Czy Polskę stać na biedę?

Czy stać nas na finansowanie rozlicznych konsekwencji patologicznego rynku pracy i niskich wynagrodzeń?

Stop_umowom___mieciowym.jpeg

Związkowcy z sekcji handlowej NSZZ „Solidarność” zapowiedzieli podjęcie przygotowań do akcji protestacyjnych. Powód – niskie płace, ciężkie warunki pracy i niestabilność zatrudnienia. Te problemy są zresztą charakterystyczne dla całego naszego rynku pracy. Warto zwrócić uwagę na raport OECD „Employment Outlook 2014”, który wystawia fatalne świadectwo nadwiślańskiej rzeczywistości. Jeśli chodzi o wysokość zarobków Polska znajduje się na 26 pozycji (na 32 badane kraje), bezrobocie – 27 miejsce na 36 krajów, ryzyko bezrobocia – 25 lokata, „job strain” (wskaźnik stresu w pracy) – 30 miejsce, za to odsetek osób zatrudnionych na umowy czasowe – 2 miejsce, zaraz po Chile. Należy dodać jeszcze niskie świadczenia dla bezrobotnych – 26 miejsce i wysokie wymagania pracodawców – 28 lokata. Oto uroki „elastycznego rynku pracy” w pełnej krasie.

Przytoczone dane zazębiają się ze sobą i napędzają kolejne patologie. Niestabilne formy zatrudnienia zwiększają ryzyko bezrobocia, wysokie wymagania połączone z niskimi zarobkami wpływają na poziom stresu, wszystko zaś razem obniża wydajność pracy i całej gospodarki. Warto również wspomnieć o zjawisku „szklanego sufitu” przejawiającego się m.in. w dużej rozpiętości zarobków (23 miejsce), co prowadzi do swoistej „kastowości”. Wymienione tu czynniki razem wzięte odbijają się negatywnie choćby na innowacyjności i inwestycjach w kapitał ludzki, a to z kolei wpływa niekorzystnie na motywację pracowników. OECD podzieliła badane kraje na trzy grupy i biorąc pod uwagę powyższe nie dziwi, że Polska trafiła do ostatniej, trzeciej grupy jeśli chodzi o jakość miejsc pracy.

Zarysowane wynaturzenia charakteryzują się na dodatek tendencją wzrostową – dość powiedzieć, że o ile kontrakty na czas określony ma ok. 1/4 ogółem zatrudnionych, to wśród młodych ludzi jest to już 55%, natomiast w 2012 było to aż 80% umów zawartych w przeciągu ostatnich trzech miesięcy. Innymi słowy, wraz z upływem czasu i wchodzeniem kolejnych roczników na rynek, obserwujemy konsekwentne odchodzenie od stabilnych form zatrudnienia. Trzeba tu jeszcze wspomnieć o nierozpoznanej do końca liczbie „śmieciówek” – szacunkowo przyjmuje się, że to ok 10% zatrudnionych.

Oczywiście, omawiane tu problemy rodzą rozmaite konsekwencje społeczne. Jedną z nich jest tzw. „working poor”, czyli „pracująca biedota” – osoby, których mimo podjęcia pracy zawodowej nie stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Niestety, brak bliższych badań powoduje, iż nie znamy pełnej skali występowania tej kategorii. Różne dane mówią o 6,6% dorosłej populacji (badanie CBOS z 2008), bądź o 11% (raport Komisji Europejskiej z 2010 roku). Szerszym zagadnieniem jest zjawisko tzw. prekariatu – ludzi z permanentnie nieustabilizowaną sytuacją życiową wskutek ciągłej niepewności dochodu i zatrudnienia. Zapaść demograficzna i jej efekty – choćby wizja bankructwa systemu ubezpieczeń społecznych – to tylko jeden z groźnych skutków tego, o czym tu mowa.

Innym, również nieoszacowanym rezultatem powyższego, jest zakres korzystania przez nisko opłacanych pracowników i ich rodziny z różnych form pomocy społecznej. Konkretnych danych brak, zatem mogę tu jedynie posiłkować się własnymi obserwacjami, z których wynika, że jest to sytuacja częstsza niż można by przypuszczać. Dla zobrazowania mechanizmu przywołajmy tu przykład ze Stanów Zjednoczonych, gdzie system pasożytowania na opiece socjalnej do perfekcji doprowadziła sieć Walmart. Nędznie opłacanym pracownikom szefostwo wprost proponuje skorzystanie z „socjalu”. Jak wyliczyła organizacja Americans for Tax Fairness, tą drogą pośrednio do zysków Walmartu podatnicy dopłacają ok 6,2 mld USD rocznie. Krótko mówiąc, firmy maksymalizują dochody tnąc koszty pracy i przerzucając swoje zobowiązania wobec pracowników na sektor publiczny – a więc do niskich pensji dopłacamy wszyscy. To z kolei skutkuje podwyższaniem obciążeń fiskalnych i rosnącym zadłużeniem państwa, a nad tym jak upiór unosi się skandalicznie niska kwota wolna od podatku, która powoduje, że ludzie żyjący poniżej progu ubóstwa płacą podatek dochodowy, czyli – daninę od nędzy. Co gorsza, „zaoszczędzone” w ten sposób środki nie zasilają gospodarki w formie np. inwestycji. Ostatnio pisałem, że Polska jest w czołówce krajów z których transferuje się kapitał – co najmniej 53,124 mld USD w latach 2003-2012. Tymczasem, gdyby choć część tych środków pozostała w rękach pracowników pod postacią wyższych wynagrodzeń, stanowiłoby to dodatkowy impuls pobudzający rozwój gospodarczy i źródło dochodów państwa. Tak się jednak nie dzieje i jak sądzę, jest to przynajmniej część odpowiedzi, dlaczego „papierowy” wzrost PKB ma takie słabe przełożenie na realia życiowe ludności.

Na koniec warto zadać sobie pytanie: czy Polskę – jej gospodarkę, społeczeństwo, system finansowy państwa i kieszenie podatników – stać na biedę? Czy stać nas na finansowanie rozlicznych konsekwencji patologicznego rynku pracy i niskich wynagrodzeń?

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w „Gazecie Finansowej” nr 11 (13-19.03.2015)

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

re: Czy Polskę stać na biedę?

Stan Polski a w szczególności polskiej gospodarki  od wielu lat można śmiało określić mianem likwidacji . Powolnej ale i  niestety postępującej.
Stan ten przekłada się niejako na biedę , ubóstwo , emigrację zarobkową wielu polskich obywateli. 
Przekłada się także na sposób zarobkowania w kraju na umowach o dzieło. Mówienie o umowach smieciowych jest w tym wypadku zabiegiem nie tyle nawet erystycznym co obraźliwym dla tych ludzi. 
Powodem takiego stanu rzeczy . sądzę w niewielkim tylko stopniu jest chęć “ okradzenia pracownika przez pracodawcę” choć w wielu wypadkach z pewnością tak jest.Piszę te słowa z perspektywy małych i średnio małych firm. W większości zaobserwowanych przeze mnie sytuacjach to niebotyczne koszty pracy , specyfika branży  oraz szereg szykan administracyjno – finansowych za tym idących, uniemożliwia zrezygnowanie z takiego rodzeju umów. 
Trudno bowiem wyobrazić sobie pracownika sezonowego  począwszy od zbieracza truskawek a na kosiarzu kończąc który by był w stanie taki etetyzm przyjąć , utrzymać a co najważniejsze na niego zarobić. Nie bez znaczenia jest także niepewnośc jutra jaką odczuwają ludzie poszukujący pracy skacząc z pracy to tu to tam. Nikt ze związkowców jakoś nie chce powiedzieć głośno czym to skutkuje. Nikt z nich też nie chce powiedzieć , że zamawiając usługę np położenia kafli w domu czy płatnej pomocy przy świątecznych porządkach są  w stanie i chcą horrendalnie przepłacać biorąc “ firmę co to śmieciówek nie toleruje” . Obłuda tych panów moim zdaniem jest tym większa , że brali czynny udział w demontażu polskiego przemysłu , handlu i usług. Jeszcze dobrze pamiętam działania AWS . Co nie znaczy , automatycznie , że komuchy i PO były mniejszymi szkodnikami. 
Przyjmując takie założenie związkowców  należałoby powołać ósmą policję ZUS – owską albo rozbudować policję skarbową i takich “ śmieciarzy” ścigać. Jak zwykle okazałoby się , bo za każdym razem tak się jakoś składa , że “ duże ryby sobie z tym poradzą a małe albo wpadną w sieć albo odpłyną kolejną ławicą na emigrację. 
A panom związkowcom co to jakoś siedzą zawsze cicho gdy okrada się naród a gardłują za kolejnymi “ulepszeniami”  kosztem tych co na etatach nie są życzę aby kiedyś sami pracy szukali. 
Jakoś nie słychać głosu np pana Dudy związkowca aby zrównać w prawach SB- eków i resztę ludzi w sprawie “ dorabiania” bez utraty emerytury – upraszczając.  Jakoś cicho przed kampania wyborczą o tym , że to PiS , PO i Solidarność – ugadały się , że po wyborach przepchnie się ustawę o uZUS-owieniu wszelkich wypłat. 
A tak na marginesie: umowa o dzieło podlega opłacie ZUS. W stopniu niewielkim ale daje pracownikowi jakąś opiekę. Oczywiście żaden z polityków nie zniży się do walki o sprawę taką jak opłata za realnie wypracowane dni a nie rozpoczęty miesiąć. Żaden z nich bowiem nie zatrudnia pijaków , obiboków , złodzieji czy meneli albo takich ludzi którzy muszę zabierać dniówkę i sp…przed komornikiem do następnej pracy. Albo takich co już tylko pracują żeby miec na koleją działkę  albo flaszkę.A nie zawsze są to ludzie mniej pracowici czy nieuczciwi. O tych ludzi pan Duda jakoś się nie upomina.
Ciekawe czemu i dlaczego?
Uciekanie się do argumentacji że nisko opłacani pracownicy obciążają socjal to propaganda gebbelsowska niemal. Przecież uzusowienie ich wypłat nie zmieni ich dochodów  w realu. 
Natomiast ci  ludzie pracujący na umowę o dzieło zostaną “ wyparci “ przez szarostrefowców i firmy – widma.To niemożliwe? Ależ to już się dzieje. Firm – widm są grube tysiące.
Ościenna wojna którą z takim zapałem warszawski rząd dozbraja spowodowała to iż ukraińcy pracują już za 5 złotych z pocałowaniem ręki a karta Polaka to  na Ukrainie najlepszy towar.

To co się dzieje w Polsce to nie wynik eleastycznego rynku pracy tylko planowego demontażu państwa. Przypominam , że Polska podpisała traktat o zjednoczeniu Niemiec znany jako 2+4 w którym jest mowa o tym , że Niemcy mogą się zjednoczyć pod warunkiem istnienia strefy buforowej na terenach etnograficznie polskich  nieposiadającej armii oraz przemysłu ciężkiego. 
A jak żyło się w latach 90 – tych zanim magicy od takich jak ten pomysłów podpartch raportami OECD i tym podobnych  to część ludzi jeszcze pamięta.
Z Polski transferuje się kapitał , który powiniem pozostać w rękach pracowników pisze Autor.
To są pobożne życzenia oddalone przyczynowo – skutkowo jak dwie galaktyki. Machloje polityczne , korupcja , presja służb obcych i wysługujacych się im służb własnych powoduje to , że z całym szcunkiem- wszyscy ci którzy ten bandycki proceder ustawiają , realizują i są jego beneficjentami  a nawet tylko  słąbo opłacanymi wykonawcam – mają mówiąc po wojskowemu pracownika i jego los głęboko w dupie.  
Bez poważnej , rewolucyjnej zmiany systemu działania i funkcjonowania państwa przy takim stopniu opanowania go przez nowotwór gospodarczo – polityczny , poprawić losu zwykłych ludzi się nie da.
A związkowcy z sekcji handlowej może niech się zastanowią dlaczego 30 kilka milionów ludzi nie może zbudować włąsnych blaszanych stodół z parkingami i handlowac własnym towarem?
Albo dlaczego działacze polityczno związkowi tego związku siedzą cicho gdy łamana jest konstytucyjna równość gospodarcza zwalniająca obce pomioty gospodarcze z płacenia podatków?
A może związkowcom z sekcji handlowej podoba się rozwiązanie fiskalizmu , etatyzmu oraz kolejnych policji jakie prezentują  tego związku tuzy na arenie Eurokołchozu jak Buzek albo Tusk?
Bo Tusk na plecach naiwnych ludzi wierzących w idee Solidarnośći się wywindował. Nieprawdaż?
Tego chcą panowie związkowcy z sekcji handlowej?
Czy moiże tak mimochodem podpuszczeni jak zawsze pod szczytnymi hasłami chcą do reszty przehandlować Polskę?
Oby nie.

P.S> A łączenie skandalicznej owszem kwoty “ bezpodatkowej”  z której przychody sa zżerane przez jej uzyskanie w znacznej części , z wysokością zarobków pod rygorem istnienia bądz nieistnienia umów o dzieło to w kwestii logicznego wynikania politycznego baardzo odległa i niepewna hipostaza. Natomiast łączenie tego w bezpośredni związek wyniku finansowego w skali funkcjonowania państwa to naiwnośc lub kurczowe uzasadnianie tezy argumentującej działania w konsekwencji szkodliwe dla tych najbiedniejszych. 


@ Igor Zamorski

Poruszył Pan tu szereg wątków których w gazetowym tekście z racji ograniczonego miejsca nie mogłem podjąć. Owszem, rynek pracy to tylko wycinek obrazu “wygaszania” Polski. Przykład robotników sezonowych jest o tyle nietrafiony, że stanowią oni niewielki procent zatrudnionych na “śmieciówkach”. Ze śmieciówek korzystają w znacznej mierze duże, międzynarodowe firmy, centra logistyczne itp. – odbywa się to z realną szkodą dla pracowników, którzy zapłacą za to niskimi emeryturami – i będzie to za jakiś czas problem ogólnonarodowy. Co do korzystania z socjalu – taka jest po prostu rzeczywistość. Do korzystania z opieki społecznej zmuszonych jest wielu pracujących ludzi. To nie jest wydumany problem, podobnie jak zjawisko “working poor”. Nie piszę tego by postponować ludzi pracujących na śmieciówkach – tu chyba źle Pan odczytał moje intencje. Chodzi mi głównie o wielkie korporacje, które przede wszystkim naciskają na dalsze uelastycznienie rynku pracy i niskie pensje, a zaoszczędzone w ten sposób zyski transferują za granicę w wymiarze kilku miliardów USD rocznie. Niedawno pani Bochniarz z Lewiatana błysnęła stwierdzając, że z pensji 1600 zł też można odłożyć sobie oszczędności… no comments.
Na koniec zgoda, że zmiany na rynku pracy powinny być częścią systemowej reformy polskiej gospodarki – niemniej, jeśli spojrzymy na raport OECD, to widać, że Polska sytuuje się na pozycji bantustanów. Tylko w Chile jest więcej śmieciówek niż u nas.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Piotrze!

Umowa o pracę w Polsce i w Zjednoczonym Królestwie, to dwie zupełnie różne umowy. W Polsce pracownik wykonujący formalnie swoją pracę jest nie do ruszenia. Natomiast w ZK mając umowę bezterminową można rozstać się z pracą w ciągu 4 tygodni, bo tyle trwa okres wypowiedzenia. Zatem porównywanie etatu polskiego i brytyjskiego nie ma sensu.
Ponadto przyczyną problemów w Polsce, poza waadzą, jest zbyt sztywny rynek pracy, a nie zbyt swobodny.
Wywożenie zysków jest możliwe, ponieważ mamy status kolonii, a nie dlatego że Kowalski pracuje na śmieciówce…

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Jesteśmy w absolutnej czołówce jeśli chodzi o elastyczność. Na etatach (szczególnie na umowach na czas nieokreślony) poza budżetówką mało kto pracuje. A dzięki śmieciówkom koncerny mają co wywozić – to, że skolonizowane państwo na to pozwala, to osobna sprawa.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Piotrze!

Tylko etat w Zjednoczonym Królestwie daje znacznie mniejszą ochronę niż w Polsce. Dlatego tam jest więcej ludzi pracujących na etatach.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

W Polsce “etat” to również umowa o pracę na czas określony (np. 10 lat) z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia – i tych jest najwięcej.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Piotrze!

Tylko w Polsce do etatu ma Pan jakieś drugie tyle w podatkach i składkach co na rękę, a w Zjednoczonym Królestwie podatki zaczynają się po przekroczeniu £10.000 rocznie, zaś składka zdrowotna to około 15% od sumy powyżej £5.000 rocznie. O czym rozmawiamy… (Na śmieciówce u nich są takie same obciążenia.)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość