Wrogość nie zwycięży wrogości. Tylko miłość zawiść gasi.*

Jestem buddystką w uproszczeniu mówiąc, bo zanim powiem to bez żadnych zastrzeżeń dodatkowych, pewnie jeszcze kilka razy przyjdzie mi powrócić na ten padół łez i dziwactw.
Mam kilka figurek Buddy – grubego i szczupłego, uśmiechniętego i poważnego, siedzącego i stojącego nawet.
Dodatkowo dysponuję własnym gabinetem na terenie placówki Publicznej Służby, co niejako czyni pewien komplet. Mogłabym to wszystko ładnie połączyć i zabrać z domu jedną z figurek, postawić na półce w gabinecie… ale tego nie zrobiłam i nie zrobię z kilku powodów.

Pierwszy z nich wiąże się z moim przekonaniem, że wcale niekoniecznie przychodzący do mnie pacjenci chcieliby na tego Buddę patrzeć co doskonale rozumiem. To jest moje przekonanie, bo fakt nigdy żadnej z tych osób takiego pytania nie zadałam. Nie zadałam, bo to wydaje mi się nie na miejscu.
Nie ma Buddy u mnie w gabinecie, bo moja religia to moja sprawa.

Nie ma go również dlatego, że każdy symbol religijny jest widocznym znakiem wyznawanych wartości, przynależności duchowej, jest oczywistą (dla mnie) deklaracją. A skoro tak myślę, to za tym stoi całkowita nieobecność Buddy w miejscu, do którego przychodzą katolicy, świadkowie Jehowy, buddyści, oraz ci niewierzący (wymieniałam tylko tych, z którymi stykam się realnie). Żaden z moich pacjentów nie ma pojęcia jakiego wyznania jestem i czy w ogóle jakiegoś, choć ja zazwyczaj wiem jakiego wyznania, i czy w ogóle jakiegoś, są oni.
Więc tego Buddy nie ma z szacunku do ludzi, którzy wchodzą do mojego gabinetu.

Zapewne buddysta poczułby się bardziej swojo, ale chrześcijanin? A ateista?
Mają prawo do komfortu pewnej mojej nieoznaczoności.
Nieoznaczoności, która nie wynika wyłącznie z braku symboli religijnych, bo to przecież nie o to chodzi. W wyjałowionym religijnie gabinecie mogłabym nieść buddyjskie posłanie w słowach, gestach, kierunku współpracy. Tego też nie robię, taka jest moja umowa z samą sobą.

Moja rola nie polega na określaniu innym jaką duchową ścieżką mają podążać, nie nawracam, mam być neutralna – dokładnie tak, neutralna. Z tej perspektywy jest mi wszystko jedno czy rozmawiam z chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą czy ateistą – raczej powinnam się postarać, żeby wiedzieć jak najwięcej o świecie wartości moich pacjentów, żeby lepiej ich zrozumieć, poznać świat ich znaczeń, a także go uznać.

Pamiętam rozmowę z kobietą, z którą pracuję już dość długo, jest głęboko wierzącą katoliczką. Był taki moment, że się zaplątała w codziennych, przyziemnych sprawach i nijak nie mogła znaleźć ani wytłumaczenia, ani sposobu wyjścia z tego. Rzeczywiście wszystko wyglądało na sytuację uderzania głową w mur, który nawet drgnąć nie chce. Zapytałam wtedy: skoro jesteś wierzącą osobą i nie możesz nic zrobić, to może oddaj to Bogu?
Nie powiedziałam usiądź i medytuj.
Gdyby była niewierząca musiałabym znaleźć inne słowa.
Kiedy trafiają do mnie świadkowie Jehowy najczęściej obawiają się o tym mówić, boją się oceny i przyklejenia etykietki, ale kiedy wyduszą już to z siebie i nie spotykają się z najmniejszym komentarzem, widzę wyraźną ulgę i natychmiastowy wzrost zaufania. Bez zaufania moja praca nie ma sensu…

Budda w moim gabinecie nie jest potrzebny.
Moja religia nakazuje mi głęboki i prawdziwy szacunek dla drugiego człowieka, szczególnie dla jego wiary. Każdy ma swoją Drogę i idzie nią tak jak potrafi, robi tyle, na ile go stać w określonym momencie i nie mnie to oceniać, bo sama wiele razy zboczyłam ze swojej.

Spaceruję po różnych portalach i zadziwia mnie to, co mogę przeczytać. Nie rozumiem, złoszczę się, wybałuszam oczy. Niektórzy lubią walczyć, co akurat rozumiem, bo sama wiele razy do walki stawałam i pewnie jeszcze nie jeden raz stanę – taka karma trudna do przekroczenia, ale poziom agresji jest zatrważający w tamtych słowach.
Czytam, że ateiści są nieuczciwi, bo nie mają powodu być uczciwi. Czytam, że ateiści to właściwie sataniści, co jest stwierdzeniem kuriozalnym w stopniu niekomentowalnym.
Czytam przecież teksty katolików, zapiekłych, żądnych przyjęcia przez innych ich wizji Boga, wartości, ścieżki postępowania, bo to jest jedyna właściwa i prawdziwa Droga.
Dokąd jednak prowadzi moja własna droga, jeśli nie zobaczę drugiego człowieka w jego drodze, którą sam sobie wyznacza, albo wyznacza mu ją inna religia?

Mam przyjaciółkę ateistkę, dla niej nieistnienie Boga jest najzupełniej oczywiste. Z niczym nie walczy, bo nie ma takiej potrzeby. Czasem się dziwi, że ktoś może się angażować religijnie, bo dla niej ta rzeczywistość jest nierealna, nie istnieje, ale pracuje w tym samym zawodzie co ja więc spotyka ludzi wierzących i pomaga im uporać się z tym, z czym do niej przychodzą. Jeszcze nikt nie wyszedł z jej gabinetu dlatego, że jest ateistką i nikt nie został wyrzucony, bo jest wierzący.

Istnieją przestrzenie, w których nie ma symboli religijnych, czy też znaczków nie wierzę , a ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, zachować szacunek dla własnych odrębności i najzwyczajniej współistnieć.

To jest proste, nawet nie trzeba bardzo się starać.

Wystarczy wygrzebać się z własnego zacietrzewienia, dzielenia włosa na czworo, wzniecania wojen.

Wystarczy być człowiekiem widzącym i szanującym drugiego człowieka, jego potrzeby i przekonania.

Myślę, że zrozumienie jest kluczem.

* Budda

To wam nakazuję, żebyście się wzajemnie miłowali – Jezus

Allah nie będzie miłosierny dla tych, którzy nie są miłosierni dla innych ludzi – Mahomet

Każde źdźbło trawy ma swego anioła, który pochyla się nad nim i szepcze: „Wzrastaj, wzrastaj” – Talmud

Możesz być szczęśliwym, zrównoważonym moralnie i intelektualnie spełnionym ateistą! – Richard Dawkins

Coexist.jpg

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Piękny obraz, piękny tekst,

zgadzam się właściwie ze wszystkim, co zostało napisane.

A tego, co niektórzy wypisują w S24 o ateizmie od kilku dni, to ja po prostu nie rozumiem.

Nie chodzi, że się wkurzam czy mnie obraża.

Dla mnie to jest tak głęboko niezrozumiałe, ten poziom niechęci, zacietrzewienia, wyższości i ignorancji, że nawet odzywać się tam w tej sprawie nie zamierzam, choć mnie korciło dziś, by jakis manifest nie-manifest ateisty chrześcijańskiego napisać:0

Ale w sumie nie widzę sensu.

No ale im rośnie, więc niech im zdrowo i niechęć do ateistów rośnie:)

Pozdrawiam, wyrażając jedynie lekki niedosyt, że do takiego tekstu i obrazu jeszcze jakaś ilustracja muzyczna by pasowała, ale nie mam zupełnie pomysłu.

Spadam robić korektę tłumaczenia:0


Grzesiu

Świata zrozumieć się nie da, tak sądzę. Wysiłek w tym kierunku nie ma sensu, najmniejszego. Można starać się robić swoje i wierzyć, że to ma właśnie ma jakiś sens.

Czytając dochodzę do wniosku, że chyba blogosfera przekracza prędkość światła, albo coś. Tego się nie da czytać.

Nie zrozumiem ani tego poczucia wyższości, ani arogancji, ani nienawiści. Zwłaszcza jak sobie przypominam Jezusa z jego miłością do każdego człowieka.

Ilustracja muzyczna, mówisz. Czekaj, poszukam czegoś...


jestem bardzo niedobrym człowiekiem

:)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

A że z jakiego powodu?


jestem leniem

i mam fochy :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

No to rzeczywiście… :)

Nie masz się co starać, mnie nie pobijesz w tej konkurencji.


Doc jest zły, Doc ma bardzo ostre kły:)

taka poetycka twórczość mnie napadła znienacka.

Idem spać, bo bredzę.


No pewnie, Grzesiu

Strasznie zły i strasznie ma ostre kły.

Dobrych snów Grzesiu, jeśli już nie powrócisz.

:)


Szanowna Gretchen

Takie jest Pani credo na TO TUTAJ życie.

Mnie bardziej zastanawia inny kontekst.
A mianowicie taki, że świat nie jest taki zły tylko ludzie nim zarządzający.
Ostatnia niedziela (15 listopada) Podano do publicznej wiadomości, że na całym świecie codziennie trwa prawdziwa wojna a chrześcijaństwem – giną tysiące niewinnych ludzi wyznających tę wiarę. W żadnej innej wierze nie ma tyle ofiar co w tej.
Wczoraj, (16 listopada) słowa papieża Benedykta o tym, że na świecie w XXI wieku tak wielka liczba ludzi, w tym dzieci, codziennie umiera z głodu.

Świat zdominowany został przez zło, a temu złu przyklaskują debile uważający, że nic złego się nie dzieje. Tylko tchórz płynie z prądem tego gównianego nurtu współczesności
I kiedy patrzę, że odrasta kolejna głowa hydry, a lewacka mniejszość zaczyna coraz głośniej piać swoje rewolucyjne pieśni, ot choćby tą tam Senyszyn, to robi mi się niedobrze. I kiedy widzę, że Polską zawłaszczają intelektualne menele to:
jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka, aż chce się płakać, normalnie chce się płakać

Widzę, że człowiek jednak jest durny. Nie myśli,nie wyciąga wniosków tylko daje się manipulować przez tych … nie wyrażę się na Pani blogu.

No to moja misja definitywnie dobiegła końca. Za wiele kolorowych cukierków

Pozdrawiam serdecznie
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Grertchen

Tytuł piękny i do przyklaśnięcia. Treść również. Jakoś nie wyobrażam sobie np. lekarza który na biurku ma krucyfiks.. .

Jednak tradycja wieszania Krzyża w Polsce jest długa więc i opór będzie długi przed ich zdejmowaniem.. .

Natomiast co do pokojowego współistnienia religii – jak najbardziej. Przychodzi mi na myśl modlitwa w intencji pokoju w Asyżu.

Jestem za jednoczeniem się religii i wyznań w dziedzinach wymagających solidarności międzyludzkiej: pokój na świecie, głód, pomoc materialna poszkodowanym przez żywioły i wszelkie dzieła miłosierdzia. Ważny jest człowiek więc warto wspólnie działać na jego rzecz.

Jednak – jak to mówią – w tym największy jest ambaras aby dwoje chcieli na raz. W Islamie za zmianę religii czeka kara śmierci, Świadkowie Jehowy wszelkich innych wyznawców określają jako heretyków i plemieniem szatana. W innych lrajach katolicy i chrześcijanie są mordowani.. .

Chciałoby się żyć w zgodzie ale nie każdy tego sobie życzy gdyż na rysowaniu podziałów zbija się kapitał i rząd dusz. W tym kontekście odbieram “najazd na krzyże”.

p.s.
Mam pytanie co do wiary w reinkarnację -> czy możliwe jest w drugim albo kolejnym wcieleniu urodzenie się np. jako Katolik albp wyznawca innej religii ?

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Panie Marku

Pan doskonale wie, że Gretchen jest łagodna i cierpliwa do czasu, a kiedy coś pęknie to umie walnąć pięścią w stół i nie odpuścić. To nie zmienia faktu, że jestem głeboko przekonana, że wrogość nie zwycięży wrogości ...

Na całym świecie, codziennie giną ludzie, umierają z głodu, biedy, na skutek chorób, w wyniku prześladowań. Wiem o tym.
Pamięta Pan tę opowieść o chłopcu ratującym meduzy? Tak to widzę właśnie.

Widzi Pan rzeczy, na które się Pan nie zgadza, jednocześnie stwierdzając, że pańska misja dobiegła końca definitywnie. Panie Marku, to brzmi trochę jakby sprzecznie.

Kwestia nie jest w tym, żeby nie bronić swoich wartości, oddawać pole tym, którzy chcą niszczyć – rzecz w tym JAK się bronić, jakich środków używać.

Niech Pan popatrzy choćby na to, o czym napisałam w tekście. To drobiazg, w skali wszechświata, ale jednak jest.
Ludzie piszą, że ateiści są ludźmi nieuczciwymi przytaczając na poparcie tej tezy jakieś badania ( http://ewapioro.salon24.pl/138392,czy-ateisci-moga-byc-ludzmi-uczciwymi ), inny bloger dodatkowo, że ateizm to religia bliska satanizmowi ( http://freeyourmind.salon24.pl/138419,o-ateizmie ).
Przyjdą jedni i przyklasną, przyjdą ateiści i poczują się słusznie obrażeni, co w iluś tam z nich może zbudować lub utrwalić wrażenie, że wierzący są durniami. Na co powstanie kolejnych kilka tekstów o tym jak bardzo ateiści coś tam coś tam, by w odpowiedzi… I tak dalej… i tak dalej…

Tak samo, jak sądzę, działa ten schemacik w różnych innych obszarach.

W grudniu ubiegłego roku przyjechał do Wrocławia Dalajlama. Czytał Pan te teksty o śmiesznym, żałosnym, bosym człowieczku w pomarańczowej szmatce, który ledwie duka po angielsku i jakim to on w ogóle jest przywódcą duchowym?
Nie pisali tego wszystkiego ci straszni ateiści, lecz zadeklarowani internetowo chrześcijanie.

Od tego się zaczyna. Od braku szacunku i zrozumienia, od dania sobie prawa do oceny i szyderstwa. Potem już płynie i wystarczy, że znajdzie się ktoś kto to umiejętnie wykorzysta politycznie i jesteśmy, gdzie jesteśmy.

Świat można zmieniać zaczynając od siebie, to już jest tak wyświechtane stwierdzenie, że przestajemy je słyszeć. Mam wrażenie, że coraz mniej widzimy i słyszymy, dbając tylko o to, żeby nasze pozycje stale się umacniały.

Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą manipulować, którzy w tej manipulacji osiągną mistrzostwo niebywałe. Znajdą też ludzi, którzy ulegną czarowi tej manipulacji. Nie da się tego zmienić.
Chyba się nie da. :)

Może trochę powichrowana ta moja odpowiedź, ale tak mi się w głowie ułożyło.

Na koniec jeszcze jedna myśl Buddy.

“Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.
Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.
Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego co przynosi powodzenie wam i innym.”

Pozdrowienia.


Poldku

Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz.

Przyszło mi do głowy coś takiego: wyobraźmy sobie, że mam tego Buddę u siebie w gabinecie. Siedzi sobie i patrzy. Wchodzi pacjent i mówi, że absolutnie sobie nie życzy obecności tego gościa w czasie naszych rozmów. Bez chwili zastanowienia czy jakiejkolwiek polemiki wyniosłabym go gdzieś tam.

Symbole nie mogą być ważniejsze niż treść jaką reprezentują.

Niezwykłe jest to, że jeśli pochylisz się nad przekazem największych religii tego świata, to jest on niemal identyczny, a to nadzwyczajny fundament do budowania w imię tego, o czym piszesz. Nie można i nie warto gubić człowieka.

Religie stały się dla wielu narzędziem używanym zupełnie niezgodnie z przeznaczeniem. Niestety.

Pamiętam niezwykłe uczucie jakiego doświadczyłam w Jerozolimie, która akurat z buddyzmem ma niewiele wspólnego, ale jakie to ma znaczenie? :))
Blisko Ściany Płaczu stoi taka tablica, na której napisano tutaj Bóg stworzył świat ... Mówię Ci Poldku, ciarki przechodzą.
W tym miejscu spotykają się ludzie wierzący. Wierzący, i tyle.

Na rysowaniu podziałów zbija się kapitał i rząd dusz piszesz. No właśnie, właśnie! Podpisuję się pod tym zdaniem.

Tak myślę o tym najeździe na krzyże… Bo nawet gdyby miały zniknąć wszystkie, ze szkół, urzędów – krótko mówiąc miejsc (teraz się mówi przestrzeni) publicznych, to czy znikną naprawdę?
Czy wyniesienie przeze mnie do innego pomieszczenia posążka cokolwiek we mnie zmieni?

Ciekawe to pytanie o reinkarnację.
Wiesz, nie mam pojęcia jak to jest, ale nie widzę przeciwskazań, żeby to było możliwe. :)
Reinkarnacja jest procesem, który ma umożliwić rozwój i wzrastanie, a jeśli komuś miałoby w tym pomóc odrodzenie się jako muzułmanin, to czemu nie?

Pozdrowienia uśmiechnięte.


>Gre

więzi karmiczne są silne… buddysta o ile zasłuży, na bank urodzi się jako buddysta :) odrodzenie sie w kraju bez dharmy jest regresem jednak
_________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

No tak, ale czasem regres jest potrzebny, już nie mówiąc o tym, że po prostu jest. Znaczy trzeba się starać zasłużyć.

Więzi karmiczne są silne – bardzo piękne zdanie.

Nic nie chce być proste, niedobrze. :)


bo to są wieżi niezwiazane z naszym przywiazaniem

są obiektywne że tak się wyrażę.

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


A

przywiązanie jest niewłaściwe, że ja się tak wyrażę.


no niestety

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

Dopóki myślimy niestety to widać wyraźnie jak daleka droga przed nami. :)
Wciąż sama się łapię na tym niestety .

Ech…


Droga Pani Gretchen

mamy kilka podobnych cech ale nie o nich chcę teraz mówić
Jestem doświadczony w rozmaitych bojach i przeróżnych warunkach
Kiedy pisałem o końcu misji miałem na myśli nie wchodzenie w rozmowę nie wdawanie się w dyskusje z ludźmi, którzy pałają nienawiścią
Powiem szczerze, że instytucja KK ma wiele błędów ale uznaję że hierarchowie nie mają za wiele wspólnego z wiarą.
Nie można obedrzeć z wiary jakiejkolwiek, kogokolwiek.
Komu zależy na niszczeniu tradycji, części kultury wyrywaniu i paleniu korzeni
Komu zależy na budowaniu nowego ładu
Wiemy, prawda ?
To ci zmanipulowani (na rożne sposoby) słabeusze,którzy stają po stronie silniejszych i liczebniejszych
Jak długo jednoczyła się KLIKA ONYCH aby doprowadzić do tego co się stało
Mnie osobiście krzyż nie przeszkadza. Ci którzy nawołują do jego zdjęcia w imię sztucznie wytworzonych idei są groźni, niebezpieczni
Dziś zdejmują krzyże, jutro zburzą świątynie i zbudują nowe obozy.
Do tego dążą ludzie pokroju M. Siwca i tej trajkoczącej czerwonej wariatki. O nieszczęsnym przemądrzałym wielepie nie wspomnę nawet

Pozdrawiam

_______________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Panie Marku

Rozumiem co Pan mówi, czy też co chce przekazać. Dlatego kładę akcent na to JAK, a nie czy w ogóle.

Proszę się rozejrzeć, może się Pan ze mną zgodzi, że pewne sprawy i tematy są sztucznie generowane i podsycane?
Rozmawiałam ostatnio z przyjacielem, oookropnie prawicowy :), czułam się jak leming pełną gębą, do tego kobieta :), ale nie za bardzo trudno przyszło nam się dogadać.
I mówię do niego tak: zobacz, jeszcze nic się w Polsce nie stało, a ludzie już walczą, plują jadem, śmigło się kręci. Popatrzył na mnie tak jakoś... i mówi, a ty Gretchen nie widzisz, że to jest temat zastępczy?

Sprawy religijne są bardzo delikatne, choć jak się nad tym dobrze zastanowię, to zupełnie nie rozumiem dlaczego. Chwilami myślę, że Bóg ma więcej poczucia humoru niż my wszyscy razem do kupy wzięci.

Nic dobrego nie wynika z zacierzewienia, usztywnienia i moje ma być kurwa górą, bo inaczej zabiję! .

Każdy wierzący ma za sobą Siłę, której nic nie zwalczy. Wystarczy zaufać.

Przypominam to sobie, zawsze jakiś czas potem, jak z krainy łagodności zmienię się w burzę piaskową.
Daruję Panu opis buddyjskiego podejścia do problemów.

:)


WSP Gretchen

:-)
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Panie Marku

:))


“”“Blisko Ściany

“”“Blisko Ściany Płaczu stoi taka tablica, na której napisano tutaj Bóg stworzył świat … Mówię Ci Poldku, ciarki przechodzą.
W tym miejscu spotykają się ludzie wierzący. Wierzący, i tyle.”“”

NIe byłem tam. W ogóle nie byłem w ziemi świętej – jedynie znam ją z opowiadań, zdjęć i relacji świadków.. .

RObi na mnie ogromne wrażenie. A najbardziej to, że w pewnym sensie niewiele się różni “codziennie” od tamtych czasów. Wszystko jest zwyczajne. Ulice żyją swoim życiem, nawet “właściciele” świątyń są opętani jakimiś małymi swoimi sprawami, wojnami z innowiercami, kto świętszy, do kogo należy prorok a do kogo nie, itd.

A cichy i pokorny Jezus się pewnie przechadza smutny – wtedy gdy zapłakał nad Jerozolimą mówiąc.. :

„O gdybyś i ty poznało w ten dzień to co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19,41-44).

No i to, że teren świątyni nie należy do Żydów.. lecz został im – o ironio – zabrany do dziś. To tragiczne miasto w którym wg mnie jak w soczewce ogniskują się “żywioły” które zarówno budują świat jak i go niszczą.. .

Przepraszam, że może obok tematu ale tak jakoś widzę Jerozolimę.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

“”“Blisko Ściany Płaczu stoi taka tablica, na której napisano tutaj Bóg stworzył świat … Mówię Ci Poldku, ciarki przechodzą.
W tym miejscu spotykają się ludzie wierzący. Wierzący, i tyle.”“”

NIe byłem tam. W ogóle nie byłem w ziemi świętej – jedynie znam ją z opowiadań, zdjęć i relacji świadków.. .

RObi na mnie ogromne wrażenie. A najbardziej to, że w pewnym sensie niewiele się różni “codziennie” od tamtych czasów. Wszystko jest zwyczajne. Ulice żyją swoim życiem, nawet “właściciele” świątyń są opętani jakimiś małymi swoimi sprawami, wojnami z innowiercami, kto świętszy, do kogo należy prorok a do kogo nie, itd.

A cichy i pokorny Jezus się pewnie przechadza smutny – wtedy gdy zapłakał nad Jerozolimą mówiąc.. :

„O gdybyś i ty poznało w ten dzień to co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19,41-44).

No i to, że teren świątyni nie należy do Żydów.. lecz został im – o ironio – zabrany do dziś. To tragiczne miasto w którym wg mnie jak w soczewce ogniskują się “żywioły” które zarówno budują świat jak i go niszczą.. .

Przepraszam, że może obok tematu ale tak jakoś widzę Jerozolimę.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Pojedź koniecznie, ale to koniecznie.

Rzeczywiście słyszałam o zadymach w Bazylice Grobu Pańskiego, lecz sama tego nie doświadczyłam. Jerozolima jest miejscem absolutnie magicznym.
Napisałam o swoim pobycie w Izraelu kilka tekstów, no jak mogłeś nie przeczytać? :)

Ściana Płaczu… Wiesz, trudno to doświadczenie przełożyć na słowa. W zabieganej Jerozolimie, to takie miejsce Spokoju, Obecności, przedziwnej czułości Boga. Jakby tam siedział i czekał, a przecież nie siedzi i nie czeka.
Dotknęłam głową tej ściany, delikatnych kamieni, to takie łatwe.
Wokół mnie były rozmodlone kobiety i ja, jakaś taka zagubiona, ale słuchał. Wiem, że tak.
Ściana Płaczu jest jak kanał łączności bezpośredniej.

Więcej jest w tych moich sprawozdaniach z Izraela. Niesamowite miejsce, z pewnością tam wrócę.

Widzisz Jezusa jako cichego i pokornego? Ja nie. Dla mnie jest pełen energii, działania. W żadnym razie smutny.

Chyba napiszę odwlekaną recenzję książki o wdzięcznym tytule Baranek , specjalnie dla Ciebie. To jest dopiero coś!
W kontekście mojego tekstu i rozmowy pod nim, i tego wszystkiego co się dzieje, zastanawiam się jak to się stało, że wyznawcy wszystkich największych religii świata nie skrzyknęli się i nie spalili autora na stosie. :))
Uwierz mi, że i Żydzi, i buddyści i hindiuści i katolicy mieliby używanie na nim.
Czytałam zaśmiewając się w głos.

Ci z Góry są mądrzejsi od nas o niewyliczalne odległości.

Nie życzę ludziom mądrości, bo akurat nie. Życzę łagodności, dystansu i zabijającego poczucia humoru.
Wygląda na to, że uważam śmiech za dość dobre rozwiązanie. Tak, pewnie tak.

Pozdrowienia Poldku.


@Gretchen

A tak zasadniczo, to Pani jest od Żółtych Czapek czy od Diamentowej Drogi?

Pozdrawiam,
ZS


Panie Zbigniewie

Zasadniczość nie pasuje do buddyzmu, w pewnym sensie.
Gdybym miała jakoś to określić na dziś, to raczej jestem duchową buddystką niż prznależną gdziekolwiek. Stąd wszelkie moje zastrzeżenia.

Dlaczego daje Pan tylko taką alternatywę?

Pozdrowienia już całkiem nocne.


@Gretchen

Och – nie chodziło mi o ograniczanie wyboru do dwóch wariantów, ale o jednak pewną identyfikację, bo między nimi jest jednak spora różnica w podejściu do życia i duchowości.

Pozdrawiam również


Panie Zbigniewie

Na dzisiaj szukam, idę i identyfikuję się ze sobą. Nie chcę przynależności, wystarczy mi kierunek.
Buddyzm jest tak trudny, że w sam raz dla mnie.

Między nimi jest różnica, wiem.

Nie wchodząc w różnice właśnie, bo to dla mnie nie ten czas, staram się tylko (jakże nieudolnie) podążąć tą ścieżką przedziwną i ciekawą. Przypomina mi to czas kiedy chodziłam na tai-chi. Chciałam umieć od razu, a do tego mistrz był zbyt przystojny… Sam Pan rozumie, łatwo nie jest.

Szczerze mówiąc to moją identyfikacją ma być Cisza. To wystarczy, a przecież to tak wiele, że nie umiem sprostać. Te wskazówki muszą się obrócić jeszcze wiele, wiele razy. Nic nie wiem. Staram się.

Tyle.

Znowu pozdrowienia.


Gretchen :)

Och!

Takiemu jednemu chodziło o to, aby pokazać się, że i w tym temacie on wie ;)
Wyszukiwarki internetowe to dobra rzecz. Niektórzy bezustannie z nich korzystają
stąd ich mądrość życiowa i doświadczenie
:)
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Zbigniewie Szczęsny

“od Żółtych Czapek czy od Diamentowej Drogi?”

ale to jest to samo…

“żółtymi czapkami” nazywa się jedną ze szkół buddyzmu tybetańskiego Gelug (obok Ningma, Siakja, Kagju) – dla uproszczenia powiedzmy: tą, której głównym szefem jest Dalajlama. :)

buddyzm z Tybetu jest częścią Wadżrajany czyli Diamentowej Drogi (inne to Hinajana i Mahajana), więc Gelug to też jest szkołą reprezentująca ten właśnie kierunek czyli Wadżrajanę

różnice pomiędzy kierunkami buddyzmu tybetańskiego (i pomiędzy wszelakimi sektami w ramach głównych odłamów buddyzmu) są ale nie są to różnice fundamentalne. po prostu każdy ma inne predyspozycje
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Gretchen

moje spojrzenie na Jerozolimę i Ziemię Świętą jest inne gdyż patrzę na nią w kontekście obietnic jakie ten naród otrzymał i to co z tych obietnic zostało. Nawiedzenie nie zostało rozpoznane, Królestwo obiecane zostało dane zupełnie innym narodom a tamtejszym nie pozostała nawet świątynia ale kawałek ściany.. . Na koniec dla ówczesnych pozostała walka o ziemię, groby, i miejsca związane z historią... . Miejsce więc narodzenia Króla Pokoju stało się miejscem nad którym “żerują” i walczą pomiędzy sobą Ci którzy owego Króla nie rozpoznali ale go zabili.. . Króla nie ma, pozostała więc walka o resztki “inwentarza” – a walka o te resztki jest krwawa.

Pozostała ściana płaczu.. i nadzieja na miłosierdzie.

Oczywiście współcześni przecież nie odpowiadają za czyny przodków w tym przypadku błędy przodków ciążą bardzo na współczesnych.. – ściana płaczu.

Przynajmniej ja patrzę w taki sposób na “te sprawy”.

Napisz o “Baranku”, chętnie poczytam.

p.s.
O ziemi świętej na Twoim blogu nie czytałem. Nie czytam dużo ale bardzo wybiórczo. Ledwo starcza mi czasu na pisanie – bo z doskoku to robię.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Panie Marku

Proszę się nie wyzłośliwiać, no.
Dobrze, że ludzie wiedzą, a jak nie wiedzą to szukają.

Pozdrowienia serdeczne. :)


Stopczyku

Są jeszcze Czerwone Czapki ...

Ale Żółte Czapki i Diamentowa Droga to nie tak znowu to samo. O ile ja dobrze rozumiem, to pierwsi są bardziej tradycyjni, a drudzy zdecydowanie nowocześni.

Natomiast wydaje mi się, że te rozróżnienia służą bardziej tym, którzy starają się zrozumieć buddyzm. W tradycji Zachodu religia niedogmatyczna i dość elastyczna, pozbawiona nakazów i zakazów, a jednocześnie tak wymagająca może się wydawać pełna sprzeczności.
O buddyźmie krąży też mnóstwo dość stereotypowych przekonań, jak choćby to, że buddysta ma zakaz jedzenia mięsa. :)


Poldku

Twoje spojrzenie wydaje się dość przygnębiające, muszę przyznać.

I trochę pobrzmiewa w nim jakaś nuta kary jaka została przez Boga nałożona na Żydów za odrzucenie Jezusa.
Z drugiej strony pierwszymi chrześcijanami byli przecież Żydzi, dzięki nim nauka Jezusa poszła w świat. To oni mieli odwagę głoszenia czegoś, co było wbrew ówczesnej obyczajowości i sposobie myślenia o Bogu.
Nie wydaje mi się więc, żeby to wszystko było takie proste.

Tymczasem największe walki w Bazylice Grobu Pańskiego toczą między sobą różne odłamy chrześcijaństwa. Prawosławni nie chcą wpuszczać katolików i odwrotnie, kłócą się o nabożeństwa, a nawet o to, kto ma zamiastać schody. :)
Buddyści wchodzą bez przeszkód. :))


Gretchen

Kara żadna ale konsekwencja wyborów. Jeśli się przygląda człowiek decyzjom politycznym np. Salomona to można powiedzieć, ze zmarnował on totalnie kapitał polityczny. Jego potężne legendarne Królestwo które z nostalgią jest wspominane przez Żydów po jego śmierci się rozleciało.

Z punktu widzenia Prawa religijnego popełnił błąd polegający na tym, że budował świątynie dla bożków pogańskich swoich żon – chyba nawet w Jerozolimie.
Można więc powiedzieć, że mimo swojej mądrości uległ podobnie jak Dawid piękności kobiet i zaczął podejmować nietrafne decyzje. Skutkiem ich po jego śmierci Izrael został podzielony i nigdy już nie wrócił do dawnej świetności. Obecna ściana płaczu to jedna ze ścian muru świątyni Salomona.

Kara Boża w Biblii jest traktowana jako konsekwencja odejścia od drogi Bożej, ale rozumiana w taki sposób jak, skutki jazdy po pijaku są karą kierowcy który na promilach siada za kierownicą.

Chrześcijanami byli Ci Żydzi którzy przyjęli chrzest. Którzy nie przyjęli i nie uwierzyli pozostali wyznawcami religii Starego Przymierza – oczekującego nadal na Mesjasza.. .

A co do kłótni międzychrześcijańskich, raczej są to przypadki . Ja miałem na myśli walki zbrojne pomiędzy palestyńczykami a Izraelem wzajemną izolację. Nienawiść posuniętą do absurdu.

Gdyby (możemy sobie gdybać) współcześni Jezusowi przyjęli Go, byłoby wszystko inne w tym mieście.. .

Nie przyjęli, jest więc wszystko inne ale dzięki ich świadomemu wyborowi które rzutują na dalszą historię.

każdy odłam chrześcijaństwa ma swoje pory wchodzenia, swoje drzwi i swoje strefy-podobnie buddyści i inni.. . Nikt nie jest uprzywilejowany.

Rzeczywiście to trudne i nie do pojęcia dla kogoś spoza mentalności tamtejszej.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

No w końcu przeczytałam, dokładnie i ze spokojem w sercu. ;)

Wiesz, po pierwszych słowach jakoś tak spięłam się w sobie, bo przecież miałam nie czytać i a nade wszystko nie odzywać się pod tekstami, które mają coś wspólnego z religią. Jakąkolwiek.
Na moje szczęście kolejne wersy rozwiały mój niepokój.

Przeczytałam, odpoczęłam. Dziękuję.

Po stokroć zaś dziękuję Ci za tę myśl:

“Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.
Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.
Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.
Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego co przynosi powodzenie wam i innym.”

To moja droga…


Poldku

Wszystko przez kobiety? :)

Wiem, że chrześcijanami byli ci Żydzi, którzy przyjęli chrzest, ale to nie zmienia faktu, że pierwszymi chrześcijanami byli właśnie oni.Nie da się zrozumieć chrześcijaństwa, bez znajomości jego korzeni, kontekstu w jakim się rodziło, tak sądzę.

Istotnie, smutne jest to, że to niezwykłe miejsce na ziemi jest nieustannym polem konfliktu i walki, lecz nie wiązałabym tego w żaden sposób z Jezusem…

Ciekawe co piszesz o tych porach wchodzenia, drzwiach i strefach. Strefy to jeszcze zauważyłam, ale wchodziłam kilka razy, z różnych stron i nikt mnie o nic nie pytał. Najciekawsze, najbardziej tajemnicze jest wejście od strony koptystów.
Obserwowałam nabożeństwo prawosławne przez chwilę. Robiłam zdjęcia. Nie miałam świadomości, że mogą być jakieś pory i spory – dowiedziałam się o tym później, co może potwierdzać myśl, że czasem lepiej nie wiedzieć to się nie ma ograniczeń.

Pozdrowienia.


>Gre

“Ale Żółte Czapki i Diamentowa Droga to nie tak znowu to samo.”

“czerwone czapki” i “żółte czapki” to są określenia różnych sekt/szkół w ramach buddyzmu tybetańskiego. odpowiednio – Gelug i Kagju. obie te szkoły są szkołami Buddyzmu Wadżrajany (Diamentowej Drogi). to są tożsame pojęcia.

inna sprawa że te określenia od koloru czapek to typowo zachodni wymysł :)

oczywiście wszystkie 4 szkoły się różnią. ale wszystkie są szkołami Wadżrajany. koniec i kropka :)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Magia

Nie mnie dziękuj, to Budda powiedział.
Tak sądziłam, że ta jego myśl przypadnie Ci do serca.

Cieszę się, że przeczytałaś, a jeszcze bardziej, że odpoczęłaś.

Pozdrowienia nieustające :)


Stopczyku

Pewnie w ramach żółtych, czerwonych, diamentowych i jakich tam jeszcze, są kolejne różnice, które nakładają się na kolejne różnice.

Budowa szkatułkowa.

Koniec i kropka. :)


>Gre

Diamentowa Droga to wspólne określenie dla Gelug, Ningma, Siakja i Kagju. pobierając nauki w jakiejkolwiek z nich pobierasz nauki Diamentowej Drogi (Wadżrajany)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Stopczyku

Zakumałam :)


git :)

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Gretchen

Ten cytat z Buddy nie dawał mi spokoju.

Nie wiem jak długo ostatniej nocy przebiegałam pamięcią przez całe swoje życie. Życie, które w większości swojej składa się: z szukania dziury w całym, wywracania na lewą stronę, grzebania w bebechach, zaglądania na drugą stronę, dłubania w środku, nieustannego zadawania pytań, szukania (z różnym skutkiem) odpowiedzi i braku chęci do zginania karku przed jakimkolwiek autorytetem.

I tak było i jest od początku. Odkąd pamiętam w przedszkolu i szkole byłam “krnąbrna, nieposłuszna, zaburzająca tok lekcji poprzez zadawanie pytań, kwestionująca autorytet wychowawcy/nauczyciela”. Nie inaczej było na lekcjach religii. :) Okres studiów to też nieustająca powtórka z wcześniejszej rozrywki.
Jednym zdaniem ciągle sprawiałam “trudności wychowawcze”.
W pracy wielokrotnie kwestionowałam decyzje przełożonych i “po cichu” robiłam swoje. Bez przerwy dostawałam dobre rady: daj spokój, połóż uszy po sobie, podwiń ogon, zamknij się, dostosuj się, zrób jak ci każą.
I obrywałam po łbie. Nie, nie za to, że to co robiłam było złe. Za to, że było to “w poprzek” nakazów czy innych wytycznych. :)

W końcu sama zaczęłam się zastanawiać: Ty, Magia, a może to z tobą jest coś nie tak? Może faktycznie powinnaś zamknąć twarz i robić/wygadywać nawet największe bzdury, bo tak nakazują autorytety/przełożeni. Tylko pilnuj się żeby “mieć podkładkę” na te bzdety. Tylko popatrz jakie kariery robią wokół ciebie BMW. No, zmień się!
Nie dałam rady ani zmienić się ani dostosować. Bo nie chciałam!

To ostatnie dotarło do mnie tak naprawdę dopiero po przeczytaniu przytoczonych przez Ciebie słów Buddy.
Nie nazwę tego “iluminacją”. To raczej tak, jakbym w końcu i ostatecznie uświadomiła sobie: “to jest twoja Droga” i dostała do ręki latarkę.

Pożyczyłam sobie te myśli Buddy. Na zawsze. :)

Przepraszam za spamerską und głupawą dygresję osobistą.

Uściski serdeczne.


Magia

Cieszę się, że Budda się przydał. :)

Jak wszystko zależy od tego jak to nazwiemy…
Można o kimś powiedzieć, że jest krnąbrny, nie szanuje autorytetów, stawia się, wybiega przed szereg, ale można mówić o pasji poszukiwania, zaglądaniu poza , sprawdzaniu jak to jest iść ścieżką mniej popularną, czy mniej wydeptaną.
Skoro już nie da się zaprzeczyć sile etykiet, zawsze można zacząć zastanawiać się nad tym jak etykietę sformułować, prawda?

Ja chyba przez sporą część życia byłam raczej grzeczna i układna, nie sprawiałam kłopotów innym ludziom i choć nadal staram się tych kłopotów nie sprawiać, to już pewnych rzeczy nie poświęcę. Są sprawy, które trzeba nazywać po imieniu i trudno.

Moja Droga jest dla mnie najważniejsza. Nie każdemu się ona musi podobać, nie wszycy muszą ją rozumieć i podzielać.

Wiesz, to jest chyba kwestia zaufania sobie i trzymania się siebie. Czasem to bardzo trudne, choćby z takich względów o jakich napisałaś, ale wierzę, że warto.

Dziękuję za Twój komentarz, bardzo. Jest bezcenny.


Nie czytałem komentów ale

i myśl przewodnią wpisu autorki uważam za pieprzenie w bambus tylko inne niż katolskie.

Nie idę do lekarza, urzędu, szkoły po to aby odhaczać wzrokiem co wisi na ścianie albo stoi na parapecie czy biurku.

A niech se stoi/wisi co chce.

Ani chrześcijaństwo ani buddyzm ani szamanizm nie jest tym co mnie tam sprowadza, tylko moja własna sprawa.

Jeżeli urzędniczka, doktorka, feministka, lesbijka, wegetarianka, cyklistka, alpinistka nie rozwiązuje mojej potrzeby przypisanej do swojego miejsca pracy tylko wskazuje na jakiś wyrzeźbiony kieł morsa, krzyżyk, grubasa w wygibasach lotosu to ja mam ją w dupie, tak samo jak i tę instytucję.

O czym jest ta cała mowa?


____________________________


__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Igła

Moja mowa jest o mnie i moim spojrzeniu na obecność moich symboli religijnych, w moim miejscu pracy. :)

Niech to będzie pieprzenie w bambus , w końcu czemu nie?

Zwróć łaskawą uwagę jednak na to, że odnoszę się też do tego właśnie po co inni do mnie przychodzą.

Pozdrowienia :)


Stopczyku

Twój duet z Igłą brzmi pięknie :)


Igła, masz o tylke rację,

że większośc ludzi jednak nie zwraca uwagi na symblole gdzieś tam wiszące, przez dwa miesiące pracy w szkole nawwet nie zauważyłem, że wpokoju nauczycielskim wisi krzyż, dopiero jak to zamieszanie i dyskusja się zaczęły, to odnotowałem, że jest.

Gre, masz rację, a Igła jak zwykle upraszcza, bo nawet jak większości nie przeszkadzałaby ta figurka Buddy, to taka postawa jak twoja jest oznaką szacunku a nie żadnym pieprzeniem w bambus.

Zachowałem się jak ten rabin ze znanego kawału:)


Rebe Grzeslauer,

- Czy lepiej jest deski heblować – i wtedy ktoś może się pośliznąć, czy nie heblować – i wtedy un może sobie drzazgę wbić?

- Trzeba heblować i kłaść heblowanym na dół!


Pino

:)

swoją drogą i nie na temat, lubię humor żydowski.

pzdr


Ja tyż,

nawet pejsy mi się robią, jak umyję włosy


Grzesiu

תודה

(czyt. toda, po hebrajsku dziękuję )


No i ładnie!

Ładne słowa.

pozdrawiam


Synergie

Dziękuję.

Pozdrowienia wtóre :)


Subskrybuj zawartość