W poszukiwaniu utraconego czasu (I)

Jakiś czas temu, zainspirowany poświęcona Lacrimosie notką Grzesia, postanowiłem, że także napiszę coś o tej swej muzycznej fascynacji. Minął jednak jeden tydzień, drugi, trzeci, a ja nic. No, nie do końca nic, bo do pisania wspomnianego tekstu zasiadałem kilkakrotnie, zawsze jednak wynik mych posiedzeń był dla mnie niesatysfakcjonujący. Natrafiłem też na swoistą, wewnętrzną blokadę, a siedzący przy komputerze Skrzat, co rusz szeptał do mnie – nie pisz, daruj sobie, nie rób tego, po co wracać…

W czym tkwił szkopuł? O co chodziło mojemu małemu koledze? Przecież niby temat prosty, niby temat mi bliski, a u mnie pojawiły się jakieś dziwne opory… No właśnie – problem polegał na tym, że muzyka Lacrimosy jest mi zbyt bliska i przez lata towarzyszyła mi w tych dobrych, a także najgorszych momentach mojego życia. Pisać o niej, to także pisać o sobie. Mam bowiem wrażenie, że jest ona ze mną nierozerwalnie związana, że jest we mnie.

Dziś słucham muzyki Lacrimosy rzadziej, ale za każdym razem, gdy to robię wracają wspomnienia. Wraca przeszłość – zarówno ta, o której chcę zapomnieć, jak i ta, którą chcę pamiętać jak najdłużej. Lacrimosa to dla mnie zarówno szczęście i radość, jak i ból oraz cierpienie. Możliwe, że wiele osób ma takie ulubione – (nie)ulubione płyty, z którymi czują się nierozerwalnie związani. Na tym chyba polega piękno i czar tych najlepszych, najważniejszych dla nas płyt.

Na początku było radio

Nie będę pewnie oryginalny – pierwszy raz, muzykę Lacrimosy usłyszałem przed laty, w jednej z audycji Tomasza Beksińskiego, nieżyjącego już prezentera muzycznego, który dla wielu osób był muzycznym guru, przewodnikiem po krętym labiryncie muzyki. Gdy teraz o tym rozmyślam, nie pamiętam już nawet, jaki był to utwór i z jakiej płyty pochodził. Możliwe, że było to coś z Satury. Pamiętam za to doskonale, swoje początkowe zdziwienie, a następnie coraz większą ciekawość, która szybko przerodziła się w zauroczenie, a po zapoznaniu się bliżej z albumami Lacrimosy – szczerą, gorącą fascynację.

Do dziś jestem wdzięczny Beksińskiemu za to odkrycie. No, oczywiście nie tylko za to – Beksińskiemu zawdzięczam wiele i z pewnością nie tylko ja. Beksiński uczył słuchania muzyki, sporą grupę słuchaczy Trójki. Potrafił on, zwrócić uwagę nie tylko na jej piękno, ale i na jej brzydotę. Nie ograniczał się zresztą tylko do muzyki, bowiem w jego audycjach odnaleźć było można też wątki literackie i filmowe. Był człowiekiem o sporej erudycji i potężnej, magnetycznej sile przyciągania. Wiele osób z niecierpliwością oczekiwało na te sobotnie noce, podczas których prowadził swe kilkugodzinne audycje. Wiele osób, zostało też osieroconych, gdy tych audycji zabrakło.

Pamiętam, że po jego śmierci, w jednej ze swych wypowiedzi, inny z mych muzycznych przewodników – Piotr Kaczkowski, wspomniał o tym, że gdy sam słuchał audycji Beksińskiego, to widział, że ten człowiek musiał włożyć wiele trudu i czasu w przygotowanie każdego swego spotkania ze słuchaczami. Miał rację. W każdej jego audycji zauważyć można było, że układa się ona w pewną całość, utwory nie są przypadkowe, a i komentarze prowadzącego, nie wzięły się znikąd.

Jego śmierć spowodowała szok u wielu osób. Może i przygotowywał do niej nas i siebie od dłuższego już czasu – każdy ze słuchaczy wyczuwał pogłębiający się u niego pesymizm i rozczarowanie życiem, a żeby tego było mało, Tomasz pożegnał się nawet z nami w jednej ze swoich audycji i w opublikowanym na łamach miesięcznika “Tylko Rock” felietonie, ale i tak informacja o jego śmierci zabolała bardzo. I ogromny był też ból po jego stracie. Nawet gdy się nie znało go osobiście, to jego audycje oraz publikowane w “TR” teksty powodowały, że odnosiliśmy wrażenie, że znamy go doskonale, że to bardzo bliska nam osoba, a po jego śmierci – że tracimy przyjaciela. Był nim faktycznie, dla wielu z nas.

cdn.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Wow, jest:)

w końcu, z wrażenia idę se dobra herbatkę zrobic i wracam za chwilę skomentować.

Pewnie komentarz mój będzie długi i nudny, ale będzie.


grześ

Oooo… A ja się zastanawiałem, kto mnie ocenić już zdążył:)

Ale to część pierwsza dopiero… A komentarz może być... i długi i nudny. Jak ten tekst:) Ale niestety nie obiecuję, że dam radę odpisać na niego jeszcze dziś. “Coś tak jakoś padam z nóg.”

Pozdr.


Hm, że to ja oceniłem?

Na wszelki wypadek wszystkiego się wyprę:)

A powaznie tekst ciekawy, ale tak jak pisałeś wcześniej, właściwie o Beksińskim bardziej.

Ja Beksińskiego znam z felietonów z “TR”, audycji wiele nie zdążyłem posłuchać, bo wtedy już wprawdzie Trójki od 2 lat słuchałem (gdzieś tak od 1997, zresztą to moje słuchanie w kilku notkach na S24 i tu opisałem), ale samych audycji Beksińskiego nie znałem.

Dopiero w 1999 ze 2, 3 audycje poznałem i to w sumie nie w całości, a później przyszła ta wiadomość w czasie świątecznym o jego samobójstwie, czytanie o tym więcej, czytanie felietonów różnych pod tym kątem, tekstów o Beksińskim (był taki świetny w “Dużym Formacie” autorstwa Wojciecha Tochmanna, ale w necie chyba niedostępny on jest niestety)

A Lacrimosa?

Zaczeło się od Elodii i Stille i dalej to najwążniejsze płyty są dla mnie.

No a w tym roku udało się mi zobaczyć ich na żywo…

Życie jest piękne więc:)

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością.


grześ

To znaczy… Wspominam o Beksińskim, bo dla mnie muzyka Lacrimosy jest także z nim z nim związana i jemu ją zawdzięczam. O samej Lacrimosie będzie później…

(Na starość:) mam kiepską pamięć i sam nie pamiętam kiedy zacząłem słuchać Beksińskiego, ale były to lata dziewięćdziesiąte i tylko w Trójce go słuchałem. To była jednak “miłość” od pierwszego usłyszenia, a następnie przeczytania. Może i ktoś mógłby stwierdzić, że była to częściowo wina moich ówczesnych “młodzieńczych nastrojów”, ale wydaje mi się, że o wiele bardziej spowodowane to było jakością jego audycji, świetną muzyką którą prezentował, a dopiero na końcu jego charyzmą. Fakt, tej mu nie brakowało.

Chyba każdy, kto zna jego teksty publikowane w “TR” oraz jego felietony, zgodzi się ze mną, że gdyby żył i przezwyciężył swą niechęć do komputerów – mógłby być dziś jednym z najlepszych blogerów w Polsce…

Tekstów o Beksińskim jest w sieci sporo. Odnaleźć też można nagrania jego audycji. Reportaż Tochmana, o którym wspominasz, ukazał się chyba z dwa lata temu w zbiorze jego reportaży – “Wściekły pies”.

Oczywiście, jak się poszuka to w sieci też go można znaleźć...

Jest też film – “Kronika zapowiedzianej śmierci”:
http://www.youtube.com/watch?v=sPGUTZW1w2w

Pozdrawiam.


Film znam,

reportraż Tochmana był na stronie jednej poświęconej Beksińskiemu, ale że bez zgody autora tam był, to został wycofany/

A felietony beksińskiego świetne bywały, aż mnie zmobilizowałeś, by sobie przypomnieć niektóre.

Pozdrówka i cekam na tekst o Lacrimosie właściwy:)

P.S. Eh, jak ja cię dręczę:), przepraszam i znikam.


grześ

Hmmm…

A te przeprosiny to za co? Że niby jak?

Tam od razu… “dręczę” :] Jak się wyrobię z txt o aferze hazardowej (no, powiedzmy, że o niej) i z jeszcze jedną robótką, to postaram się jutro “doskrobać” i tę nieszczęsną:) Lacrimosę...

Pozdr.


Paprotniku

a toś mi się pięknie wpasował tym wpisem
Czekam za kolejnymi
Tak.
Trójka straciła wiele i nikt z tego Radia nie krył tego faktu/
Lubiłem słuchać. Dalej słucham tej stacji i Radia RAM

Serdecznie pozdrawiam
______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste


Marek

A cieszy mnie to bardzo…

Ja też słucham do dziś, ale dawny klimat mi gdzieś umyka. Coraz trudniej przyzwyczaić mi się do zmian. Co ktoś mi Trójkę odbuduje, to po jakimś czasie, ktoś inny kolejne przemeblowanie zaczyna robić, które niekoniecznie mi się podoba.

Pozdrawiam.


Paprotniku, spoko nie śpiesz się,

tekst jak ma się napisac, to się napisze, takie mam przekonanie:)

A czasem takie teksty, co z trudem sie piszą i ciężko, okazują sie lepsze niż te co nam się tworzą bez problemów, to taka uwaga ogólna do stwierdzeń twoich, że trudno ci się pisało.

Pozdrówka.


Co do Trójki, do zmian i do tego, że nam klimatu brakuje,

mam wrażenie, że to nie tyle Trójka sie pogarsza (bo jednak od czasów Skowrońskiego na dobrym poziomie jest), ale że my sie starzejemy i już tak nie chłoniemy.

Zresztą to banał i oczywistość, inaczej się chłonie wszelkie nowości w wieku lat 15, 16 (wtedy Trójki zaczynbałem słuchać) niż w wieku lat 27 (niestety teraz:(

Pozdro.


Paprotnik nam zaginął i o lacrimosie nie dokończył:)

a właściwie nie zaczął.

Więc ja nic nie pospieszam, tylko linkuję tekst o Tomku Beksińskim z S24:

http://andromeda.salon24.pl/


Ooo...

Grzesiu…

Paprotnik “upadł” i ciągle jeszcze wstać nie może. Może [:I] jutro spróbuje się podnieść na dłużej. Jak na razie z trudem przychodzą mu i te słowa oraz ciągle brak mu sił na stukanie w klawiaturę. No, ale te kilka zdań to też jakiś znak życia.

Oczywiście, paprotnik stara się podczytywać co niektóre teksty, jak tylko może. Niechcący Grześ lekko pogorszył mu wyniki rekonwalescencji, bo prawie “szlag go trafił” gdy przeczytał o “odwyku” grzesiowym. Ojjjjooojjjoooojjoj… Ale każdy chyba czasami musi trochę od sieci odpocząć, fakt. Paprotnik rozumie.

A teraz się oddala, by się wygodnie ułożyć i by Trójki posłuchać, bo Sosnowski dziś u Stasiuka ma być, albo i Stasiuk u Sosnowskiego, no się zobaczy. A na na nocnym stoliku ostatni tom przygód inspektora Rebusa leży – rekonwalescencja trwa…


O< jak miło:)

aż z wrażenia odwyk muszę przerwać.

Ten upadek to rozumiem, fizyczny?
Nie psychicznie emocjonalny:)?
Bo tak groźnie zabrzmiało.

Trójki słuchałem acz fragmentarycznie, w ogóle ciekawa koincydencja, bo dziś “Dojczland” Stasiuka przeczytałem, nie zachwyciło mni ejednak w sumie.

Pozdrawiam i w odwyku trwając i stojąc w mroku czekam na teksty nie tylko o Lacrimosie:)


A nie...

Ten upadek to zdrowotny był. I zdaje się, że paprotnik sam sobie trochę winien. Za karę spotkał go kategoryczny nakaz zmiany niektórych przyzwyczajeń, trybu życia, itpe. No i jeszcze ciągle czeka na rachunek za dźwig, co to go Ukochana zamówiła by go podnieść...

No, ale nie jest źle. Paprotnik już nie leży, posiedzieć przed kompem trochę może i niby jeszcze napisać dziś nic dłuższego nie da rady, ale troszkę sobie pokomentuje…


Aha, to życzę szybkiej tej

rekonwalescencji (wow, jakie trudne słowa ja znam).


A dziękuję

i mam nadzieje, że naprawdę będzie szybka, szybsza, bo już jej trochę dosyć mam. Znaczy się, tego stanu zawieszenia, choć staram sobie go umilać jak tylko mogę. Na dłuższą metę, to jednak nie pomaga niestety. No, ale już i tak jest lepiej niż było i nie “denerwuje” mnie, aż tak jak przedtem, pewien cytat z Davida A. Richardsa, chociaż przyznać muszę, że słuszny jest.

“Bo życie w ogóle nie ma być łatwe, człowiek je musi łapać i szarpać za gardło jak pies – a jak powali człowieka na łopatki, to nie ma co się wahać, wszystkie chwyty dozwolone, bo życie też nigdy nie walczy czysto”.

Rzecz w tym, że to nie zawsze możliwe i takie proste…

Pozdrawiam.


No tak, a dwójki jak nie ma tak nie było...

pzdr

Pisz, bo cie na zielono przemalują:)


Subskrybuj zawartość