Post-natalni przedludzie

Pozwoliliśmy państwu decydować o naszym życiu, zatem nie zdziwmy się, kiedy państwo zacznie decydować również o naszej śmierci.

I. Między fikcją a rzeczywistością

Dość często, gdy na tapetę wchodzi temat aborcji, w blogerskiej publicystyce przywoływane jest znakomite opowiadanie Philipa K. Dicka „Przedludzie” („The Pre-Persons”), które w Polsce ukazało się w przekładzie Lecha Jęczmyka w tomie „Ostatni Pan i Władca”. Do tej pory sceptycy mieli prawo uważać świat w nim przedstawiony za mocno przerysowany wykwit paranoidalnej fantazji autora i powołujących się na niego blogerów, ale okazuje się, nie po raz pierwszy zresztą, że fantastyka, szczególnie ta o zabarwieniu społecznym, trafniej antycypuje rozwój pewnych procesów, niż prognozy uczonych głów z uniwersyteckimi tytułami.

Tym, którzy jakimś cudem z twórczością amerykańskiego mistrza SF się nie zetknęli wyjaśniam, iż w przywoływanym opowiadaniu mamy do czynienia z wizją Ameryki, w której dziecko nabywa pełnię praw ludzkich dopiero po ukończeniu 12 roku życia. Staje się wówczas w oczach prawa pełnowartościowym człowiekiem, podlegającym pełnej ochronie. Do tego czasu pozostaje przed-człowiekiem, zaś jego istnienie uzależnione jest od dobrej woli rodziców.

W nowelce Dicka Stany Zjednoczone nie pozostają pod władzą krwiożerczej dyktatury, jak ktoś mógłby się spodziewać. Bynajmniej – prawo zostało w jak najbardziej demokratyczny sposób uchwalone przez Kongres, po konsultacji z „Kościołem Świadków” jako – uwaga – rozwiązanie kompromisowe, postanawiające, iż człowiek w wieku 12 lat nabywa duszę. Cezurę tę przyjęto, gdyż mniej więcej w tym wieku dziecko opanowuje na podstawowym poziomie algebrę. Niechcianego przez rodziców „przed-człowieka” chwytają krążące po okolicy specjalne ciężarówki aborcyjne, które odwożą delikwenta do Centrum Powiatowego (rodzaj schroniska), gdzie – jeśli nikt go nie adoptuje w ciągu 30 dni – zostaje uśmiercony. Skojarzenia typu właściciel-pies-hycel są jak najbardziej uprawnione. Skrobanki są zresztą w opisanej rzeczywistości dość modne i stanowią temat towarzyskich pogwarek między koleżankami.

W Wikipedii można doczytać, iż opowiadanie było reakcją na sprawę Roe v. Wade z początku lat 70., w wyniku której Sąd Najwyższy USA uznał dopuszczalność aborcji podczas całego trwania ciąży (z pewnymi ograniczeniami dotyczącymi ostatniego trymestru), co stało się dla autora inspiracją do napisania „Przedludzi”. Z kolei „W 1979 roku, biolog i embriolog Clifford Grobstein zaproponował nazywanie embrionów ludzkich młodszych niż 14 dni “przedembrionami”, żeby – jak przyznał – zredukować status młodych płodów, które nazwał “przedludźmi”.” Tak oto „szyte na miarę” zabawy semantyczne zaczęły doganiać literacką fikcję i przekładać się na świat realny, albowiem, jak czytamy „Choć przedembrion i przedczłowiek nie są oficjalnymi terminami medycznymi, to są używane w anglojęzycznych artykułach dotyczących nauki i etyki.”.

II. Praktyczny aspekt aborcji postnatalnej

Tyle Philip K. Dick i Wikipedia. Niedawno natomiast światu zostało objawione, iż rzeczywistość zaczyna wychodzić naprzeciw wizji pisarza. Trochę to trwało, gdyż opowiadanie zostało opublikowane w 1974 roku, ale jak to mawiają postępowcy – lepiej późno niż wcale.

Otóż, jak być może wielu Czytelników już wie, dwoje młodych, hiper-postępowych włoskich „etyków” (ETYKÓW!) Alberto Giubilini i Francesca Minerva, współpracujących z uniwersytetami w Oksfordzie, Mediolanie i Melbourne w artykule opublikowanym na łamach „The Journal of Medical Ethics” zaproponowało, by rodzice mogli decydować o zabiciu już narodzonego dziecka. Jak donosi „Rzeczpospolita”, wydawcą „etycznego” periodyku jest Julian Savulescu – profesor promujący również eutanazję i głoszący m.in., iż „najlepszym sposobem zwalczania biedy jest selekcja embrionów w celu wyeliminowania ludzi z niskim IQ” – ale to tak na marginesie.

W każdym razie, owa etyczna trzódka bez zbędnego obcyndalania stwierdziła, że „noworodek nie jest osobą, nie ma więc moralnego prawa do życia” i raźno postuluje wprowadzenie „aborcji po urodzeniu” („after-birth abortion”), co miałoby się przyczynić do eliminowania „wadliwych” noworodków, obciążonych nie zdiagnozowanymi wcześniej schorzeniami (np. wady genetyczne). Co więcej, dziarscy etycy nie zatrzymują się kunktatorsko w pół drogi, tylko dodają, by aborcję postnatalną stosować również z tzw. „względów społecznych” – gdyby wychowanie dziecka „oznaczało zbyt duże obciążenie dla rodziców, jak również dla społeczeństwa”, gdyż „Nowe stworzenie wymaga ze strony rodziców energii, opieki i pieniędzy, których często nie ma w nadmiarze.”. (za tekstem „Rzeczpospolitej” „Zabić noworodka”)

W sumie, pomysł wart rozważenia, albowiem takie wybrakowane przed-ludzkie egzemplarze zawsze można by zużytkować w charakterze części zamiennych – choćby dla światłego profesora Savulescu, gdy już ze szczętem spierniczeje, a i rzutcy etycy, choć dziś jeszcze młodzi, też zapewne pragnęliby zabezpieczyć się na przyszłość. Również nasi „Umiłowani Przywódcy” (© S. Michalkiewicz) – zarówno jawni jak i utajnieni nie byliby od tego, bowiem wiadomo, że na oświecone elity należy chuchać i dmuchać, bo inaczej któż będzie nas prowadził drogą Postępu? Poza tym, czy wiesz, durny narodzie, ile utrzymanie takich ludzkich bubli kosztuje władzę?

Prócz tego, Pepsi czeka już zapewne z liniami produkcyjnymi gotowymi do wyrobu napitków z ludzkich linii komórkowych, a wiadomo jak ważne jest rozwijanie wytwórczości w czasach kryzysu gospodarczego. Póki co wprawdzie Pepsi trochę się krępuje i poprzez kooperanta, firmę Senomyx, wykorzystuje zaledwie jedną linię komórkową – HEK 293 z nerek abortowanych płodów, ale kto wie, jakie będzie następne słowo? Przecież grunt to innowacyjność. Poza tym, czy Pepsi ma być jedyna? Czyż inni przedsiębiorcy nie mogliby skorzystać? I to w ciut bardziej dosłowny sposób – tyle „ludziny” się bezproduktywnie każdego dnia marnuje, zatem niewykluczone, że prócz wizji Dicka doczekamy się również urzeczywistnienia innego czarnego proroctwa science-fiction, mianowicie słynnej „zielonej pożywki”.

III. Przesuwanie granic

Dałem się ponieść? Nie łudźmy się – zarysowana powyżej tendencja będzie narastać i jeszcze za naszego życia doczeka się realizacji. W co bardziej „postępowych” okolicach (USA) od dawna dopuszczalna jest part-birth abortion („aborcja przez częściowe urodzenie” – wywołuje się poród i miażdży pojawiającą się główkę dziecka), będąca pokłosiem sprawy Roe v. Wade, i w zasadzie nie ma przyczyny dla której granica legalności zabijania w majestacie prawa nie miałaby być przesuwana coraz dalej i dalej – na podstawie instrumentalnie dobieranych, arbitralnych kryteriów. Równie dobrze można demokratyczną większością głosów uznać, że nabycie potencjalnej zdolności do rozwiązywania podstawowych zadań algebraicznych oznacza wstąpienie w ludzkie ciało duszy, bo właściwie – czemu nie?

Jeśli coś takiego wejdzie w życie (a w końcu wejdzie), to miejmy świadomość, że państwo – oczywiście dla naszego wspólnego dobra – też będzie chciało mieć w tej sprawie coś do powiedzenia. Jestem absolutnie przekonany, że powstaną regulacje wedle których spec-urzędnik od rozwałki, albo po prostu lekarz-aborcjonista ze specjalizacją „aborter post-natalny/eutanazista” będzie mógł arbitralnie rozstrzygać, które dziecko „rokuje” na przyszłość – wedle urzędowo opracowanych „obiektywnych” kryteriów, bez pytania się o zdanie rodziców, skażonych subiektywno-biologicznym podejściem do swego potomstwa.

Np. po zdiagnozowaniu u noworodka jakichś wrodzonych schorzeń taki pan doktor uruchomi odpowiednią symulację komputerową, która obliczy ile pieniędzy publicznych będzie zaangażowanych w leczenie i podtrzymywanie „mniej wartościowego” życia na całej spodziewanej przestrzeni czasowej jego istnienia… Albo, jeśli dziecko pochodzi z biednej rodziny – ile będzie kosztowało opiekę socjalną... Po czym, z wydrukiem w garści, przedstawi rodzicom trudną, acz konieczną ze względów społecznych decyzję o wdrożeniu procedury „godnej śmierci” wobec ich potomka. Być może owa procedura – jeśli zostanie wprowadzona w wersji „light” – uwzględniać będzie również stanowisko rodziców, ale jeżeli już, to co najwyżej w formie niewiążącej opinii.

W Polsce mieliśmy do czynienia z tego rodzaju przypadkiem przy głośnej sprawie całkowicie uznaniowej sterylizacji pani Wioletty Woźnej, mamy Róży. Na razie „tylko” sterylizacji…

Cóż, pozwoliliśmy państwu w znacznym stopniu decydować o naszym życiu, przerzucając na władzę publiczną coraz więcej zobowiązań pozostających niegdyś domeną sfery prywatnej, zatem nie zdziwmy się, kiedy państwo zacznie decydować również o naszej śmierci.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: Niepoprawne RadioPL

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Panie Grzybie!

Tym razem bez gwiazdek…

Niestety nie mogę się z Panem zgodzić tym razem. Moment urodzenia, to zmiana jakościowa i nie ma w życiu człowieka drugiego takiego momentu, gdy potencjał jest tak gwałtownie realizowany.

Co najśmieszniejsze, to krytykowane przez Pana stanowisko jest skutkiem działań obrońców „życia niedorobionego”. Jeśli płód można nazwać „nienarodzonym dzieckiem” (a czemu nie „nienarodzonym staruszkiem”), to noworodka można nazwać „urodzonym płodem” czy jakkolwiek inaczej odebrać mu człowieczeństwo. Zrównywanie płodu z człowiekiem ma swoje skutki i to są właśnie one. Kto mieczem ideologicznym wojuje, ten od ideologii ginie…

Mam nadzieję, że zamiast oburzać się na durni mylących dziecko z płodem, zabierze się Pan za zwalczanie pożytecznych pobożnych idiotów mylących płód z dzieckiem. Stąd bierze się zło w tej materii.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

Nie będę powtarzał argumentów pro-life, bo zakładam, że Pana je zna. Powiem tylko, że zapewne się w tej materii nigdy nie zgodzimy.
Zapytam tylko: skoro płód to nie człowiek, to czy uważa Pan, że farmakologiczne wywoływanie akcji porodowej w ósmym miesiącu ciąży i miażdżenie pojawiającej się główki jest ok?

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Grzybie

W ferworze dyskusji na innym blogu o mało co nie zapomniałam powiedzieć: “piąteczka”. Dobrze, że chociaż zaznaczyłam. :)

Nie wiem czy zauważyłeś ale ładnych parę dni temu pisałam o tym samym “naukowym” osiągnięciu tych “etyków”.


Panie Grzybie!

GadajacyGrzyb

Jerzy Maciejowski
Nie będę powtarzał argumentów pro-life, bo zakładam, że Pana je zna.

Znam je i jestem w stanie wszystkie obalić. :)

Powiem tylko, że zapewne się w tej materii nigdy nie zgodzimy.

Zgadzamy się co do celu, ale ja nie akceptuję sposobu „obrońców życia niedorobionego”.

Zapytam tylko: skoro płód to nie człowiek, to czy uważa Pan, że farmakologiczne wywoływanie akcji porodowej w ósmym miesiącu ciąży i miażdżenie pojawiającej się główki jest ok?

Jeśli jest to akcja porodowa, nawet sztucznie wywołana, to jest to morderstwo. Poród i poronienie to dwa różne procesy…

pozdrawiam

Gadający Grzyb

Ja również pozdrawiam


Magia

Sorki za opóźnienie. Właśnie przeczytałem. Piąteczka:)

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Jerzy Maciejowski

Ale przecież każda aborcja sprowadza się do tego samego, co part-birth abortion…

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Grzybie!

Jeszcze raz dużymi literami:

URODZENIE I PORONIENIE TO DWA RÓŻNE PROCESY.

Proszę to kilka razy przeczytać i spróbować zrozumieć. Ja nie zamierzam dyskutować o post- i prenatalnych aborcjach. Natomiast o narodzinach i poronieniu bardzo chętnie. Natomiast, jeśli Pan nie widzi między jednym i drugim różnicy, to znak że trzeba zajrzeć do podręcznika nauki o człowieku lub nawet do słownika.

Skutkiem narodzin jest przyjście na świat dziecka, skutkiem poronienia jest przerwanie trwania ciąży. To nie jest to samo!

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

Rozróżniam urodzenie i poronienie.
Podobnie jak odróżniam poronienie od aborcji: jedno jest dziełem natury, drugie – celowym działaniem człowieka. To fundamentalna różnica.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Grzybie!

Jeśli ciężarna kobieta jeździ konno to poronienie jest naturalne czy sztuczne? Jest Pan pewny, że jest Pan w stanie rozróżnić bez wtargnięcia w psychikę kobiety?

To jest takie ćwiczenie intelektualne dla zbyt pewnych swoich racji zwolenników zamordyzmu w imię obrony starców nienarodzonych! Proszę pomyśleć. :)

Pozdrawiam


Grzyb

Dobrze kumam, o co chodzi? Prolajfowiec, tak?

Jesteś mężczyzną?

To spier… od tego tematu, jeśli facet w ogóle ma prawo się wypowiadać o aborcji, to tylko tak, jak Jerzy (pozdrawiam).

grr, jak ja tego nie znoszę


Pani Pino!

Dziękuję za uznanie, aczkolwiek nikomu nie odmawiałbym prawa do wypowiadania się. Jak się z kimś nie zgadzam, to próbuję przekonać. Jak trafiam na ścianę, to staram się ignorować. Niemniej „…każdy ma swą opowieść…”.

Pozdrawiam


Jerzy

Nie w tym przypadku, przecież ten temat facetów totalnie nie dotyczy w tym sensie, że mają psi obowiązek zaakceptować dowolną decyzję kobiety. To, że dali plemniczek, to jakby trochę za mało, żeby mieć prawo głosu. Zbyt nierównomierne są koszta, jakie ponoszą obie strony.

Jeśli kobieta chce być pro-life, to mogę ją co najwyżej spytać, jakim prawem chce decydować za wszystkie macice, ale mogę też się z takową zgodzić, że aborcja to zuo i smutek. Tylko że czasami nie ma innego wyjścia, po prostu.


Pani Pino!

Zupełnie się nie rozumiemy.

Zgadzam się, że nie facetowi decydować o tym, czy kobieta ma donosić ciążę czy nie.
Nie zgadzam się, że mężczyzna musi zaakceptować decyzję kobiety. Jest różnica pomiędzy akceptacją a przyjęciem do wiadomości. Tolerowanie błędnej czy głupiej decyzji, to nie to samo, co popieranie jej.
Zgadzam się, że przerwanie ciąży jest złym rozwiązaniem, choć kobieta może nie widzieć innego.
Nie zgadzam się, że nie ma innego wyjścia. Zawsze jest inne wyjście.

Generalnie zgoda co do prawa kobiety do decydowania o sobie. Natomiast sprzeciw wobec zamykania ust innym, nawet jeśli błądzą.

Pozdrawiam


Jerzy

A, no to w takim razie faktycznie się nie zrozumieliśmy. Zdarza się.

Pozdrawiam


Pino

Pino

Dobrze kumam, o co chodzi? Prolajfowiec, tak?

Jesteś mężczyzną?

To spier… od tego tematu, jeśli facet w ogóle ma prawo się wypowiadać o aborcji, to tylko tak, jak Jerzy (pozdrawiam).

grr, jak ja tego nie znoszę

grr… a ja nie znoszę apodyktycznych bab, usiłujących rozstawiać facetów po kątach :D

Otóż, miła Pani, ojciec ma takie samo prawo do decydowaniu o wspólnym dziecku jak matka. W tym przypadku – oboje nie mają prawa skazywać swego dziecka na śmierć – niezależnie od tego, czy dziecko znajduje się wewnątrz czy na zewnątrz łona matki. Np. facet namawiający kobietę do aborcji jest dla mnie równie winny, co kobieta, która poddała się skrobance.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Jerzy Maciejowski

jjmaciejowski

Jeśli ciężarna kobieta jeździ konno to poronienie jest naturalne czy sztuczne? Jest Pan pewny, że jest Pan w stanie rozróżnić bez wtargnięcia w psychikę kobiety?

To jest takie ćwiczenie intelektualne dla zbyt pewnych swoich racji zwolenników zamordyzmu w imię obrony starców nienarodzonych! Proszę pomyśleć. :)

Pozdrawiam

Jeśli już wie, że jest w ciąży i dla czystej rozrywki decyduje się na hippikę, to sprawa jest analogiczna do kobiety, która w ciąży pije, pali,czy zażywa narkotyki.
Co innego życiowa konieczność, gdy np. nie ma innych środków transportu a trzeba gdzieś się przemieścić. To kwestia obiektywnie zaistniałych okoliczności a nie żadnej “psychiki”.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Grzybie

Ja bardzo przepraszam (zwracać się o odpowiedź do Herr Maciejowskiego to tyle, co wróżyć z fusów lub pytać wróżki), że pytam Ciebie.

Na jakiej podstawie powziąłeś pogląd, że jazda konna w czasie ciąży to, to samo co “picie, palenie i zażywanie narkotyków”?
Znowu “urban legend” a’la Maciejowski?


Magia

Przypuszczam, że lekarze by się ze mną zgodzili. Na koniu strasznie trzęsie, no chyba, że jeździ się powolutku. Generalnie, zalecane jest unikanie zbędnego wysiłku, bo może to zaszkodzić dziecku. To jak z “domowym” sposobem na wywołanie poronienia. Włazi się na stołek i skacze na równe nogi – i tak aż do skutku. Często działa – zwłaszcza w ciąży zaawansowanej.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


No tak, czyli powtarzasz obiegowe opinie lekarzy, którzy

w życiu na koniu nie siedzieli.

Jazda konna wzmacnia mięśnie brzucha, pleców, nóg i obręczy miednicznej. To raz.
Nie da się ukryć, że akurat te mięśnie pomagają w donoszeniu ciąży i w akcji porodowej, to dwa.

Nie mówię o jeździe konnej a’la amazonki imperium brytyjskiego, nieustająco podskakujące na siodłach jakby one (siodła) parzyły je w tyłki.

Mówię o jeździe konnej opartej na sztuce jeździectwa tubylczych ludów Ameryki, gdzie jeździec jest niczym przylepiony do siodła lub tylko grzbietu wierzchowca, stanowiąc jedność z pojazdem (koniem).
Wtedy wstrząsy są mniej więcej takie, jak jazda samochodem po drodze III kategorii.
Czy któryś ze znanych ci lekarzy odradza/zakazuje jazdy samochodem kobiecie w ciąży?
Nie? To nie opowiadaj głupot – bardzo proszę.

Znam dziesiątki przykładów kobiet, które jeździły konno przez cały okres ciąży nie wyrządzając krzywdy ani sobie ani dziecku. Nie jeździły po “brytyjsku”. :)
Z jedną, trenerką jazdy konnej wg szkoły Nawajo i matką trójki zdrowych dzieci, z którymi dziarsko jeździła przez cały okres ciąży, właśnie niedawno skończyłam gadać przez telefon.
Zapodałam jej do przeczytania komentarz Maciejowskiego – w odpowiedzi usłyszałam: “a po co się przejmować wypowiedziami jakiegoś klowna, który konia ledwie na obrazku widział?”
:)


Magia

Ok, zatem przykład Jerzego Maciejowskiego z jazdą konną był nietrafiony, a ja tego nie wychwyciłem – chyba, że chodziło mu o jazdę “po brytyjsku” :) Pytanie, jakiego stylu uczy się w większości szkółek jeździeckich – ba ja, przyznaję, na koniu siedziałem może ze dwa razy.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Grzybie

To trudne pytanie, bo wielu może się obruszyć. Tak na dobrą sprawę ludzi, którzy uczą jazdy konnej i miłości do koni (to ważne) w tym kraju, można zliczyć na palcach jednej ręki.
Wszyscy oni uczą jazdy typu “western” z mniejszymi lub większymi naleciałościami kultury jeździeckiej Indian północnoamerykańskich.
Tych kilku trenerów (bez rozróżnienia płci) nie posługuje się batem (w tym palcatem), ostrymi czankami i ostrogami.
Reszta uczy jak się da. Przede wszystkim na ostro, w sensie dominacji podporządkowania sobie zwierzęcia a nie nawiązania z nim więzi i współpracy. Co w prostej linii przekłada się na “Chciwość jest dobra! Kasa Misiu, kasa!”
Większość uczy podskakiwania na styl “brytyjski” (znaczy – angielski, to prawidłowa nazwa). Jedni bardziej a drudzy mniej stylowo.

Jeśli chodzi o naszą rozmowę to chcę podkreślić jedno – pisałam o jeździe konnej w czasie ciąży a nie o nauce jazdy konnej w czasie ciąży. Tego ostatniego mógłby się podjąć tylko kompletnie odrealniony czub.


re: Post-natalni przedludzie

No to sprawa wyjaśniona. Przy okazji dzięki za informacje, bo myślałem, że jazda konna, to jazda konna i szlus ;)

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Grzybie!

GadajacyGrzyb

Pino

Pino

Dobrze kumam, o co chodzi? Prolajfowiec, tak?

Jesteś mężczyzną?

To spier… od tego tematu, jeśli facet w ogóle ma prawo się wypowiadać o aborcji, to tylko tak, jak Jerzy (pozdrawiam).

grr, jak ja tego nie znoszę

grr… a ja nie znoszę apodyktycznych bab, usiłujących rozstawiać facetów po kątach :D

Co do tego, to zgadzam się, że można takich ludzi nie lubić. Nie tylko kobiet…

Otóż, miła Pani, ojciec ma takie samo prawo do decydowaniu o wspólnym dziecku jak matka.

Podejrzewam, że to twierdzenie jest prawdziwe tylko w pewnych sytuacjach. Nie sądzę by upierał się Pan przy nim, gdybym zgwałcił Pańską wnuczkę, a potem mówił jej jak ma wychowywać moje dziecko. Proszę się zastanowić o jakiej sytuacji Pan myślał pisząc to zdanie, a o jakich Pan nie pomyślał.

W tym przypadku – oboje nie mają prawa skazywać swego dziecka na śmierć – niezależnie od tego, czy dziecko znajduje się wewnątrz czy na zewnątrz łona matki.

To jest czysta demagogia. Dziecko jest to mały człowiek, czyli organizm po urodzeniu. Płód jest płodem, a nie dzieckiem. Proszę używać słów we właściwym im sensie, a nie w nowomowie obrońców życia niedorobionego. :)

Np. facet namawiający kobietę do aborcji jest dla mnie równie winny, co kobieta, która poddała się skrobance.

Tu się zgadzamy, czyli należy dostrzegać nie tylko wykonawcę lecz także inspiratora. Niemniej cena którą płaci kobieta jest zupełnie inna nawet jeśli czyn jest poddany penalizacji i oboje zostaną uznani winnymi złamania prawa.

pozdrawiam

Gadający Grzyb

Ja również


Coś ci się pozajączkowało.

Ja również

Gadający Grzyb

Jerzy Maciejowski

Achtung! Mamy już dwa Gadające Grzyby!


Panie Gadający Grzybie!

GadajacyGrzyb

Jerzy Maciejowski

jjmaciejowski

Jeśli ciężarna kobieta jeździ konno to poronienie jest naturalne czy sztuczne? Jest Pan pewny, że jest Pan w stanie rozróżnić bez wtargnięcia w psychikę kobiety?

To jest takie ćwiczenie intelektualne dla zbyt pewnych swoich racji zwolenników zamordyzmu w imię obrony starców nienarodzonych! Proszę pomyśleć. :)

Pozdrawiam

Jeśli już wie, że jest w ciąży i dla czystej rozrywki decyduje się na hippikę, to sprawa jest analogiczna do kobiety, która w ciąży pije, pali,czy zażywa narkotyki.
Co innego życiowa konieczność, gdy np. nie ma innych środków transportu a trzeba gdzieś się przemieścić. To kwestia obiektywnie zaistniałych okoliczności a nie żadnej “psychiki”.

pozdrawiam

Gadający Grzyb

Są dwie możliwości. Nie rozumie Pan problemu i wtedy szkoda męczyć klawiaturę lub głupio Panu napisać, że nie ma Pan racji i tą wykrętną odpowiedzią, pośrednio przyznaje się Pan do braku argumentów. Ponieważ ma Pan bardzo przenikliwe teksty, zakładam, że mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem.

Powtórzę to, co już kiedyś pisałem. Znam wszystkie argumenty zwolenników życia niedorobionego i wiem, że są bardzo proste do obalenia. Dlatego nie będę się rozwodził i dobijał leżącego.

Pozdrawiam


Panie Gadający Grzybie!

GadajacyGrzyb

Magia
Ok, zatem przykład Jerzego Maciejowskiego z jazdą konną był nietrafiony, a ja tego nie wychwyciłem – chyba, że chodziło mu o jazdę “po brytyjsku” :) Pytanie, jakiego stylu uczy się w większości szkółek jeździeckich – ba ja, przyznaję, na koniu siedziałem może ze dwa razy.

pozdrawiam

Gadający Grzyb

Nie wiem co napisała Panu pani Magia, ponieważ jakiś czas temu obiecałem jej ignorować jej komentarze, a słowa danego staram się dotrzymywać, niemniej jest niesamowita. Wiedza pokoleń lekarzy jest przy pani Magi niczym Pikuś bo ona wie, że jazda konna nie powoduje poronienia. Ponieważ pani Magia ma dyplom, a nawet wiele dyplomów, więc zapewne przeprowadziła stosowne badania, by podważyć ten przesąd, iż wstrząsy mogą mieć cokolwiek wspólnego z poronieniem. Może pani Magia zetknęła się z jakąś „ekspertyzą” napisaną dla towarzystwa ubezpieczeniowego, które takim sposobem chciało się wykręcić od wypłacenia odszkodowania. Bo chyba nie powołuje się na swoją znajomą, której nie udało się w ten sposób wywołać poronienia. To by było takie nieprofesjonalne!

A tak poważnie, to wystarczy wziąć dowolny poradnik dla ciężarnych i sprawdzić, czy hippika jest wśród aktywności zalecanych… (Współczesne wydawnictwa mogą pisać o jeździe na motorze.)

Pozdrawiam


Bardzo przepraszam, spadłam z krzesła. Od śmiechu.

Kiedy przeczytałam ostatnie pouczenia Grzyba przez omnipotentnego psychologa Maciejowskiego.

Skojarzenie było jednoznaczne. A nawet “Misiowe”.

Grzyb (kierowca): – Wczoraj jechałem tędy, tych domów jeszcze nie było.

Maciejowski, czyli milicjant o kryptonimie “szczupak”: – Tak mówicie? A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka!

Grzyb: – Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu?

Maciejowski: – Halo, tu „Brzoza”, tu „Brzoza”! Źle cię słyszę! Powtarzam, powiedział, że matka siedzi z tyłu… „Matka siedzi z tyłu!” Tak powiedział!

No! A teraz wszystkie konie łby pospuszczać. Czy konie mnie słyszą?!


Pani Pino!

Pino

Coś ci się pozajączkowało

Ja również

Gadający Grzyb

Jerzy Maciejowski

Achtung! Mamy już dwa Gadające Grzyby!

Każdemu może się zdarzyć…
Dziękuję, już poprawiłem.

Pozdrawiam


Za późno,

teraz już zawsze będziesz podejrzany, gdy, ubrany w brązowy kapelusz, zechcesz przechadzać się krakowskim Rynkiem.


Pani Pino!

To już nawet po rynku nie mogę sobie spokojnie pochodzić?

Skąd ja wezmę brązowy kapelusz?

Wybaczy Pani!


Ależ możesz,

na tym rynku to przecież same Grzyby, Tajni Radcy, turyści i weseli studenci.

(Sprawdzić, czy nie prof. Andrzej Nowak walczący o Wolne Media na czele rozentuzjazmowanych, machających tłumów.)


Jerzy Maciejowski

“Nie sądzę by upierał się Pan przy nim, gdybym zgwałcił Pańską wnuczkę, a potem mówił jej jak ma wychowywać moje dziecko.”
Ucieka Pan w jakieś aberracyjne ekstrema – ja piszę o typowych sytuacjach życiowych, a nie o przestępstwach. Wywodzi Pan dyskusję na manowce mnożąc wydumane (jazda konna) lub skrajne przykłady (gwałt) – i to byłoby tyle jeśli chodzi o to Pańskie “obalanie”. Pół litra Pan obalił, a nie argumenty “pro life”.

“Dziecko jest to mały człowiek, czyli organizm po urodzeniu. Płód jest płodem, a nie dzieckiem.” – bo co, bo pan Maciejowski tak powiedział? Z życiem ludzkim mamy do czynienia od momentu zapłodnienia (pełen zestaw chromosomów, genotyp ojca i matki) – cała reszta to jest właśnie demagogia, polegająca na arbitralnym ustalaniu od kiedy zaczyna się człowiek. Dla Pana jest to moment urodzenia, dla kogo innego – inna cezura, a dla “etyków” z tekstu momentem jest osiągnięcie samoświadomości, czyli – nieświadomego noworodka można uśmiercić. Powtarzam – póki co nie obalił Pan żadnego argumentu “pro life”

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

GadajacyGrzyb

Jerzy Maciejowski
“Nie sądzę by upierał się Pan przy nim, gdybym zgwałcił Pańską wnuczkę, a potem mówił jej jak ma wychowywać moje dziecko.”
Ucieka Pan w jakieś aberracyjne ekstrema – ja piszę o typowych sytuacjach życiowych, a nie o przestępstwach. Wywodzi Pan dyskusję na manowce mnożąc wydumane (jazda konna) lub skrajne przykłady (gwałt) – i to byłoby tyle jeśli chodzi o to Pańskie “obalanie”. Pół litra Pan obalił, a nie argumenty “pro life”.

Pan ucieka od odpowiedzi na proste pytania. Tak się składa, że jedna z moich krewnych „przejeździła swoje dzieci konno” jak jej powiedział lekarz. Zatem nie jest to niemożliwe ani aberracją. Z kolei moja znajoma testowała możliwość donoszenia ciąży przy intensywnym jeżdżeniu na motorze. Te działania oddziela jakieś 50 lat, ale ludzie przez ten czas się nie zmienili.
Pan nie chce powiedzieć o swoim stosunku do „zięcia”, który gwałtem zapłodnił Pańską córkę/wnuczkę. Może Pan nie ma dzieci albo nie ma współczucia dla nich. Ja bym mu obciął jaja, a nie pozwolił na zajmowanie się moim wnuczęciem czy prawnuczęciem, o ile córka/wnuczka by się zdecydowała je urodzić. Pan powiewa białą flagą nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

“Dziecko jest to mały człowiek, czyli organizm po urodzeniu. Płód jest płodem, a nie dzieckiem.” – bo co, bo pan Maciejowski tak powiedział?

Nie bo znam zasady języka polskiego. Jeśli jakieś słowo od 1000 lat coś oznacza, a ostatnio jacyś nawiedzeni zaczynają je stosować w swoim znaczeniu, to ja nie muszę się do tego bełkotu dostosowywać. Różnica pomiędzy płodem a dzieckiem jest większa niż pomiędzy dzieckiem a człowiekiem dojrzałym. Mimo to nie nazywa Pan siebie przerośniętym dzieckiem ani dziecka niedojrzałym dorosłym. To jest elementarne…

Z życiem ludzkim mamy do czynienia od momentu zapłodnienia (pełen zestaw chromosomów, genotyp ojca i matki) – cała reszta to jest właśnie demagogia, polegająca na arbitralnym ustalaniu od kiedy zaczyna się człowiek.

Pełny zestaw chromosomów, to ja, jak i Pan wyrzucamy do śmieci każdego dnia. Zatem jako argument za specjalnością zygoty jest kiepski. Jeśli zaś Pan doda, że zapomniał Pan o niepowtarzalności tego zestawu chromosomów (choć chyba chodzi tu o geny), to zgadza się Pan na eliminowanie płodów z ciąż wielorakich, bo one już nie są niepowtarzalne. Tak się to ma z Pańskimi „argumentami”. Są funta kłaków warte, pomimo to, że Panu wydaje się inaczej. Moment urodzenia, to przejście z trybu pasożyta do trybu zwierzęcia wszystkożernego. Zna Pan większą zmianę w rozwoju życia (znaczy organizmu)?

Dla Pana jest to moment urodzenia, dla kogo innego – inna cezura, a dla “etyków” z tekstu momentem jest osiągnięcie samoświadomości, czyli – nieświadomego noworodka można uśmiercić. Powtarzam – póki co nie obalił Pan żadnego argumentu “pro life”

pozdrawiam

Gadający Grzyb

To, że Pan nie zauważył, iż jakiś argument jest obalony, to nie znaczy, że go Pan obronił. Na razie jest 2:0 dla mnie. 1. Nie potrafi Pan pokazać, od jakiego momentu mamy do czynienia z poronieniem sztucznym, a do jakiego z poronieniem naturalnym. 2. Pańskie przekonanie, że komórka z pełnym zestawem genów/chromosomów, to to samo co człowiek jest tak śmieszne, że trudno poważnie traktować kogoś głoszącego takie twierdzenia.
Jak chce Pan usłyszeć dlaczego inne argumenty obrońców „życia niedorobionego” są bez sensu, to proszę je rzucać. Chętnie wykażę, że odpowiedzialnie podałem informację, iż obalę każdy z nich. :)


Jerzy Maciejowski

1) Rany gościa… Jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu, to mamy do czynienia z przestępstwem i normalne, że gwałciciel nie może mieć wpływu na wychowanie dziecka, tylko siedzieć w więzieniu. Natomiast co do samej ciąży – dziecko ma prawo się urodzić niezależnie od metody poczęcia. Zawsze można zrzec się praw rodzicielskich i oddać dziecko do adopcji. Jest wiele bezdzietnych par, które czekają na adopcję dziecka.

2) W ciągu 1000 lat nauka zrobiła pewien postęp… 1000 lat temu nie wiedziano o istnieniu genów i chromosomów. To, że coś utrwaliło się w warstwie językowej, nie oznacza, że oddaje rzeczywistość. Ucieka Pan w semantykę i czczy formalizm.

3) “Zna Pan większą zmianę w rozwoju życia (znaczy organizmu)?” – tak, znam. To moment zapłodnienia,czyli zyskania pełnego genotypu. Cała reszta to didaskalia. Aha, nigdzie nie piszę o “niepowtarzalności”,proszę nie manipulować.

4) Powiedziałem, że się nie zgodzimy. Pan “wie” swoje, a ja swoje. A o poronieniu pisałem wyczerpująco,nie będę się powtarzał.

3:0 dla mnie, co by Pan nie gadał.

Kończę dyskusję, bo będziemy się już tylko powtarzać.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


WYJDŹ

“Natomiast co do samej ciąży – dziecko ma prawo się urodzić niezależnie od metody poczęcia. Zawsze można zrzec się praw rodzicielskich i oddać dziecko do adopcji. Jest wiele bezdzietnych par, które czekają na adopcję dziecka.”

ALBO PÓJDĘ NA RYDZE, OSZCZEGAM


Panie Gadający Grzybie!

GadajacyGrzyb

Jerzy Maciejowski
1) Rany gościa… Jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu, to mamy do czynienia z przestępstwem i normalne, że gwałciciel nie może mieć wpływu na wychowanie dziecka, tylko siedzieć w więzieniu. Natomiast co do samej ciąży – dziecko ma prawo się urodzić niezależnie od metody poczęcia. Zawsze można zrzec się praw rodzicielskich i oddać dziecko do adopcji. Jest wiele bezdzietnych par, które czekają na adopcję dziecka.

Jak Pan to dziecko z gwałtu urodzi, to jest to Pańskie prawo. Natomiast jak chce Pan zmuszać moją kobietę do rodzenia Pańskiego dziecka, bo Pan nie umiał wyhamować swoich popędów, to moją odpowiedzią będzie brona w plecy. Wara Panu od brzucha mojej kobiety! A Pańskie przekonanie, że bycie skazanym, to automatyczne pozbawienie praw rodzicielskich jest rozkosznie naiwne. Zatem nadal punkt dla mnie.

2) W ciągu 1000 lat nauka zrobiła pewien postęp… 1000 lat temu nie wiedziano o istnieniu genów i chromosomów. To, że coś utrwaliło się w warstwie językowej, nie oznacza, że oddaje rzeczywistość. Ucieka Pan w semantykę i czczy formalizm.

To, że od paru lat zaczęto coś inaczej nazywać, nie znaczy, że natura tego czegoś uległa zmianie. Zatem nie obalił Pan moich argumentów, więc nadal punkt dla mnie. (O genach będzie poniżej)

3) “Zna Pan większą zmianę w rozwoju życia (znaczy organizmu)?” – tak, znam. To moment zapłodnienia, czyli zyskania pełnego genotypu. Cała reszta to didaskalia. Aha, nigdzie nie piszę o “niepowtarzalności”,proszę nie manipulować.

Niepowtarzalność wzięła się stąd, że z reguły obrońcy życia niedorobionego na nią wskazują. Przy każdym podziale komórki (z wyjątkiem komórek rozrodczych) komórka uzyskuje pełny zestaw genów (genotyp?), a Pan takich „człowieków” zrzuca tysiącami w postaci złuszczonego naskórka. Zatem zero wyjątkowości. :) Punk dla mnie. Trzeci.

4) Powiedziałem, że się nie zgodzimy. Pan “wie” swoje, a ja swoje. A o poronieniu pisałem wyczerpująco,nie będę się powtarzał.

Gdyby miał Pan argumenty, a nie przekonanie, to byśmy się dogadali. Gdy pani Pino pisze mi, że użyłem złego przypadku, to nie dyskutuję z nią, tylko czapkuję, bo ma rację. Pan mi powtarza swoje wyznanie wiary, z totalitaryzmem w tle i ma Pan oczekiwanie, że przyjmę to jak prawdę od Boga. No nie da się…

3:0 dla mnie, co by Pan nie gadał.

To jest klasyczny przykład myślenia życzeniowego.

Kończę dyskusję, bo będziemy się już tylko powtarzać.

Jeśli rzeczywiście ma Pan świadomość braku argumentów, to może lepiej się do tego przyznać. Byłoby elegancko oddać przeciwnikowi co zwycięzcy. :) A jak nie, to pewnie znowu się spotkamy…

pozdrawiam

Gadający Grzyb

Ja również Pana pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

“Jak Pan to dziecko z gwałtu urodzi, to jest to Pańskie prawo. Natomiast jak chce Pan zmuszać moją kobietę do rodzenia Pańskiego dziecka, bo Pan nie umiał wyhamować swoich popędów, to moją odpowiedzią będzie brona w plecy. Wara Panu od brzucha mojej kobiety! A Pańskie przekonanie, że bycie skazanym, to automatyczne pozbawienie praw rodzicielskich jest rozkosznie naiwne. Zatem nadal punkt dla mnie.” – Co to ma k..wa być?! Wyraźnie napisałem, że gwałciciel nie ma żadnych praw do dziecka. Natomiast dziecko skoro zostało poczęte staje się osobnym podmiotem z prawem do życia.

I jeszcze to:
“Pan takich „człowieków” zrzuca tysiącami w postaci złuszczonego naskórka” – jeśli nie widzisz różnicy między naskórkiem (geny jednej osoby) a poczętym dzieckiem (geny dwojga osób) to radzę wrócić do podstawówki.

Generalnie:
Daruj pan sobie te cienkie manipulacyjki. Koniec rozmowy.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

GadajacyGrzyb

Jerzy Maciejowski
“Jak Pan to dziecko z gwałtu urodzi, to jest to Pańskie prawo. Natomiast jak chce Pan zmuszać moją kobietę do rodzenia Pańskiego dziecka, bo Pan nie umiał wyhamować swoich popędów, to moją odpowiedzią będzie brona w plecy. Wara Panu od brzucha mojej kobiety! A Pańskie przekonanie, że bycie skazanym, to automatyczne pozbawienie praw rodzicielskich jest rozkosznie naiwne. Zatem nadal punkt dla mnie.” – Co to ma k..wa być?! Wyraźnie napisałem, że gwałciciel nie ma żadnych praw do dziecka. Natomiast dziecko skoro zostało poczęte staje się osobnym podmiotem z prawem do życia.

Według Pana gwałciciel nie ma prawa, ale według kodeksu rodzinnego jest tatusiem. A tatuś swoje prawa ma, chyba, że sądownie zostanie ich pozbawiony. :) To nie dzieje się z automatu, więc warto się zastanowić za czym się optuje.

I jeszcze to:
“Pan takich „człowieków” zrzuca tysiącami w postaci złuszczonego naskórka” – jeśli nie widzisz różnicy między naskórkiem (geny jednej osoby) a poczętym dzieckiem (geny dwojga osób) to radzę wrócić do podstawówki.

Czy Pan sądzi, że moja zygota miała geny dwóch osób a ja mam geny jednej osoby? No chyba coś Pan przeszarżował. Ja nadal mam połowę genów po mamie i połowę po tacie. Tak jak moja zygota miała komplet moich genów, co ma stanowić argument za traktowaniem jej jak człowieka. Zatem argument o genach dwóch osób a nie jednej świadczy o braku zrozumienia tematu. Przykro. Jak tak dalej pójdzie, to pewnie przestanę odpowiadać na Pańskie „argumenty” bo ich poziom jest zastraszająco bliski poziomu morza.

Generalnie:
Daruj pan sobie te cienkie manipulacyjki. Koniec rozmowy.

Od manipulowania są obrońcy życia niedorobionego. Ja jestem od nazywania rzeczy po imieniu, nawet gdy się to komuś nie podoba…

pozdrawiam

Gadający Grzyb

I vivce versa


“Czy Pan sądzi, że moja

“Czy Pan sądzi, że moja zygota miała geny dwóch osób a ja mam geny jednej osoby? No chyba coś Pan przeszarżował.”

Nie rżnij głupa – złuszczony naskórek nie jest nowym życiem, a zygota – tak. Game Over.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Pierwszy raz słyszę, by nowość była argumentem na rzecz życia niedorobionego. Noworodek jest nową jakością. Game over…

Argument genetyczny wygrany przeze mnie. (Jeśli wirus zaatakuje moją skórę, to złuszczać się może nowy zestaw genów…)

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość