Pokój – (nie)pokój

Smak życia (1.).

Odkąd zaniechał dawnej działalności zaczął odczuwać ulgę i świat zaczął odbijać się refleksami kolorowych świateł prawdziwego życia, z którym fajnie zaczął się układać. Gdzieś odeszły dawne chęci poszukiwania prawdy.
Bo czymże jest prawda i ile kosztuje wiedział dokładnie. Ot choćby z licznych doświadczeń osobistych, tego dziwnego frapującego poczucia zagrożenia, niepewności, czy przekręcając kluczyk w stacyjce samochodu pojedzie, czy poleci…

Nowa praca przynosiła ulgę. Mimo trudów codziennego wczesnego wstawania i stania ponad 12 godzin ciągle na nogach, czuł się wyzwolony.

Zarobki, jak na kryzysowe czasy, też nie najgorsze. Pracodawca płacił regularnie co tydzień. Nie były to co prawda aż tak wielkie pieniądze, ale wystarczało i fajnie je sobie podzielił.
Pierwszy tydzień pracował na mieszkanie, drugi na dzieci, część trzeciego na uregulowanie spraw zaszłych, a czwarty tydzień to były tzw środki wolne, które mógł jakoś po swojemu zagospodarować.
Od czasu kiedy uwierzył, że można żyć spokojnie bez zbytniej nerwówki zaczął mądrze gospodarować zarobionymi pieniędzmi. Bardzo też ich pilnował. Nie wydawał bez zastanowienia, jak to bywało kiedyś.

Czuł się dobrze. Szybko wracał do sił po ciężkiej fizycznej pracy, do której spieszył, aby się nie spóźnić. A kiedy już był na miejscu pracę wykonywał z właściwą starannością.
Cenił sobie człowieka, z którym przyszło mu ją wykonywać.
To był prawdziwy fachowiec, od którego mógł się nauczyć nie tylko tajników zawodu, ale też zaczerpnąć z jego mądrości życiowej.
Lubił z nim pracę i uwielbiał kiedy tamten opowiadał w czasie dwóch regulaminowych przerw: mało kto dziś tak pisze jak on opowiada, to była prawdziwa przyjemność słuchania. A on miał co do opowiedzenia.

Od kilku dni rozważał, czy zarobionych środków nie zagospodarować jeszcze lepiej i mądrzej, aby życie było ciekawsze i nabrało większego odpowiedniego smaku, by przestało być wreszcie momentami pustawe.
Wyliczył, że gdyby do tej części kwoty przeznaczonej na opłacenie wynajętego pokoju dorzucił część przeznaczoną na życie i dodał do niej ze dwie trzy stówki, z tzw środków wolnych, to mógłby w sumie zamieszkać u swojej przyjaciółki. Pomyślał, że w ten sposób byłoby lżej im obojgu.

Ze swoimi przemyślanami czekał na stosowny moment, aby z nimi podzielić się z przyjaciółką. Zaplanował odpowiedni dzień, a na okoliczność tej rozmowy dokonał niewielkiego zakupu, aby jej wręczyć drobny podarunek. Lubił jej od czasu sprawić przyjemność.
Cieszył się kiedy szedł do niej; raz ze swej propozycji, drugi na samą myśl o spotkaniu.

Po schodach wbiegł niczym młodzieniec. Otworzył drzwi i..

Jej dzieciak mruczał coś pod nosem z niezadowolenia; zawsze tak reagował na jego widok. Nie lubił przyjaciela swojej mamy – zresztą on nikogo, oprócz siebie, nie lubił. Ot taki wypieszczony egoista. Cóż, bywa i tak czasami, że zamiast dorodnego ciasta gospodyni wychodzi zakalec.

Pierwsze wrażenie nie musi być najważniejsze – pomyślał i wszedł dalej, aby się przywitać. Pocałował ją w policzek na przywitanie i przytulił jak przyjaciółkę. Potem troszkę rozmawiali o wszystkim i o niczym. Jakoś nie nadarzyła się sposobność na przedstawienie propozycji, a definitywnie ją unicestwił młodzian, który bez powodu, demonstracyjnie zaczął pajacować. Przyjaciółka też jakby była nieobecna myślami. – To zły pomysł, aby go wprowadzić w życie – pomyślał. Po czym jeszcze jeszcze chwilę pogadali – znowu o niczym – a potem zbierał się do wyjścia, gdyż rzucone hasło, że mógłby zostać na noc nie zostało w żaden sposób podchwycone.
Już wiedział, że nie będzie sposobności na rozmowę o wspólnym zaplanowaniu zamieszkania razem. Pożegnał się i wyszedł.

Na ulicy zaczepił parę młodych ludzi. – Przepraszam, proszę niech pani przyjmie ten drobiazg, to od… od tego młodzieńca, to pani chłopak, prawda? – wyrzucił jednym tchem. Wcisnął zdumionej dziewczynie malutki pakunek z napisem Swarovski, i szybko bez żadnych słów komentarza oddalił się.
Usłyszał za sobą wołanie – Ależ proszę pana, ja nie mogę tego przyjąć..
W odpowiedzi tylko machnął ręką – możesz – odkrzyknął.
Poczuł niesamowitą ulgę.

Autobusem wrócił do siebie.
Z szuflady wyjął pieniądze, zapukał do gospodarza. Wszedł do środka i zakomunikował, że jednak zostaje do końca miesiąca i w związku z tym przyszedł dopłacić za kolejne trzy tygodnie.

Wrócił do pokoju: beznamiętnie przyjrzał się kartce, na której miał rozpisane kwoty z datami ich płatności. Uśmiechnął się do swoich myśli po czym zmiął kartkę i finezyjnie rzucił do kosza. Trafił.

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

Tia...

Wybrałeś albo wybieraj…
Dalej
Trzeciej wklejki nie znalazłem w oryginale Andrzeja Zauchy..


Hm, dobrze sie czyta,

znaczy ciekawość co dalej jest:)
Będzie ciąg dalszy?


Igło

thx :)


Grzesiu

zobaczymy. W sumie temacik jest, tylko że mnie już niebardzo chce klikać się w klawisze
Serwusik


Marku

Stukaj w klawisze, bo z przyjemnością czytam Twoje opowieści.

Hm… Ja w zasadzie nigdy nie prowadziłam działalności ale lubię szukać. Zbierać okruchy a potem je jakoś układać. Czasami ułożą się w jakąś prawdę. Najczęściej tylko moją. :)

A reszta… różnie się plecie. Jak w życiu człowieka, który oddał pakunek w opakowaniu Svarowski.

Ale się plecie. Do przodu. Do końca.
W końcu każdy z nas po coś jest…

Pozdrawiam.


Tak Magio

każdy ma swoje miejsce i swoją misję do wypełnienia zanim wyzionie ducha

Serdeczności.


Magio, i jeszcze

dodam.
Twoje szukanie bardzo jest mi bliskie. I nie przejmuj się, że jest garstka takich, którym Twoja prawda uwiera niczym kamyk w bucie. Dlaczego im przeszkadza?
Bo prawda, jak ten kamyk, niby niewielki ale jednak i wciąż uwiera.
Pozdrawiam przyjacielsko.


Panie Marku!

Ciężko znaleźć taką, która da szansę wręczenia drobiazgu…

Pozdrawiam


Panie Jerzy

myślę, że nie jest to zadanie ponad miarę faceta :)
Pozdrawiam


Panie Marku!

Nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go…

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość