Kto nie może [email protected]ć?

Gdy w Polsce wzrasta przestępczość, to często obrywa się policji i służbom porządkowym za ich niewydolność i zbyt małą skuteczność. Potem dostają w tyłek rządzący, którzy nad naszym krajem czuwają i kontrolują organy zapewniające nam bezpieczeństwo. Na ostatnim miejscu pojawiają się pytania o to – co się dzieje z polskim społeczeństwem, co powoduje rosnące statystyki wykroczeń, zabójstw, chamskich wybryków, czy też burd na ulicach.

Jeżeli chodzi o temat chamstwa w sieci, to wydawało się być odwrotnie. Tutaj winę zazwyczaj ponosiły przede wszystkim te osoby, które korzystając ze swej względnej anonimowości popisywały się niewybrednymi atakami na innych. Dziennikarze i publicyści załamywali ręce nad kondycją polskich internautów, pojawiały się też pytania – jak walczyć z chamstwem w sieci, jakie są jego przyczyny i nikt nawet się nie zająknął o tym, że tak właściwie to wypadałoby przy okazji postawić zupełnie inne pytanie – kto pozwala na to chamstwo w sieci?

Gdy czytałem sobie te wszystkie publikacje na temat agresji w Internecie, miałem wrażenie, że w nie ma w nim żadnych środków kontroli publikacji, moderatorzy są chyba jakimś niezbyt realnym bytem, każdy może pisać sobie co chce i gdzie chce, a właściciele portali nie mają na to żadnego wpływu. Prawdziwa wolna amerykanka – żadnych regulaminów, tworzymy Dziki Zachód.

[email protected] się opłaca

Za to teraz, gdy przeglądam sobie niedawną debatę na temat zachowania internautów, która przetoczyła się przez łamy Gazety Wyborczej, to się śmieję. Po latach istnienia Internetu w Polsce, niektórzy dziennikarze odkryli moderację. Nagle, w cudowny sposób, niektórzy przejrzeli też na oczy i dotarło do nich także to, że owo sławetne chamstwo może się portalom po prostu opłacać.

I tu akurat, Jacek Żakowski ma rację. Emocje w są w cenie. Bo czy nie jest opłacalne, gdy internauta, odpowiednio pobudzony, czy nawet wkurzony, przebywa dłużej w danej witrynie i czeka, odświeżając raz po raz stronę, by sprawdzić jaką reakcję wywołał jego komentarz, albo gdy inny komentator, oburzony jakimś komentarzem (chamskim lub nie) dodaje swoje trzy grosze? Klik, klik… Te wszystkie kliki i czas spędzony przez internautę w witrynie to dla portali pieniądz. Nuda je zabija.

Tak właściwie to można spokojnie stwierdzić, że to, iż portalom chamstwo się opłaca, wcale nie jest jakąś wielką tajemnicą. Jakiś czas temu spotkałem się nawet z opinią, że na niektórych portalach, moderatorzy specjalnie podkręcają atmosferę, by zwiększyć emocje. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale gdy czyta się list pewnego dziennikarza, który opublikował na swoim blogu Jacek Prześluga, można uwierzyć i w tę „spiskową teorię”. Dziennikarza? No tak, autor tego listu nawet się za niego nie uważał. Traktował siebie samego, bardziej jak wywoływacza kliknięć

Niemożliwa moderacja

Na tekst Żakowskiego w GW, odpowiedzieli pracownicy Agory, którzy w swoim artykule stwierdzili, że w Internecie pojawia się tyle treści, że moderacja jest niemożliwa. Tak? Wolne żarty. Najprawdopodobniej nie ma strony w Internecie, która nie byłaby czyjąś własnością i już dawno temu, opracowano odpowiednie programy monitorujące ruch w witrynach. Autorzy tekstu powinni dobrze wiedzieć, że moderacja jest możliwa i że istnieje od lat. Problem polega na tym – jak to cudo funkcjonuje oraz kto i dlaczego dopuszcza do tego, by obraźliwe, czy też chamskie teksty oglądały w ogóle światło dzienne.

A owszem, łatwo zauważyć, że idiotyczne, czy też kretyńskie komentarze internautów można na największych portalach znaleźć bez problemu. Jednak, gdy ktoś krzyczy, że moderacja jest niemożliwa, to sporej rzeszy użytkowników tych witryn, łże w żywe oczy. Niejeden internauta przekonał się o tym, że czasami, nawet merytoryczny komentarz opublikować w Internecie wcale nie jest tak łatwo…

Pewnie sporo osób pamięta co się działo na witrynie Dziennik.pl podczas tak zwanej „Sprawy Kataryny”. Oburzenie internautów było spore i niektórzy nie przebierali w słowach, by jak najdosadniej i często przesadnie, wyrazić swe oburzenie postępkiem Dziennika. Co się okazało? Zaskoczony ich reakcją Dziennik, postanowił wykorzystać te wszystkie gorszące go komentarze do odwrócenia uwagi od sedna problemu i ogłosił wielką wojnę z chamstwem w sieci, którą zresztą, niektóre portale wtedy podchwyciły. By pokazać do czego zdolni są internauci, Dziennik.pl ogłosił nawet, że zaprzestaje moderacji komentarzy pod kontrowersyjnymi tekstami dotyczącymi ujawnienia danych Kataryny. I co? Ano to, że Dziennik.pl wcale wtedy moderacji nie zaprzestał. Może i pełne agresji komentarze ukazywały się bez problemu, ale z kolei – nie pasujące do wizji tworzonej przez Dziennik.pl, merytoryczne komentarze, w których rzetelnie i spokojnie tłumaczono na czym polega wina Dziennika, były skwapliwie kasowane. Przekonałem się o tym osobiście, usiłując zamieścić na forum tego portalu komentarz i przekonał się też o tym na przykład – bloger gw1990. Moje, jego i pewnie jeszcze wielu innych internautów komentarze, wcale się nie ukazywały, lub były szybko kasowane.

To, że istnieje w Internecie coś takiego jak moderacja, odkrył także pisarz i dziennikarz – Jerzy Sosnowski, który postanowił sprostować błąd autora pewnego tekstu na Onet.pl. Zamieścił odpowiedni komentarz po tekstem i… I co? Jego komentarz wcięło w ekspresowym tempie, a powodem było złamanie przez niego regulaminu forum, bowiem uwagi do redakcji należy kierować do niej bezpośrednio. Prostować błędy portalowych dziennikarzy? Publicznie? Broń Boże! Sosnowski dowiedział się w ten sposób, że internauta ma prawo tylko do tego, by wyrazić swoją opinię na temat opisanego w danym tekście wydarzenia. Może taki osobnik obrażać, wyzywać, ale polemizować z autorem tekstu już nie wolno, nawet jeżeli wypisuje on kompletne bzdury.

Trybiki

I co? Moderacja nie jest możliwa? Skoro tak, to jakim cudem udaje się kasować te wszystkie niewygodne uwagi, kierowane pod adresem portali, czy też autorów artykułów, publikowanych na ich łamach? Może warto przyznać w końcu otwarcie, że sporo portali żyje z tych emocji i z tego chamstwa i jego ukrócenie wcale nie jest im na rękę. Mało tego – bardzo często to właśnie te portale wywołują emocje i podsycają atmosferę oburzenia, czy też nawet nienawiści, poprzez publikację danych tekstów, dobór tematów itp. Im goręcej tym lepiej. Przeciętny komentator, który postanowi zamieścić swój komentarz na jednym z tych portali, jest tylko trybikiem w ich biznesowej maszynerii.

Można próbować bronić chamstwo w sieci w imię wolności słowa i wołać o tym, że nie chce się wprowadzać cenzury, a wielu internautów przyzwyczajonych do wolności swej wypowiedzi, nawet chętnie poprze taką argumentację. Cenzura? Nie ma mowy. Ale wszyscy ci, którzy tak ochoczo krzyczą o tej nieszczęsnej cenzurze, zapominają, że istnieje ona od dawna – zarówno w sieci, jak i w realu. W Internecie roi przecież od różnych regulaminów, nakładających ograniczenia na użytkowników witryn i nikt jakoś nie protestował dotąd przeciwko ich istnieniu. Te same osoby, które krzyczą o obronie wolności wypowiedzi, same pewnie nie raz zgłosiły jakiś kretyński komentarz do moderacji. Podobnie w jest w realu, tutaj także na nasze wypowiedzi nakładane są pewne ograniczenia. Wystarczy głośno przekląć publicznie, w pobliżu policjanta czy też strażnika miejskiego, by zarobić mandat. Internet też jest miejscem publicznym. Niby dlaczego chamskie, agresywne, obraźliwe wpisy mają być w nim tolerowane? Dlaczego nie nałożyć tolerującym takie wpisy portalom i zamieszczającym je internautom porządnego kagańca?

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Heh

No to mamy kolejny txt, którego autor opisuje swoimi słowy kurestwo w sieci.
Idę o zakład, że wiekszość blogerów i czytelników obecnych na TXT uważa to za tyle oczywiste, że nawet im sie nie zechce tego skomentować.

Macherzy operujący na rynku blogowym standardowo to oleją.

Pieprzeni faryzeusze i celebryci.


Paprotniku

Wszystko to szczera prawda. Wszystko sam sprawdziłem i wiem.
Dlaczego ludzie mediów nie wiedzą albo udają, że nie wiedzą, też nietrudno się domyślić.

Do sprawy Kataryny. Prześluga powołuje się na wewnętrzne info z Dziennika, to ja też. Michalski zdemaskował Katarynę podając dane, dzięki którym przeciętnie rozwinięty internauta mógł ją namierzyć. Mój rozmówca śmiał się rozkosznie, że Michalszczak nie zdawał sobie z tego sprawy. I że tam sami internetowi analfabeci siedzą w tak zwanym papierze.
Konkluzja. Wetknęli chłopakowi temat, klepnęli w plecy i “jadziem panie Zielonka!”
Następny, prawda szpec, Krasowszczak pociągnął i obaj poszli aciu…co w kontekście przygotowywanej fuzji oraz zwolnień, no, zluzowało sytuację trochę...

Wspólny blog I & J


+

bardzo sensowne, w sprawie komentarzy potwierdzam, mam doświadczenie z interii sprrzed kilku lat, gdzie be zproblemu przechodziły komentarze porównując e Żydów czy Arabów do wszy i każące ich tępić, a nie przechodziły długie komentarze krytyczne mojego autorstwa np. wobec Kościoła , wcale nieagresywne acz pewnie nie jakieś genialne.

pzdr


Igła

Oczywisa oczywistość, a jakoś mało głośnych głosów na ten temat. Ma Pan rację.

Pozdrawiam.


Jacek Jarecki

Hmmm… Tak właściwie to jeżeli o Michalskiego chodzi, to idę o zakład, że tak jak wielu “pisarczyków” facet na bieżąco w google swoje nazwisko wpisywał. Krytycznych komentarzy pod jego adresem było sporo. A jak miało być inaczej, skoro gościowi się w mainstreamie za trolla zdarzało robić. Frustracja w nim narastała…

I jak się tu dziwić, że tak łatwo wszedł w to starcie? A że ma dusze ideologa i jest fighterem… Kiepskim, bo kiepskim (no, Wrzaskun prawdziwy, a to nie dobre dla polemisty), ale jednak fighterem, to pooooszłoooo…

Pozdrawiam.


grześ

Aaa… O tym nie pisałem, ale poza Dziennikiem tylko raz mnie się na jakimś portalu usiłowało komentarz napisać i to na Interii właśnie:) Z tego co pamiętam – prostowałem w nim jakąś relację z którejś z komisji śledczych. Ja widziałem w TV jedno, a autor… zupełnie co innego. Wiadomo jaki był skutek mojej interwencji. Ani komentarza, ani zmian w tekście. To zdaje się norma na portalach.

Pozdr.

PS
O Lacrimosie będzie jutro, jak dam radę. Dziś już odpadam.


Na interii to było częste, ale pisałem tam gdzieś w 2005 , 2006

więc dawno temu, nie mam pojęcia jak jest teraz (pewnie gorzej, bo wtedy trochę sensownych komentatorów tam było, nicków nie pamietam, ale toczyły się dyskusje niekiedy całkiem ambitne i ciekawe, acz badziewia też było mnóstwo)

Co do Michalskiego, to ja mam wrażenie, że on nie tyle walki chciał, co neta nie czaił, bo niektóre te posuniecia jednak zbyt głupawe były.
“dziennika” znaczy.
W sumie jakieś ze 2, 3 teksty w maju na ten temat napisałem.

P.S. Spoko, cierpliwie czekam:)


No i gdzie ten tekst o Lacrimosie?

Bo nie widzę na razie:), no.


Michale vel Paprotniku:)

Rozentuzjazmowani fani krzyczą po nocach:

La-cri-mo-sa, La-cri-mo-sa, La-cri-mo-sa, La-cri-mo-sa, La-cri-mo-sa

Lacrimosa , Lacrimosa, Lacrimosa, Lacrimosa

Co ty na to?

:)

pzdr

Minął dzień kolejny, oczekiwanie trwa:) (g. 23.18, 7 września)

18 września, a tekstu o lacrimosie dalej jak nie było tak nie ma:)
Co nie znaczy, że fani monitorować ten blog przestaną.O to, to nie:0


Grzesiu

Niestety na jakiś czas odcięło mnie od sieci, ale przez głupi przypadek, nagle mnie do niej przywróciło. Tekst będzie w najbliższej przyszłości. Przepraszam za tę zwłokę...

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość