Duchowa detoksykacja

Czas pokazał, że „bezstresowe wychowanie” w Kościele nie zdało egzaminu – i dlatego właśnie do akcji musieli wkroczyć Komandosi Pana Boga.


I. Ciszej o egzorcystach

Najpierw było sierpniowe spotkanie biskupów na Jasnej Górze, podczas którego hierarchowie dziękując z jednej strony egzorcystom, z drugiej wyrazili zaniepokojenie, że zbyt wiele mówi się o działaniu sił zła, co powoduje u części wiernych swojego rodzaju psychozę, polegającą na tym, że „wszędzie widzą Szatana”. Powyższe uzupełniono zapowiedzią stworzenia specjalnego podręcznika dla egzorcystów. Następnie, pod koniec października 2013, dowiedzieliśmy się o zakazie publicznego sprawowania funkcji kapłańskich, wypowiadania się w mediach i działalności rekolekcyjno-duszpasterskiej nałożonym na znanego demonologa, o. Aleksandra Posackiego przez o. Wojciecha Ziółka, przełożonego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. W międzyczasie zaś przez media przetoczył się wysyp krytycznych lub prześmiewczych publikacji na temat działalności księży-egzorcystów. O co tu chodzi?

Domyślam się, że biskupi są w większości odporni na teologiczne hipotezy kościelnych postępowców mówiących o „pustym piekle”, czy wręcz poddających w wątpliwość istnienie Szatana. Sądzę również, że nie robi na nich wrażenia medialny jazgot o „średniowieczu” do którego powrotem jakoby ma być renesans posług księży walczących z różnymi formami duchowych zagrożeń. A że zapotrzebowanie istnieje, wskazuje wzrost liczby egzorcystów – z 4 do 120 w ciągu ostatnich 15 lat. Przypuszczam, iż zaniepokojenie hierarchów wywołał raczej rozgłos wokół egzorcyzmów i związane z tym kariery niektórych duchownych – często otoczone aurą niezdrowej sensacji, a także zbyt „popkulturowy” sposób popularyzacji wiedzy o niebezpieczeństwach płynących z różnych mód propagujących tzw. „toksyczne duchowości”.

Tylko, czy aby nie mamy tu do czynienia z wylewaniem dziecka z kąpielą? Owszem, bardziej podatne na wpływ, czy religijnie rozegzaltowane jednostki mogą popadać w przesadę, wypatrując Szatana tam gdzie go nie ma, czy usprawiedliwiać różne, zawinione głównie przez siebie życiowe problemy działaniem Złego – ale sami egzorcyści podkreślają jak istotne jest wstępne rozpoznanie, z badaniami psychologicznymi i psychiatrycznymi włącznie i odsyłają takie osoby, oferując na ogół w zamian inne rodzaje pomocy. Do tego dochodzą surowe kryteria które powinien spełniać mianowany przez biskupa egzorcysta, no i wreszcie – przytłaczająca większość księży stroni od medialnego rozgłosu, wypełniając swą posługę w pełnej dyskrecji. Problem więc chyba tkwi w czym innym.

II. Duchowa detoksykacja

Zgromadzeni na Jasnej Górze biskupi nie wzięli mianowicie pod uwagę tego, że obecnie obserwujemy klasyczny efekt „odbicia wahadła”. Dziesięciolecia przemilczania realnego wpływu osobowego zła do którego doszło za sprawą modernistycznej posoborowej atmosfery, doprowadziło do zachwiania równowagi kościelnego przekazu połączonego częstokroć z pobłażliwym stosunkiem do toksycznych praktyk duchowych – religii wschodu, spirytyzmu, ezoteryki a nawet satanizmu, oraz zainfekowanej tymiż miazmatami wszechobecnej popkultury mającej przemożny wpływ na kształtowanie masowych postaw. Przykład mogliśmy nie tak dawno obserwować przy okazji smutnego przypadku ks. Bonieckiego i jego dobrodusznego stosunku do satanisty – Nergala. Dochodziło do sytuacji, gdy seanse różnych szemranych bioenergoterapeutów czy innych uzdrawiaczy organizowane były w kościołach, a współczesny neo-szamanizm mógł bezkarnie zwodzić owieczki wykorzystując instrumentalnie chrześcijańską ornamentykę.

Innymi słowy, mianem „zabobonu” i reliktu przeszłości nadającego się co najwyżej jako materiał do horrorów nazwano egzorcyzmy, zaś zabobony prawdziwe ubrano w szatę new-ageowej pseudonauki. Nastąpiło kompletne odwrócenie pojęć i porządków – to musiało wreszcie spotkać się z reakcją, tym bardziej, że Kościół nie mógł dłużej ignorować destrukcyjnych skutków zaniechań bez groźby zaparcia się swej misji. Zatem, można powiedzieć, że obecny trend zwracający uwagę na szatańskie manowce kuszące wiernych jest rodzajem „duchowej detoksykacji”.

Dodam w tym wątku jeszcze, że poza wymiarem religijno-duchowym mamy także do czynienia z wojenką o podłożu stricte materialnym. Otóż, przemysł ezoteryczny to obecnie potężny biznes z udziałem wielkich, międzynarodowych korporacji. Szerzej pisałem o tym aspekcie w tekście „Ezoteryczny skok na kasę”, tu tylko przypomnę, że branża ezoteryczna warta jest rocznie ok. 2 mld zł (dane z 2011) i jest to rynek rozwojowy. W Polsce działa ok. 70 tys bioenergoterapeutów i radiestetów, oraz 100 tys wróżek i jasnowidzów. Same porady telewizyjne warte były w 2010 roku ok 100 mln zł, z usług przez internet skorzystało w 2010 roku 3,5 mln osób, a przez telefony komórkowe – ok. 1,5 mln, generując dla „ezo-biznesu” przychód wart 75 mln złotych. Zważywszy, że na tacę i inne ofiary wierni przeznaczają rocznie ok 1,2 mld złotych, to wychodzi, że już teraz nominalnie katolicki naród wydaje na ezoteryczny kombinat więcej, niż gotów jest ofiarować na swój Kościół! Poza sferą ściśle finansową, powyższe dane pozwalają również zobrazować skalę duchowego zagrożenia.

III. Komandosi Pana Boga

Osobiście z tematyką zagrożeń duchowych zetknąłem się dopiero za sprawą felietonów Roberta Tekielego w „Gazecie Polskiej”. Ten „nawrócony czarnoksiężnik”, niegdysiejszy aktywny adept praktyk magiczno-ezoterycznych omal nie przypłacił swej fascynacji kompletną dezintegracją osobowości i od tej pory wykorzystując swą empirycznie nabytą wiedzę walczy z wszelkimi aspektami „toksycznej duchowości”. Od jakiegoś czasu mamy również na rynku miesięcznik „Egzorcysta”, który w zbliżonym duchu, choć może momentami w zbyt tabloidalnej, „popkulturowej” formie prowadzi podobnie ukierunkowaną działalność. W radzie programowej tego pisma, wydawanego wprawdzie bez kościelnego imprimatur, zasiadał do niedawna suspendowany o. Posacki. I tu uwaga – paradoksalnie, mam nadzieję, że powodem kary dla o. Posackiego były jakieś zastrzeżenia do jego prowadzenia się czy problemów z dyscypliną, a nie charakter jego publicznej działalności. To pierwsze bowiem zakonnik zawsze może naprawić, druga ewentualność natomiast oznaczałaby, że Jezuici bezpowrotnie stoczyli się w otchłań agresywnego progresywizmu w stylu znanego z napastliwej niechęci do egzorcystów innego jezuity – o. Jacka Prusaka, który ze swą aktywnością medialną nie ma u władz zakonnych żadnych problemów.

Prócz powyższego, co jakiś czas padają w przestrzeni publicznej przestrogi płynące ze strony kapłanów i hierarchów oraz katolickich mediów, między innymi zwracające uwagę na szkodliwość praktyk ezoterycznych, czy różnych produktów popkultury – ze szczególnym uwzględnieniem tych kierowanych do najmłodszych (np. „Harry Potter”, „Monster High”), co skwapliwie wykorzystywane jest przez medialny mainstream dla skarykaturowania i skompromitowania w społecznym odbiorze „nawiedzonego kleru”. I to wszystko razem wzięte miałoby wzbudzić taki niepokój biskupów?

Hierarchowie podczas jasnogórskiego spotkania wspomnieli również, iż egzorcyści „straszą” zamiast głosić, że to Chrystus zwyciężył Szatana. Jest to zarzut o tyle nietrafiony, że sama istota posługi egzorcystów – „komandosów Pana Boga” jak nazywam ich na swój użytek – jest wielkim świadectwem owego zwycięstwa. Szatan w starciu z Bożą potęgą, za sprawą której działają księża uwalniający penitentów od różnego rodzaju duchowych cierpień, nie ma szans – i sami egzorcyści podkreślają to z całą mocą. Natomiast owo „straszenie” to nic innego jak napomnienia, by wystrzegać się zagrożeń wystawiających ofiarę na działanie Złego. Na analogicznej zasadzie można by powiedzieć, że „straszeniem” jest upominanie dziecka, by nie pchało paluchów do kontaktu. Czas pokazał, że „bezstresowe wychowanie”, czyli „otwarta”, przyzwalająca i pobłażliwa ewangelizacja w Kościele nie zdała egzaminu – i dlatego właśnie do akcji musieli wkroczyć Komandosi Pana Boga.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://www.podgrzybem.blogspot.com/2013/09/ezoteryczny-skok-na-kase.html

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Gadający Grzybie!

Koncept zła osobowego jest niespójny logicznie. Nie chce mi się rozpisywać o szczegółach, ale niemożliwe jest bycie dobrym sługą diabła, bo trzeba by czynić dobro. Zło i dobro jest w nas, dlatego, między innymi, tak ciężko jest walczyć ze złem. Problem walki ze złem w świecie, to nie problem pomiędzy Kościołem Katolickim, a resztą świata tylko pomiędzy ludźmi dążącymi do dobra i takimi którym na tym niekoniecznie zależy.
Czy ksiądz rzymsko-katolicki pomijający wiernego przy udzielaniu komunii, dlatego że ten nie klęka, dąży do dobra. Sprawa dotyczyła osoby mi bliskiej, która była na tyle schorowana, że wyjście do kaplicy (200m od domu) było poważnym wyzwaniem logistycznym. Klękanie zwiększało ten wysiłek wielokrotnie. A ksiądz miał swoje priorytety. Teraz normalne jest, że wierni przyjmują komunię na stojąco, ale kiedyś tak nie było…
Proszę się zastanowić, czy za działania owego księdza odpowiada „zły” czy on sam i jego pochopne wydawanie sądów lub lenistwo intelektualne.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Ksiądz mógł nie wiedzieć o chorobie, a jeśli wiedział – no cóż, wykazał się wyjatkową małodusznością. Natomiast pojęcie “zła osobowego” to synonim Szatana – jak stoi w wyznaniu wiary – “głównego sprawcy zła”.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Ja wiem, że Kościół Rzymsko-Katolicki naucza o istnieniu zła osobowego. Moim zdaniem, nie ma możliwości, by takie twierdzenie obronić, gdyż jak sygnalizowałem, nie jest to możliwe logicznie. Zło, to brak dobra, tak jak mróz jest brakiem ciepła. Oczywiście, można wierzyć w dziadka mroza, czy króla śniegu. Tyle, że to nie zmienia natury świata.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

“Zło to brak dobra” – w pewnym sensie tak – anioł Lucyfer odrzucił Boga, czyli Dobro i spotkał go upadek. Mamy więc zło osobowe, które powstało przez odrzucenie Dobra.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Jeśli Pan potrzebuje osobowego zła, by poruszać się w świecie, to Pańska sprawa. Mnie ono nie jest potrzebne, a opowieść o buncie aniołów jest mało przekonująca.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy,

>> Zło, to brak dobra, tak jak mróz jest brakiem ciepła.

Ależ Pan głupoty wygaduje! No sorry! Niech Pan zastosuje swoją definicję zła jako braku dobra do wyczynów dowolnego zbrodniarza wojennego, albo choćby do dokonań przeciętnego kieszonkowca i da nam znać co Panu wyszło! Pusta kieszeń po portfelu, to jak rozumiem, po prostu brak pieniędzy i dokumentów, a nie powód, żeby ścigać i ukarać złodzieja. Dobrze kombinuję?


Panie Sergiuszu!

Taki duży chłopiec, a tak kiepsko wnioskuje.

sergiusz

>> Zło, to brak dobra, tak jak mróz jest brakiem ciepła.

Czy z tego wynika, że na mrozie się nie marznie?

Ależ Pan głupoty wygaduje! No sorry! Niech Pan zastosuje swoją definicję zła jako braku dobra do wyczynów dowolnego zbrodniarza wojennego, albo choćby do dokonań przeciętnego kieszonkowca i da nam znać co Panu wyszło! Pusta kieszeń po portfelu, to jak rozumiem, po prostu brak pieniędzy i dokumentów, a nie powód, żeby ścigać i ukarać złodzieja. Dobrze kombinuję?

Źle Pan kombinuje! Co do zbrodniarzy wojennych, to nigdy nie analizowałem takiej sytuacji. Natomiast przypadek kieszonkowca chętnie przeanalizuję tutaj.
Ocena tego czy skrojenie mnie przez kieszonkowca jest dobre czy złe zależy od tego czy analizujemy przypadek z mojej perspektywy czy złodzieja. Gdy ja uważam, że jest dobrze (złodziej dał ciała) on uważa, że jest źle. Gdy ja płaczę po stracie kasy, on się cieszy z „zarobku”. Czy widzi Pan jak względne mogą być kategorie dobra i zła? Jeśli teraz okaże się, że złodziej jest byłym aktywnym antykomunistą, który nie ma za co żyć dzięki prl-owi bis (tzw. III RP), a ofiara jest starą ubecką świnią z wysoką resortową emeryturką, to kiedy mamy do czynienia z dobrem, a kiedy ze złem?
Czy z powyższego wynika, że złych czynów nie należy ścigać? Oczywiście, że nie wynika! Tylko trzeba mieć świadomość, że czyn bez adresata nie jest dobry lub zły sam z siebie. On się staje dobry lub zły ze względu na adresata! Co było do wykazania.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy!

Napisał Pan wcześniej:

>> niemożliwe jest bycie dobrym sługą diabła, bo trzeba by czynić dobro

Otóź jest Pan w błędzie. Dobry sługa diabła czyni zło, i nie jest to w żaden sposób sprzeczne logicznie. Wręcz przeciwnie.

Następnie spłaszczył Pan sprawę przez empirycznie i logicznie nieprawdziwe stwierdzenie:

>> Zło, to brak dobra, tak jak mróz jest brakiem ciepła.

Otóż, proszę Pana, relatywizm, którym był Pan łaskaw podeprzeć się w przykładzie z kieszonkowcem, dotyczy korzyści oraz straty, czyli czy coś jest “dobre” lub “złe” dla stron konkretnej sytuacji w konkretnym kontekście.

Pan zwyczajnie tu myli naturalnie subiektywne i względne oceny: “dobrze” i “źle” z kategoriami etycznymi, jakimi są dobro i zło. I wcale nie musi chodzić o dobro czy zło osobowe.

Kradzież jest złem, niezależnie od tego czy okradany jest aniołem czy diabłem, czy też człowiekiem.

Palenie ludzi w krematoriach to nie jest skutek “braku dobra” u oprawców. To jest skutek aktywnego działania przepełnionego czynnym moralnym złem, zupełnie nie-abstrakcyjnym, nie do zniesienia u-osobionym i realnym.

Zło istnieje tak samo jak dobro, nie w próżni, ale manifestując się poprzez działanie człowieka wobec innego człowieka. Staje się w ten sposób “osobowe”, niezależnie od tego czy się wierzy w cokolwiek ponad czy poza nami.


Panie Sergiuszu!

Jeśli ktoś służy złu, to powinien szkodzić wszystkim, łącznie z diabłem. W takim wypadku dostaniemy dobro. Po prostu dwa minusy dają plus. :)

Możliwe, że jest to relatywizm. Etykietki dla moich poglądów są mi zupełnie obojętne. Problem polega na tym, że zamiast aktywności kieszonkowca, może być zjawisko fizyczne – kamień spadający. Dobre czy złe?
A potem okazuje się, że trafia w bandytę/kieszonkowca lub ofiarę. teraz już jest to dobre lub złe. Tyle, że ocena zmienia się, gdy poznajemy przeszłość „ofiary” i „bandyty”.
Pan przedstawia stanowisko charakterystyczne dla dzieci w okresie operacji konkretnych i osób głuchych – nie ważne intencje i okoliczności, ważny jest czyn! Ja nie podzielam takiego poglądu. Kradzież broni z magazynu okupanta jest czynem dobrym… czy raczej nie?

Odnośnie krematoriów, a raczej obozów zagłady, to oprawcami nie byli tam wyłącznie zwyrodnialcy. Gdyby tak było, to proza Borowskiego wyglądałaby pewnie trochę inaczej. To byli normalni, porządni Niemcy i Austriacy, którym trafiła się paskudna fucha. Podobnie jak w gułagach wartownicy byli zwykłymi Rosjanami. To nie zło obecne w ich duszach powodowało zabijanie więźniów. Oni wierzyli, że czynią dobro! Podobnie wielu oprawców komunistycznych, było przekonanych o słuszności swoich działań! Czy to zwalnia ich z odpowiedzialności? Nie, ale poważnie osłabia Pańską argumentację.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy!

>> Jeśli ktoś służy złu, to powinien szkodzić wszystkim, łącznie z diabłem. W takim wypadku dostaniemy dobro. Po prostu dwa minusy dają plus. :)

Pan zdaje się stosować tu jakąś przedziwną, uproszczoną mechanikę ze świata fizyki i chemii. To tak nie działa. Diabeł ponoć potrafi na mszę ogonem dzwonić, i w ogóle robić tak, żeby wyjść na anioła ;)

Tym razem miesza Pan ocenę moralną czynów i sprawców tych czynów. Ponoć Pan Bóg te sprawy odróżnia, dodam dla poprawienia nastroju ew. czytelnikom.

Nie trzeba być złym człowiekiem, by czynić moralne zło, ani dobrym, by czynić moralne dobro. Także subiektywna ocena sprawcy ani ofiary nie zmienia kategorii etycznej czynu. Gdyby tak było, niemożliwe byłoby stanowienie i egzekwowanie jakiegokolwiek prawa w jakiejkolwiek społeczności – ludzi, a nawet w stadzie dzikich zwierząt, które też mają swoje (inne, ale jednak) zasady.

Okradanie magazynu okupanta nie jest czynieniem dobra, choć może by dobre (korzystne) z punktu widzenia okupowanych. Już tę róźnicę tłumaczyłem powyżej. Na wojnie, i w ogóle w polityce, etyka wyparowuje z pola widzenia, co nie znaczy, że w ogóle jej nie ma i że można sobie swobodnie stosować etykę Kalego, której Pan zdaje się być zwolennikiem?


Panie Sergiuszu!

1. Co do moich poglądów ma moralność Kalego, to jak mi Bóg miły nie mam pojęcia.
2. Ponieważ przewidziałem takie dzielenie włosa na czworo, jakie Pan właśnie zaprezentował, to proszę mi powiedzieć czy spadnięcie dachówki na pusty chodnik jest złe czy dobre. Jeśli dachówka jest zbyt cywilizowana, to ćwiczenie można wykonać z kamieniem/konarem i ścieżką.
3. Czy ocena moralna omawianego wyżej zjawiska się zmieni gdy ów konar/kamień/dachówka trafi w człowieka? Potem może wprowadzić wariacje na temat trafionego.
4. Ocena moralna i prawna to dwie, zupełnie różne rzeczy. Nie należy ich ze sobą mieszać. Proszę zainteresować się co wyprawiają prawnicy, by wygrać sprawę. To nie ma niczego wspólnego z moralnością.
5. Moim zdaniem walka z okupantem jest moralna. Zatem tu się różnimy.
6. Jeśli diabeł może ubrać się w ornat i ogonem na mszę dzwonić, to skąd „sługa diabła” ma wiedzieć, że nie powinien odprawić tej mszy? Sam Pan wskazuje, że nie sposób być dobrym sługą diabła świadomie. Jak się wierzy w Allaha w wersji Bractwa Muzułmańskiego lub w średniowiecznego Jezusa, to się dokonuje złych czynów znacznie lepiej, niż jak się jest satanistą.
7. Kwestia różnicy między korzystne a dobre jest dosyć ważna. Jeśli coś służy złu (okupacji) to jest złe, zaś jeśli służy dobru (wyzwoleniu) to jest dobre. Czy to ma związek z korzyściami z działania? Korzyść to nie jest kategoria moralna tylko ekonomiczna…
8. Jedyne co można powiedzieć z całą pewnością o Bogu, to „jest boski”. Cała reszta, to znaczy przypisywanie atrybutów dobra, sprawiedliwości, miłości, mściwości jest czystą spakulacją połączoną z antropomorfizacją. Natomiast nie ma najprawdopodobniej niczego wspólnego z Nim.
9. Jeśli był Pan łaskawy dotrzeć do zwierzątek, to jaką wartość moralną ma zagryzienie przez lwa bawołu czy zebry?
Proszę się nie śpieszyć z odpowiedziami. Ja te zagadki dla katolickich moralistów układałem latami. :) Warto się dobrze przygotować.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy,

Jedno palnięte głupstwo chce Pan zagadać trzema kolejnymi. To nie wygląda dobrze, bo albo naprawdę Pan nie rozumie lub nie czyta moich odpowiedzi (w co wątpię), albo zwyczajnie troluje i zabiera czas. Nie mam na taką zabawę w chowanego ochoty. Możemy wrócić do tematu gdy Pan sobie rzetelnie przeczyta i przemyśli moje wypowiedzi powyżej, bez wyjmowania ich z kontekstu i bez zamulania sprawy rebusami dla przedszkolaków.


Panie Sergiuszu!

Bardzo mi przykro, że nie bierze Pan mnie serio. Nie poradzę niczego na to, że trochę inaczej patrzymy na świat. To, że dla mnie pewne rzeczy nie są oczywiste, nie znaczy, że oczywiste są rzeczy przeciwne. Dla mnie nic nie jest oczywist…
Przymuję Pańskie przyznanie się do braku argumentów z pokorą. Brak argumentów u rozmówcy nie dowodzi mojej racji, tylko chwilowej przewagi w dyskusji. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@ sergiusz

Pan JM niechętnie rezygnuje z tego co już raz powiedział ;) Przekonałem się o tym przy okazji dyskusji o aborcji – co nie znaczy, że rozmowy z nim nie są ciekawe, jak ta powyżej :)

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

To nie tak, że mnie nie można przekonać. Mnie nie można przekonać „na słowo honoru”. Ja wierzę, że pan Sergiusz wierzy w zło osobowe. Oczywiście takich ludzi jest znacznie więcej. Czy to jest dowód istnienia zła osobowego? Nie, to jest dowód ich wiary.
Żeby przekonać mnie do koncepcji zła osobowego, trzeba przekonać mnie, że jest ono logicznie możliwe, a na dodatek, jego istnienie jest niezbędne do wytłumaczenia obserwowalnych zjawisk. Coś jak miony czy inne konstrukty teoretyczne fizyków.
Natomiast w sytuacji, gdy zachowanie ludzi mogę wytłumaczyć bez odwoływania się do „diabła”, zaś jego isnienie jest co najmniej wątpliwe, domaganie się ode mnie bym w niego wierzył zakrawa na robienie sobie żartów.
Oczywiście możliwe jest, że Bóg w pewnych swoich przejawach jest interpretowany jako „diabeł”. Niemniej, moim zdaniem, o Bogu, z całą odpowiedzialnością, można powiedzieć tylko to, że „jest boski”. Każde inne twierdzenie: „jast dobry”, „jest sprawiedliwy”, „jest mściwy” jest antropomorfizacją i wpychaniem Niepojętego w ramy naszego rozumku i naszych pojęć. Moim zdaniem jest to pogranicze bluźnierstwa.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@ JM

No cóż – egzorcyści i ich podopieczni istnienia zła osobowego doświadczają empirycznie…

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Ci ludzie wierzą, że zło jest poza człowiekiem. Jeśli ta wiara im pomaga, to dla mnie nie ma problemu. Natomiast nie jest to dowód istnienia zła osobowego. Przekonanie ludzi o tym, że ziemia jest płaska, nie zmienia kształtu ziemi. Natomiast może wpływać na zachowanie człowieka.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Cały problem z religią polega na tym, że wymyka się ona rozumowi i racjonalnej logice…

Zwrócę tylko uwagę, że liczne świadectwa pokazują niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia fenomeny towarzyszące opętaniom.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Ja nie dyskutuję z wiarą. Ja twierdzę, że jestem w stanie wskazać możliwe przyczyny zachowania ludzi, bez odwoływania się do konstruktu teoretycznego zwanego diabłem.
Wierzyć w zło osobowe można. Tylko moim zdaniem nie ma to sensu, bo zwalnia z myślenia. Taki jest mój sąd na temat kończenia dyskusji o przyczynach zła, na wskazywaniu diabła. To jest wytrych, który niczego nie wyjaśnia, ale jest świetnym usprawiedliwieniem.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Wiara w istnienie zła osobowego nie zwalnia z myślenia – wręcz przeciwnie, zmusza do myślenia jak używać wolnej woli, by nie wpaść w pułapki zastawiane przez Złego :)

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Nie chodzi o myślenie przed, tylko po. Jeśli zgrzeszyłem, bo mnie kusił diadeł, to jest to wina diabła. Jeśli zgrzeszyłem, bo taka była moja wola, to jestem winny grzechu. Proste jak budowa cepa.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Grzechu człowiek dokonuje zawsze za podszeptem Złego. Wolną wolą jest natomiast, czy tym podszeptom ulegnie, czy nie. Owszem, można sobie dywagować, że grzechu dokonuje się kierując się wyłącznie czystą własną wolą a zło osobowe nie istnieje – tyle, że wtedy wykraczamy już poza nauczanie Kościoła i popadamy w herezję będącą taką predestynacją a rebours.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Ja nigdzie nie pisałem, że moje poglądy są zgodne z nauczaniem jakiegokolwiek kościoła, a rzymskiego w szczególności… Ja jestem katolickim heretykiem. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

A, chyba że tak.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Subskrybuj zawartość