CZTERY MINUTY DZIEWIĘĆ SEKUND

“Misja” Joffé‘a to nieprzebrane bogactwo. Kiedyś długo tu o czymś rozmawialiśmy i nic już z tego nie pamiętam, poza tym, że ostatecznie rozmowę sensownie ucięła przywołana scena, gdy De Niro w akcie skruchy przeprasza wielmożę plantatora (a może gubernatora czy namiestnika, nie pamiętam dokładnie) i robi to z taką samonapędzającą się pasją, gorliwością i wreszcie przesadą, że przeprosiny obracają się w szyderstwo, drwinę i oskarżenie. Kończy się na tym, że De Niro nieomal siłą jest powstrzymywany, żeby już dalej nie przepraszał... Niezłe, trzeba przyznać.

Wczoraj wieczorem wróciłem z referatu bez ducha i wpadłem w stupor przed telewizorem. Czort znajesz na jak długo, ocknąłem się, kiedy Irons szedł przez las. Zaraz potem Referentowa wyłączyła mi telewizor i słusznie, ale co zdążyłem, to moje.

W literaturze przedmiotu odnotowuje się, że ten obrazek to figura nawrócenia. Kierując się czystym pięknem Indianie zwracają się ku Bogu lub – jak kto woli – uniwersum. Mnie wydaje się jednak, że scena spotkania Ironsa z Guarani, to przede wszystkim doskonale przedstawione uznanie człowieka przez człowieka. Jego istnienia, bycia; to abstrakcyjna akceptacja tego, że drugi człowiek jest i zarazem tego – kim jest. W świecie nauki – przykład ten spłyca sprawę – podobnie wygląda recenzja w ciemno. Nie wiesz kto napisał, dlaczego i czy nie jest aby z Krakowa, po prostu czytasz tekst, ot tak – sam w sobie, który może zachwycić, a jego autor (nie-wiadomo-kto) wyrasta wtedy na olbrzyma. Bywa. Coraz rzadziej, ale bywa.

Indianie zabierają ze sobą Ironsa, prowadząc go za rękę, już jako “swojego”. Cztery minuty dziewięć sekund dobrego kina.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Misja

cóż, można trafić na tratwę Aquirre by Herzog.

Misja to kawał kina jest! w galaktyce telewizorni ostatnio obejrzałem końcówkę.

Wspólny blog I & J


to jest

złośliwość. Gdzie mój , prawda, komentarz?
wiem, że niewiele wart, ale gdzie jest?

Wspólny blog I & J


Aaaaa!

Teraz zakumałem. Sorry, Serg!

Wspólny blog I & J


-->J.J.

Miałem ustawioną moderację komentarzy. Zapomniałem o tym. Teraz usunąłem. Sorry.


Tak mi się skojarzyło

Tekst daję w oryginale:

The tryed and the trusted talk of plans
Master, past and present
Heartless wordplay, and dreams of revenge
Living on the edge, the razor edge, living on the razor edge

One day we’ll look back at this
And laugh and laugh and we’ll die laughing
One day we’ll look back at this and laugh

Pillar of wisdom and soul of iron
Alone, in the crumbling tower of power

All your friends are dead and buried, they died laughing
All your friends are dead and buried
My heart would bleed for you if I wasn’t a victim
My heart should bleed for you

Circumstance, eternal, forever
For the love of god, it’s a crying shame
For the love of god

Treasure the moments touched with joy
But the remember the moments, tarnished and stained
For you, sunshine, for you
It’s a taste of your own medicine
God’s own medicine for you
Wake, wake for you
Wake for you
Wake, wake for you my precious
Wake for you


J.J.

O fragmentach Herzoga też należałoby popisać. Najlepiej o “Fitzcarraldo”. Ale “Aguirre” też o długość przed “Misją”. To taki – zachowując Twoją poetykę – Joyce kina. Ładne obrazki tylko zwodzą. Straszny reżyser ;-)


Foxx-ie,

dzięki. Pozdrawiam,


Straszny!

Do tego w dawnych czasach dobrał sobie jeszcze straszniejszego Kinskiego. Teraz kręci się po jakichś jaskiniach. Tu i tam zajrzy, coś pokręci, zamota, ale gdzieś w tym zamieszaniu wybrzmiewa straszna końcówka filmu “Szklane serce”

Wspólny blog I & J”:http://amazoniawweekend.blogspot.com


Subskrybuj zawartość