Strona nr 361


 

Niby taka oczywistość, że kawałów nie opowiada się od końca, w tym nie wstawia się końcowego rechotu na początku, a jednak mało kto tego rodzaju oczywistości kojarzy, gdy przychodzi do spraw tak (nie)banalnych, jak rozmowa z drugim człowiekiem. Czy to przy kawie, piwie, czy to na blogu. Wszędzie tam, gdzie cała zabawa polega na tym, że ludzie rozmawiają, a nie jedynie wzajem pałują (choćby delikatnie) swoimi przekonaniami, wyznaniem wiary, czy innymi tam poglądami.

Czy jest na sali ktoś, kto lubi słuchać nieproszonych streszczeń nowego filmu, zanim jeszcze pójdzie do kina? Czy zatem może dziwić, że jednego człowieka kręci jedynie rozmowa z drugim człowiekiem, który myśli, wątpi, albo chociaż się zastanawia, a wcale nie kręci rozmowa z kaznodzieją – obojętne czy religijnym, czy politycznym, czy dowolnym? No bo wtedy nie ma rozmowy, zasadniczo, mimo złudzenia, że jest.

Jasne, nie da się tak zrobić, żeby ludzie zawsze używali głowy do myślenia, a nie tylko do przechowywania i odtwarzania z taśmy tych nagrań, które nazywamy poglądami, wiarą, czy przekonaniami. Ludzie potrzebują tej swojej osobistej szafy grającej, bo to umożliwia ochronę procesora przed przegrzaniem, z powodu myślenia.

Pewien stopień automatyzacji ogólnie sprzyja czerpaniu radości z życia. Podobnie jak automatyka w samochodzie (nomen-omen) sprzyja temu, że prowadzący pojazd może też podziwiać widoki za oknem, a nie tylko skupiać całą uwagę na pilnowaniu tej maszynerii pod maską, żeby działała.

Problem chyba w tym, że znakomita większość ludzi nigdy nie wyłącza tego swojego auto-pilota. Nawet gdy rozmawiają, jest to rozmowa dwóch lub więcej gramofonów, zdzierających do bólu płytę, każdy swoją.

Czy takie coś może być ciekawe? Może być uzależniające, podobno (choć trudno w to uwierzyć), ale ciekawe?

Znacie to uczucie, gdy człowiek dotrze do strony numer 355 pasjonującej książki i nagle zorientuje się, że brak w niej ostatnich trzech kartek?

Ciekawie jest wtedy, gdy nie znamy zakończenia, gdy nie zatrzymujemy się na przystanku zmęczenia, dla niepoznaki nazywanym wnioskiem.

Pewnie, to nie jest łatwe, ale z biegiem lat nabieram przekonania, że to, co łatwe, nie ma znaczenia.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

-->Sergiusz

To się chyba nazywa trudny charakter, rozdęte ego albo wybitna postać. Wszyscy my tacy ;-)


Panie Sergiuszu!

Jest jeszcze jeden problem. Jak mówić, pisać, by nie sprawiać wrażenia, że wie się lepiej, gdy wie się lepiej? Łatwo jest krytykować innych, trudniej podrzucić pomysł. :)

Niemniej tekst świetny i chyba widzę w nim siebie. :)

Pozdrawiam


Szanowni!

Ja to bym uważał z wnioskami wszelkimi, gdyż sam tekst stanowi – siłą rzeczy, bądź prawem konsekwencji – małą pułapkę, gdyż ponieważ nie posiada zakończenia, wbrew pozorom ;)

Tym niemniej, za dobre, że dobre, słowo, dzięks!


Subskrybuj zawartość