Lemingi i mohery – małe studium podziału

Lemingi od moherów różnią się przede wszystkim zdolnością do zdefiniowania „obowiązków polskich” i gotowością do ich podjęcia.

I. Lemingi według Dmowskiego

Pod notką Budynia78 „Lemingi będą lemingami” (http://niepoprawni.pl/blog/3/lemingi-beda-lemingami) wywiązała się ciekawa dyskusja. Generalnie, Budyń twierdzi, że to, iż lemingi same z przekory zaczęły siebie tak określać (zapewne pod wpływem okładkowych tekstów „Uważam Rze” – nr 28(75)/2012) nie sprawia, że przestały być lemingami, podobnie jak „obrazowaniec” nie przestanie być „wykształciuchem”, choćby z kpiarskim dystansikiem mówił tak o sobie przy każdej okazji, a nawet bez okazji, co jak pamiętamy było szalenie modne w pewnych kręgach za czasów rządów PiS. Pojawiły się jednak również głosy, iż podział na linii lemingi-mohery został sztucznie wykreowany. Najdobitniej wyraziła to chyba Anna, pisząc: „Marzę o tym, by podział na lemingi i mohery po prostu zanikł. Jak i inne podziały – wykreowane sztucznie”. W innym zaś miejscu: „Podzielono nas. Poprzez napuszczenie jednych na drugich.” . Polecam zresztą całość – tekst i dyskusję.

Miałem odpowiedzieć pod tekstem Budynia, ale poczułem, że zbiera mi się na grubsze posiedzenie, i w krótkim komentarzu wszystkiego nie dopowiem, zatem odczekałem aż się to wszystko mi urodzi i stąd ten tekst.

Otóż, podział na lemingi i nie-lemingi istniał od zawsze, tyle że było to inaczej nazywane. Zawsze była mniejszość, której o coś chodziło, nie zadowalająca się „małą stabilizacją” i większość, która spełniała warunki bycia dzisiejszymi lemingami. Opisywał to już Roman Dmowski, który w pierwszych słowach „Myśli nowoczesnego Polaka” podał aktualną po dziś dzień definicję leminga:

„Nierzadko spotykamy się ze zdaniem że nowoczesny Polak powinien jak najmniej być Polakiem. Jedni powiadają że w dzisiejszym wieku praktycznym trzeba myśleć o sobie nie o Polsce, u innych Polska zaś ustępuje miejsca – ludzkości. Tej książki nie piszę ani dla jednych, ani dla drugich.”

Czyż powyższy cytat nie oddaje postawy życiowo-światopoglądowej tych, których określamy dziś mianem MWzWM, „młodymi z fejsbuka”, tudzież „lemingami”? No właśnie.

II. Zabetonowane sumienia

Ten naturalny podział został w ostatnich latach – zwłaszcza po Smoleńsku – wyostrzony. Owszem – często za pomocą dość parszywych socjotechnicznych sztuczek, ale w sumie nie ma tego złego… Zamiast złudnej jedności, przynajmniej wiadomo kto jest kim. Dmowski nie miał złudzeń, twardo i realistycznie opisując współczesnych sobie Polaków, nie miejmy ich również i my, bo takie złudzenia kończą się bardzo boleśnie w godzinie próby.

To prawda, Dyktatura Matołów oraz sprzęgnięty z nią „przemysł pogardy” zintensyfikowały ową socjotechnikę dla własnych politycznych celów, jednak nie byłaby ona tak skuteczna, gdyby nie utrafiała w coś realnego. Zagrania, które można było obserwować choćby podczas medialnego pompowania Dominika Tarasa i jego neo-barbarzyńców, trafiły na tak podatny grunt m.in. dlatego, że większość Polaków, po okresie Żałoby Narodowej zwyczajnie stchórzyła, gdy przyszło do konkretów i okazało się, że np. możemy narazić się Rosji. Co innego palenie światełek, a co innego groźba utraty poczucia bezpieczeństwa (choćby złudnego), czy wystawienie się na gniew Kremla. Zwróćmy uwagę – tu nawet nie chodzi o narażenie się na jakieś realne zagrożenie, jak np. wojna z Rosją, tylko o samo czysto hipotetyczne poczucie, że coś mogłoby zburzyć obecny względny błogostan.

Nieco szerzej pisałem o tym mechanizmie w rocznicowej notce z kwietnia „Smoleńskie status quo”, więc pozwolę sobie na poniższe autocytaty: „Generalnie, Polacy poza garścią „niezłomnych” i „obudzonych”, w sprawie Smoleńska zachowali się podle i tchórzliwie. Woleli dawać wiarę kolejnym wrzutkom, woleli poddać się prostackiemu rechotowi z „moherów” i „pisuarów” i niczym trzy małpki nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Wszystko z lęku przed wybudzeniem z ogłupiającego błogostanu, przed utratą komforciku „małej stabilizacji”.”

I dalej: „Opisana postawa zbyt głęboko wżarła się w dusze, ludzie zbyt emocjonalnie zaangażowali się we własne tchórzostwo, by odrzucić je bez poczucia głębokiego dyskomfortu, jaki pojawia się zawsze, gdy trzeba stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie „jestem świnią”.”

No i wreszcie: „Herbertowska fraza o „zdradzonych o świcie” nie raz była przywoływana w kontekście smoleńskiej tragedii (...). Trzeba mieć wszakże świadomość, iż owa zdrada odbywa się również każdego dnia w głowach i w sercach ogromnej większości Polaków, którzy nie chcą słyszeć o Smoleńsku, skrupulatnie betonując własne sumienia.”

III. Rozgrzeszenie instant

Sądzę, że to dość przekonujące wyjaśnienie temperatury obecnego społecznego podziału i psychicznej gotowości do poddawania się manipulacjom. Skoro zachowałem się jak świnia, to zawsze chętniej posłucham tych, którzy w dzisiejszej Polsce trudnią się udzielaniem łatwego rozgrzeszenia na masową skalę – takiego „rozgrzeszenia instant” – mówiąc, że właśnie moja postawa jest słuszna, racjonalna i generalnie „fajnopolacka”, zaś tamci to ciemne mohery, oszołomy i niebezpieczni awanturnicy, których należy izolować, bo zagrażają naszemu szeroko rozumianemu dobrostanowi. Na podobnej zasadzie latem 1920 roku, gdy bolszewicy podchodzili pod Warszawę, spokojni na co dzień warszawscy mieszczanie potrafili pluć na mundury idących na front ochotników – bo to przez nich cała ta „awantura”. Nic nowego.

Z drugiej zaś strony – wśród „moherów” – w naturalny sposób narosła agresja, lub co najmniej skrajna niechęć wobec wyzutych z patriotyzmu, poddających się ogłupiającej propagandowej sieczce lemingów.

Na to wzajemne wykluczenie nałożyły się dodatkowo różnice kulturowe – zakorzeniony w religii tradycjonalizm i patriotyzm kontra podszyte nihilizmem wygodnictwo.

Odwołam się jeszcze do czasów bliższych. Jest taki kawałek Dezertera z lat ’80, zatytułowany „Polska złota młodzież”: „ (…) Polska złota młodzież kłótliwa i słaba / Polska złota młodzież krzykliwa i głupawa / Bez sensu i celu, podziały i nienawiść / Komercja, moda, pieniądze i zawiść / Wódka, kurewki, dyskoteka, szkoła / Oto polska młodzież spokojna i wesoła (…) Myśląca bezpiecznie, bo tak wytresowana / Polska złota młodzież wykończy się sama”. To z kolei obraz młodocianych lemingów z lat ’80, z czasów junty Jaruzelskiego. Wygląda znajomo? No przecież...

Dobrze napisany punkowy kawałek potrafi powiedzieć o rzeczywistości więcej niż sążnisty, socjologiczny artykuł. Ta „złota młodzież” opisana (ośpiewana?) przez Dezertera dochowała się już swoich dzieci, które nasiąknęły podobnym podejściem do rzeczywistości – przecież te tabuny neo-barbarzyńców nie wzięły się znikąd. A że tego typu postawa łatwo daje się opakować w celofanową pozłotkę z nadrukiem „nowoczesność”, to tym większy opór przed próbami odpakowania i zajrzenia do środka i wściekłość, gdy ktoś kwestionuje jakość kryjącej się pod tą pozłotką zawartości.

IV. Tertium non datur

Podsumowując, gdybym miał zdefiniować czym z punktu widzenia spraw publicznych różni się leming od mohera, to powiedziałbym, że różnią się przede wszystkim zdolnością do zdefiniowania „obowiązków polskich” i gotowością do ich podjęcia.

Szczególnie mocno różnica ta objawiła się po przywoływanej tu Katastrofie Smoleńskiej – ale abstrahować od niej nie sposób. Już teraz bowiem widać, że Smoleńsk stał się doświadczeniem formacyjnym na miarę pokolenia – i to dla obu stron społecznego konfliktu. Niezależnie od tego, co uczynią z nim politycy, ten wypuszczony dżin żyje już własnym życiem. Podgrzewany propagandowo, choć w swym społecznym podglebiu naturalny, podział na „lemingi” i „mohery” miałby szansę osłabnąć i powrócilibyśmy do względnie pokojowej koegzystencji, gdyby nie Smoleńsk właśnie. Każdy, kto chce mieć cokolwiek do powiedzenia o Polsce (lub nadać pozór racjonalności temu, że o Polsce nie ma i nie chce mieć niczego do powiedzenia) musi się wobec Smoleńska określić. Musi być albo lemingiem, albo moherem. Tertium non datur.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL

PS. Niektóre notki o zbliżonej tematyce:

http://niepoprawni.pl/blog/287/smolenskie-status-quo

http://niepoprawni.pl/blog/287/ani-dla-jednych-ani-dla-drugich

http://niepoprawni.pl/blog/287/iv-rp-o-muerte-czesc-1

http://niepoprawni.pl/blog/287/iv-rp-o-muerte-czesc-2-ostatnia

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Gadający Grzybie!

1. Nie wiem, czemu pisze Pan „qvo” na angielską modłę. Oni wszędzie zastępują łacińskie „v” swoim „ju” i myślą, że Rzymianie mówili angielską wersją łaciny.
2. Tertium jak najbardziej datur. Nie jestem narodowcem ani katolikiem. Nie jestem również lemingiem. Mam swój rozum i na nim zdecydowanie polegam. Tak też można. :)
3. Poza tym tekst ciekawy i tylko szkoda, że nie ma odsyłacza do tekstu „Budynia”.

Pozdrawiam


@Jerzy Maciejowski -

1) Ale purysta ;) Status quo napisałem tak, jak pisze się potocznie. Fakt, wychodzi angielszczyzna.
2) Widzisz, podobne zastrzeżenia zgłosił jeden z komentatorów na Niepoprawnych. Pozwolę sobie przekleić odpowiedź:
“Cały dowcip polega na tym, że jesteś (ja również, każdy) w jednym lub w drugim obozie niezależnie od osobistej autoidentyfikacji. (...) To co sam o tym sądzisz nie ma znaczenia ;)”
3) Zapomniałem o linku. Zaraz wstawię. Edytora!

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

1. „qvo” przez „u” akceptuje polski słownik w lisku. Niemniej jest to angielska łacina.
2. Nie jest prawdą, że przypisanie mnie do jakiejkolwiek grupy przez: mohery, lemingi lub kogokolwiek innego umieszcza mnie tam rzeczywiście. Ja jestem autsajderem w obu tych społecznościach. Każda z nich wypchnie mnie poza swoje „zdrowe jądro”, a potem poza siebie. Zatem istnieje to trzecie. Niezależnie od tego, co się komu wydaje. (Jestem zwolennikiem prawa kobiet do przerywania ciąży, choć samemu zabiegowi jestem przeciwny – w której grupie chce mnie Pan umieścić? A to tylko jedna sprawa.)
3. Pisać do Sergiusza. On jest cudotwórcą i może Panu edytor wyczarować.

Pozdrawiam


Panie Gadający Grzybie!

Odsyłacz do tekstu Budynia działa. :)

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość