Czy można dziecka nie wychowywać?

Omawiany wywiad Magdaleny Tyralanki/Tyraliny z Maciejem Bennewiczem ukazał się na portalu interia. Zawiera on tak dziwne stwierdzenia, że postanowiłem go szczegółowo omówić.

interia

Magdalena Tyrała: Co jest najważniejsze w rozmowie z dzieckiem?
Maciej Bennewicz: – Jasny sygnał, że słucham, że słucham z uwagą: „Mam dla ciebie czas, jesteś dla mnie ważną osobą i właśnie się z tobą kontaktuję”. Ważne są też takie techniczne sprawy, jak to, by usiąść na tym samym poziomie, co dziecko, by zachować kontakt wzrokowy. Ważne jest również skupienie na rozmówcy, co daje mu poczucie, że jestem zainteresowany rozmową z nim.

Pan Maciej Bennewicz wie, że gdzieś dzwonią, tylko nie wie, w którym kościele. Siadanie na tym samym poziomie ma sens w czasie rozmowy z osobą o podobnym wzroście. W przypadku małego dziecka, nadal patrzymy na nie z góry. W przypadku małego dziecka, rozmowy w warunkach polowych i rodzica (zazwyczaj większego od rodzicielki) dużo skuteczniejsze niż siadanie jest kucnięcie przy stojącym dziecku, gdyż wtedy twarz mężczyzny jest mniej więcej na poziomie twarzy dziecka. Kontakt wzrokowy jest bardzo istotny, szczególnie w przypadku rozmowy telefonicznej… Zalecenia techniczne są bardzo istotnie, niemniej jeśli pomija się zakres ich stosowania to efekt może być zabawny a czasem zwyczajnie nieskuteczny.
Odpowiadając na pytanie dziennikarki, najważniejsze w rozmowie z dzieckiem jest to, żeby rozmawiać, a nie wygłaszać swój monolog przerywany jakimiś głupotami dziecka. Takie proste.

interia

Ale nie zawsze mamy czas na dłuższą odpowiedź dla dziecka.

- Oczywiście, należy budować granice: „Ja mam swój czas i ty masz swój czas, nie jestem non stop dostępny i nie jestem na każde twoje zawołanie, bo tak nie funkcjonuje świat, ale jesteś dla mnie najważniejszą osobą i ja koncentruję uwagę na komunikacji z tobą”.

- Jeżeli teraz nie mogę z dzieckiem porozmawiać, to wskażę mu moment – za 5 czy 10 minut – kiedy ten czas znajdę. Ważna jest też umiejętność posługiwania się parametrami czasu. Dla dwuletniego dziecka jeden rok to jest połowa jego życia. Dziecku czas biegnie inaczej, więc gdy powiemy mu, że jutro coś się stanie, to dla niego to będzie tak odległe, jak dla nas 100 lat.

- Często nie potrzeba wielu słów, rozbudowanej opowieści, by odpowiedzieć dziecku. Dziecko oczekuje prostego wyjaśnienia.

Oczywiście odpowiadać można dziecku, a nie „dla dziecka”, niemniej to pikuś. Dlaczego „oczywiście, należy budować granice”? Może wystarczy je wyznaczyć? Dlaczego pojawia się to w kontekście braku czasu dla dziecka? Wiara w to, że mielenie ozorem na temat dostępności, bycia na zawołanie, bycia najważniejszym i koncentracji uwagi załatwi cokolwiek jest budująca ale bezsensowna. Jeśli dziecko jest odrzucane przez rodziców, to zapewnienia o ważności można wyrzucić do śmieci. Znacznie ważniejsze od tego co się mówi jest to, co się robi. Zatem jeśli jest się zajętym, to trzeba to dziecku jasno powiedzieć, najlepiej przed rozpoczęciem zajęcia, a potem konsekwentnie odmawiać przerwania zajęcia do czasu ukończenia go.
Jeśli dla dziecka dwuletniego rok to połowa życia, to odpowiada to dziesięciu latom dla 20 letnich rodziców. Mówienie o 100 latach wymagałoby 200 letnich ludzi. Natomiast problem dotyczy poczucia upływu czasu. Czas dziecka płynie znacznie wolniej niż czas dorosłego, więc porównywanie czegoś w latach czy dniach jest trudne, co nie znaczy, że nie można tego zbadać. Niemniej najpierw trzeba zbadać a potem wymądrzać się…
Oczywiście umiejętność posługiwania się czasem jest ważna i jeśli rodzice to umieją, to dziecko tez się nauczy. Nie znaczy to, że nie należy się posługiwać odległymi terminami. Należy nimi posługiwać się właściwie. Jeśli ktoś używa terminu „jutro” tak jak w Ameryce Łacińskiej używa się „mañana” to dziecku może być trudno zrozumieć, co to znaczy „jutro” w języku powszechnym.
Prawdą jest, że dziecku można czasem odpowiedzieć w niewielu słowach. Czy to znaczy, że dziecko oczekuje prostego wyjaśnienia? Moim zdaniem ten wniosek jest co najmniej dyskusyjny.

interia

Treść odpowiedzi również należy dostosować do wieku dziecka…

- Tak, i choć nie zawsze wiemy, jak odpowiedzieć, to warto spróbować. Dziecko, pytając o różne sprawy, prowokuje myślenie, pomaga nam stać się ludźmi samoświadomymi, odpowiedzialnymi. Możemy wraz z dzieckiem uczyć się swojej duchowości. Dziecko jest dla rodzica świetnym coachem.

Co pytanie (i odpowiedź) to kwiatek. Do wieku dziecka należy dostosować formę przekazu, natmiast treść powinna być zawsze możliwie prawdziwa. Podawanie różnych treści w zależności od wieku dziecka, to ciekawy postulat. Zauważmy, że chodzi o opowiedź na pytanie dziecka. Jeśli dziecko dojrzało do postawienia pytania, to dojrzało również do wysłuchania rzetelnej odpowiedzi. Nie widzę uzasadnienia, by małemu dziecku mówić o znajdowaniu dzieci w kapuście, czy przynoszeniu przez bociana, a dpiero gdy dorośnie mówieniu mu o ciąży. Co nie znaczy, że trzeba od razu sprzedawać dziecku fizjologię stosunku płciowego.
W jaki sposób dziecko ma pomóc stać się człowiekowi świadomym i odpowiedzialnym, a jest to bardzo ciekawe zagadnienie. Odpowiedzialności człowiek się uczy jako dziecko. Potem może zachowywać się w sposób odpowiezialny lub nie, ale na naukę jest już za późno. Jak się ma termin „duchowość” do psychologii i wychowania pan Maciej Bennewicz nie raczył wspomnieć. Również nie uznał za stosowne wyjaśnić w jakim znaczeniu używa obcego terminu koucz, co po polsku oznacza najczęściej trenera… Dlaczego dziecko ma być trenerem dla rodzica, a dla rodzicielki już nie, tego również nie raczył wyjaśnić.

interia

Są pytania ważne i ważniejsze?

- Nie ma nieważnych pytań. Dla dziecka, które jest zrozpaczone, że zgubiło zabawkę czy miało zły sen, to jest tak samo ważne, jak dla nas jakieś wyzwanie czy problem w pracy. Więc trzeba, bez względu na błahość w naszej ocenie, skupić się na problemie, który jest dla niego ważny i dać mu poczucie, że dla nas też nabiera wagi. I że jest pełnoprawnym partnerem. Tylko że ten pełnoprawny partner inaczej rozkłada akcenty, buduje relacje, inaczej niż ja widzi świat. On się uczy ode mnie, a ja się uczę od niego.

Oczywste jest, że są głupie/nieważne pytania i są takież odpowiedzi. Jeśli zapytam pana Macieja Bennewicza „Czy często pan bije swoją żonę?” to jest to nieważne (głupie) pytanie, ponieważ zakładam, iż pan Maciej Bennewicz nie bije swojej żony. To co dziecko przeżywa, jest dla niego najważniejsze. Tylko co to ma wspólnego z ważnymi bądź nieważnymi pytaniami. Jeśli dziecko boi się czegoś i o nic nie pyta, zaś rodzice mówią mu „nie bój się”, to nie szanują przeżyć dziecka. Czy jakieś pytanie stało się przez to ważniejsze bądź mniej ważne? Dziecko nie jest pełnoprawnym partnerem, więc dawanie mu do zrozumienia, że tak jest, jest bardzo niewłaściwe. To od kogo pan Maciej Bennewicz uczy się może świadczyć o tym czego się nauczył. Można powiedzieć, że jego wypowiedzi świadczą o tym, iż nie uczył się od dorosłych, posiadających wiedzę. Jaki nauczyciel, taka wiedza.

interia

Jak wychować szczęśliwe dziecko?

- Dziecko musi wiedzieć, że są granice wyznaczane przez wartości, poczucie bezpieczeństwa, przez normy przyjęte w danej kulturze. Jeśli tych granic nie ma, jeśli dziecko nie poznaje lęku i bólu, to nie może w sobie zbudować empatii. Tylko dzięki temu, że samo się sparzy, jest w stanie zrozumieć, że kogoś innego to oparzenie też może zaboleć. Przeżywając swój ból i lęk reaguje na ból i lęk innych osób.

- Dziecko musi się nauczyć radzić sobie z różnymi trudnymi sytuacjami, takimi jak niebezpieczeństwo, zagrożenie, wstyd czy presja. Musi nabyć własnych doświadczeń, zdolności, umiejętności radzenia sobie w życiu.

- W  kształtowaniu szczęśliwego dziecka ważne jest, by od pierwszych chwil zapraszać je do szukania, do eksplorowania. Budzić ciekawość, ale także pokazywać różne podejścia: w naszym domu, w naszej rodzinie i naszym systemie wartości robimy coś tak, ale inni robią to w inny sposób, są też inne możliwości.

- Poza tym powinniśmy zawsze stać murem za dzieckiem wobec szkoły, środowiska rówieśników, które może dziecko wyprasować, zniszczyć i rozjechać walcem. Dziecko poddane presji rówieśników, ocen, szkoły, rywalizacji i mody, które jeszcze „dostaje strzały” od swoich rodziców, jest kompletnie osamotnione…

Pytanie godne Nobla. Natomiast odpowiedź godna tego partnera, od którego pan Maciej Bennewicz się uczy. Co wspólnego ze szczęściem mają granice? Dlaczego mają być wyznaczane przez wartości, poczucie bezpieczeństwa i normy? W jaki sposób brak granic ma wiązać się z niemożnością doznania bólu i lęku? Jak poznanie bólu i lęku ma spowodować pojawienie się empatii? To są wszystko pytania zasadnicze, a pozostawione bez odpowiedzi. Zrozumienie nie ma niczego wspólnego z empatią. Empatia to zdolność odczuwania czyichś emocji, a nie wiedza o nich. Przeżywając swój lęk i ból, człowiek może pragnąć odreagować zadając ból i wywołując lęk u innych i to nie przyszło panu Maciejowi Bennewiczowi do głowy. Może jednak należy zacząć uczyć się u kogoś mądrzejszego od siebie?
Dziecko musi nabyć doświadczenie. Czy może nabyć cudze doświadczenie? Wątpię. Czy dziecko może nabyć zdolności? Nie, nie może. Dziecko może ujawnić posiadane zdolności. Natomiast umiejętności można zdobyć. Trafienie w jednym przypadku na trzy.
Proszę mi pokazać normalne dziecko, które trzeba zapraszać do szukania, do eksplorowania. Badanie otoczenia to podstawowa aktywność dziecka, zatem zapraszać do czegoś takiego trzeba dziecko zaburzone lub spacyfikowane w procesie „wychowania”. Stwierdzenia godzne „eksperta” uczącego się od dzieci… Natomiast pokazywanie innych wartości, to już jazda po bandzie. Wiem, że teraz jest modne „multi kulti”, tylko zwolennicy tego podejścia spóźnili się o jakieś 40 lat. W latach 70. ubiegłego stulecia trenowano takie podejscie w krajach Europy Zachodniej i obecnie zbierane jest tego pokłosie, pokazujące, iż jest to bardzo szkodliwe podejście. Jaki jest sens aplikować to sobie w rodzinie? Kto z „postępowych aktywistów” będzie przedstawiał swojemu dziecku podejście właściwe dla konkurencji narodowo-socjalistycznej czy innych faszystów?
Przekonanie, że dziecko zawsze ma rację, zaś nauczyciele i koledzy nigdy leżące u podstaw stwierdzenia, że rodzice powinni zawsze stać murem za dzieckiem przeciw szkole i grupie rówieśniczej jest tak absurdalne, że trudno z nim dyskutować nie popadając w ironię lub dydaktyzm. Znów wychodzi brak dojrzałego nauczyciela.

interia

... a z poczucia osamotnienia biorą się depresje u dzieci.

- Małe dziecko czy nastolatek na takie osamotnienie reaguje depresją, myślami samobójczymi. Nie wie, co ma ze sobą zrobić. Dlatego dom, ojciec i matka powinni być dla niego bezwarunkową ostoją. W pewnym sensie przeciwko światu. I o ile dziecko ma wsparcie i rodzice poddają mu sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, o tyle jest wyposażone w zasoby, umiejętności i metody radzenia sobie z tym w dorosłości.

- To my jesteśmy kreatorami świata dla dzieci. Róbmy to zatem z miłością i odpowiedzialnie.

Poczucie osamotnienia może mieć wiele przyczyn, zaś bezwarunkowe popieranie każdej głupoty wymyślonej przez dzieco nie musi zapobiegać depresji czy myślom samobójczym. Jeśli rodzice nie umieją walczyć ze światem, jak mają nauczyć tego swoje dziecko? (Przy okazji, zaczynanie zdania od „i” świadczy o kiepskiej redakcji.)
Zgoda co do tego, że to rodzice tworzą świat dziecka. Postulat, by czynić to z miłościa i w sposób odpowiedzialny jest słuszny. Czy z niego wynika jaki ten świat dziecka powinien być? Nie, nie wynika.

interia

Uważa pan, że powinno się rozmawiać z dziećmi bardzo szczerze? Nawet na bardzo trudne tematy?

- Dziecko potrzebuje spójności i wiarygodności, i bardzo łatwo wyczuwa hipokryzję, a uczy się pomiędzy wierszami. Nie uczy się ładnie jeść przy stole, bo jest bite kijem, karcone za złą postawę na krześle, tylko przygląda się ojcu i matce, jak oni jedzą. Jeśli ojciec siorbie, a matka mlaszcze, to dziecko będzie takie zachowania powielać.

No to należy rozmawiać szczerze czy nie? Bo dowiadujemy się, że dziecko łatwo wychwytuje hipokryzję, ale nie wiemy jak z nim rozmawiać. Autorytet nie raczył zniżyć się do poziomu pytania.
Ciekawe, dlaczego dziecko powiela zachowania prezentowane przez rodziców. Może to jest właśnie wynik wychowania? Szkoda, że przykład z siorbaniem i mlaskaniem nie został rozwinięty.

interia

A co wtedy, kiedy postawy czy światopoglądy rodziców znacznie się od siebie różnią?

- Jak dziecko spotyka taki zwarty beton, takie bardzo silne osobowości rodziców zdeterminowane w swoich wartościach, to jest bezradne, nie może się przebić. Jednak z drugiej strony, jak rodzice mają różne poglądy, to dziecko uczy się nimi manipulować, ale też dzięki temu może świadomie wybierać, bo ma dwie opcje świata.

Jeśli tatuś uważa, że wszystkich w domu należy prać profilaktycznie, zaś mamusia uważa, że powinna być prana, to ich światopoglądy różnią się czy nie? Czy w takim wypadku dziecko może świadomie coś wybrać? Przecież to jest bełkot!

interia

Co zatem zrobić, by te różne opcje mogły się dziecku przysłużyć?

- To, czy ta różnorodność poglądów rodziców przysłuży się dziecku, zależy od komunikacji między rodzicami. Jeśli nawzajem wyszydzają siebie i swoje wartości, to jest to dla dziecka fatalne w skutkach. Niemniej jednak nie unikniemy takich sytuacji, kiedy matka mówi: „Nie jem zwierząt, bo to jest życie”, a ojciec mówi: „A co mnie to życie obchodzi, idę na polowanie”. Inny przykład to sytuacja, kiedy jedno z rodziców jest katolikiem, a drugie ateistą – nie uniknie się wówczas wniesienia tego pytania w światopogląd dziecka.

- Im więcej jest nieporozumień i przemilczeń, tym mocniej ten obszar przeżywa dziecko, jako obszar konfliktu i dysonansu poznawczego.

O jakich opcjach mówi dziennikarka i jaki to ma związek z byciem jaroszem, czy nawet wegetarianinem? Co to wszystko ma wspólnego z dysonansem poznawczym? To już jest jazda bez trzymanki!

interia

Jaki ma to wpływ na dziecko?

- Antoni Kępiński pisał, że jedną z koncepcji schizofrenii u dziecka jest właśnie dysonans poznawczy i podwójne wiązanie, czyli kiedy mama z wyraźną odrazą mówi do dziecka: „No, chodź do mnie na rączki” albo kiedy dziecko ma wpajane inne wartości, a widzi, że w praktyce rodzice robią co innego, czyli np. wtedy gdy mówią, że ważna jest wierność, a zdradzają się wzajemnie na prawo i lewo.

- Czy we wcześniejszym, czy w późniejszym wieku taki element prowokuje w dziecku odrzucenie wszystkich wartości albo, co gorsza, całości propozycji ze strony rodziców. Wtedy dziecko może się zamknąć i uruchamiać różne bolesne przeżycia, choroby, myśli samobójcze, albo włączać brak zaufania, lęki.

- Nie musi to być relacja z ojcem czy matką, którzy są alkoholikami i raz są fajni, a raz okropni. Może to być relacja z tak zwanym „zdrowym” rodzicem, który buduje wobec dziecka podwójny świat.

Antoni Kępiński pisał o wysyłaniu przez osobę bliską sprzecznych sygnałów. Podany przez pana Macieja Bennewicza przykład pokazuje spójny przekaz nieakceptacji powierzchowności dziecka, przy akceptacji jego jestestwa. Znów nieodrobione lekcje. (W oryginalnym przykładzie chodzi o matkę mówiącą do dziecka „Przytul się do mnie!”, a gdy ono się zbliża matka mówi „Tylko uważaj żeby nie zniszczyć mi fryzury/pobrudzić sukienki!”, co musi wyhamować poprzednio zainicjowaną akcję.)
Zachowanie niezgodne z głoszonymi wartościami jest tak powszechne, że gdyby miało wywoływać schizofrenię, to wszyscy bylibyśmy schizofrenikami.
Jaki element prowokuje odrzucenie czegokolwiek, nie sposób się domyślić. Wiadomo jedynie, że panu Maciejowi Bennewiczowi nie podoba się to.
Ciekawe jest, że alkoholikiem może być ojciec lub matka, zaś „zdrowy” może być tylko rodzic, zaś rodzicielka już nie. Natomiast jak można założyć, że ktos budujący dziecku podwójny świat jest zdrowy, to pozostanie dla mnie tajemnicą.

interia

W rodzinie zdarzają się sytuacje trudne i przychodzi czas, by wytłumaczyć dziecku brutalne reguły, które panują w życiu dorosłego typu rozwód, śmierć, zdrada. Jak podejmować tego typu tematy z dzieckiem?

- Z dzieckiem należy rozmawiać wprost. Trzeba dziecku mówić prawdę. Prawda jest najmniej kosztowna i najbardziej ekologiczna. Mówić prawdę to nie znaczy mówić wszystko, bo niektóre rzeczy warto przemilczeć. Przemilczenie nie jest kłamstwem. Można odsłaniać prawdę kawałkami, ale mówić prawdę. Dla każdej sytuacji prawda jest najlepsza.

- Jeśli przyjmiesz taktykę mówienia prawdy wobec dzieci, to jest wszystko w porządku, to możesz przyznać się, że czegoś nie wiesz, że się w jakiejś kwestii pomyliłeś, że coś sprawdzisz, że dane pytanie jest kłopotliwe, że się zastanowisz, że teraz dziecko cię zagięło. Grunt, żeby wszystkie odpowiedzi były prawdziwe.

Po raz pierwszy pan Maciej Bennewicz powiedział coś istotnego. Prawda jest najlepszym rozwiązaniem. Pytanie, czy rodzice zawsze są w stanie poprzestać na prawdzie, bez komentarzy odautorskich? W jaki sposób prawda ma być ekologiczna? Przemilczenie jest kłamstwem. Choć nie można powiedzieć, że milcząc mówimy kłamstwa. Natomiast można powiedzieć, że kłamiemy. Podobnie jest z mówieniem części prawdy. Józef Gebbels był mistrzem w kłamaniu prawdą, więc opowiadanie o nieszkodliwości półprawd jes co najmniej niepoważne.
Umiejętność przyznania się do braku wiedzy jest czymś co warto trenować, choć większość z nas nie ma szans na opanowanie jej.

interia

Jak mądrze karać i nagradzać dziecko?

- Ja w ogóle uważam, że dziecka nie należy wychowywać.

Przemyślene godne tytana intelektu. A czy pan Maciej Bennewicz zastanowił się czy jest to możliwe, by dziecka nie wychowywać? Był taki eksperyment, gdy matkom zabroniono odzywać się do dzieci, bo w ten sposób dzieci zaczną mówić w językach starożytnych. Dzieci nie przeżyły. Zatem kontakt, a siłą rzeczy wychowanie, jest niezbędne dla normalnego rozwoju dziecka.

interia

Czyli co, bezstresowe wychowanie?

- Nie. Ja jestem zwolennikiem tezy znanej psychoterapeutki Karen Horney, która mówi – nie ucz drzewa jak ma rosnąć. Daj mu słońce, wodę, ziemię i powietrze. I tak samo jest z dzieckiem – daj mu warunki, inspiruj je, pokazuj mu świat, książki, inność, różnorodność. Baw się z nim.

Piękna teoria, szkoda, że nie prawdziwa. Gdyby dzieci wilcze, były takie same jak wychowywane wśród ludzi, to można by było poprzestać na zapewnianiu pożywienia i korzystnych warunków. Ponieważ jesteśmy istotami społecznymi, musimy wchodzić z dzieckiem w interakcje, po to, by ono się nauczyło jak się zachowywać w nich. To jest właśnie wychowanie. :)

interia

I stawiaj granice.

- Stawiaj granice, bo to jest dziecku potrzebne. Ale granice ekologii – czyli nie rób drugiemu, co tobie niemiłe – i granice bezpieczeństwa. To wystarczy. Nie granice „bo ja tak sobie wymyśliłem”, tylko granice zdrowego rozsądku, bezpieczeństwa i ekologii – zobacz, twoje zachowanie, lub brak reakcji wpływa na innych. Moje zachowanie wpływa i twoje również. My na siebie wpływamy. Dziecka nie należy wychowywać, więc i nie należy karać i nagradzać. Zamiast tego powinniśmy uruchamiać w nim „flow”, gdyż wtedy dziecko się naprawdę motywuje (flow jest stanem psychicznym, który możemy osiągnąć podczas wykonywania jakiejś czynności, gdzie osoba w pełni angażuje się w to co robi i odczuwa z tego ogromną przyjemność, jest całkowicie pochłonięta działaniem – przyp. red.).

- Z badań wiemy, że kary nie działają, bo budzą tylko chwilowy opór i lęk. Działają jak resor – tak długo, jak jest nacisk, wywierana presja, tak długo ktoś słucha. Można nawet zabić osobowość dziecka poprzez nieustanne karanie, robiąc z niego niewolnika.

Co do konieczności stawiania granic, to zgoda. Co do rozumienia terminu ekologia, to brak zgody.
Stwierdzenie, że wychowanie równoznaczne jest z karaniem i nagradzaniem jest zupełnie bezsensowne. Wychowanie, to kształtowanie systemu norm. Natomiast kary i nagrody odnoszą się do tego, co można uwarunkować. „Flou” to prawdopodobnie satysfakcja z wykonywanej czynności. Jest to nagroda, której pan Maciej Bennewicz nie poleca. Czy można to zwalić na brak logiki, czy na niewłaściwego nauczyciela? Gonienie w piętkę w przepięknym wydaniu.
Stosowanie kar i nagród może być skuteczne, co wiemy z badań choćby bichewiorystów (ang. behaviourists). Zatem znów należy pana Macieja Bennewicza odesłać po naukę do specjalistów. Niewolnikami jesteśmy wszyscy (właścicielem jest państwo), zaś większości zupełnie to nie przeszkadza.

interia

A to co najbardziej nas motywuje i popycha nas do rozwoju?

- Baw się z dzieckiem, a jeśli mu coś nie wychodzi, albo chce zrobić coś inaczej, nie krzycz, tylko pozwól mu, bo inaczej zabijesz w nim kreatywność. Przyłącz się do zabawy i spraw, że będzie to bezpieczny świat, w którym można popełniać błędy, bo dzięki temu się uczymy.

Znaczy, niekrzyczenie i przyłączanie się do zabawy najbardziej dziecko motywuje i popycha do rozwoju? Bo brzmi zupełnie jak bełkot.

interia

Dobrze, ale w pewnym momencie świat zabawy zmienia się w świat odpowiedzialności… Jest chociażby szkoła, w której dziecko musi się uczyć, są nowe obowiązki.

- To jest odpowiedzialność wiązana, odpowiedzialność ekologiczna. Ona pokazuje, że jak ty krzyczysz, to dla mnie jest to bolesne: „Jak teraz oglądam wiadomości, to chcę je obejrzeć do końca, ja tobie nie przeszkadzam w bajeczce. Nie rób tego”.

Co to jest odpowiedzialność wiązana? Co oglądanie telewizji ma wspólnego ze szkołą? Dlaczego krzyk dziecka ma być bolesny? Czemu tatuś jest taki nieodporny?

interia

A nauka?

- Nauka jest też kwestią metody. Poprzez cały system edukacji i tradycyjny sposób wychowania, dziecko zaczyna być zautomatyzowane. Wszyscy dobrzy uczniowie są świetnie zautomatyzowani – „idź zrób lekcje” i lekcje są zrobione. A mamy do wyboru jeszcze naukę twórczą, czyli zabawę.

- Może znów wygłoszę mało popularny pogląd, że najlepsi uczniowie nie odnoszą sukcesów. Ci „paskowi” uczniowie są smutni i przewidywalni, robią karierę w ZUS-ie, ale nie robią ze swojego życia pożytku. Dlaczego? Bo są nadmiernie przystosowanymi dziećmi.

Nauka przez zabawę, to nie to samo co zabawa. Twórcza może być nauka bez zabawy. Pisząc program komputerowy do liczenia macierzy nie muszę się bawić, a uczę się tworząc! Znów brak logiki w rozumowaniu.
Co do oceny „paskowych” uczniów zgadzam się. Niemniej nic z tego nie wynika…

interia

Znam przykłady osób, które dobrze się uczyły, ba – nawet były wybitne – i teraz wciąż świetnie im się dzieje.

- Są wyjątki. Zdarza się. Ale tylko wtedy, gdy te osoby w tym, co robią mają flow. Z mojego punktu widzenia ktoś, kto pracuje w księgowości może się potwornie męczyć i nudzić, ale dla niego może to być absolutna pasja. To jest kwestia własnego odkrycia i samooceny, a nie obiektywna prawda

- Mamy dziecko nadmiernie przystosowane, wdrożone w reżim – idealnego pracownika kapitalizmu, lub każdej innej dyktatury, mamy dziecko nieprzystosowane, które sobie nie radzi, które się buntuje, cierpi, próbuje się z tych reguł, najczęściej narzuconych przez rodziców, wyrwać i się szamota. Mamy też dziecko dobrze przystosowane, które bardzo szybko, bo już w grupie rówieśniczej, w pierwszych relacjach z własną dorosłością, dobrze sobie radzi – jest elastyczne, nie przejmuje się za nadto bzdurami.

- Najgorzej jest wtedy, gdy się wszczepi dziecku implant z aprobatą społeczną, na którym jest oparty marketing, kapitalizm.

To, że człowiek odnosi sukcesy, to nie znaczy, że nie mógł mieć paska na świdectwie. Pytanie jaki zbiór cech zapewnia sukces w szkole, a jaki w późniejszym życiu. Czy możliwe jest posiadanie cech należących do obu zestawów?
Czym się różni pasja absolutna od nieabsolutnej?
Co to jest prawda nieobiektywna? (Jeśli istnieje ~ obiektywna, to musi istnieć ~ nieobiektywna) Czym prawda obiektywna różni się od prawdy?
Wrzucanie kapitalizmu do jednego woraka z wszelkiej maści socjalizmami (dyktaturami) mówi o panu Macieju Bennewiczu więcej, niż cała reszta wywiadu. Sama typologia dzieci (nadmiernie przystosowane, nieprzystosowane i dobrze przystosowane) miodzio. Szczyt wyrafinowania naukowego.
Normalny człowiek oczekuje aprobaty innych. Człowiek okaleczony oczekuje agresji, negacji. Nikt nie oczekuje obojętności. Tak człowiek, z racji swojej społecznej natury, ma. Nawet, jeśli komuś wydaje się, że zostało to wymyślone na potrzeby socjalizmu (zwanego dla niepoznaki kapitalizmem).

interia

Wszyscy muszą mnie lubić, tak?

- Dokładnie tak. A już wszyscy członkowie rodziny, najbliżsi znajomi muszą mnie aprobować we wszystkim. Ten implant to ukryta ręka kapitalizmu, faszyzmu czy socjalizmu. Im silniej ten implant aprobaty społecznej jest wszczepiony, tym dziecko bardziej cierpi, gdy nie jest akceptowane społecznie.

- My, rodzice absolutnie bezmyślnie przenosimy na dziecko i wszczepiamy mu ten implant: „O, pokaż jak ty ślicznie rysujesz, a zagraj, a powiedz ładnie wierszyk, a tylko 4 dostałaś, no to się nie postarałaś”. A kogo to obchodzi?! Kto będzie pamiętał o jakiejś ocenie? I oczywiście suma tych wszystkich rzeczy nas deprawuje.

- Nie chodzi o to, by wszystko w dziecku akceptować, ale dać mu przekaz: „Kocham cię dziecko moje i wcale na tę miłość nie musisz zasługiwać”. Pokaż codziennością, że kochasz.

- Oczywiście, trzeba to odróżnić od dowodów miłości, bo właśnie chorzy rodzice dają dziecku dowody miłości. Miłość to jest postawa.

- Łatwo jest mieć dziecko, wejść z nim w relację też dość prosto, ale żeby zasłużyć na jego miłość, by mieć poczucie, że ten 16 czy 18-latek powie: „Moja mama jest dla mnie ważną osobą, mój tata jest dla mnie liderem”, to jest coś, to jest sukces. Ważne jest to, by nie utracić kontaktu z dzieckiem na różnych etapach życia i by dać mu wszystko to, co powoduje, że ono się rozwija.

- Jest jeszcze jeden aspekt szalenie niepopularny, a mianowicie zazdrość rodziców o dziecko: „Jeżeli mnie się nie powiodło, ja się rozwiodłam, mnie się w życiu nie ułożyło”...

Ciekawe, co natchnęło pana Macieja Bennewicza by nagle wycofywać się z prezentowanego na początku wywiadu bezwarunkowego popierania dziecka przez rodziców. Teraz jest to be, bo mówimy o innym aspekcie wychowania.
Czlowiek dąży do akceptacji. Lubimy być akceptowani. Jeśli nie możemy być akceptowani, to przynajmniej niech nas kopną, to będziemy wiedzieć, że nas zauważyli. Najorsza jest obojętność! Niedostrzeganie! (Proponuję poczytać Eryka Berna.)
Jak się pokazuje codziennością? Rodzice dający dowody miłości są chorzy. Co dają rodzice zdrowi? Dowody nienawiści? Boże Ty widzisz i nie grzmisz.
Czy pan Maciej Bennewicz zna choć jedno z rodziców, które świadomie działa na szkodę swojego dziecka? Czy to nie jest raczej powielanie błędnych wzorców wyniesionych z domu rodzinnego? Zazdrość o szczęście dziecka! Co za chora psychika może coś takiego wymyślić.

interia

... to nie pozwolę, by udało się to mojemu dziecku?

- Niestety, tak. Jeżeli pozwolę, to moje dziecko będzie dowodem na to, że to moja strategia na życie była do bani. Wyjdzie na to, że to ja nie potrafię budować relacji z mężczyznami, z kobietami, że mój pomysł na rodzinę był do niczego. Jeśli moja córka jest szczęśliwa z facetem, a ja nigdy nie byłam, to znaczy, że ze mną jest coś nie tak. A ta gówniara sobie poradziła, ma fajnego męża, cudowną rodzinę.

Wygląda to sensownie, tylko nie może to być proces świadomy, bo wtedy mielibyśmy do czynienia z człowiekiem chorym psychicznie. Zatem darujmy sobie analizę tych „przemyśleń”.

interia

Trzeba to zmienić!

- Tak, i wtedy taka osoba musi pokazać, że ten zięć czy synowa nie są wcale tacy idealni. I teraz, jeśli dziecko ma spójność w sobie, to bardzo często przychodzi taki moment, że zaczynamy mówić, że to dziecko jest bardziej dojrzałe niż tata czy mama. I wtedy jest kłopot, bo dla takiego rodzica dziecko staje się rywalem.

- Może się tak stać już nawet, gdy dziecko ma ok. 10-11 lat, kiedy zaczyna rozumieć świat, kiedy zdobywa swoje własne doświadczenia, zaczyna się dystansować wobec rodziców. Już wtedy może powiedzieć: „Chwileczkę, ja nie mam z tego faceta co brać, od tej babki też nie ma co brać, bo jest niespójna, niewiarygodna”.

Czemu pan Maciej Bennewicz myśli, że tylko ojcowie mogą być zazdrośni o szczęście? Może wystarczy, by nie rozpoczynali zdań od „i”?
Dziecko staje się rywalem dla rodziców gdy stje się dorosłe. Dystansować się od rodziców może i trzylatek. Pytanie w jakim wieku można zrobić to skutecznie?
Co do brania, to mamy co brać, ale czego nie brać.

interia

Jakimi rodzicami są Polacy?

- My w Polsce mamy taki idealistyczno-mistyczny pogląd na temat rodziny i wychowania, a tak naprawdę ten pogląd przykrywa nasze niedobory pedagogiczno-duchowo-kulturowe. Nie potrafimy przyznać się, że popełniamy błędy. To jest ten czip aprobaty społecznej i braku poczucia własnej wartości, który mamy wszyscy wszczepiony: „Ja jestem złym ojcem? Ja jestem złą matką? Ja sobie nie radzę?”.

- Mamy w Polsce 95 proc. katolików, sakramentalne małżeństwa, a na 115 tys. małżeństw przypada 65 tys. rozwodów. Przeżywamy kompletny kryzys rodziny.

- Nikt, dosłownie, nie dba też o budowanie postaw rodzicielskich wobec dzieci i przez to pojawia się, co jakiś czas to zupełnie zaniedbane potomstwo, matki morderczynie.

- Dziecko jest wyzwaniem. Żeby robić buty w fabryce pod Krakowem, musisz mieć przynajmniej zawodówkę i 15 kursów w tej fabryce, ale żeby urodzić dziecko, nie musisz mieć żadnych kompetencji. W żaden sposób nie jesteś weryfikowany czy weryfikowana, możesz popełniać wszystkie głupoty, jakie chcesz.

- Inną kwestią jest, że my te nasze dzieci mechanizujemy, sami wpychamy w rolę robocików. Za oczekiwane zachowanie dziecka płacimy mu materialną nagrodą.

Trochę banałów i mnóstwo bełkotu. Czy z faktu, iż mamy rozwody wynika jakimi jesteśmy rodzicami? Czy ma to jakikolwiek związek?
Co pan Maciej Bennewicz proponuje? Linencja na rodzicielstwo? A jak jedno z rodziców jej nie ma to przymusowa skrobanka? Ktoś najwyraźniej upadł na głowę.

interia

A jak powinno być? – Trzeba zadać sobie pytanie, czy dziecko faktycznie uszczęśliwi taka forma nagrody, jak nowy telefon komórkowy, czy kolejny gadżet.
Nastolatka raczej uszczęśliwi.

- Nastolatka, który był źle wychowywany, tak.

Czy pan Maciej Bennewicz rozróżnia terminy „uszczęśliwić” i „sprawić przyjemność”. Wątpię. Uszczęśliwić można się samemu znajdując w sobie szczęście. Natomiast atrakcyjny prezent może sprawić obdarowanemu przyjemność. Obdarowany nie musi być źle wychowany, by się z prezentu ucieszyć. Wręcz przeciwnie, radość może być objawem dobrego wychowania.

interia

Czyli jak gratyfikować?

- Najsilniejszą formą gratyfikacji jest gratyfikacja przez „flow” – przez talent, radość, zabawę. Budowanie od małego u dziecka postawy, że gratyfikacją jest „ta właśnie chwila”, daje pewność, że gratyfikujące będzie też dla niego i jutro. Jeśli dziś lubisz to, co robisz, masz z tego radość, to możesz być pewna, że jutro też tak będzie, bo masz poczucie pełni. Ważne jest zachęcanie dziecka do autogratyfikacji – uczenie go, że potrafi być coraz silniejszym kreatorem własnej satysfakcji.

- W rodzicielstwie ważne jest umieć stworzyć swój świat, który jest atrakcyjny dla dziecka, do którego będzie chciało przynależeć. Dlatego, że jestem fajną osobą, że dobrze się ze mną spędza czas, że potrafię wszystkie sytuacje przemienić w zabawę, jestem rodzicem kreatywnym.

- Ile razy słyszę: „Nie będę lepić z dzieckiem pierogów, bo nabrudzi”. To niech rozsypie tę mąkę, niech lepi, co chce – posprzątacie. Grunt, żeby nie oczekiwać od 4-klatka, że ulepi równiutkie pierogi, niech się pobawi mąką. Za dwa lata jako 6-latek z pewnością będzie dzieckiem, które lepi równe pierogi, a na dodatek, uwielbia to robić. Zaproś dziecko do swojego świata i pokaż, że to jest fajny świat.

- Najważniejsze jest byśmy, jako rodzice, tworzyli świat, do którego dziecko będzie chciało przynależeć, bo dzięki temu za jakiś czas dziecko będzie tworzyć swój świat, do którego zaprosi i ciebie i inni będą chcieli do niego wejść. A to zagwarantuje dziecku sukces.

Nie widzę powodu, by dziecko musiało chcieć być w moim swiecie. Dorastanie polega na tym, że dziecko wchodzi we własny dorosły swiat i tam się odnajduje. Rodzice nie mają być fajni. Rodzice są wzorem dla dzieci i fajność jest tu najmniej sensownym terminem.
Podsumowując takie poglądy, jacy nauczyciele. Dziecko wie mniej od dorosłego, więc jeśli dorosły chce uczyć się od dziecka, jak od równorzędnego partnera, to takie są tego skutki. Poglądy magiczne. Logika taka sama.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Długie bardzo, doszedłem do połowy

ale tymczasem (acz nie wiem czy nie zapomnę wrócić, przeczytać i skomentować reszty) odniosę się tylko do tego fragmentu wywiadu:

“Poza tym powinniśmy zawsze stać murem za dzieckiem wobec szkoły, środowiska rówieśników, które może dziecko wyprasować, zniszczyć i rozjechać walcem. “

ten pan chce chyba by rodzice wychowywali rozkapryszone, nieodpowiedzialne i megalomańsko nastawione osobniki, a nie sensownych ludzi, wnioskuję po tym fragmencie.

Pozdrawiam.


Panie Grzesiu!

Ten Pan bełkocze rzeczy bez sensu. prawdopodobnie przy okazji odreagowuje swoje frustracje z dzieciństwa. To jest ewidentny bełkot, a Interii się wydaje, że opublikowała coś istotnego. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość