Dwie prawdy

Czy ucząc się podczas lekcji historii dat wojen, bitew, rewolucji i przewrotów, nie miałeś drogi Czytelniku odczucia, że zajmujesz się historią rządzących, elit organizujących ten świat ponad głowami „zwykłych ludzi”? Czy nie zastanawiałeś się, na ile wydarzenia, o których wiedzę serwują ci historycy, dotyczyły ówczesnych śmiertelników? Czy świat, o którym się dowiadujesz, był rzeczywiście ich światem? A może, przykładowo, kampanie napoleońskie, tak pięknie prezentujące się na filmach, wzbudzające podziw historyków, dla współczesnych zjadaczy chleba były tylko męczącą gonitwą różnych armii wszerz i wzdłuż Europy?

Zawodowi historycy lubują się w szperaniu w dokumentach. Oczywiście dokumentach tworzonych przez warstwę przywódczą. Na podstawie jednego zdania, ornamentu, wizerunku na monecie potrafią konstruować tezy odnośnie całych narodów i państw. W niskim poważaniu mają natomiast relacje świadków, szczególnie powstałe po długim czasie od opisywanych wydarzeń. „Zamiast opisu faktów możemy się spotkać z ich oceną wyniesioną z lektur.” (dr G. Motyka).

Obraz relacji polsko-ukraińskich w II RP jest przedstawiany przez część historyków i powtarzających za nimi dziennikarzy w ciemnych barwach. Można odnieść wrażenie, że Polacy zaprowadzili na Ukrainie zbrodniczy reżim. Nic dziwnego, że słyszy się później od znajomych: Polacy byli okupantami i gnębili Ukraińców. Tymczasem lektura relacji świadków daje inny obraz. Tak diametralnie inny, że ciężko to wytłumaczyć psychologią czy naturalnym subiektywizmem spojrzenia jednej strony. Czy przypadkiem nie jest tak, że otrzymujemy od historyków tylko część prawdy? Prawdę o świecie premierów, prezydentów, wodzów, generałów, prowidników, słowem przywódców a nie „zwykłych ludzi”. Historię konfliktu a nie historię zgody.

Pozostawiam cię Czytelniku sam na sam z tymi dwoma prawdami:

PRAWDA NR 1:
Jarosław Hrycak, ukraiński historyk: Podejrzewam, że na Wołyniu konflikt narodowościowy (...) nałożył się na wojnę domową z elementami krwawego buntu społecznego.
Mykoła Kuczerepa, ukraiński historyk: Dyktaturze sanacji przy użyciu metod eksterministycznych udało się na pewien czas zaprowadzić w Galicji i na innych ziemiach zachodnioukraińskich „porządek”.
Andrzej Leon Sowa, polski historyk: przeciętnemu chłopu na odciętej od świata wsi kresowej Polska kojarzyła się z policjantem i urzędnikiem skarbowym.
Ryszard Torzecki, polski historyk: Nie sposób patrzeć na na wydarzenia na Wołyniu, nie biorąc pod uwagę konfliktu polsko-ukraińskiego, który od końca XIX w. (...) narastał aż do punktu kulminacyjnego w latach okupacji i zaraz po niej. (...)
(...) przyczyną krańcowego nasilenia wrogości Ukraińców do Polaków była polityka narodowościowa polskich rządów po śmierci Piłsudskiego (...)
(...) pojawił się i utrwalił wówczas [przed II wojną światową – D.B.] mit spokojnego Wołynia, który trwał mimo wszystkich zatargów (...) Ze zgrozą obserwuję odrodzenie się tego mitu we współczesnych publikacjach.(...)

PRAWDA NR 2:
Władyław Filar, polski historyk, świadek: Mój ojciec był nauczycielem. Pisał ukraińskim sąsiadom podania do władz, do urzędów. Za darmo, nie brał ani grosza. Z tego był znany w całej okolicy.(...)
Ojciec, z racji zawodu, ale też społecznikowskiej pasji, organizował życie kulturalne we wsi, robił amatorski teatr. Zawsze wystawiał trzy jednoaktówki: po polsku, po ukraińsku, po czesku. Był bardzo tolerancyjny. Ludzie to czuli. (...)
Miałem ukraińskich kolegów, chodziłem z nimi do szkoły, razem włóczyliśmy się po polach, bawiliśmy się, śpiewaliśmy. Tak samo było z Czechami. W mojej pamięci czas do II wojny światowej zapisał się bardzo dobrze. Nie umiem przypomnieć sobie żadnych napięć, żadnych scysji między Polakami a Ukraińcami ponad zwykłe sąsiedzkie swary (...)
Paweł Smoleński (Gazeta Wyborcza): Aż trudno uwierzyć, by przed wojną do Iwanicz nie dochodziły echa narastającego konfliktu między Polakami a Ukraińcami. (...) Nie słyszał Pan wtedy o przymusowym nawracaniu na katolicyzm, o niszczeniu cerkwi, o wyszukiwaniu Ukraińcom niby-szlacheckich korzeni jako pretekstu do polonizacji? Nie słyszał Pan o brutalnych antyukraińskich akcjach policji i Korpusu Ochrony Pogranicza? O terrorze stosowanym przez działaczy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów?
Władysław Filar: W ogóle, absolutnie, choć z dzisiejszego punktu widzenia może wydawać się to bardzo dziwne. (...) Złe rzeczy działy się na wschodzie, opodal polsko-sowieckiej granicy. (...) U nas było naprawdę spokojnie.

Stosunki między Polakami a Ukraińcami układały się dobrze, nie pamiętam, by były jakieś nieporozumienia, wręcz przeciwnie, były rodziny zaprzyjaźnione ze sobą, odwiedzali się nawzajem. Pamiętam, była orkiestra, która składała się z Polaków i Ukraińców, grali na zabawach i weselach, zarówno polskich jak i ukraińskich. ( świadek Stanisława Mogielnicka, z d. Ziemiańska, Zagaje, Wołyń )

Przed 1939r. stosunki między Ukraińcami i Polakami układały się dość dobrze. Organizowane były wspólne zabawy oraz występy zespołów ludowych. Jedynie co roku w Beresteczku na kozackich mogiłach z czasów Jeremiego Wiśniowieckiego odbywały się manifestacje Ukraińców, w tym zatargi z policją. ( świadek Edmund Żukowski, Kupowalce, Wołyń )

Przed wojną wychowywano nas (...) w atmosferze tolerancji i poszanowania kultury ruskiej jak i wiary prawosławnej. Uczono nas, że należy odpowiadać po ukraińsku w przypadku gdy pytający nie zna języka polskiego, lub nie chciał naszego języka używać. Dlatego też przynajmniej tyle Polaków władało językiem ukraińskim, co młodych Ukraińców językiem polskim. W kowelskich zakładach pracy nie było wrogości między młodzieżą polską a ukraińską. ( świadek Tadeusz Kotarski, zam. okolice Kowla, Wołyń )

Cokolwiek bowiem można by powiedzieć o polityce przedwojennego Rządu w stosunku do mniejszości ukraińskiej i popełnianych przezeń błędów, to poza faktem, bardzo zresztą krótko trwającego okresu rewindykacji, kiedy to namawiano, a czasem nawet zmuszano Ukraińców – i to tylko w niektórych wsiach i osiedlach – do przejścia na katolicyzm, nic konkretnego, co by godziło w społeczność ukraińską nie znalazłem. (...) Co zaś dotyczy współżycia Polaków z Ukraińcami, to ani ja, ani moi znajomi nigdy i nigdzie nie zetknęliśmy się z przypadkami jakiegokolwiek wywyższania się Polaków bądź prześladowania Ukraińców. Owszem, były przypadki aresztowań, ale za udowodnioną działalność na szkodę państwa (przykład: przemyt broni z Niemiec) ( świadek NN – nazwisko zastrzeżone, Nowystaw, Wołyń )

Współżycie mieszkańców wsi, bez względu na narodowość i wyznanie, układało się poprawnie. Była to swoista symbioza dwóch narodowości i dwóch religii. W rozmowach towarzyskich posługowano się obu językami. Obchodzono wzajemnie święta obu wyznań. Istniała daleko posunięta wzajemna tolerancja językowa i wyznaniowa. ( świadek Stanisława Piotrowska, Palikrowy, Tarnopolskie )

Poprawne relacje pomiędzy mieszkańcami Ziemi Monasterzyńskiej, należącymi do różnych wyznań i narodowości, zniszczyła II wojna światowa. ( ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, na podstawie wspomnień Jana Zaleskiego, Korościatyn, Tarnopolskie )

Wszystkie trzy narodowości [polska, ukraińska i żydowska] żyły ze sobą zgodnie. Pamiętam, że jako mały chłopiec brałem udział z babcią w nabożeństwach cerkiewnych w procesjach do rzeki na święto Jordanu (...) Te procesje pozostawiły w moim sercu niezatarte wspomnienia. ( świadek ks. Wiktor Harbich, Łopatyn, Tarnopolskie )

Do 1936r. stosunki polsko-ukraińskie na terenie wsi układały się poprawnie. Pierwsze zatargi wystąpiły o zwrot kościoła rzymskokatolickiego, zamienionego przez zaborców na cerkiew. Przegrali, niestety Polacy, chociaż stanowili większość we wsi. ( świadek Jan Konysz, Stary Zbaraż, Tarnopolskie )

Poszczególne grupy etniczne żyły w pełnej harmonii. Wyrażało się to m.in. we wspólnym obchodzeniu świąt kościelnych, cerkiewnych i narodowych, w udziale w weselach i świętach rodzinnych. Jednocześnie zachowały pełną odrębność kulturową i religijną. Polacy i Ukraińcy zawierali ze sobą małżeństwa. Na ogół przestrzegano zasady, że jeśli matka jest Ukrainką a ojciec Polakiem, to córki są chrzczone w cerkwi i są Ukrainkami zaś synowie w kościele i są Polakami i odwrotnie. Później ta zasada doprowadziła do wielu dramatów rodzinnych (...) ( świadek Roman Misztal, Poczapy, Tarnopolskie )

Z Ukraińcami przed wojną żyło się bardzo dobrze. Były małżeństwa mieszane. Na zabawę Ukraińcy przychodzili do nas. ( Anna Rogalska, Zady, Lwowskie )

(...) w Mikłaszowie znaczna część Ukraińców była lojalnie ustosunkowana do Polski i chciała zgodnego współżycia z Polakami. Silne wpływy miała jednak nieliczna, ale prężna grupa nacjonalistów ukraińskich, związana z OUN. ( Jan Wojdyła, Mikłaszów, Lwowskie )

Do września 1939r. żyliśmy tutaj w zgodzie Polacy, Ukraińcy, Żydzi i Niemcy. Odwiedzaliśmy się nawzajem podczas swoich świąt i różnych rodzinnych uroczystości. Pomagaliśmy sobie i żyliśmy w przyjaźni, po sąsiedzku. ( świadek Janina Faryńska, z d. Gołębiowska, Wełdzirz, Stanisławowskie )

W Kosowie przed wybuchem wojny harmonijnie przebiegało życie społeczeństwa, nikt nie słyszał, by mówiono, że ten to Polak a tamten Ukrainiec. Ukraińcy byli urzędnikami państwowymi, sędziami, adwokatami, kupcami, rzemieślnikami. Zawierane były małżeństwa polsko-ukraińskie. Polacy chodzili do cerkwi, Ukraińcy do kościoła. Nie było żadnych wystąpień nacjonalistycznych. ( świadek Władysław Huk, Kosów Huculski, Stanisławowskie )

Tak gdzieś do 1933r. wzajemne stosunki pomiędzy ludnością polską, a ukraińską układały się dość zgodnie. (...) Pamiętam, że w naszych nabożeństwach na Boże Ciało uczestniczył ksiądz [grekokatolicki] i miejscowi Ukraińcy a natomiast na święto Jordana było odwrotnie. Od 1934r. (...) te wzajemne stosunki zaczęły się znacznie pogarszać. U nas we wsi znaczne wpływy osiągnęła OUN, której działacze podburzali miejscowych Ukraińców przeciwko Polakom. ( świadek Genowefa Iwanicka, Pystyń, Stanisławowskie )

Rodzice wcześnie poumierali, więc zmuszony zostałem do pracy jako pastuch u gospodarza w Łozowej, a gdy podrosłem – do pracy w dospodarstwie przy koniach. To, że jestem Ukraińcem, w niczym mi nie przeszkadzało. Żyłem wśród Polaków.(...) Upatrzyłem sobie kandydatkę na żonę. Była Polką. ( świadek Władysław Makuch, Łozowa, Tarnopolskie )

Urodziłam się jako Rusinka we wsi Kurniki Szlachcinieckie gmina Łozowa. (...) Nie było różnic: czy Polak czy Rusin – wszyscy swoi. Los tak chciał, że spotkałam na swojej drodze Polaka. (...) Rodzice męża przyjęli mnie bardzo życzliwie. (...) Nikt nie przeszkadzał mi być Rusinką. Modliłam się w swoim języku, jak mnie matka nauczyła. Na nabożeństwa chodziłam do kościoła, gdyż we wsi nie było cerkwi. Zaczęłam powtarzać pacierz po polsku. Wszak to ten sam Bóg (...) W domu, jak wszyscy Polacy w Łozowej, mówiliśmy po rusku. W święta ruskie, poza obrządkiem inwentarza i zajęciem przy kuchni, powstrzymywałam się od wykonywania innych prac. W ruskie Boże Narodzenie i Jordan czynili to samo mąż i jego rodzice.
(...)
Minęło 54 lata. Śmierć córeczki przebolałam, zwyrodniałym mordercom przebaczyłam – ale zapomnieć nie mogę. Mam żal do całego świata. Czyż wielomilionowy naród o europejskiej kulturze, wierzący w Boga, do uzyskania niepodległości, żeby powstała Samostijna Ukraina, musiał zgasić dopiero rozwijające się życie czteroletniego dziecka? Czy ono stało im na przeszkodzie? Tego pojąć nie mogę, a żal swój oraz ból zabiorę do grobu. ( świadek Tekla Zagrobelna, Łozowa, Tarnopolskie )

werba1936.jpg
Na zdjęciu: zespół ludowy polsko-ukraińsko-czeski, Werba (Wołyń) 1936r.

Update z 30.04.2008: Dodałem zdanie na końcu trzeciego akapitu (o historii konfliktu i zgody).
_________________________________________
Źródła:
W. Siemaszko, E. Siemaszko, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Warszawa 2000.
H. Komański, S. Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”. Wrocław 2006.
S. Siekierka, H. Komański, K. Bulzacki, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939-1947”, Wrocław 2006
S. Siekierka, H. Komański, E. Różański, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939-1946”, Wrocław
wywiad P.Smoleńskiego i M.Wojciechowskiego z prof. J.Hrycakiem, Gazeta Wyborcza nr 161 z 12.07.2003
wywiad I. Chruścińskiej i P.Smoleńskiego z prof. R. Torzeckim, Gazeta Wyborcza nr 161 z 12.07.2003
wywiad P.Smoleńskiego z prof. W.Filarem, Gazeta Wyborcza- Duży Format, nr 183 z 07.08.2003
“Polska-Ukraina trudne pytania”, t.1-2, Warszawa 1998
G. Motyka, “Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

autor

Chyba trafne i uzasadnione spostrzeżenia. Może jedynie warto dodać, że do tworzenia pola konfliktu przykładali się Ukraińcy. A zmiana polityki narodowościowej była nie tyle związana ze śmiercią Piłsudskiego, a raczej morderstwem Pieradzkiego. Bardzo proukraińskiego. Właśnie po to aby konflikt zaostrzyć.


Nie do końca wiem

co chcesz powiedzieć?
Jeżeli to, ze byli nacjonaliści z jednej ruscy, to z drugiej byli polscy, z reguły bezkarni a pośrodku zwykli ludzie, ktorzy chcieli miec spokój.

Celem OUN była samostijna Ukraina. Więc im zależało na eskalacji konfliktu, na dodatek byli zasilani przez Niemców i Sowietów. Państwo Polskie nie było ich państwem.
Oni chcieli Wielkiej Ukrainy – z Krakowem na zachodzie i do Donu na wschodzie, z Krymem, Rusią Zakarpacką, Pokuciem, Polesiem.
Ambicje mieli wielkie.

A Polska im ułatwiała sprawę.
Policyjne metody postępowania wobec ukraińskich organizacji samorządowych, likwidacja szkół ukraińskich, dozór policyjny ich polityków, używanie wojska i KOP-u do pacyfikacji wsi, likwidacja spółdzielczości, niedopuszczenie do założenia uniwersytetu ukraińskiego, blokada awansu w wojsku, administracji. Odbieranie i rozbieranie cerkwi ( około 400). Obsadzenie adminstracjii, policji, leśnictwa, koleji Polakami, osadnictwo wojskowe. Tak Polacy zdobywali sobie popularność , szczególnie wśród ukraińskich elit.

Dodajmy do tego powszechną ciemnotę i analfabetyzm i polskie dwory jako symbol wyzysku. I tępe gęby endeków.

Teraz nałóż na to kompletne przemieszanie ludności, brak wyraźnej granicy etnicznej. Np najdalej na wschód położone województwo tarnopolskie miało przewagę ludności polskiej, inaczej niż np lwowskie, nie mówiąc o Wołyniu.

Ja jeszcze chcę zwrócić uwagę na to, że do ludobójstwa doszło na Wołyniu, gdzie ciemnota i zacofanie było największe, i że był to zabór rosyjski gdzie ludność wogóle nie znała żadnych tradycji demokratycznych i samorządowych, inaczej niż w Galicji.
Moim zdaniem to miało decydujący wpływ.

Nie było mowy o żadnej autonomii. Zwyciężył morderczy nacjonalizm.

A argumenty typu, myśmy nic nie wiedzieli, nic nie widzieli, wszystko było dobrze itd świadczą tylko tym, że nikt tam nie czytał gazet, bo nie umiał czytać ani nie słuchał radia bo go nie miał.


Nie neguję win II RP

Ale chciałem uderzyć w stereotyp, jakoby Polacy i Ukraińcy skakali sobie do oczu w II RP. Przynajmniej nie większość.

dawniej KriSzu


Ba

No więc właśnie.
Skakali sobie szowiniści.
Potem swoją wojnę przenieśli na “normalnych”.

Tyle, że pokłady nienawiści już się budowały. Wystarczyła iskra.
Ja nadal nie rozumiem jak można iść z widłami i siekierą na sąsiada. Ale można.

To była chłopska wojna a chłop jest obyty z krwią. Widziałeś, jak się dokonuje uboju na wsi systemem domowym? Jak wypił samogonu to i człowieka ubił.

50 lat potem tacy sami sąsiedzi ruszyli w podobny sposób na siebie w Bośni i na Chorwacji. To tez była chłopska , ludowa wojna. Bez reguł i dawania miłosierdzia.
Tym bardziej, że popi szli często w pierwszym szeregu.


W jednej sprawie kompletna niezgoda

igla

Ja jeszcze chcę zwrócić uwagę na to, że do ludobójstwa doszło na Wołyniu, gdzie ciemnota i zacofanie było największe, i że był to zabór rosyjski gdzie ludność wogóle nie znała żadnych tradycji demokratycznych i samorządowych, inaczej niż w Galicji.

Panie Igło, w Galicji Wsch. w sumie zginęło więcej ludzi niż na Wołyniu tylko kompletnie się o tym nie mówi. I też doszło do ludobójstwa. Też był rozkaz wybijania.
Z Galicją i Wołyniem było wręcz odwrotnie, niż Pan pisze.To liberalne warunki zaboru austriackiego pozwoliły rozwinąć się nacjonalizmowi. Na Wołyniu nie doszłoby do ludobójstwa, gdyby nie “desant” z Galicji. Większość kadry dowódczej UPA na Wołyniu to byli Galicjanie. Sam Klaczkiwśkyj był Galicjaninem.
Wołyń był pierwszy, bo nacjonalistom nie opłacało się wzniecać rewolucji w Galicji, gdzie Niemcy dali im dużą swobodę.

dawniej KriSzu


Jest jeszcze jedna

ciekawa sprawa.
Nie wiem czy pan do niej dotarł i opisze.

Gdzie był matecznik UPA?

Bo wiele obszarów zamieszkałych w przewadze przez Ukraińców zostało tak naprawdę skolonizowanych prze szowinistów i bandytów z tryzubem – siłą.
Potem robili regularną brankę, sami pobierali kontyngent, organizowali policję.

Tak było na Łemkowszczyźnie – Łemkowynie, która w 45r najechały upowskie sotnie ze wschodu i rozpoczęły wojnę z Polską i lojalnymi Łemkami.

Potem była Akcja Wisła.


No to proszę to opisać

Ja mam mało danych.

A o tym desancie to żeśmy obaj pomyśleli.
Co do Wołynia, to będę się upierał przy swoim.
Właśnie ciemnota i brak infrastruktury ułatwił UPA działanie.


Ja idę chronologicznie

Przyjdzie czas, by to opisać.

dawniej KriSzu


Mnie jeszcze

interesuje jakie w pływy w OUN-UPA mieli sowieci.
Tak naprawdę to oni wygrali.
Prawie nic na ten temat nie ma.


> Wojna chłopska i matecznik

Słowo “wojna” zakłada jakąś symetrię. Ja się mogę zgodzić, na to określenie odnośnie terenów na zachód od Bugu. Na pozostałych obszarach nie.

Matecznik? Matecznikiem aktywistów była Galicja. Bandera, Klaczkiwśkyj, Szuchewycz, Łebedź – wszyscy z Galicji. Ale rewolucję wzniecili na Wołyniu i tam powstała UPA. Jak skończyli na Wołyniu to albo przekroczyli Bug albo zaczęli organizować się w Galicji Wsch. Na koniec z tej Galicji zrobili desant na Łemkowszczyznę.

Tyle w skrócie, spadam, życie wzywa.

dawniej KriSzu


Co do relacji świadków...

Wiem, że trudno jest stawać po stronie “upraszczających wszystko historyków” a przeciw relacjom ludzi, którzy to przeżyli, ale jednak spróbuję....

Przy analizie materiałów źródłowych wspomnienia świadków najlepiej sprawdzają się do ustalenia ogólnego kontekstu – natomiast w warstwie ścisłych faktów lepiej polegać na dokumentach (inna sprawa, że dokumenty też mogą być bezwartościowe w przypadku systemów regularnie fałszujących rzeczywistość). Tak więc mamy kontekst gdzie ludzie żyją na wsi obok siebie, może czasem “zaczepiani przez rzeczywistość” (czy to w formie szykan władzy czy w aktywistów z OUN) – podczas kiedy statystyki problemów narastają. Te wizje ludzi którzy żyli na miejscu i krótkie podsumowania historyków naprawdę się nie wykluczają.

Zastanawiam się, jaką rolę w tym wszystkim (szczególnie w radykalizacji chłopów) odegrał okres 1939-1941 (z kolektywizacją i związanymi z nią zmianami socjalnymi) i czy nie był tak samo ważny dla radykalizacji sytuacji jako dużo szerzej opisywane wydarzenia po inwazji na ZSRR. Rozbicie więzi społecznych przez Sowietów, a później dodatkowe przeoranie ich przez Niemców – z tym, że Niemcy nie mając wystarczających sił na prawdziwą okupację na wschodzie zostawiali nadzór nad sytuacją rożnym mentom (jak np. “brygada” Kamińskiego w Rosji i na Białorusi, “wsławiona” później w Powstaniu Warszawskim).


Panie Barba

Pewnie, że odegrało.
Przecież o naszym życiu nie decydują pojedyńcze zdarzenia tylko ich splot.
Naszym w sensie społeczności.

Dlaczego jedni mordowali sąsiadów a drudzy ich chronili?

A co my teraz wiemy o wioskowych porachunkach i rodowych sporach ciagnących się latami?
Nic.

A zawsze było tak ( i jest ), że jedna wieś z drugą się lubiła a z trzecią nienawidziła.
O wszystko.
O panny, o młyn, o las, o łąkę, o skradzione bydło.

A to były autonomiczne, odcięte od świata okolice, gdzie wyprawa do powiatowego miasta trwała 2 dni i była podejmowana raz do roku.


> Barbapapa

Historycy piszą historię konfliktu. Nikt nie pisze historii zgody.
Tak jakby przyszłe pokolenia miały oceniać Polskę przez pryzmat audycji TVN24, dziadka z Wehrmachtu i penisa Palikota.

Wpływ Sowietów (i Niemców) – jak najbardziej. Właściwie to Niemcy spuścili psy ze smyczy. Chcę coś w tej sprawie napisać, na razie nie czuję się na siłach.

dawniej KriSzu


> Igła

igla

A co my teraz wiemy o wioskowych porachunkach i rodowych sporach ciagnących się latami?
Nic.
A zawsze było tak ( i jest ), że jedna wieś z drugą się lubiła a z trzecią nienawidziła.
O wszystko.
O panny, o młyn, o las, o łąkę, o skradzione bydło.

To prawda. Była taka relacja, którą wyciąłem w trakcie redagowania notki. Człowiek opowiadał, że podziały nie szły wzdłuż narodowości lecz wzdłuż przynależności to tej czy innej wioski.

dawniej KriSzu


Z Niemcami powiedziałbym raczej

Że nie tyle spuścili psy ze smyczy, co ich nie pilnowali (bo nie mieli jak, front wschodni i okupacja przerosły ich całkowicie). Skupiali się na kluczowych dla wysyłku wojennego sprawach (linie komunikacyjne, rekwizycje), szaleńcy od Himmlera ścigali “wrogów rasy”, a reszta wlaściwie ich nie obchodziła. Co jakiś czas urządzali dość przypadkowe (z punktu widzenia lokalnej ludności) pacyfikacje, co jeszcze bardziej potegowało anarchię.

Sowieci byli pod tym względem inni (albo raczej – mieli inne możliwości) – ich interesowało podporządkowanie totalne. Dlatego na terenach zajętych w 1939 przez Sowietów nie było żadnej liczącej się konspiracji. Za Sowietów psy prawdziwe i potencjalne albo zostały uśpione, albo wywiezione, albo się pochowały. Tym większa była eksplozja, kiedy Sowieci odeszli.


Nie do końca wiem...

Już to wklejałem, ale skoro zostało zignorowane, to ponawiam. Dlaczego właśnie na sielankowym Wołyniu doszło do ludobójstwa ? Wielu historyków już starało sie na to pytanie odpowiedzieć, ale ja wolę powołać się na historyka poza wszelkim posądzeniem o stronniczość – Amerykanina Timothy Snydera. Wystarczy przeczytać ten fragment jego książki “Rekonstrukcja narodów: Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569 – 1999, wydawnictwo Pogranicze, seria ornamenty historii, Sejny 2006, Przełożyła Magda Pietrzak – Merta.
Na końcu tekstu napisał “doświadczonych w ludobójstwie Ukraińców”. Ja bym napisał “doświadczonych w ludobójstwie banderowców”. Proszę mi nie przyklejać etykietki ukrainożercy – podjąłem próbę uhonorowania Ukraińców ratujących Polaków, polskie Yad Vashem – zostało to przemilczane. W “Kresowej księdze sprawiedliwych” Romualda Niedzielki jest relacja mojej rodziny.
Z kilku relacji, które ja spisałem z Wołynia, wynika, że poprawne współżycie różnych nacji na Wołyniu zburzyli swoją nacjonalistyczną propagandą banderowcy rodem z Galicji.
Cytuję Snydera:
“Do obowiązków policji ukraińskiej należało mordowanie Żydów, którzy próbowali uciec z getta w czasie jego likwidacji, zabijanie tych, którzy próbowali zbiec po drodze, oraz dobijanie osób, które przeżyły salwy z broni maszynowej. Zagłada Żydów w mniejszych miasteczkach i wioskach jest słabiej udokumentowana, ale w niej ukraińska policja odegrała jeszcze większą rolę. Razem wziąwszy, około 12 000 ukraińskich policjantów towarzyszyło około 1400 niemieckim policjantom w wymordowaniu około 200 000 ukraińskich Żydów. Choć ich rzeczywisty udział w zabijaniu był niewielki, policjanci owi wykonali pracę, która uczyniła Holokaust na Wołyniu możliwym do przeprowadzenia. Ukraińscy policjanci brali udział w tej akcji do grudnia 1942 roku.
Następnej wiosny, w marcu i kwietniu 1943 roku, prawie wszyscy ci ukraińscy policjanci porzucili służbę na rzecz Niemców i dołączyli do partyzantki – Ukraińskiej Powstańczej Armii. Jednym z ich podstawowych zadań w partyzantce UPA było oczyszczanie Wołynia z Polaków. Polacy skłonni są przypisywać sukces, jaki UPA odniosła w tym względzie, naturalnej ukraińskiej brutalności, ale był to raczej skutek niedawnych doświadczeń. Ludzie uczą się robić to, do czego się ich szkoli, i dobrze radzą sobie z tym, co po wielokroć już wykonywali. Ukraińscy partyzanci, którzy masowo mordowali Polaków w 1943 roku, wykorzystywali taktykę, jakiej nauczyli się, uczestnicząc w Holokauście w roku 1942: dokładny wybór miejsca i szczegółowe planowanie z góry każdej akcji, poprzedzające ją przekonujące uspokajanie miejscowej ludności, a potem fizyczna eliminacja ludzi. Tej taktyki masowych mordów Ukraińcy nauczyli się od Niemców. To dlatego czystki etniczne UPA zaskakiwały swą skutecznością i dlatego wołyńscy Polacy w 1943 roku byli niemal tak samo bezradni jak Żydzi na Wołyniu w 1942 roku. Kampania przeciwko Polakom zaczęła się na Wołyniu, a nie w Galicji, prawdopodobnie dlatego, że tutaj policja ukraińska odegrała większą rolę w wydarzeniach Holokaustu. Łączy to zagładę Żydów z rzezią Polaków i wyjaśnia obecność na Wołyniu tysięcy doświadczonych w ludobójstwie Ukraińców.”


Ba

Panie Igło !
Chyba się nie polubimy. Cały czas w Pana komentarzach znajduję stwierdzenia tożsame z kłamliwą propagandą Gazety Wybiórczej, patrz Paweł Smoleński i jego teoria wojny chłopskiej na Wołyniu. Pan Dymitr Bagiński robi dobrą robotę i tu nie ma sporu między nami. Natomiast Pan tą jego pracę psuje i nielicznym czytelnikom robi wodę z mózgu swoimi wstawkami, z których wynika,że chłop, czyli człowiek utrzymujący się z pracy na roli, czyli rolnik to istota stojąca nieco powyżej poziomu zwierzęcia. No i chłopi na Wołyniu popili sobie samogonu i zrobili sobie wojnę chłopską...
Proszę założyć przez chwilę, że chłopi to też ludzie, tworzący społeczeństwo o zróżnicowanym poziomie wrażliwości i agresywności. Tych kilka procent agresywnych w czasach spokojnych upuszcza sobie krwi na wiejskich zabawach, to prawda. W miastach są to kibole na “ustawkach”. W czasach konfliktu wojownicy ci służą całej zbiorowości do wspólnej obrony – albo do agresji. Mogą zostać bohaterami – tak jak Basaj – “Ryś”, albo zbrodniarzami – jak “Kłym Sawur”.
W bardzo wielu relacjach świadków, którzy odwiedzili Ukrainę po wojnie, powtarza się motyw samobójstw popełnianych przez uczestników mordów. Powtarzam – chłopi to też ludzie i szlachtowanie ludzi nie spływało po nich jak woda po przysłowiowej kaczce. Do mordowania byli agitowani i zmuszani, przy czym sadyści robili to z ochotą, wrażliwi zapewne mdleli lub wymiotowali…
Zamieszczam fragment spisanej relacji pani Jadwigi Kozioł:

“Znam opowieść kuzynki Julii Malinowskiej, która świadczy o tym, że Ukraińcy do mordowania Polaków byli zmuszani przez bandytów z UPA. Kuzynka Julia starając się uzyskać informację o losie rodziny Malinowskich dotarła do swojej koleżanki ze szkoły Czesławy Stadnickiej.
Czesława Stadnicka była świadkiem następującego zdarzenia. 30 sierpnia 1943 roku w koloni Ewin, wczesnym rankiem, polska rodzina Czesławy Stadnickiej nocująca z obawy o życie poza domem wróciła w obręb swojego gospodarstwa. Rozpoczęto poranny obrządek, matka Czesławy doiła krowy. Wtedy przyszedł Ukrainiec (nazwisko nie zostało zapamiętane), pochodzący z Chobułtowa (kolonia Ewin był kolonią niemiecką, opuszczona przez Niemców była ponownie zasiedlana), wygląd miał dziwny, wzrok błędny, ręce mu się trzęsły, cały był roztrzęsiony. Do Polaków powiedział mniej więcej tak: “Właśnie zabiłem rodzinę Malinowskich, siedem osób, tam leżą w rowie, ale już nie mogę i nie chcę zabijać, wy uciekajcie, gdzie możecie.” Następnie zaczął całować ojca Czesławy Stadnickiej po rękach i płacząc prosił o przebaczenie oraz o zachowanie w tajemnicy tego, że ich uprzedził i puścił żywymi. “Uciekajcie, proszę, ale nie mówcie nikomu, że to ja was uprzedziłem.”
Uratował rodzinę Stadnickich, ale z jego ręki zginęli: Franciszek Malinowski, Kazimiera Malinowska, druga żona Franciszka, Anna (nazwisko nie zapamiętane, matka Kazimiery, staruszka), czworo dzieci Franciszka Malinowskiego – synowie Czesio, Franio, Boguś i córka Celinka. Ich imiona na zawsze pozostaną iminami dziecięcymi, zdrobniałymi, wymianami z czułością...”


Ja nie po to się rodził

abyś pan mnie lubił.
Idź swoją drogą.
Szukaj zemsty, krzycz, pokazuj wroga.
Wymachuj siekierą.

Mnie nic do tego.

Jak złamiesz regulamin TXT, to złamiesz.


Panie Wiesławie,

wysłałem Panu maila, niech Pan przeczyta.

dawniej KriSzu


> Barbapapa

Barbapapa

Że nie tyle spuścili psy ze smyczy, co ich nie pilnowali (bo nie mieli jak, front wschodni i okupacja przerosły ich całkowicie).

Dokładnie tak było. Zadziwiający jest brak reakcji Niemców na wyrzynanie Polaków i w ogóle słaba reakcja na tą upowską rewolucję. Przecież to było wbrew ich interesom – przestano ściągać kontyngenty, zapanował chaos. Być może zrobili szybką kalkulację: zostawić UPA w spokoju, nie wykrwawiać się w walce z nią, za to skorzystać z rzeszy polskich uchodźców, których wprost z rzezi ładowano do wagonów i wywożono na roboty.
Ale to już tylko taka moja spekulacja.

Sowieci za drugim podejściem (1944-45) też mogli zrobić taki geszeft. W wielu relacjach powtarza się motyw taki, że Sowieci nie zwalczali UPA na poważnie dopóki Polacy się nie “repatriowali”.

dawniej KriSzu


Tak krawiec kraje jak materii staje.

Niemcy organizowali narady na temat sytuacji na Wołyniu, z archiwalnych dokumentów wynika, że administracja odpowiedzialna za ściąganie kontyngentów żądała od Wehrmachtu położenia kresu tej sytuacji. Wehrmacht nie mając dość sił odpowiadał, że UPA nie tylko mu nie przeszkadza, a wręcz pomaga, bo na terenach opanowanych przez UPA transporty wojenne przechodziły bezpiecznie na front wschodni. Zapewne miało to związek z paraliżowaniem przez UPA działalności sowieckiej partyzantki. Były lokalne rozmowy dowódców niemieckich z UPA. Jestem teraz na majówce i nie podam źródeł. Gdy front podszedł do Wołynia i Galicji współpraca Niemców zacieśniła się do tego stopnia, że Niemcy przekazywali UPA broń, wypuszczali przypadkowo zatrzymanych upowców, pomogli wymordować polska ludność w Podkamieniu. Swoistym godnym przypomnienia ukoronowaniem współpracy była wspólna łapanka ukrywających się w lesie Żydów – dwie sotnie UPA i jedna kompania Wehrmachtu. To miało wymiar lokalny i zdarzyło się po zmianie lokalnego komendanta u Niemców, ze wk… się i popędzili ostentacyjnie obnoszących sie z bronią upowców. Potem jednak nawiązano sojusz Niemców z UPA na szczeblu wyższym i Niemcy zrzucali banderowców na spadochronach z swoich samolotów na tyły Sowietów, była próba bojowego przejścia banderowskiego kurenia na tyły Sowietów przez front w porozumieniu z Niemcami, na szczęście kureń ten został rozbity – na szczęście dla Polaków, którzy mieli by pecha z nim się spotkać. W ogóle to UPA w przypadku wygrania wojny przez Niemcy również znalazłaby się na pomnikach i w gronie bohaterów, a ordery by były za zasługi w rozwiązywaniu “problemu” polskiego i żydowskiego. Co do geszeftu z NKWD, ma Pan całkowitą rację. Są udokumentowane przypadki, gdy schwytani przez polskie UB, milicję lub wojsko banderowcy przekazywani w ręce NKWD już na drugi dzień byli na wolności. Tak było na przykład w Tomaszowskim. Chruszczow jako komunistyczny władca Ukrainy próbował jeszcze wpłynąć na Stalina, by zmienił granice na korzyść Ukrainy. Dowodem na to może być jego decyzja o nie przedłużaniu terminu “repatriacji” Ukraińców z Polski za Bug. Ponadto czy nie jest zadziwiająca łatwość, z jaką upowskie sotnie przechodziły przez granicę polsko – ukraińską w latach 1945-1947 ?
Uprasza się o nie przyszywanie łatek.
Wiesław Tokarczuk


Subskrybuj zawartość