Pelikanowi rybkę a małpie banana i będzie git!

Traktowanie wolnych obywateli jak bandę idiotów, którym można sprzedać dowolne gówno (pardą), a matołki i tak będą dalej grzecznie łykać i podawać dalej bajeczki podawane do wierzenia (po)przez media, to jednak niewdzięczna robota, do której przeto żaden porządny człowiek się nie garnie ochotnie.

Jestem realistą i wiem, że długo jeszcze nie doczekamy się w polskiej polityce ludzi godnych miana mężów stanu. Z takimi to jak z drzewami, trzeba czekać dwa, trzy pokolenia, aż coś tam coś tam wyda owoc. O ile nie zapomnimy, że uprzednio trzeba nasadzić szkółkę, bo inaczej to całkiem lipa, panie.

Lepiej przygotujmy się więc na to, że zobaczymy w tzw. życiu publicznym/politycznym jeszcze nie jedną kompletną żenadę, która może nawet przeskoczy niedawne badziewie w postaci typków z Samoobrony w rządzie lub obecnej never ending paczki aferałów, którzy wciskają nam ciemnotę z rozbrajającą bezczelnością.

Badziewie w polityce i życiu publicznym jest bardzo nieestetyczne. Fuj! Ono zniesmacza wyborcę. Nieprzyjemnie kontrastuje z estetyką reklam, rzucających się na nas z każdej ściany.

Dzięki temu, że aktywność polityczna kojarzy się, mówiąc oględnie, z prostytucją, taka owaka banda kolesi z podwórka nie musi specjalnie obawiać się trudnej konkurencji. Sfrustrowani badziewiem obywatele trochę tam ponarzekają, a w najgorszym razie nie pójdą na wybory. Nie szkodzi, zawsze znajdzie się jakiś dość liczny ciemny lud, który to kupi.

Mam nadzieję, że jest już jasne, co chcę powiedzieć.

Otóż, drodzy moi, szanowni, nie bądźcie jak te bezrefleksyjne pelikany lub małpeczki, które potrafią jedynie stroić głupie miny. Nie dajcie robić z siebie idiotów, którym zostaje już tylko ponarzekać, jak tetrykom w loży muppetów.

Polska nie zrobi się piękniejsza dzięki temu, że jeden z drugim będzie tylko pałał uzasadnionym oburzeniem, uciekał z krzykiem od politycznej żenady, krzywił się z niesmakiem i z uniesioną brwią cedził przy kawce i serniczku wiecznie te same, wytarte jak tysiąc razy prane dżinsy, jałowe och-ach frazesy i inne taksówkarskie mądrości.

Odczarowywanie widowni tego spektaklu nabiera tempa, czy to się komu podoba, czy nie.

Idziemy po was, cwaniaczki!

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Panie Sergiuszu!

U mnie ma Pan program pozytywny, czyli co trzeba zrobić po przejęciu władzy. Nie uzupełniłem przemyśleń o wnioski z ostatnich afer, ale to też da się zrobić.

Pozdrawiam


-->Sergiusz

Ładnie. Sprowokował mnie Pan do odpowiedzi. Smaku dodaje okoliczność, że jestem za rzekami. Pozdrawiam, referent

PS. A co do zasady — zgadzam się, rzecz jasna, tylko co z tego, panie dzieju, co z tego… ;)

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Panie Jerzy,

program pozytywny jest ważny, jasne, ale to jednak idealizm. W praktyce, niech Pan sam zobaczy, można wygrać wybory nie mając nawet programu ani ideowej tożsamości. Chodzi mi o to, w dużym skrócie, że na początek nie trzeba popełniać typowych błędów każdego perfekcjonisty, i nie zabierać się za kupowanie nowych gratów do chaty, tylko najpierw wziąć jakiś podręczny spychacz i zrobić miejsce dla tego co nowe. Krótko: nie certolić się!

Pozdrawiam


Panie Referencie,

no to się nawyrabiało!
Bardzo fajnie, bardzo bardzo :-)
No, no, ale że za rzekami?
Ja nie mogę, super!

P.S. Pan się nie martwi co z tego, to akurat najmniejsze zmartwienie, rzekłbym nawet że wirtualne. Cały myk polega na tym, żeby zapomnieć o wszystkich tych co z tego i zrobić to co trzeba zrobić. Resztę zmartwień polecam zostawić historii – jak to mówią: and the rest is history :-)

Pozdrowienia dla Pana i ukłony dla Pani Referentowej!


Sergiuszu

Git to będzie wtedy, kiedy i pelikan i małpa będą zmuszeni do przejścia na prozdrowotną głodówkę. Zero rybek i zero bananów.
Dopiero wtedy nastąpi pełne “odczarowanie widowni tego spektaklu”.
Inaczej nic i nikt ich niczego nie nauczy. Niektórzy tak mają.


Magio,

Myślę, że plan maksimum, czyli takie nastawienie na to, że dopiera porządna bomba może coś zmienić/ruszyć/obudzić w ludziach, jest w istocie jedynie intelektualną utopią. Bo co może zmienić koniec świata? Koniec świata, albo OMC koniec świata, to jednak już inna półka. Dlatego nawet teoretycznie nie biorę go pod uwagę, bo i po co, prawda.

Plan minimum czyli wszelkie odmiany nic się nie da zrobić, także mnie nie interesuje, bo i co w nim interesującego, prawda. Zresztą mam nadzieję nigdy nie stetryczeć, więc taka opcja też nie dla mnie.

Uważam natomiast, że realistyczny plan optimum jest jak najbardziej do zrobienia, a nawet jest śmiesznie łatwy do zrealizowania, pod jednym, prostym warunkiem – trzeba wyrzucić z pola akceptowalnych scenariuszy zarówno plan maksimum jak i plan minimum.

Jestem przekonany, że wystarczy skutecznie odebrać sobie i w miarę możności innym, wszelkie wymówki związane z wyznawaniem opcji minimum/maksimum, by cały obraz sytuacji oraz możliwości stał się nagle bardzo czytelny i przejrzysty.


Sergiuszu

A co Ty sobie będziesz jeszcze odbierał? Zdaje się, że określiłeś siebie samego jako realistę. To co? Zamienisz się w utopistę byle tylko średnia się zgadzała? :)

Całego stada nie obudzisz. Nie jesteś w stanie.
Stado obudzie się tylko wtedy, kie mu żarła zabraknie. A to nastąpi już wkrótce.

Pozdrawki.


Magio,

no sobie samemu to ja nie mam czego odbierać, jasne. Chodziło mi o innych poza mną :)

Ale widzisz, ja nie mam zamiaru budzić całego stada (to byłoby myślenie życzeniowe oraz opcja maksimum – utopia). Jednocześnie uważam, że całe stado prędzej zginie niż się obudzi – choć nie wynika to z opcji minimum, ale z optimum właśnie :-)

Pozdrawiam


Nie, nie zrobi się piękniejsza

Sergiuszu. Niestety
:)
_____________________________
I wszystko jest już oczywiste


Panie Sergiuszu!

Zgadzam się, że wygranie wyborów ma się nijak do posiadanego programu. Pozostaje tylko pytanie po co wygrywać wybory, gdy nie ma się programu. W 1989. r. można było zrobić wszystko. Dzięki temu, że nikt nie miał programu co zrobić z wolnością, zafundowano nam zwijanie kapitalizmu przez Leszka Balcerowicza. Czy chce Pan powtórzyć takie rozwiązanie. Przecież teraz nie ma już czego zwijać.

Pozdrawiam


-->Sergiusz

Jeśli dobrze zrozumiałem, a mam nadzieję, że tak, więc… prawda, przechodząc do rzeczy — tak podobno się dzieje, tak ludzie robią, na małą skalę, ale może kiedyś przyjdzie moment, że skala otworzy się większa — wówczas zrobią więcej, jak przypuszczam. Najgorsze jest jednak to, że więcej w tym nadziei niż perspektywy, ale — zgodnie z zawołaniem, które onegdaj stało u Pana na blogu, że sukces to wytrzymać dłużej niż inni — nie ma co się na zapas martwić. Partia PO wydawała się wieczna, a niknie w oczach, jak swego czasu kanclerz Miller, na którego przypadku Donaldu powinien się uczyć. I dobrze, że się nie uczy. “Szanse” przychodzą niespodziewanie ;)

Robota to jednak, z tego co się orientuję, nie na jednego człowieka, nawet nie na kupę ludzi. Trzeba do tego formacyjnego wsparcia, ruchu, myśli, “zaplecza”, tego co daje uporządkowanie, trwałość i “odnawialność” (jakby co). Pożyjemy, zobaczymy ;)

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Panie Marku,

To ja poproszę teraz o wersję pozytywną tego komentarza :-)

Pozdrawiam serdecznie


Panie Jerzy,

oczywiście nie chodzi mi tu o to, że program jest niepotrzebny, przeciwnie, jest bardzo potrzebny.

Użyłem tego jako ilustracji, by pokazać, że w myśleniu i skutecznym działaniu często powstrzymują ludzi przeszkody, które istnieją tylko w ich głowach (np. “najpierw musimy uzgodnić program, zanim coś zrobimy”), podczas gdy w rzeczywistości kluczowy wcale nie jest żaden program, tylko pierwszy krok, a dokładniej, zrobienie pierwszego kroku – całkiem jak w tym powiedzeniu, że nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Dobrze jest mieć mapę podróży, ale znacznie lepiej po prostu ruszyć w drogę, a trasę ustalać po drodze, bo w praktyce plan podróży jest potrzebny tylko po to, żeby ruszyć się z miejsca, bo później i tak się okazuje, że trzeba na gorąco improwizować itd.

Podróż o którą mi tu chodzi, to nie jest budowa katedry, do której lepiej się nie zabierać bez rozrysowanego dokładnie projektu całości. W tym rzecz.

Pozdrawiam Pana.


Panie Referencie,

Sto procent racji – oczywiście kluczowe jest to, żeby nie martwić się na zapas, tylko zwyczajnie ruszyć w drogę. To jest potężna sprawa, zrobić ten pierwszy krok, a nie tylko dumać nad globusem i jeździć palcem po mapie (historii itp).

Zdaje się, że wrócę do swojego pierwotnego zawołania. To fajnie, że Pan je przypomniał.

To jest oczywiście robota na wielką skalę i na wiele fortepianów, ale świadomość rozległości tego wszystkiego, zwłaszcza gdy się ją posiada, trzeba wziąć sobie w nawias, bo ma ona wielką moc odbierania takiej co-dziennej motywacji do działania.

Jest nawet takie powiedzenie, że (parafrazując), przełomowe dzieła i wydarzenia zawdzięczamy często ignorancji i nieświadomości, a nie fachowości/kompetencji i doświadczeniu.

Gdybym od początku wiedział, zdawał sobie sprawę itd, ile ciężkiej pracy mnie czeka, zanim zbuduję działający prototyp czegokolwiek, w życiu bym się za to nie zabrał.

Profesjonaliści rzadko robią wielkie rzeczy, bo mają świadomość rozmiaru wyzwania.

Na szczęście, znajdują się zawsze tacy, którzy nie mają pojęcia ile to roboty, tylko po prostu zabierają się za tą robotę :-)

Pozdrawiam!


Sergiuszu

W mojej wersji pozytywnej to jest tak.
Ogłaszamy ogólnonarodową abolicję dla
wszystkich umoczonych:
polityków,
urzędników administracji wszystkich szczebli,
funkcjonariuszy publicznych,
dziennikarzy,
działaczy, tfu, związkowych,
prezesów spółdzielni mieszkaniowych, ogródków działkowych, radia i telewizji i pozostałych,
sędziów i prokuratorów,

Dajemy in 48 godzin na opuszczenie kraju i pozwalamy zabrać tylko podręczny bagaż i dajemy warunek: zakaz powrotu na 50 lat
______________________________
I wszystko jest już oczywiste


Panie Marku,

no to jest mocne! I dobre :-)


Panie Marku!

Mnie też się podoba. :)

Coś jak banicja. Tylko dlaczego bez sądu? Poza tym, jakie konsekwencje ewentualnego wcześniejszego powrotu? Diabeł tkwi w szczegółach…

Pozdrawiam


Panie Jerzy

wszystko można dopracować, doprecyzować
dlaczego bez sądu Pan mnie zapytuje
Dlatego, że w ten sposób zachowaliby wolność z wizją powrotu za 50 lat
Z sądem powiada Pan – nie ma takiego sądu! A za większości czynów wyroki nie byłyby niższe i po co takich jeszcze utrzymywać?
Pan ma program, ja rzuciłem pomysł dla tego programu, lub innych, zasłyszany na ulicy

Pozdrawiam
______________________________
I wszystko jest już oczywiste


Panie Sergiuszu!

Ja nie mam nic przeciwko maszerowaniu, ale dobrze jest mieć przynajmniej mgliste wyobrażenie do czego się dąży. W przeciwnym razie, może się okazać, że dojdziemy do jakiejś formy bolszewizmu – jak nie przymierzając unia brukselska.

Pozdrawiam


Panie Marku!

Ja nie mówię „nie”! Ja proszę o doprecyzowanie pomysłu. Po prostu kto ma osądzić, czy dany „prominent” ma udać się na banicję czy nie? Oczywiście, ci co sami się udadzą, to sprawa jest oczywista, ale co z tymi, co to „jak dziewica orleańska albo inna Emilia Plater” według siebie, a według mnie lub Pana to skończone świnie.

Pozdrawiam


Panie Jerzy

nie widzę takich. I jestem daleki od powoływania trybunałów doraźnych na wzór rumuński.
Chociaż, w gruncie rzeczy…
______________________________
I wszystko jest już oczywiste


Panie Marku!

Nie chodzi o jakieś dodatkowe sądy. Chodzi o procedurę. :)

Co do sądów, to moje zdanie nie zmieniło się od czasu pamiętnej publikacji Spirytusa i Muwensa.

Pozdrawiam


Drogi Panie Jerzy

procedura identyczna jak w przypadku trybu wyborczego

pozdrawiam
____________________________
I wszystko jest już oczywiste


Panie Marku!

Oskarżenie przez dowolną osobę czy z urzędu?

Pozdrawiam


Panie Jerzy

skoro procedowanie w trybie wyborczym się sprawdza i jak dotąd jest wykonalne,
to dopuściłbym również dowolną osobę, gdyż to one (dowolne osoby) stanowią podstawy społeczeństwa i na nich głównie spoczywa ciężar dźwigania kosztów utrzymania tego (bez)państwa

Pozdrawiam
______________________________
I wszystko jest już oczywiste


Subskrybuj zawartość