Miłość między aktami

Ona

Spogląda na puste łóżko, zapytuje samej siebie: dla kogo ja śpię?
Po co mi ta obojętna pustka nieprzyjaznej pościeli świeżo ukrochmalonej, która ostro wgniata się w pamięć jego wejść i wyjść.
Liczenie na to, że to dla niego, że znów przyjdzie i zostanie tym razem na dłużej, a może na stałe, prawie nie miało sensu.
Ale jednak w to właśnie wierzyła, w tym rozmarzeniu tkwiła ta nadzieja, że tak się wreszcie stanie, to z kolei przynosiło odpowiedź na nurtujące ją coraz dotkliwiej pytanie dla kogo śpi.
Na tę chwilę wystarczy, że ma dla kogo się budzić.
Czas jednak mija niepostrzeżenie; ona zaczyna dostrzegać jak powoli dotychczasowa promienna kobiecość bezszelestnie przechodzi w niemłodość.
W tych momentach zderzeń świadomości z odbiciem obrazu faktu w lustrze chwile w samotności stają się niczym nawiązka do wyroku. Cierpi podwójnie, jak każda kobieta świadoma swego przemijania. Z tym jednak, że ona miała ten niebywały d a r – zauważała u siebie to czego nikt dostrzec nie mógł. Ot zwyczajna złośliwość kobiecej świadomości i nic więcej.

Jednak po pewnym czasie, kiedy spogląda na kartki kalendarza, na te skreślone puste dni, wie, ma tę pewność – on dziś przyjdzie.
Wpierw rozbierze ją wzrokiem, by potem przejść do czynów: od stóp zacznie wędrówkę, aby zatrzymywać się na chwilę na wzgórkach i wgłębieniach jej ciała, aby masować ledwie wyczuwalnym dotykiem gładkość jej skóry. Czynił to niczym zakochany wirtuoz, który z wielką pieszczotą i jeszcze większą troską dba o swoją wiolonczelę.

Na samą myśl o tym co jej zrobi (choć nigdy tego nie obiecuje zawsze tak robi) czuła jak jej ciało przebiegają dreszcze rozkoszy, jak skóra cierpnie niby z zimna, ale to nie zimno, jak zaczynają budzić się sutki na pagórkach Saby – tak określa jej krągłe, zdrowe wciąż jędrne i kształtne piersi.
Marzy o tym, aby w nie się wtulił, a potem przyssał do nich niczym niemowlę do piersi matki. Uwielbia być jego muzą.

On

Szedł ulicami ruchliwego miasta. Było dobrze po południu. Słońce jeszcze stało wysoko i solidnie przypiekało. Nie było za wiele tych słonecznych dni tego lata.
Właśnie mijał przystanek; para młodych ludzi mocno się w siebie zatapiała nie zważając na mimowolną publiczność.
Uśmiechnął się na ich widok. Ech młodzi – pomyślał. Nie zazdrościł im ani przez moment. Jeszcze muszą wiele przejść, aby zrozumieć czym jest prawdziwa miłość i jak smakuje dojrzały seks.

On szedł do niej. I jak nigdy, tak i tym razem nie planował niczego. Wiedział jednak, że kiedy przyjdzie i stanie w drzwiach ujrzy jej piękną twarz, którą rozświetli promienny przepiękny uśmiech i ten tajemniczy ledwie widoczny zamysł, który dodawał jej twarzy dodatkowego uroku. Przytuli delikatnie do siebie i poczuje jak ich ciała zaczną reagować. Uwielbia jej zapach, jej subtelne powabne wdzięki i kocią lekkość ruchów nienagannej sylwetki. Zachwyca stan ducha, który już po chwili staje się esencją aktu i tego ich wiecznego trwania.

Jeszcze po drodze wstąpił po kwiaty; uwielbia jej je wręczać. Zresztą uważa ją za przepiękny kwiat o niesamowitym bukiecie zapachu i rzadko spotykanego kolorytu; za każdym razem przypominający inny kwiat: raz jest to dumna pąsowa róża innym razem delikatny jasny storczyk, a kiedy indziej przepiękna pastelowa gerbera.
Dziś będzie dla niego orchideą – on jej kolibrem.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Witaj Marku

Śliczny tekst.:D

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


re: Miłość między aktami

Dziękuję Iwono :)


Gdzie kwiaty polne...

...co z nimi :)


Kwiaty polne

są , przyjdzie na nie czas :)
w kolejnej odsłonie miniatury
Pozdrawiam


Marku,

tak mnie się skojarzyło, nie wiem czemu, może w sumie bardziej z pewną rozmową wczorajszą moją ma to związek i z oczekiwaniem na coś, co może przyjdzie.

Kto wie?

jest już za późno, nie jest za późno

Tekst twój jak zwykle urokliwy i klimatyczny.

Pozdrufka.


Panie Grzesiu

…nie każdy potrafi zapalić światło w pokoju…tak , jak „kruk”…siła bliskości w pa pa…
Pozdrawiam i dziękuję


Subskrybuj zawartość