Chińskie prawo jazdy

Wypadam z taksówki. Leje jak z cebra, więc szybko rozkładam parasol. I tak za wolno, za kołnierz wpadają rzęsiste krople deszczu. ‘Świetnie‘ – myślę sobie. – ‘Niezły początek‘. Szybkim krokiem przechodzę przez bramę. Gdzie teraz – dumam przez chwilę, spoglądając na budynki przede mną. Nie ma co filozofować – zgodnie z maksymą: ‘kto pyta nie błądzi‘ podchodzę do strażnika, który akurat dzisiaj siedzi schowany w swojej stróżówce.

- Dzień dobry, chciałem złożyć dokumenty na chińskie prawo jazdy. Mam już zagraniczne..

- To najpierw musisz iść do budynku nr 1, to ten z tyłu za budynkiem nr 10 – wskazuje kierunek. – Tam pójdziesz na drugie piętro do działu uznawania zagranicznych praw jazdy. Potem wrócisz tutaj na zdjęcia i badania medyczne. Powiedzą Ci zresztą wszystko w budynku nr. 1

- Dziękuję – rzucam na odchodne i gnam do wskazanego budynku nr 1.

- Ja w sprawie zagranicznego prawa jazdy – zwracam się do pani udzielającej informacji i obsługującej maszynę wydającą numery. Kobieta kiwa głową i podaje karteczkę z moim numerem. Kieruję się na drugie piętro i trafiam do sali obsługujących takich jak ja delikwentów, co to mają prawo jazdy wydane we własnym kraju i teraz zachciało im się prawa jazdy w Chinach. Trzeba wiedzieć, że Chiny nie uznają zagranicznych praw jazdy, ani nawet międzynarodowego prawa jazdy. Chcesz jeździć w Chinach? Musisz mieć chiński dokument.

Na drugim piętrze przy stanowiskach obsługujących petentów niemal nie ma ludzi, więc po chwili na wyświetlaczu pojawia się mój numer.

- Dzień dobry – witam się z urzędniczką, podając plik dokumentów. Pani przegląda dokument po dokumencie (oryginalne prawo jazdy, paszport i wizę, do tego zaświadczenie z posterunku policji z miejsca zamieszkania), coś tam sprawdza u siebie w komputerze.
– Po chińsku rozumiesz? – zwraca się do mnie.
– Tak, oczywiście.
– Więc tak, dokumenty są w porządku. Teraz musisz iść do budynku nr 10, tam zrobisz zdjęcia. Odbierzesz je w budynku nr 9, to ten budynek zaraz obok. Po odebraniu zdjęć wypełnisz formularze, które tam dostaniesz. Na koniec pójdziesz w tym samym budynku na badania medyczne. Po tym wszystkim wrócisz do mnie. Wszystko jasne?
– Tak, dziękuję.

Schodami w dół, przechodzę znowu obok pani robiącej za informację i obsługującą maszynę do wydawania numerów i idę do budynku nr 10. Krótka kolejka przy okienku, odstaję swoje, płacę 25 rmb i już mogę iść na sesję zdjęciową. To w pokoju naprzeciwko.

- Zmień okulary – wita mnie kobieta obsługująca apart fotograficzny. – I siadaj. Okulary masz tutaj.
Biorę podane mi okulary, a dokładniej samą oprawkę od okularów, bez szkieł. Siadam.
– Głowa trochę w lewo – instruuje mnie. – Niżej. Dobrze, nie ruszaj się. Nie mrugaj oczami.

Pstryk, pstryk – dostaję lampą po oczach.

- Gotowe, możesz iść do budynku nr 9 po zdjęcia.

Idę więc, pogoda bez zmian, czyli pod psem. W budynku nr 9 tłok. Wszystkie krzesła, poręcze i parapety oblegane przez wypełniających formularze. Najpierw trzeba jednak odebrać zdjęcia. Już mnie zresztą woła kobieta z okienka. To pewnie dlatego, że jestem jedynym obcokrajowcem w budynku, trudno więc nie zgadnąć, które to moje zdjęcia. Dostaję też zaraz formularze do wypełnienia.

- Hmm, mam to wszystko wypełnić? – pytam jednego ze strażników, starszego pana, którego dodatkowym zajęciem jest pomoc w wycinaniu zdjęć, które następnie pomaga petentom nakleić na ich formularze.

- Nie, wystarczy tylko tu, tu, tu i jeszcze tu i tu – wskazuje palcem. – Po chińsku piszesz?
– Piszę, choć nie tak szybko – wskazuję głową na jednego z Chińczyków bazgrających na swoim formularzu.
– To siadaj koło mnie i pisz – grzecznie się przesuwa na swojej ławeczce, robiąc mi miejsce. – Miejsca za wiele nie ma – wyjaśnia. – Daj jeden formularz, to Ci pomogę wypełnić.

Wypełniamy więc formularze na 4 ręce.

- Gotowe – rzuca po chwili i podaje mi wypełniony formularz. – Ty już skończyłeś wypełniać? To teraz z tymi formularzami ustaw się w tamtej kolejce.

Dziękuję za pomoc i staję w kolejce. Po chwili przychodzi moja kolej, płacę 60 rmb i dostaję kartę na wyniki badań. Ruszam w dalszą podróż, tym razem w tym samym budynku, tyle że w innej jego części.

Strażnik przy wejściu sprawdza, czy mam kartę badań i wpuszcza mnie do środka. Wchodzę na piętro. Dobra jest, kolejność przeprowadzania badań dowolna, byle wszystkie zaliczyć. Zaczynam od pierwszego pomieszczenia po lewej – ciśnienie. Pierwsze podejście – coś nie tak z maszyną. Drugie – ok. Pytanie, czy mam albo miałem jakieś problemy z ciśnieniem. Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. Pach – jest pierwsza pieczątka na moim formularzu.

Idę do kolejnego pomieszczenia: wzrok. Siadam, pani pokazuje kolejne znaki, literki E. Ręką należy pokazać, w którą stronę są skierowane zęby ( E – kciuk w prawo ). Ok, w porządku, teraz kolory. Przed mną jeden z Chińczyków ma problem z odcyfrowaniem ukrytych wsród różnokolorowych kropek cyfr.

- No to jak – widzisz czy nie? – strofuje go pielęgniarka.
– No widzę, ale akurat nie tutaj – odpowiada z miną chłopka roztropka. Pielęgniarka wzdycha, przewraca kilka stron dalej.
– No a tutaj? – pyta.
– 9, a nie 8, i potem 6 i … 3…
– 3? – upewnia się pielęgniarka.
– 3 – widać, że nie do końca przekonany, ale idzie w zaparte.

Pach, pieczątka na jego karcie i moja kolej. Dostaję na szczęście niezbyt wyblakłą kartkę, choć i tak mam wrażenie, że te nasze w Polsce są o wiele czytelniejsze. ’387′ czytam. I jeszcze jedna karta – ’542′. Pach i jest kolejna pieczątka. Lecę dalej.

EKG (tak mi się wydaje) – podwinięcie nogawki, podpięcie klamry, druga na rękę, chwila oczekiwania i pach – jest pieczątka.

Kolejny pokój – waga i wzrost. Do tego – należy wyciągnąć przed siebie obie dłonie, zwinąć w pięści, a potem jeszcze zrobić przysiad. I pach – jest pieczątka.

Jeszcze badanie słuchu. Trafiam do pomieszczenia z dzwiękoszczelną kabiną. W kabinie słuchawki. Sygnał w lewym uchu – podnoszę lewą rękę. Sygnał w prawym – podnoszę prawą. Pach – jest i pieczątka. To już ostatnia.

Wszystko jak w szalonym wyścigu, gdzie należy jak najszybciej zaliczyć kolejny etap. Udaje mi się wszystko całkiem szybko załatwić. Wszystko jest ok, mogę więc wrócić do budynku nr 1. I znowu – kartka z numerem od pani obsługującej maszynę (pochlastałbym się, gdybym miał tak wydawać te numery przez cały dzień) i pędzę na drugie piętro. Wręczam plik wcześniejszych moich dokumentów plus nowe formularze oraz wyniki badań. Pani przegląda je przez chwilę.

- Ty po chińsku rozumiesz, tak? – widać, że mnie kojarzy, pewnie z racji na fakt, że godzina już późna i nie ma już o tej porze za wiele ludzi.
– Tak, rozumiem. Czy wszystko jest w porządku z moimi dokumentami?
– Tak, dokumenty są w porządku. Teraz jeszcze test egzaminacyjny. Najbliższy termin za tydzień w poniedziałek, o godzinie 15.30
– Za tydzień, 15.30 – mruczę pod nosem, spoglądając w kalendarz w telefonie. – Pasuje – dodaję po chwili.

Drukarka wypluwa kartkę z informacją o egzaminie, którą dostaję wraz z drugą, na której mam informacje o samym egzaminie i gdzie podana jest strona internetowa, na której można ściągnąć pytania egzaminacyjne. Jest ich 1500, z tego na egzaminie wylosowanych przez komputer zostanie 100. Każdy wynik poniżej 90 prawidłowych odpowiedzi, to konieczność poprawki. Plus taki, że za egzamin płaci się tylko raz – za ewentualne poprawki nie trzeba nic płacić.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

To trza trzymać kciuki

czy już zdany ten egzamin?

pzdr


Grzesiu

Egzamin jeszcze przede mną i tylko nie za bardzo mam czas na uczenie się testów – ale jestem dobrej myśli :-)

Pozdrawiam!


Subskrybuj zawartość