Rzeczywistość wykreowana

czyli o granicach ludzkiego pojmowania życia w prawdzie ze sobą i światem, czy też: czego tak naprawdę potrzebuję?

Coś tam słyszałem, że w pewnym wieku kończy się kształtowanie osobowości… straszne rzeczy, te kilkanaście plus lat i dzban pełen albo i przepełniony, i nic już nie zmienisz, z dna nie zaczerpniesz, nawet wylewanie przychodzi z trudem, człowiek tylko cedzi i macza wargi na powierzchni. Co by nie mówić, nie przelewa się. I staje człowiek tożsamy sam sobie w wieku XXI, po szkołach wyższych bądź nie albo z innym mieczem lub piórem w dłoni i jedno zadanie ma, zmagać się ze światem.
Miejsce urodzenia, status majątkowy, rodzina, dzieciństwo, przedszkole, szkoła, podwórko, zajęcia pozalekcyjne ogólnorozwojowe, a także specjalistyczne itd. Formowanie nowego człowieka, współczesne standardy, wychowanie bezstresowe, wszystkie te kije i marchewki, tzw. zderzenia z rzeczywistością; asymilacja z obserwacji, kłamstwa, nagość i wrogość, okres dojrzewania, muzyka, wstyd i pragnienia, talenty. Osobowość rozłożona na czynniki pierwsze, ograniczona ilość parametrów do matematycznej funkcji charakteru.
Co może na to człowiek? Rozłożyć ręce i być czy hołdować życiem pozyskanym ideom?

Problem taki, konflikt w ciele ludzkim pomiędzy teorią a praktyką. Przyswoić szybko, ok rozumiem ideę, łapię sens, ale żeby zaraz działać i to tak jeszcze bez zastanowienia to nie, hola hola, broń Boże! Wieczna walka z ja jako świadomością i ja – ciałem; ja myślę, ale moje ciało. Nierozerwalne, ale widocznie rozróżniane, cóż to za defekt? Osobiście, staram się ujednolicić rozumowanie o sobie, niczym w sporcie, gdy mówi się o narzędziu (choćby rakieta tenisowa) jako przedłużeniu ręki – mojej, własnej, mnie.
Takie zahamowanie przed czynnym udziałem we własnym życiu i świecie. Myśli więc człek, że dobry jest, prawy, ale temu pijaczynie nie pomoże, wszak zasłużył sobie, a co ja będę ręce brudził, w domu też nie posprząta, bo i tak mierzy się z zamiarem wyprowadzki, pieniądze może by i pożyczył, ale nie za duże i raczej po dogłębnej rozmowie, w kwestii stroju i samochodu chętnie doradzi, ale taki smalltalk go nic przecież nie kosztuje (a nawet zysk, że taki rozmowny, elokwentny i przydatny jest, wrażenie jedynie takie).

Będąc w opozycji, stawiam sobie ostatnio pytania w momentach, w których normalnie tego bym nie robił. Ot, czytając książkę: po co mi to, jaką wartość owe czytanie ze sobą niesie, na co liczę czytając tę książkę, czy przypadkiem nie marnuję życia, czy nie mógłbym robić teraz czegoś istotniejszego, i co to w ogóle znaczy? Może ktoś z zewnątrz zadałby inne pytania, obserwując zdarzenie i obiekt: czego brakuje temu człowiekowi, skąd ta zaduma? Inni po prostu by oceniali, nie wiele się zastanawiając.
Tak, mam wrażenie, że wszystko rozbija się o sens mojego życia, ale znam już pewien kanon, który w sposób mi odpowiadający (z czego to wynika, nie wiem) popieram. Czyli nie o to chodzi, o to jestem w duchu spokojny.
Jest jednak coś innego, bo co to znaczy żyć w prawdzie (nie oszukiwać się)? Wielu odpowie właśnie, by żyć w zgodzie ze sobą, że człowiek po prostu czuje, że jest na właściwym miejscu… ale skąd ta pewność o nieomylności, zważywszy tylu nieszczęsnych ludzi na ulicach, którzy nie potrafią się uśmiechnąć ani pokazać choćby rąbka czystej życzliwości wobec siebie nawzajem płynącej prosto z serca (tzn. bezinteresownie, bez oczekiwania czegoś za coś)?
Dramaty ludzkie, sztuczne myślę, że nierealnym wręcz to jest znaleźć wymarzoną pracę, miejsce na Ziemi, ukochaną tę jedyną itp. Wszystko brednie, wystarczy chcieć, ale tu zaraz obrońcy szczęścia, znaczy się przypadku, los tak chciał – szkoda, że nie człowiek. Tylko ręce w kieszenie, mózg pod czapkę, bo idzie jesień i 10 stopni, a to grozi przeziębieniem, przynajmniej tak w telewizji, tzn. na reklamie powiedzieli. Postarać się i odpowiedzieć sobie na trudne pytania, aby tego życia w prawdzie stanąć bliżej. Bez pytań i odpowiedzi wyłącznie się okłamujemy.

Włączam grę i znów te same pytania. Czy nie lepiej być teraz ze znajomymi, czy przed czymś przypadkiem nie uciekam, etc? Ale gry mnie nie wciągają, to jedynie forma odprężenia, rozrywka, jestem zmęczony i robię coś dla siebie. Dziś rezygnuję z czegoś, jutro zbieram owoce. Nie wykańczam się w pogoni za nieustającym acz chwilowym szczęściem, bo umiem rozważyć w sobie priorytety.

I poszerzam myśl o ucieczce. W pracę, fantastyczne światy książek, MMO, seriali TV, sport, wiarę, używki. Każde szacuję z osobna.
Praca = pieniądze = mieszkanie = rodzina,
praca = spełnienie,
praca = kariera = lepsza praca = władza,
praca = wymarzona praca = własne szczęście.

Wariantów jest wiele, ale wybór należy do mnie, co ciekawe dla siebie nie odnajduję w tych schematach znaczenia jaka to będzie praca (co nie znaczy, że wszystkiego się podejmę), bo to nie ma większego znaczenia, a i nie uważam aby były aż tak liniowe, czy nawet o złożoności drzew binarnych, to tylko przykłady.

Książki = wiedza = nauka,
książki = opowieść = podniecenie emocjonalne,
książki = rozmowa = czytanie człowieka…

MMO = bezcelowość = niekończąca się gra = ludzka śmierć,
MMO = aspekt społecznościowy = dowartościowywanie się = zagubienie,
MMO =/= świat realny

TV = kłamstwo = kreowanie opinii = “teatrzyk”,
TV = puste informacje = zero kultury,
TV = propagowanie przemocy, seksu, kłamstwa,
TV = zabójca czasu = odmózgowienie = relaks

Sport = rozwój fizyczny = odprężenie,
sport = kibice = fanatyzm,
sport = znajomi = rozwój społeczny,
sport = dyscyplina = porządek

Wiara = bezpieczeństwo = spokój,
wiara = słabość = niepewność,
wiara = wiedza = pewność siebie = siła,
wiara = świętobliwość = fanatyzm

I tak dalej, i tym podobne. Proszę się specjalnie do powyższych przykładów w akapicie nie odnosić, gdyż są to moje skróty myślowe, które zapewne ciężko będzie wytłumaczyć, a tym bardziej zrozumieć. Nie wszystko wydaje się spójne, ale to jest zapewne trochę bardziej skomplikowane niż rozpiska “za i przeciw”.

W rozmowie więc staję w obronie przyswojonych racji (walcząc z drugą stroną na ile mi tylko oręż pozwala) czy może słucham, rozważam (bynajmniej nie, aby podpasować teorie do siebie), obserwuję, wykruszam mur osobościowy w pogoni za wiedzą?
Raczej gromadzę słowa, by zrozumieć coś więcej, choćby pogląd drugiej osoby, zamiast narzucać własny. Czasem warto się zastanowić czy warto to powiedzieć, napisać, czy aby to jest konieczne i niezbędne i do czego w ten sposób dążę.

Z noty wyszedł mi trochę jakiś nagi akt, ale niech już tak będzie.

Więc czego potrzebuję? Pracy, tysięcy przeczytanych książek, godzin przy ulubionej grze, codziennych spotkań ze znajomymi?
Patrząc ogólnie, szczęścia, Boga, spełnienia? Nie, raczej dogmatów i ich potwierdzenia w realnych życiu…

Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.

Któż jak Bóg!

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

OSKI

A mi się wydaje, że kluczem jest zdolność do życia dla kogoś.. .
Zauważ, że jeśli się posiądzie taki paradygmat oraz uczyni z niego źródło sensu, znika problem “samorealizacji”, tej wymarzonej i może nieosiągalnej. Bo przecież człowiek leniwy jest z natury.. i pracować nie lubi. :-)))

Ja więc szukam motywacji w życiu, dla.. .

:-)))

No i jeszcze jedna ważna informacja odnosząca się do życia w tejże rzeczywistości:

- nie zatrzymasz chwili.. , życie płynie.. . Rzeka płynie do morza. A życie?

p.s.
No wreszcie ktoś coś zawiesił, bo tu jakaś pustelnia się zrobiła.

Pozdrawiam.
************************
Drążę tunel.. .


Subskrybuj zawartość