Surinam jest jak Kruidvat

- Surinam jest jak Kruidvat – Powiedziała pani Bommelje, stawiając filiżanki na stole. Znajdziesz tam Chińczyków, Indonezyjczyków, i Żydów, ludzi z Indii i Afryki a wszyscy razem wymieszani jak kluski w zupie.

Pokój wypełnił się aromatem świeżej kawy a ja myślałam o tym, że dla mnie ten kraj to juz wystarczający Surinam.

Uwielbiam słuchać opowieści pani Bommelje o jej pracy psychologa, o doświadczeniach z wojny i o tym jak przeżyła jedząc bulwy tulipanów i obierki od ziemniaków, oraz o klubie emerytowanych miłośników Taj- Chi, do którego należy.

Mąż pani Bommelje jest właścicielem wydawnictwa w MUMU i każdą wolna minutę spędza zagrzebany po uszy w papierach, tłumacząc teksty i robiąc korekty. Nie wiem jak on te teksty sprawdzał, bo wzrok pana Bommelje był juz nie ten, co kiedyś. Podobno nie widzi nawet, co dzieje się przed maską jego samochodu, ale ponieważ trasę do pracy zna na pamięć, codziennie jeździ do biura po godzinach szczytu.

Piękny, stary dom państwa Bommelje położony jest w alei otaczającej Park Wilhelminy. Kiedyś mieszkali tu wpływowi mieszkańcy i wysoko postawieni urzędnicy. Wnętrze domu państw Bommelje ozdabiają pamiątki ze wszystkich krajów świata: indonezyjskie smoki i naczynia z miedzi, srebrne tace, drewniane figurki i posążki z Grecji, Turcji i Afryki i innych czarownych miejsc. W małych rzeźbionych szkatułkach i pudełeczkach pani Bommelje przechowuje skarby w postaci niezliczonej ilości igieł, koronek, guzików i skrawków materiału.

Przede wszystkim jednak, dom wypchany jest książkami. Każdą najmniejszą wolną przestrzeń wypełniają półki z pożółkłymi i nierzadko zabytkowymi juz tomiskami. Nawet w schowku tuz nad schodami można znaleźć biografię Mozarta i Schuberta a w piwniczce -stary atlas anatomiczny.

Ksiązki właśnie były powodem, dla którego państwo Bommelje nigdy nie przenieśli się do mniejszego domu. Nawet ich synowie nie umieli przekonać rodziców do zamiany ogromnego domu na małe przytulne mieszkanko. No, bo przecież, kto zajmie się książkami?

Pani Bommelje była bardzo żywiołowa i lubiła robić rzeczy po swojemu. Przy herbatce zazwyczaj utyskiwała na obowiązki domowe. Twierdziła na przykład, że bycie gospodynią domową to najgłupsza rzecz pod słońcem i ze wszytko to nudne błędne kolo zbędnych czynności, których i tak nikt nie docenia i nie zauważa.

Gdy tylko wychodziłam z pokoju natychmiast zapałała papierosa i przez dłuższy czas nie miałam pojęcia, że pomimo swych 84 lat wciąż popala w ukryciu jak nastolatka. Gdy raz nakryłam ja przez przypadek szybko zdusiła niedopałek i nie patrząc mi w oczy złapała za pudełeczko z miętówkami – Cukiereczka!?

Najbardziej lubiłam jednak opowieści Pani Bommelje, na przykład historię o pewnej znajomej, która poślubiwszy Chińczyka pojechała z nim do Surinamu.

- Zamieszkali na chińskiej ulicy, na której mieszkali również bracia i siostry tego Chińczyka. Wszyscy byli lekarzami, był wiec tam specjalista od uszu, od chorób dziecięcych, był też i ortopeda. Zgodnie z tradycjami chińskiej kultury wszystkie zarobione pieniądze oddawali swej chińskiej babce, która pełniła funkcje głowy rodziny i trzymała wszystkich żelazną ręką. To dopiero była kobitka!- podsumowała kiedyś pani Bommelje.

- To w Surinamie mieszkają Chińczycy? -zapytałam zdziwiona.

- Surinam jest jak Kruidvat- Odpowiedziała pani Bommelje

————————————————————-

Gwoli wyjaśnienia, otóż Kruidvat to sieć drogerii…albo przynajmniej od drogerii sie zaczęło, bo obecnie można tam kupic praktycznie wszytsko począwszy od dmuchanych materacy, cukierków i kolorowanek, przez wlochate poduszki i płyn do prania, na drewnianym domku dla ptaków kończąc.

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

O, jaki sympatyczny tekst

niespodziewanie tak się pojawił:)

Pozdrawiam (acz niestety nie z Surinamu) i czekam na więcej.


Chyba prosto

z Holandii?
Prawda?


Cześć Aga

No patrzcie mili moi, co to się dzieje!
Są jednak znaczące korzyści z twittera, panie Grzesiu
Się cieszę!

Wspólny blog I & J


To widać, że

ekipa z Holandii na TXT silnie obecna, Banan, teraz Aga Kwiat, jeszcze panie Ustronna i Lejda proszone są o pojawienie się czasem:)


A ja naprzeciw

Twytera nic nie mam, nawet was tam podczytuję wszystkich w miarę regularnie, tylko jakoś to medium nie jest dla mnie ciekawe za bardzo.


:)

Wypadaloby sie przywitac, a wiec tak po staropolsku “Witajcie TXTowicze!” i dziekuje za cieple przyjecie :)

@ Jacek Jarecki Ja tez sie ciesze, ze tu trafilam!

@ Igla- prosto z samego serowego centrm , z Utrechtu! (Chociaz technicznie ser to w Goudzie)

@ Grzes – To jest nas wiecej? Twitek fajny jest ale u mnie to falami… albo off albo online ;)

Pozdrawiam


No nas, to nie, prędzej was:)

bo ja to na prowincji w POlszcze się znajduję, ale Ustronna i Banan to z Holandii nadają:) (znaczy Ustronna wzięła się i znikneła dawno temu, więc nie wiem, gdzie ona)

A twitter to mnie osobiście nudzi w sumie właściwie.


Jakich znowu was?Chyba jednak nas(przynajmniej z mojej strony;)

Na prowincje polska w okolice Wroclawia wybiearm sie juz za kilka tygodni i czekam z utesknieniem za wsia spokojna… i wesola (z okazji chrzcin czy imienin sasiadki). I pagorek polski tez by sie zdal, bo tu (tam?) plasko niemilosiernie, ze az krowy pasywnieja…

A Ustronna moze juz wrocila? Banana zas “trawie”... po kawalku :)

Czasem przez dlugi czas w ogole nie zagladam na Twittka ale musze przyznac, ze udalo mi sie nawiazac kilka bardzo interesujacych Twitto-znajomosci, szczegolnie w swiatku blogerskim. Przydatne wszak to narzedzie i pozyteczne.

Grzes, ty tu gospodarzem jestes? :)


E, ja tylko skromny blogier i blagier (acz nadaktywny ) żem,

nie żaden gospodarz.

Pozdrówka.


Witaj Aga

Niech Ci będzie dobrze na txt. :)

Pani Bommelje wydaje się kobietą inspirującą do opowieści.

Pozdrowienia.


Ale , ale...skromny to ty nie badz

bo cichaczem oprocz banana jest jeszcze duuuzo do trawienia… sorry Winnetu padlo na ciebie :) ( nie bede ci smolic ale powiem, ze sie podoba)


@ Gretchen

Uwielbiam sluchac ludzi, ktorzy naprawde maja cos do powiedzenia. ( W sumie po to tu jestem).

Dziekuje i do przeczytania!


Aga

Bardzo proszę :)

Dodam jeszcze, że mi się już nie chce (albo chce coraz mniej) słuchać tych, którzy nic do powiedzenia nie mają. Choć niewątpliwie nauka z tego płynie wielka.

Do przeczytania.


Witaj Ago :)

Czytając takie teksty, jak Twój, odpoczywam.

Dziękuję.


Witaj Magio :)

Wlasnie odkrywam TXT m.in. przeczesujac gorace dyskuje i dysputy…

Tu w Holandii zadko kto sie ekscytuje zazarta wymiana zdan. Jak to Banan ladnie ujal w sowim statnim poscie Holendrzy kochaja swoj “swiety spokoj”, (dodam jeszcze ogrodek i czyste okna) wiec moze troche sie “podostrze” tutaj.

Pozdrawiam.


Znaczy,

sądzi pani spotkać tu chińskiego surinamczyka z dredami palącego marychę o ksywce Banana?


Igła

Wstaw jakiś przecinek, bo nie wytrzymam. :)


Znaczy

...parafrazując L.Pank “wszystko się może zdarzyć” :)

Taka specjalnie czepiająca się szczegółów wyglądu zewnętrznego to ja nie jestem. A kolega Banan w końcu się sam ujawni i objawi tak czy inaczej.

I proszę mi tu bez pań.


Aga

To chyba cytując Anitę Lipnicką? :)

Banan nie ma dredów, to jest uwidocznione na zdjęciu przyblogowym.

Od siebie dodam, że ja jestem z tych czepiających się. Różnych rzeczy, ale zewnetrznych też.

Idę znaleźć ujście dla mojego dziwacznego nastroju, tylko dokąd iść?

:)


Gre,

pewnie na twój nastrój nie pasuje:), ale możesz iść do Midy wspomóc mnie w słusznej walce z jej słuszną walką:), he, he.

Tyż bredzę, bo spać muszem iść i w ogóle dziwnymi rzeczami muszę się zajmować jutro:(

Pozdrawiam dobronocnie.


@ Gretchen :)

A przepraszam a Marchewkowe Pole to pies?

Zdjęcie widzialam. Wydaje mi się, że to trochę niekulturalnie tak ciagle o nieobecnym więc już ten temat zakończę...zgrabnie i gładko. (heh)

Widzę, ze humor iście szmpański. Proponuję rundkę dookoła budynku. ;)


Grzesiu

Po pierwsze to tekst Twój miał się pojawić, a nie widzę i mówisz o spaniu. Niech Ci będzie.

Walka o cokolwiek nadzwyczaj słusznego, wcale nie pasuje do mojego nastroju, jak sam zauważyłeś. :)

Ja sobie fruwam, walczyć mi się nie chce. Pośpiewałabym.

Pozdrowienia.


Aga

Marchewka to żadną miarą nie pies.
Sama pisałam tekst o marchewce, to wiem. Niczym ekspert, czy jak. :)

Rundka to pomysł dobry, tylko w moich okolicznościach przyrody i zgodnie z planem zagospodarowania terenu, musiałabym przebiec cały kwartał ulic. Wymyślę może coś innego? Tylko co?

:)


Eeee, tekst nadejdzie jutro, może dwa nawet?

Oba wymagają czasu i dopracowania/przepracowania, a poza tym powinienem się do wyjazdu szykować czwartkowego a nie na TXT różności wypisywać.

Śpiewaj:)


@ Gretchen :)

Może o Marchewce pośpiewaj ?

Gretchen, Grześ
Dobranoc i kolorowych snów!


Grzesiu

Zaśpiewałam :)
Dzięki.

Na teksty poczekam, cóż czynić?

Czy w czwartek jedziesz tam, gdzie ja jadę w piątek? Hę?


Aga

Dobrej nocy :)


Gre,

co do tekstów, to sam nie wiem czy nadejdą:)

A w czwartek jadem do tegoż samego kraju , ale nie do stolycy, tylko trochę bardziej na Zachód.

Więc się nie spotkamy:(,
mam nadzieję, że relację aus Berlin:0 za to jakąś wyrychtujesz bo sam nigdy nie byłem.


Grzes

Nie kombinuj, tylko wrzucaj te teksty.


No tak, namawiałyście mnie do pisania

i o te teksty się szanowne panie Ago&Gretchen upominałyście.
Posłuchałem ja naiwny.
Prawie tekst już kończyłem, zająłem się cyzm innym, przez pomyłke se okienko z TXT i z tekstem zamknąłem i mi przepadł:(

Buuu, i co teraz?

A poza tym jak wszystko przez kobiety:)


@Grześ

Jak to co? Napiszesz inaczej, może nawet lepiej. Jak to z życiu bywa jak sie coś spieprzy…trzeba zaczac od poczatku, ot i tyle. :))

I prosze mi tu bez prowokacji ;)


Nom napisał inaczej

ale tak sobie, ale z tekstem o moim ulubionym clownie się juz nie wyrobię:(

P.S. To nie prowokacja, to czysta prawda:)


Panie Grzesiu!

Jest „tyz prowda”, „świnto prowda” i „g…no prowda”, zgodnie z typologią ludową upowszechnioną przez Józefa Tischnera. Do której z tych kategorii należy Pańska „czysta prawda”?

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

“czysta prawda” to kategoria polityczna cos jak samo dobro, “genetyczny patriota”, “prawdziwy Polak” itd

Jest więc to najwyższa forma prawdy:)
Prawda najprawdziwsza.

I tego sie będę trzymał.

A w ogóle, ja panu nie przerywałem, jak juz o polityce gadamy:)


Panie Grzesiu!

A gdzie ja Panu przerwałem?

Przy okazji rozumiem, że chodzi o coś w rodzaju „świntom prowdy”. Też dobrze.

Pozdrawiam


Ago,

pewnie wiesz, a ja zapomniałem; w okolicach Vlouten znajduje się zameczek, który opisałem u siebie, w komentarzu do Magii.
Jakbyś mi przypomniała jak nazywa się ta miejscowość, byłbym wdzięczny.

Pozdrawiam serdecznie


@ Yassa

Nie kojarze miejscowosci Vlouten i nie moge znalesc jej na mapie… (moze chodzi ci o Vleuten?). Niedaleko Vleuten znajduje sie Kasteel de Haar.

Byloby mi latwiej sprawdzic, gdybys podal tytul postu Magii albo przynajmniej miesiac w ktorym opisales rzeczony zameczek. :)
Staram sie czytac archiwa … ale jeszcze nie znam ich na pamiec…. ;)


Ago,

jasne, że Vleuten, bo to przecież w Twoich regionach.
Coś mi się źle napisało, przepraszam.:)

Tak, chodziło mi o Kasteel de Haar- dziękuję serdecznie.

Pozdrawiam


@ Yassa

:) I jak wrażenia?

Niestety chwilowo porzuciłam poszukiwania opisu a chętnie sobie poczytam, bo to rzeczywiście po sąsiedzku.


Ago,

wrażenia? no, niesamowite…choć zamek kojarzę jak przez mglę, bo zwiedzałem go w odległych czasach, gdy palenie nie było jeszcze szkodliwe.

A wyglądało to tak;
Snując się po Hoog Catharijne, zwróciłem uwagę na śliczna dziewczynę, inną niż jej standardowe rodaczki: wyrośnięte, rumiane i masywne, jak genetyczne zmutowane marchwie bez smaku.
Ta zaś była filigranowa, szczupła i nieźle zakręcona(to okazało się później), jak marchewka z ogródka mojej babci.:)

Kiedy po jakimś czasie wsiadłem do pociągu, spostrzegłem, że ona już tam była i z małpią zręcznością skręcała sobie sobie pecika.
Szczęśliwie i banalnie okazało się nie miała żaru(tylko w sensie dosłownym). Skorzystałem więc z okazji i niezwykle szarmancko zaoferowałem swój ogień(też w sensie dosłownym).
Tak szarmancko, że szarm mój zaowocował częstymi wizytami w wielopokoleniowym domu we Vleuten.

Jej dziadek, tata i brat patrzyli na mnie z pobłażaniem, jak na dziwaka.

Natomiast mama i babcia, zwłaszcza babcia, były oczarowane moim moheryzmem; podaniem płaszcza, przepuszczeniem w drzwiach, przysunięciem krzesła i takimi tam reliktami…
Prawdziwym hitem okazało się pocałowanie starszej pani w dłoń.:)
Uważały mnie więc za jakiegoś ubiegłowiecznego błękitno-krwistego.

A jako że kuzyn babci pracował w Kasteel de Haar, postanowiły zrobić mi przyjemność i pokazać jak się sprawy mają z ichniejszą arystokracją.

Aby nie stracić w nederlandzkich oczach, gdy dowiedziałem się, że zamek należy po kądzieli do Rothschildów i odrestaurowany został z ich bankierskiej kasy, nieomieszkałem z lekkim lekceważeniem wydąć swą habsburską wargę.:)
Ale pojechałem.
Dobrze zrobiłem, bo po latach ta wizyta posłużyła mi jako argument w TXT dyskusji:

http://tekstowisko.com/comment/628285/Magio

Wiem, że zamek jest też okresowo publicznie dostępny, więc jeśli tam byłaś, to napisz czy wiele nałgałem.:)

Pozdrawiam serdecznie


Pieknie…musze sie

Pieknie…musze sie koniecznie wybrac i kto wie , moze nawet poznam kogos po drodze :)

Przeczytalam Twoj komentarz.
Naprawdę istotne jest zatem, wszystko, co jest wymierne i da się oszacować. Reszta to jakieś, nie z tego pięknego świata trujące miazmaty.

Nie wiem, czy dobrze zrozumialam ale jesli rozumiem choc troche to mysle, ze kluczem w zrozumieniu kultury niderlandzkiej jest kalwinizm. Kalwin odegral duza role w ksztaltowaniu sie spoleczenstwa i choc dzis kosciol w NL nie gra wiekszej roli ( ponad 50 % populacji deklaruje sie bezwyznaniowacmi) to jednak pozostalo im:

- Szanowac kazdy grosz i walczyc o pieniadz, ktory mozna zarobic

- Posiadanie i gromadzenie pieniedzy nie jest zle!!!

- Gdy posadzonym o bogactwo – zaprzeczyc.

- Zawsze twierdzic, ze jest sie biednym.


Subskrybuj zawartość