziewczynki i w kupie, i każda z osobna. Ino po co się tak porozjeżdżały te Twoje kólezanki po szerokim świecie. A Krakówek co, zły?

uściski


Z bandy czworga to jestem jedyna

co studiuje w PL… ale nic nie szkodzi, właśnie gorączkowo zgrywamy na facebooku termin naszej tradycyjnej wigilii :)

pururu


Pino

A jak zgracie, to gdzie zagracie. Dasz cynk? Moja żonka do mnie przed sekundą rzekła: stary, a co to za zgrywy i podrywy? Odrzekłem jej: bądź Ty, kochanie sprawiedliwa. I czytaj od a do zet, każdą najmniejszą literkę. Odpowiedziała: ale Ty swojego zdjęcia nie wysyłaś. Odpowiedziałem z radością: dobrze kochanie.
Nie mam zamiaru nikogo straszyć.

całuski cztery dla bandy czworga


Pino

A jak zgracie, to gdzie zagracie. Dasz cynk? Moja żonka do mnie przed sekundą rzekła: stary, a co to za zgrywy i podrywy? Odrzekłem jej: bądź Ty, kochanie sprawiedliwa. I czytaj od a do zet, każdą najmniejszą literkę. Odpowiedziała: ale Ty swojego zdjęcia nie wysyłaś. Odpowiedziałem z radością: dobrze kochanie.
Nie mam zamiaru nikogo straszyć.

całuski cztery dla bandy czworga


W Warszawie,

a gdzie? Nie wiadomo. Może na Tamce, może na Wrzecionie, może na Nowolipkach, a może w Piasecznie w luksusowej i burbucowskiej willi, o ile coś w ogóle mówią Ci te nazwy.

Pozdrawiam powściągliwie, bo już Małżonka patrzy


Pino

Coś mi mówią, ale cholera wie, czy dobrze do mnie gadają.

Ta burbucowska willa mnie zafrapowała. A co się w takiej wypasionej chacie robi?

Ależ małżonka ma poczucie humoru…zagospodarowała mnie w pełni. Nie bój nic.

całuski


Ja wiem?

W zeszłym roku, z mroczną i gotycką miną, paliłam tam w kuchni davidoffy, przybrana strojnie w elementy bucowej garderoby. Tak poza tym, to nie było jeszcze sytuacji… Wcześniej mieszkała na Ursynowie, gdzie całe moje mieszkanie by się zmieściło pewnie w przedpokoju.

hug


Pino Albo w garażu obok mego domu?

A ja se teraz nabiłem fajuchnę prawdziwym tytoniem. Aromat przedni, nie to co z papierochów.

A ta bucowa garderoba, to jakieś szpileczki i wieczorowe sukieneczki bez ramiączek? Majteczki kuse i jakieś tam fasjansy paryskiej mody? No dopytuję.

Howgh


Niee, gdzie ta,

Buc jest wysoki, na cholerę jej szpilki? Zresztą w takim obuwiu, niechybnie bym się zabiła.

Howgh, trza będzie iść po piwo, fajki oraz czekoladę


Ale czemu Buc?

Nic nie pojmę. To ksywa literacka? Ano coś już pojmuję.

Od piwa brzuszek się kiwa. Nie wiem jak kobietom, ale nam chłopom narasta.

A chłop z brzuszkiem? Od fajki palą się majtki. Uff… bo zacznę świntuszyć. Zjem sobie czekoladkę na noc. A co?

Dobranoc, kolorowych snów.


Czekolada jest dobra na wszystko nie tylko na noc,

wysączywszy piwo i obejrzawszy jakże ambitny serial “DH” idem spać.

Znaczy chciałem się inteligentnie włączyć do tej ambitnej rozmowy, ale chyba nie wyszło:0

A w ogóle czemu tu jeszcze nie ma 300 komentarzy?

Pozdrawiam zdziwiony:)


Rykoszetem,

miała zwyczaj mówić do Zuzanny bucu, a Zuz jest jedyną osobą, której się żadne ksywy nie trzymają.

Grzegorz, nie śpij! Spanie jest dla ciulów!


SYnergie

Synergie

Praca w korporacji, gdzie obowiązuje kodeks etyczny pracownika, może przez jakiś czas dawać zadowolenie. Doświadczenie i obserwacja mnie uczy, że – wcześniej czy później – zderzymy się ze ścianą matriksu, którą korporacja stworzyła dla swoich pracowników, żeby wykrzesać z nich dodatkową motywację do realizacji planów i celów sprzedażówych. Zysk jest bowiem nadrzędnym priorytetem, a nie etyka. Dlatego warto mieć mały dystans do siebie i czasami zerknąć na zewnątrz, poza mury korporacji. Co ona takiego dobrego robi dla świata? No, tylko po to, żeby wiedzieć.

Strzeliłes w dziesiątkę. Właśnie niedawno zaproponowano mi ścieżkę menadżerską i jakoś nie jestem przekonany. Perspektywy zarobku są duże jednak jest tak, że dopóki jestes firmie potrzebny to jest ok. A jeśli nie – nawet jeśli wczesniej miałeś duże osiągi – nic to nie znaczy. Wypalisz się , firma Ci podziekuje. Przyjdzie na Twoje miejsce kolejny.

Chociaż z drugiej strony zmieniając pracę dobrze jest mieć w CV napisane menager w korporacji finansowej. Więc może dla tego CV popełnię sobie epizod menagerski…?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Epizod menegerski.

Pewnie warto mieć w cv taki epizodzik. Czemu nie? W korparacjach finansowych przepracowałem na stanowiskach menagerskich z 10 lat? A więc napiszę tylko: wszystko zależy od tego, jaka to konkretnie korporacja, jaka ścieżka i jakie “produkty” finansowe przygotowali inżynierowie finansowi tej korporacji dla klientów.

Produkty też są ważne, gdyż czasami sprzedawca jest szkolony tak, że wierzy, że sprzedaje kota w worku, gdy tymczasem sprzedaje tylko kamienie – zupełnie niepotrzebne dla klienta. Ostatni kryzys gospodarki światowej ma swe źródło właśnie w tym, że rozniesiono po świecie zbyt wiele worów kamieni finasowych.

No jakby to powiedzieć, żeby nawiązać do tematu notki?. Dogmatem naczelnym każdej korporacji finansowej, każdego banku i każdej ubezpieczalni, funduszu jest zysk za wszelką cenę i obietnica tegoż zysku złożona klientowi opakowana w kolorowy marketing. Czasami obietnica jest rzetelna, a czasami już nie.

Sprzedawca i menager etyczny powinien więc radośnie przemyśleć etykę relacji pomiędzy dostawcą produktu, korporacją i jego odbiorcą, klientem. To on bowiem uwiarygadnia w dużej mierze jakość i użyteczność produktu finansowego przed klientem.

To jakby tyle pod tą notką na ten temat. Ze świadomością, że w dżungli finansowej rosną różne drzewa i dotykamy tematu jak rzeka

serdecznie pozdrawiam


grześ 300

Dziś wyprodukujemy 300 wpisów pod notką.

Jutro będziemy się z tego smiać. Nawiązując zaś do tematu, dogamtów w kulturze jest więcej niż trzysta. Ułożóne są jak kamienie w stos – jeden na drugim.

pozdrawiam zdziwiony


Pino Peter Gabriel

Tak na mnie wołali koledzy ze studiów. Był też Phil Collins w naszej paczce i Maestro.

Ja dostałem ksywkę Gabriel, bo na imię mam Piotr. A teraz już nikt mnie tak nie nazywa. Buuuuuuuu…

Stare, dobre dzieje. Gdzie są chłopcy z tamtych lat, no gdzie?

pozdrawiam


No i dziś minęło,

a 300 wpisów ni ma:)

Pomyślę wiec po tym jutro:)

A dogmatów jak i stereotypów jest ilość nieograniczona właściwie.


300 jest mój

na co czekałam przyczajona i ukryta.

Pozdrowienia.

:)


Congratulations:)

The winner is… Gretchen:)

Nawiązując do twojej nowej notki, w moich ulubionych pewnie i ten zespół na A. by się znalazł:


Przeeeeestań!!!

Zaraz kurwa uwierzę, że mieszkam w Tarnobrzegu!!!

I uczę niemieckiego w technikum!!!

AAAAAAAAAA!!!!


Why?

:)

A ja uczę w róznych miejscach, no, tak poza tym.


grześ A dałoby się urobić, gdybym pamietał

Parę minut po północy odpaliła 300 Gretchen.

A Ty Grzesiu pamiętałeś. Fajnie. Ja wypuściłem koło południa nową notkę i tu stanęło.

Obiecuję poprawę. Będą krótkie notki piwniczne. Ech, aż czuję się nieswojo.

serdecznie pozdrawiam


Czemu piwniczne, czemu krótkie i czemu nieswojo?

jak zwykle nic nie rozumiem:)


Gretchen Puk, puk - to ja

Już uwolniony z więzienia 300 komentarzy. Do 400 już nie biegnę, bo nie dam rady. Dziękuję. I cóż, będę to pamiętał, skoro Grześ narobił szumu.

ciepło pozdrawiam


grześ Oswajanie z miejscem

Krótkie – z braku czasu.
Piwniczne – z wyboru tematów religijnych.
Nieswojo – bo się oswajam z nowym miejscem. Alem spolegliwy i nieupierdliwy, czyli gdzieś tu się pomieszczę.

Dziękuję za komentarze.

pozdrawiam


Synergie

Puk… puk… A to ja.

Ciesz się wolnością :)


Gretchen

Co to za wolność, gdy nawet nie mogę Cię ucałować :)))

Spać, spać idę. Ostatnio mam znów barwne sny piękne. Oj, jakże cudowne są te sny, gdy latam – i to wcale nie na miotle.


Ja też tak miałam

Spać?

U mnie jest impreza. :)
Zajrzyj chociaż.
Przeczytasz wesoły tekścik, jest z kim zatańczyć.

Potem pójdziesz śnić.


Synergie

Mój korporacyjny dylemat dotyczy tego czy pracuję w “salonie skody” czy w “BMW”....? A mój “salon” to ING.

pozdrawiam

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Bardziej kredyty, czy ubezpieczenia?

Pozdrawiam


Synergie

ubezpieczenia(osobowe nie majątkowe), inwestycje, emerytury, kredyty(tylko INGowe).

Pozdro!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Dzięki

Czyli dawne NN. Ja jutro podpiszę umowę z ING w zakresie kredytów hipotecznych. Po porzuceniu drogi menedżerskiej i przeprowadzce w nowe miejsce, staram się rozpocząć pozyskiwanie klientów w formule multiagencyjnej (razem z kolegą – chyba będziemy szli w kierunku dokooptowania kilku osob do zespołu w przyszłości). Krótko: kilka linii produktowych, kilka firm i doradztwo finansowe. Znam jednak z autopsji zawodowej rynek kredytów i ubezpieczeń.

pozdrawiam

Szczerze: mam mało do tego serca.


Synergie

generalnie finezji w tej pracy nie ma, ale satysfakcja się pojawia. Bardziej mnie pociąga szkolenie innych i wdrażanie do zawodu więc wejdę na ścieżkę menadżerską.

A odnośnie kredytów, wczoraj złożyłem wniosek o kredyt konsolidacyjny – kobieta w spirali długów. Wzięła hipoteczny na spłacenie wierzytelności. Załatwiłem jej wszystko od a-z: Zebranie dokumentów było kłopotliwe. Kobieta zadowolona, :-))),
jak ona zadowolona to i ja, :-)))

W ramach INGu można otworzyć franczyzę.. – są takie możliwości i dofinansowanie z firmy. Ale multiagencja jest bezpieczniejsza ze względu na szerszy wachlarz usług.. .

Szkoda, że działasz w innym regionie gdyż moglibyśmy “połączyć siły”.

Pozdro!

***********************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34.

Ano szkoda.

Pracowalem przez prawie trzy lata w NN jako agent. To było w 1996-98 roku. Zostawiłem im ponad 300 klientów. Teraz by się przydali w portfelu. Potem już byłem tylko wysoko w hierarchii innych firm – jako dyrektor regionu albo sprzedaży. W sumie minąłem się z powołaniem. W tej pracy najsensowniejsze są rozmowy z klientami, gdy towarzyszy im świadomosć, że twoja propozycja rozwiązania problemu finansowego jest faktycznie korzystniejsza od tego, co już mają. No ale tu konieczna jest, i wiedza, i etyka. Wszak obaj wiemy, że agent, zwłaszcza życiowy, dla prowizji jest gotowy wciskać kit i włazić do dupy.

serdecznie pozdrawiam z życzeniami sukcesów i wielu zadowolonych z usług klientów


Synergie

są rożni agencji – tak jak spece z innych dziedzin.

W ciągu trzech lat 300 klientów – doskonały wynik!
Ja nie należę do osób zdeterminowanych nie tylko w dziedzinie pieniędzy.. . Wolę jeść małą łyżeczką ale dłużej, :-)))

Generalnie przepracowałem w szkoleniach 9 lat i “kołczowanie” mi bardzo bliskie jest. A przynajmniej bardziej stacjonarne. Praca agenta to praca “w drodze” więc menagierowanie jest dobra kalkulacją.

A dlaczego piszesz, ze minąłeś się z powołaniem?

Natomiast co do pracy z kilientami, moje doświadczenie wskazuje, że raczej nie należy proponować jakichkolwiek rozwiązań jeśli mają juz je w innej firmie gdyż zazwyczaj gdy konkurencja się dowiaduje o możliwości utraty klienta robi zazwyczaj skutenie wszystko aby pozostał. Wiec ja raczej nie rozmawiam z osobami którzy mają już “lajfa”. Rozmawiam z osobami które nie mają jeszcze tych spraw zabezpieczonych.

Owszem są ludzie bardzo mocno zdeterminowani na prowizję i potrafią ściemniać ale zazwyczaj szybko kończą tę profesję dosyć szybko. Klient i tak się zorientuje i zlapsuje. A agent odda zarobiona prowizję.

A klient to jądro tego zawodu. Nie ma klienta: nie ma portfela, nie ma rynku. Chcąc długofalowo funkcjonować w tej branży trza się nastawić na uczciwość – to jedyna recepta, jak mi się wydaje. Taki tez chciałbym zbudować zespół.

Nie wiem czy to możliwe czy nie.. . :-))) Jak przetestuję, bedę wiedział.

Może do Ciebie na “kołczing” przyjadę. :-))))

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34.

Jasne. Zapraszam. Może kiedyś będziemy mogli porozmawiać w realu.

pozdrawiam


Synergie

będę na pewno w Kraku na przełomie grudnia-stycznia więc chętnie “wproszę się na małą czarną”. :-)))

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. A w Rzeszowie?

Z Krakowa wyprowadziłem się właśnie kilka miesięcy temu. To dziwne, na wieś – w okolice Rzeszowa. Biuro mam więc w Rzeszowie. I właśnie na tym polega główna trudność budowania czegoś od podstaw. Nowe miejsce – trzeba poznać nowych ludzi, odnaleźć ścieżki do tych starych.

Ale jest świetnie. Powrót w rodzinne strony zawsze jest magiczny. A wieś cudowna.

Pozdrawiam

PS. W Krakowie bywam raz na miesiąc. Ostatnio przez trzy dni na szkoleniu Hestii, ale raczej tego nie planuję. No i nie tęsknię za tym miastem, gdyż znam je jak własną kieszeń, ale to co magiczne mam w sercu. I pewnie z powodów rodzinnych będę z tym miastem związany do końca mojego życia.


Synergie

Rzeszów, :-)))
To moje rodzinne strony, bo pochodzę Podkarpacia. 40 km na północ od Rzeszowa w kierunku Grzesia. Ładne, czyste i zielone strony.. – tam czas płynie inaczej niż w dużych miastach. :-)))

Myślałem, że pod Krakowem mieszkasz wiec “nici” z nasiadówki. Trudno przewidzieć kiedy zawitam w strony rodzinne. Może latem.. .

Ale gdybyś na jakie szkolenie jechał do Kraka możemy zsynchronizować kalendarze.. .

p.s.
Od Hestii miałem kilka miesięcy temu propozycje pracy w ich spółce HMI zajmującą się dystrybucją emerytury Eventus – jedynego w Polsce programu emerytalnego( III filaru) z gwarantowaną wysokością emerytury. Jednak pozostałem w INGu.. . Wyszedłem z założenia, że zawsze lepiej mieć szerszą ofertę usług niż jeden produkt.
Na emerytury w najbliższych latach będzie ogromny popyt ze względu na katastrofę panstwowego systemu emerytalnego.. .

Pozdr.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Bliżej bieszczadzkiej natury mieszkam

Na południe od Rzeszowa. Miejsce jest przecudowne. W zasadzie to jeden z najpiękniejszych krajobrazów świata. Trochę podróżowałem, więc wiem, co piszę.(Choć gusta są różne) Do Rzeszowa pół godziny samochodem.

Hestia to tylko jedna z wielu firm, z którymi współpracuję – zarówno życie jak i majątek. Mają kilka produktów, które dobrze się klasyfikują na rynku a resztę taką sobie. Podobnie jest z innymi firmami.

A Grześ mieszka gdzie?

pozdrawiam


Subskrybuj zawartość