Nierozważny Człowiek

Żonie nie ufa, kto by kobietom ufał? Dzieciom nie ufa, sądząc nie bez racji, że knują za jego plecami oraz podbierają mu pieniądze z kieszeni płaszcza. W biurze przyjaźni się z najgorszymi łachudrami, ale oczywiście nie ufa żadnemu z nich, kalkulując, że dybią na jego stanowisko, posadę kierownika działu.
Szefowi ufa. Nie ma wyboru.

W kościele daje na tacę dwa złote, ponieważ ma zamiar dostać się po śmierci do nieba. By przejechać się do centrum miasta autobusem, płaci za bilet cztery zlote i dwadzieścia groszy, a do nieba chciałby dojechać za dwa złote.
Nierozważny Człowiek!

Gdyby ufał, dawałby co najmniej piątkę. Tyle, że jakoś Absolut nie chce się jemu objawić indywidualnie. Raz ujrzał gorejący krzak porzeczki w ogrodzie, ale sąsiad doniósł, że to Piotruś – synalek – podpalił. Synalek, upierał się, że to nie on, pomimo znalezienia zapalniczki w kieszonce krótkich spodenek. I jak ufać takiemu dziecku?

Człowiek jest tak skonstruowany, że komuś musi ufać, w coś wierzyć szczerze. Być może kogoś zadziwię, albo nawet zirytuję, ale akurat ten Nierozważny Człowiek, człowiek o którym piszę, wierzy mediom, a już szczególnie telewizji.
Nieprawdopodobne?
A jednak!

Gdy umierał Ojciec Święty najgłośniej z całej rodziny płakał przed telewizorem. Świece palił, dziatki po główkach głaskał, żonę, której nie ufa – przytulał, teściowi nalał szklankę wiskacza, drogiego niczym indyjski rubin.

Gdy w mediach pokazali koszulkę, na których jakiś dobrodziej oznajmił, że nie płakał po papieżu, nabrał przekonania, że to jakby o nim.

Podobnie przeżywał tragedię smoleńską. Płakał z mediami. Razem z mediami klął głupotę pilotów, czterokrotnie próbujących lądować we mgle, niczym marcowy śnieg burej.

Wiele zdrowia kosztował go Smoleńsk, ponieważ było dużo narracyjnych wiraży. Raz nawet stał się ofiarą prawicowej dziczy, spoliczkowany za prawdę, niczym bohater wyciągnięty wprost z kart książki Mikołaja Gogola.

Ot, w spożywczym zażartował kupując kaczkę i krew na czerninę, ale jeden taki drab, widać nie znający najnowszych trendów, ni z gruszki, ni z pietruszki, strzelił go w pysk. Sprawa w sądzie, ale, co się dalej wyjaśni, zostanie z całą pewnością umorzona.

Kolega ostrzegał Nierozważnego Człowieka, że niby jest gęsią łykającą wszystko, pod medialnym przymusem, ale on oczywiście koledze nie ufał. Czy taki kolega jest Tomaszem Lisem, Tomaszem Wołkiem, Tomaszem Sakiewiczem, czy nawet zwykłym Tomaszem Nałęczem?
Nie, ot, taki, prawda, kolega. Serce dobre, ale rozum, jakiś nieporęczny.

Nierozważnemu Człowiekowi śniła się dzisiaj w nocy jaskinia. Schodził w głąb rozwijając szpulę sznurka służącego rolnikom do wiązania nowoczesnych snopów – By nie zabłądzić w czeluści. Dotarł do groty, na dnie której odnalazł podziemne jezioro. Stał z latarką i omiatał smugą światła urodziwy, tajemniczy świat.

Jestem pierwszym człowiekiem, który tu dotarł – Pomyślał śniąc, ale niestety, zauważył pod stopami strzęp gazety. Podniósł i przeczytał fragment tekstu:

„… Małgorzata Biedroń, barmanka z klubu NIE, dwudziestoletnia żona Roberta Biedronia…”

Zaraz się obudził.

Minutę przed budzikiem, nastawionym w komórce na 5:30.

Teraz jedzie pociągiem do Warszawy. Siedzi przy oknie. Dla dodania sobie animuszu czyta Politykę, górując intelektualnie nad współpasażerami, którzy drzemią albo pracują na klawiaturkach rozmaitych przenośnych urządzeń.
Za chwilę przetrze zmęczone oczy i nierozważnie będzie się gapił przez brudnawe okno.

Zjadłem jajecznicę na boczku i ruszam do pracy. Ubieram się w strój roboczy. Sprawdzam suchym dębowym liściem ostrze kosy. Wychodzę z jaskini.

Przetarł zmęczone czytaniem przy świetle grudniowego, prószącego śniegiem poranka oczy i wyjrzał przez okno. Ujrzał mnie, koszącego powietrze na zmarzniętej grudzie.

- Ki diabeł? – Pomyślał i sięgnął do torby po baton nadziany orzechami. Ugryzł i przewrócił stronę czasopisma jego opinii.

I tyle. Wziąłem zamach i skosiłem. W jego ostatnim spojrzeniu zastygło maleńkie zdjęcie pani Janiny. Nie zazdroszczę. Obtarłem ostrze rękawem czarnej sukni.

Nie moja rzecz oceniać ludzi. Nie jestem od tego. Specjalizacja. Jednak żałuję nierozważnych ludzi. Każdy jest inny. Każdy w coś wierzy. Jeden w to, drugi w tamto. Brak rozwagi nie ma barwy politycznej. Żałuję wszystkich, którzy miast ufać Bogu i ludziom, ufają kukłom i kukułkom.

- Przepraszam, szef dzwoni!

Kończę bez pointy, ponieważ praca to praca. W dzisiejszych czasach trudno o dobrą pracę. O pracę uczciwą. Pamiętajcie, kiedy przyjdę po was, miejcie zachowaną w sobie, choć odrobinę rozwagi. To się naprawdę opłaca.
Wiem co piszę.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Jacku!

Ładne. :)

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość